Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą Danuta goni tęczę

Danuta goni tęczę.

  Danuta goni tęczę                     niebo opuszcza się na podwórko szarfą kolorowych neonów żeby zareklamować deszcz. Danuta sama sobie podaje chusteczkę gdy wzrusza ją pieśń wróbli tańczących nad brudną miską napełnioną deszczówką.   Danuta goni tęczę. wierzy że po drugiej stronie spotka ptaka o ludzkiej twarzy. trzepot jego białych skrzydeł rozproszy wszystkie zmarszczki z jej czoła. we wnętrzu tęczy zobaczy siebie taką o jakiej marzyła.   będzie pijana kolorami jak tańcząca pszczoła której skrzydełka zzieleniały od nadmiaru adrenaliny. gdy anioły czyszczą piórka w kałużach licząc krople rosy   na porannych łąkach. zbierają nektar z kwiatów do plastikowych pudełek po kremach do demakijażu. Danuta goni tęczę. wracając do domu będzie stąpać po wierzchołkach   drzew ostrożnie by nie poranić liści.

Danuta gotuje.

Danuta gotuje               pochyla napuchniętą od pary twarz nad garnkiem. wszystko w niej bulgocze. jest panną głupią. mieli ślinę w ustach. przegryza ją morduje jak swoją dawną miłość gorzką niczym kawa rozpuszczalna która wypłukuje magnez i wszystkie witaminy. para unosi się w górę niczym szary gołąb który zawsze wraca na swoje podwórko gdzie stado robaków wierci w dorodnej gruszce stając się jej nadzieniem. Danuta gotuje zupę. jest panną nieroztropną gaszącą wszystkie kaganki i palniki z gazem. dlatego znowu sama zasiądzie przy stole. jej oblubieniec zamknął przed nią wrota na wszystkie kłódki minionego uczucia. Danuta gotuje zupę.

Danuta rozmawia z wiatrem

Danuta rozmawia z wiatrem              specjalnie dla niego zapomniała bielizny. Danuta siedzi na łące. zamyka wiatr do mydlanych baniek. rozmawia z nim nie może jednak zebrać jego głosu w drżące dłonie. mówi dobranoc o świcie. wiatr zaniesie jej słowo na drugi koniec wioski. zamknie je w bańce śliny. położy tam gdzie leży jej martwy przyjaciel z dzieciństwa. żadne słowo już go nie skaleczy. wiatr hula tylko w górze nad jego grobem. Danuta rozmawia z wiatrem. widzi piasek na jego twarzach. wiatr ma ich wiele ale wszystkie noszą ślady łez. w ich oczach widzi to samo światło co w oczach księżyca który znów wyszedł zza chmur I przechadza się nie tracąc nerwów po niebie ubranym w poranne   mgły.

Danuta idzie do biblioteki

Danuta idzie do biblioteki               wysoki mur książek toruje jej drogę. czuje się bezbronna i lekka jak pyłek gotów by osiąść gdziekolwiek. tyle tu słów i światów zamkniętych w okładkach. Danuta goni litery.   ból radość doskonałość i upadek ludzi uwiezionych pomiędzy kartkami przytłaczają ją do podłogi. ciężko będzie unieść ich ciężar. dlatego drży ze strachu i podniecenia. czuje prąd w końcach paznokci. zmusza ją do dotykania jednej z okładek. kłania się pozostałym kiedy szepczą do niej. nie może odpowiedzieć na wszystkie wezwania. ich opowieści wyssałyby z niej wszystkie siły. dlatego musi wybrać jedną. poczuć jej ogień by móc płakać i śmiać się do łez. usiądzie niczym muszka owocówka pomiędzy drukiem. zamknie się w jego gąszczu by zniknąć z własnego życia aż do ostatniej strony. obieca to półkom a one cofną stalowe nogi by mogła odejść a potem znów tu powrócić.

Danuta idzie nocą do miasta.

