Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2018

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Siła myśli cz. IX i X

IX  Jedno się kończy, by mogło nowe nastąpić Jolka nigdy nie przyszła spytać o Michała, nigdy też nie dowiedziałam się, czy urodziła zdrowe dziecko, jakiej było płci i co się z nim stało. Pewnego dnia jedna z moich klientek powiedziała mi, że dziewczyna wyjechała z miasta i nikt o niej więcej nie słyszał. Podobno nie miała tu żadnej rodziny, nie miała więc do kogo wracać, nie upomniała się też o alimenty na dziecko – przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo. Czasem zastanawiałam się, jak by to było, gdybym została ciocią. Może dziecko Michała polubiłoby mnie, może chodzilibyśmy razem na spacery, robilibyśmy wspólne wypady za miasto, tak samo, jak to było kiedyś z ojcem. A może Michał nie był wcale ojcem dziecka Jolki, może był nim zupełnie ktoś inny, ktoś bardziej odpowiedzialny niż mój brat i może ten ktoś zaopiekował się Jolką. Myślę, że na to zasługiwała i życzyłam jej z całego serca żeby ułożyła sobie życie tak, jak tego pragnęła. Tymczasem mój brat nie dawał znaku życia

Blisko skóry

Blisko skóry kiedy coś kopnęło ją w brzuchu od środka pomyślała że to stary zmarły znajomy powrócił. wkrótce  to się wyjaśni. będzie jak otwarta książka. po stronie. po latach. kiedyś otworzy się w niej okno. zbudzi się albo zapadnie w nowy sen. teraz jej  własny ból jest dla niej zagadką. kiedyś będzie światłem. wschodem słońca. będzie wtedy pijana nową miłością. już przebija się od środka. dotyka skóry. wierzy że wkrótce  odkupi jej grzechy. Nocą na tarasie numeruję  galaktyki. komar właśnie wyruszył na łowy. Iskrzy  w gwiazdach. szelest liści pisze na mojej twarzy że tylko wiatr rozumie co znaczy pustka . za ścianą starzy ludzie śpią niespokojnie. piasek przesypuje się w klepsydrze. drzwi skrzypią otwierają się na drogę. środkiem przechadza się wieczność. porusza bezdźwięcznie ustami jakby połykała czas.

Dziwne przipadki Zigusia Kryki cz.XIV

XIV Zigusiowe interesa. Ziguś Kryka boł człowiekiym zaradnym  i łobyrtnym. Bestoż bez cołki życi ciągło go do robiynio roztomańtych interesow. Dycko chcioł dorobić sie wielkich pijyndzy, coby kiejś wystawic se wielucno chałpa, kaj mog by gorzołka za szynkwasym sprzedować, na cyji grać ludziom, a nojlepszy by boło, jakby na postrzodku izby piykne dziołchy do jego muzyki tańcowały w takich kolorowych cycychaltrach i przigadowały mu jaki je ś niego sztramski karlus. Ja, taki szynk prziciągnyłby wszystkich chłopow z roztomańtych dziedzin, a łonymu by to przisporziło bogactwa i bołby u wszystkich w zocy. Coby jednak tako tańcbuda mieć, musiłby sie piyrsze jako inakszy dorobić, bo jego geltag z gruby ledwa stykoł na jodło i opłaty, a przeca do szynku tyż mu sie chciało iść i na jako muzyka wylyźć. Kombinowoł Ziga, jak koń pod gorka, jako by do pijyndzy prziść, a jeszcze, coby sie niy narobić i te pijondze przed Wichtorom skryć, a o Małgoli, to już ani ni ma co godać, bo ta co łapł

Podciep

Podciep Ja, terozki to sie baby młode dobrze majom, weznom bajtla do wozyka i w parku hurdajom, wrażom nupel i se dżiszczom sztyjc ze sąsiadkami, a  niy muszom dzieci bronić przed czarownicami. A jo jeszcze to pamiyntom, jak żech boła mało wtedy jednej babie wiedźma bajtla podciepała, a zaczyno się niewinnie. Matka szła do pola, dzieć se społ we kolybeczce, pierzinka go grzoła, ptoszki piyknie mu za łoknym ćwiyrkały do ucha, ucholkała go buczyniym pszczoła, abo mucha, toż se piykne miywoł śniki. Matka sie niy boła że łobudzi sie zarozki, we ćwikli se ploła. Ale pora już na blacha poprzistawiać garce, bo trza łobiod już rychtować – spomniało sie matce. Prziszła nazod do tej izby kaj dzieciątko spało, naroz wejrzi, a w kolybce stworzyni leżało bardzo szpetne, sztyry szkuty, małe zgnite zymby, brzuch bachraty i śmierdziało mu łokropnie z gymby. - O loboga! Kaj mój bajtel?! – klupie serce matki- -          Mom podciepa we kolybce, leca do somsiadki! Prziszła Truda, mądro baba i tak zaroz

Świetliki

Uciekając w noc przed ciepłą poduszką. daleki puszczyk gdzieś rozbija ciszę na kropelki rosy. wilgoć mieszka na wargach kwiatów. ciemność jest próbą oddalenia. stara znajoma ławka ucieka w zaświaty. obce kształty znajomych drzew kiwają się żałośnie. nawet własne dziecko płacze cudzym głosem. jestem na czyimś obrazie. w górze Wielka Niedźwiedzica waruje. dyszy. Świetliki na podmokłej łące tańczą u wezgłowia nocy.  znikają  gdy zbliżasz się na odległość łokcia. twoje szczęście jest tu i teraz a ty gasisz je wyciągnięciem ręki. Z głębokości Światło wydaje się  kolorową kokardą Bóg schodzi po drabinie. mówi że tu i  teraz nie zaciskać pięści I że w samym  środku ciemności może wytrysnąć płomień. że woda może być twardsza od głazu. może rozkruszyć kości choć wsiąka w nie jak w gąbkę. i że nad przepaścią można oprzeć się o liść rozpostarty na moście powietrza. uniesie mnie jego prąd i wszystko będzie jak da

Siła myśli cz. VII i VIII

VII Światło nie jest tłuścioszkiem.   Było ich tak wielu, że światłość bijąca od ich lśniących postaci zupełnie mnie poraziła. Dopiero po jakimś czasie mogłam przyjrzeć się temu nieprzebranemu tłumowi dostojnych, prawie przeźroczystych postaci, u których nie potrafiłam rozpoznać rysów twarzy, ani nawet nie dostrzegłam ich strojów, choć wiedziałam, że są śnieżnobiałe, byłam też pewna, że wszystkie postacie są pełne ciepła, dobre i że pragną mojego szczęścia, a także szczęścia innych ludzi. Choć było ich tak wielu wyraźnie odczuwałam pomiędzy nimi obecność mojego braciszka. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo zanim tęskniłam, jak był mi bliski, zupełnie jakbyśmy byli jednością, jakbym bez niego nie mogla istnieć. Niektórzy nieco różnili się od innych, choć nie potrafiłam określić w jaki sposób, ale wiedziałam, że byli bardziej dostojni, choć w ludzki, zwykły sposób nie można zrozumieć jak można być jeszcze bardziej dostojnym od tych wspaniałych, świetlistych postaci. Zrozumiałam jedynie