Danuta idzie nocą do miasta.                                                 na ulicach upadli ludzie spacerują pod rękę z upadłymi aniołami. na wystawach sklepowych śpią manekiny. w ich nieruchomych źrenicach odbija się światło latarni. w pubie za rogiem gruba dziewczyna uśmiecha się do przystojnego mężczyzny. Danuta przystaje zauroczona jego błękitnymi oczami. on jednak widzi przed sobą tylko szybę. Danuta tańczy na środku ulicy. manekiny ze sklepu uśmiechają się jak tamta dziewczyna z pubu. nie mogą jednak opuścić swoich kolekcji. bez nich   byłyby tylko kawałkami plastiku. Danuta jest jedną z nich. miasto jest dla niej martwym miejscem. gdy odchodziła czerwony kogut długo wodził za nią wzrokiem jakby miała już nigdy nie wrócić. przesyła mu prywatną wiadomość po drutach telefonicznych. może dotrze. usiądzie na grzędzie ogrzeje się w ciszy oczekiwania. a wtedy gdzieś w dalekich światach zrodzi się zupełnie nowe jej prywatne słońce. zbudzi

Danuta słucha muzyki.

Danuta słucha muzyki.  wyniosły kogut spaceruje po podwórku miarowo klapie trójkątem palców. błoto zmieszało się z odchodami kur. odchody plaskają między ziarenkami pszenicy. na piecu garnek nieco okopcony z naderwanym uchem. rosół w nim pyka. podłoga skrzypi pod piecem z porządnym paleniskiem. śpiewają w nim kawałki drewna. rzężą pękając. jęcząc z bólu zmieniają się w popiół. krzycząc spadają w przepaść paleniska koniec uwertury. w dachu coś piszczy. tańczą nad nim chmury. zaganiają kury dokoła koryta. pośrodku kogut pląsa. nadyma się pręży tenor w najczystszej formie z ubłoconym dziobem. nadchodzi półmrok. ciemny nimbostratus spowija dach domu i dwunastą część podwórka. cisza przed finałem.

Danuta liczy czas.

Danuta liczy czas.                      pusta tarcza zegara świeci w ciemności odkąd wskazówki popękały od nadmiaru nocy. za oknem pachnie fioletowy bez. Danuta przymierza fioletowe rajstopy. otwiera sobie żyły tępym narzędziem. musi zobaczyć czy krew nadaw niej nadal pulsuje. gdzieś w ciemności śpi jej mężczyzna albo czeka przy drodze. może właśnie teraz jego myśli biegną po jej skórze. dlatego musi liczyć czas. jak długo będzie pachniał ten bez? Danuta przymierza filetowe rajstopy. czas jest przemijaniem. chowa do torby podróżnej wszystkie swoje grzechy. jest teraz własną matką. niedługo zaś będzie swoją babką i będzie nadal śpiewać o prasowaniu koszul i o krojeniu chleba. jednak nawet melodia w końcu umiera. Danuta liczy czas. tajemnicze drzwi nocy zamykają kolejne dni.

Danuta idzie na przyjęcie.

Danuta idzie na przyjęcie                                  niechciana muzyka siedzi sobie w kącie słowa   przetaczają   się obok jej uszu. niektóre łaskoczą ją po małżowinach. przygląda im się z ciekawością. widzi jak ludzie rzucają nimi po pokoju. słowa odbijają się od sufitu i spadają w dół zasłaniając światło. może któreś włoży sobie w usta. połknie go   jak ziarno by wykiełkowało. może zaniesie go do domu i ugotuje z niego rosół albo dołoży do porannej modlitwy. Danuta obrabia słowa. w blasku świec jej ubranie błyszczy jakby miało spłonąć. pewna jej część wyszła już przez ścianę. wraz z niechcianą muzyką pójdą na własne przyjęcie. Danuta połknie muzykę jak ziarno albo wygładzi ją jak poduszkę albo odda ją   innym ludziom na pożarcie. a może rzuci nią o sufit żeby spadła z wielkim hukiem. żeby nabrała mocy.

Danuta śni

Danuta śni.                    czyjeś szepty biegną po piorunochronie. dusza pradziadka przyszła pod okno. chciała zaplatać jej włosy albo wygładzić poduszkę. szarzała wraz z deszczem. marzła. we śnie Danuta może być mała dziewczynką albo staruszką kochającą kawałkiem metalu pod lodowatym sercem. a zegar w niej tyka. może rozdrapać jej pierś od środka. Danuta budzi się zlana kolejną miesiączką albo gorzkim żalem zmieszanym z zimnym   potem. jakiś pies wyje pod oknem.

Danuta karmi świerszcze

Danuta karmi świerszcze          na łące za stodołą jest miejsce gdzie przychodzą świerszcze. Danuta przynosi im okruchy swych dawnych miłości. obserwuje jak spijają krople potu pomieszane z mgłą za którą chowają się duchy przodków. drobne niteczki nerwów są jak makaron z odrobiną żywicy obumarłego drzewa w którym spróchniało dzieciństwo. Danuta karmi świerszcze. łza zdrapana z kart smutnej opowieści wystarcza dla całego stada. jeden smutek zaraża całe społeczeństwo. Danuta zatruwa smutkiem wszystkie swoje świerszcze. gdy już będą leżeć opite jej oddechem napełnione śliną wyssie z nich wszystkie szepty i nigdy już nie będzie samotna. Danuta karmi świerszcze a kiedy umierają ściąga z nich skórę. zakłada ją jak suknię. wkłada ich tożsamość na swoją nijakość płacząc łzami świerszczy gdy na ciemnym niebie gwiazdy jednostajnie zapalają się i gasną.

Danuta rysuje swój własny świat

Danuta rysuje swój własny świat                            bez polowania na ludzi. ziemia zebrana z kretowin wyjęta z głębokiego matrixu. wszystko co na niej rośnie żyje i krwawi. godła i sztandary ukryte pod korzeniami drzew butwieją. echo zamknięte w ciemnej jaskini. ślady na śniegu za progiem. na krzewach dzikie dzieci ćwierkają radośnie z wróblami. mali mężczyźni ukryci w macicach w pozycjach embrionalnych. matka zrodzona z wody zupełnie przeźroczysta odnalazła swe źródło. gwiazdy pachną czosnkiem i miętą. kiedy je rozczłonkowuje bladym tasakiem księżyca otwierają się jak kwiaty nabierają barw tęczy. drzewa jak krucyfiksy dają schronienie w cieniu swojego dostojeństwa. dom biały jak lniana chusta rozłożony na miękkim zielonym dywanie. w jedynym pokoju łóżko oddycha równomiernie. a pod poduszką brązowy kasztan pogromca reumatyzmu.

Danuta spotyka się z przyjaciółkami

Danuta spotyka się z przyjaciółkami                         przechodzą przez nią ich mężczyźni jak przez słup światła. ich dzieci mieszkają w jej brzuchu. robi się tam tłoczno. pomieszczenie szarzeje od ich wyzwisk trosk i namiętności. przy okrągłym stoliku w małej kawiarence siedzą sobie ich aniołowie. piją kawę. nie ma już miejsca dla kobiet przytwierdzonych do podłogi. karłowate złośliwe demony znaczą na ich twarzach kolejne rysy. oznaczają czas za pomocą zmarszczek i dołów pod oczami. Danuta rozmawia z aniołami. tylko one widzą przez światło. na resztce trawnika za szybą przycupnął czarny robak. rozprostowuje sztywny pancerzyk. czyści go w kropelce rosy. Danuta uświadamia sobie że są przyjaciółmi. rozmawiają bez słów. dzielą się ciepłem. robak odwraca się przodem. długo patrzy jej w oczy aż staje się szybą. rozmowy jej przyjaciółek nie kaleczą już uszu. rozprostowuje skrzydełka jak tamten robak. kawa przestała jej smakować. tęskni do błot

Danuta choruje

Danuta choruje                                                               ogląda swój napuchnięty bok. za parawanem widzi siebie jako dziecko. będzie uczyć się raczkować. podobno ktoś chce narysować jej twarz wykrzywioną w bólu. mówi że jest piękna w bezdźwięcznym wykrzywianiu ust i w cieniu jęku na tle białej ściany. jest idealnie blada z wiatrem który umarł w jej włosach dlatego chowa go pod bandażem. ktoś mówi do widzenia nie patrząc. jest dla niego ślimakiem przyklejonym do plastikowej rurki. Danuta czuje jak życie wychodzi jej bokiem. pochyla się nad nią. łza jest teraz drogocenną perłą sztywną i martwą Jak meteoryt który zapomniał już z jakiej planety odleciał. podobno mówił jej do widzenia albo tylko pomachał na pożegnanie. obleci część wszechświata. może kiedyś powróci.

Danuta rysuje swój własny świat

Danuta rysuje swój własny świat                            bez polowania na ludzi. ziemia zebrana z kretowin wyjęta z głębokiego matrixu. wszystko co na niej rośnie żyje i krwawi. godła i sztandary ukryte pod korzeniami drzew butwieją. echo zamknięte w ciemnej jaskini. ślady na śniegu za progiem. na krzewach dzikie dzieci ćwierkają radośnie z wróblami. mali mężczyźni ukryci w macicach w pozycjach embrionalnych. matka zrodzona z wody zupełnie przeźroczysta odnalazła swe źródło. gwiazdy pachną czosnkiem i miętą. kiedy je rozczłonkowuje bladym tasakiem księżyca otwierają się jak kwiaty nabierają barw tęczy. drzewa jak krucyfiksy dają schronienie w cieniu swojego dostojeństwa. dom biały jak lniana chusta rozłożony na miękkim zielonym dywanie. w jedynym pokoju łóżko oddycha równomiernie. a pod poduszką brązowy kasztan pogromca reumatyzmu.

Danuta idzie na warsztaty literackie.

Danuta idzie na warsztaty literackie.                           miał wygolone pół głowy i dwie niesymetryczne dziury na skórze albo na żółtym swetrze który był jego skórą. podobno jedna z tych dziur sprawiła że został artystą. szesnaście oczu wpatrzonych w te dziury i w rysunek człowieka siedzącego nago w akrylowej wannie. Danuta nie potrafi ugryźć tej wanny ani niewidzialnego kapiącego kranu. Danuta kruszy zęby na kawałkach akrylu i na niewidzialnym ptaku zanurzonym w wannie. łamie sobie paznokcie na przeźroczystej wodzie aż odpadł cały lakier i końce palców krwawią. ze zdumieniem dostrzega dwie niesymetryczne dziury na skórze. sprawią że po powrocie wejdzie do wanny zupełnie naga. ściągnie z siebie skórę i wszystkie paznokcie zgryzie po kawałku cały akryl z wanny i stanie się przezroczysta jak kapiąca woda. spłynie i zasłynie w rurach w chmurach w niebie jako wielka Danuta która zjadła zęby w akrylowej wannie.

Danuta marzy

Danuta marzy                           kiedyś kochała pewnego aktora jednak on dymał inne kobiety na ekranie. odeszła by obejmować koty króliki i poduszki z gęsiego pierza. nadal wieczorami wracała do domu sama. Danuta marzy.   jest rycerzem światłości w spódnicy. zabija muzyką. gwałci wolność zwiniętą w skręta albo upchaną w rajstopy damskie. ktoś stoi naprzeciwko. przebija ją aparatem fotograficznym jak włócznią a ona   jęczy z rozkoszy. ktoś da jej klucze do pokoju pełnego mężczyzn z płaskimi brzuchami. wszyscy będą jej bić   brawo a ona będzie tańczyć w blasku fleszy nie utykając na lewą nogę. wiatr będzie dzwonić w jej ciele jak dzwon nieistniejący. bo nie ma lekkich dzwonów z sercem   dyndającym bez śladów pęknięć. Danuta marzy. któreś nocy usiądzie na brzegu łóżka i będzie to prawdopodobnie niedziela. wtedy właśnie przyjdzie jej aktor. będzie znów młody mimo upływającego czasu. przyklei się do poduszki z gęsiego pierza i będzie kotem a

Danuta wyje do księżyca

Danuta wyje do księżyca               bo tylko księżyc może wymacać bladymi palcami w niej duszę. dlatego wyje wraz z cieniem na ścianie a cień przemienia się w widmo. kiwa się w przód i w tył bojąc się własnego głosu. Danuta wyje do   księżyca bo nie potrafiła nikomu ofiarować siebie dlatego że zbyt wiele ofiarowała sobie i teraz ma niewiele. właściwie ma tylko siebie a to bardzo niewiele i zarazem zbyt wiele by nie wyć do księżyca jak zbity pies którego nikt już nie bije bo stało się wszystkim obojętne czy pies potrafi jeszcze szczekać i wyć do księżyca byleby nie zakłócał ciszy nocnej. Danuta wyje do dalekiego księżyca czując   jak blisko na włosach i na całej skórze rośnie jego zimny złoty blask.

Danuta rozczesuje chmury

Danuta rozczesuje chmury ptaki usiadły na strunach światła spływającego z nieba. twarz słońca przez chwilę ukazała się zza chmur. nie można w nią spoglądać bez uszczerbku dla wzroku. Danuta rozczesuje chmury za pomocą grabi. bardzo  chciałaby wiedzieć co znajduje się po drugiej stronie ale jest tylko stworzonkiem ukrytym pod dywanem chmur. czesze jego włókna zawsze tylko od spodu. nawet ptaki zawieszone są pomiędzy niebem a ziemią. Danuta pyta rozczesując chmury. coś szepcze ustami trzmieli i polnych pszczół że kiedyś nadejdzie odpowiedź ale jeszcze nie dziś.

Danuta podróżuje

Danuta podróżuje.                          jakiś jasny maz na szybie. czerwony punkt   na peronie którego nazwy nie zdążyła zobaczyć.   może to ten ktoś dla kogo mogłaby zostawić wszystko. może zrobiła mu zdjęcie w trakcie wsiadania   do jednego z wagonów. szkoda że nie widać na nim twarzy właśnie uciekły lasy. skorzysta z toalety przed następną stacją. jakieś miasteczko pełne duchów które jak gołębie zrywają się z dachów.   świat za szybą   jest kolorowym mazem. nie czuje się częścią tego co pędzi za oknem aż do kolejnej stacji. wychodząc zostawi na siedzeniu kilka zmiętych włosów – kawałek siebie.

Danuta pieści liście

Danuta pieści liście.                          jeszcze pulsują w nich żyłki nerwów. skóra na nich wiotczeje przedwcześnie marszczy się brązowieje. Danuta nawilży je deszczem. natłuści sadzą z pobliskiego komina. Danuta pieści liście. wklepuje w nie krem z własnego podwórka zmieszany z tęsknotą za utraconą młodością. na warkoczach gałęzi siedzi jesień. uśmiecha się głupkowato choć liście rozrywa od środka niemy krzyk dusz nadal zielonych. siedzą tam jak dzieci w łonach matek. Danuta pieści liście. wie że nikt nie wyjdzie po nią do sadu. nikt nie pomoże szukać zgubionego pantofelka. liście pofruną jak kartki ze starego pamiętnika. deszcz spłucze z nich rdzawy nalot przedwczesnej starości. ostatni dzień jesieni oznacza śmierć.