Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2017

Kolejność

Czy masz pragnienie wojny zamknięte w chudych palcach wykrzywionych od klawiatury mały chłopcze znikąd bo matka poczęła cię z obcym o wielu twarzach z gazet rozłożonych na polowym łóżku w obozie pracy nazywanym rajem tanich sklepów i obolałych pleców. nadchodzą święta. niedługo zimny księżyc przełamany na pół jak opłatek rozpłynie się w twoich ustach. ktoś powie że w realu narodził się właśnie Bóg z nieznanego ojca. nie słuchasz bo jesteś po drugiej stronie krzywego zwierciadła. tam ludzie mają zniekształcone usta. ich myśli zaśmiecają miasta. budują z nich barykady. czy masz pragnienie śmierci blady chłopcze z ekranem zamiast głowy. twój ojciec odjeżdża właśnie pancernym wozem zaciskając karabin i nienawiść w dłoniach. pragniesz rozpłaszczyć jego mózg wzdłuż ciemnej wstęgi ulicy by włożyć mu do czaszki stalowy kawałek siebie. dopiero wtedy spojrzysz matce w oczy tak jakbyś przygniatał ją do własnego łóżka napełnionego drobinami zaschniętych łez i moczu samotnego

Dziwne przipadki Zigusia Kryki cz. III

III Zigusiowo robota. Skończył już Ziguś dwadzieścia rokow i Kryczyno zaczyni łogromnie nalygać, coby se w końcu jako robota znod. Nasi tatulek som już starzi, jo tam niy godom, bo w chałpie sie przidosz, ale ta pyndzyjo, ze kierej żyjymy dlo wszystkich niy styknie. - wajali – A pomyśl yno synku, co by tyż boło, jakby tak tatulek pominyli, przeca choroby swoji majom i żyć wiecznie niy bydom. To je darymne, wszystki twoji kamraty downo robiom, toż choć cie tam z chałpy niy wyciepuja, to roboty musisz se poszukać. Dyć som roztomańte fachy, a tyś je synek mądry i szprytny, jak mało kiery, na pewno bydom z ciebie radzi w robocie – zachwolała jak pozaglondała na jego kwaśno maska. Bo Ziguś Kryka nigdy się do roboty niy polył i ludzie pośmiywali się skuli tego z Krykow. Niejedyn przeca widzioł., jak Kryczyno w ziymi ryła łopatom, coby stromek trześnie przesadzić, a synek yno dzierżoł tyn piyń i w miejscu stoł, abo udeptowoł w kołko ziymia. A jak stary Kryka gnoj wyciepowoł, to Ziguś

Miejsce w dłoni

Miejsce w dłoni Janusz ze śmiechem posadził chłopca na kolanach. - Och, jak urosłeś od chwili kiedy twoja mama po raz pierwszy odrysowała te małe paluszki. Ależ one sie wydłużyły! Czy pozwolisz mi też odrysować swoje palce? A kiedy twoje tak urosną, że ich końce połączą się z moimi znów wyjmiemy tę kartkę i będziemy wspominać te lata, które chciałbym... - wzruszenie na krótką chwilę odebrało mu głos. Spojrzał na Urszulę, widział jak się uśmiecha, to go ośmieliło - ktore chciałbym spędzić z wami - dokończył wciąż patrząc jej w oczy. Położył swoją szeroką, spracowaną dłoń o krótkich palcach zakończonych równo obciętymi paznokciami na rysunku małej dłoni dziecka. Odrysował za pomocą flamastra. Teraz zdawało się, że maleńka dłoń spoczywa na tej ciężkiej, zapewniającej bezpieczeństwo i przyszłość. To była zupełnie inna dłoń niż ta, ktora należała do Jerzego. Pamietała jak przyglądała sie jego długim, cienkim, wypielęgnowanym palcom. Wydawał jej sie taki inny niż chłopcy ze wsi, gdzie s

O Kubie co przoł grubie

O Kubie co przoł grubie Jeśli kiery fest przibadze do swoji roboty, to niy umi sie ś niom rozyńść na pyndzyji potym. Przidarziło sie to kiedyś Kubie Twardoniowi, co na rydułtowskij grubie szterdzieści lot robioł i jak prziszło do pyndzyje mu sie przirychtować, to na duszy boło ciynżko z grubom sie rozstować. Przilazowoł sztyjc pod brama z chłopami klaprowoł, a strażnika o nowiny grubski wypytowoł. Aż kiejś w zimie prziszła słabość i ciynżko choroba, z łożka sie niy idzie ruszyć, ledwo dźwigo głowa. Pociś babo mie ku łoknu – pado cicho Kuba – mono zza gardiny zejrza moja staro gruba. Jak sie łoczy zawiyrały i śmierć dusza brała, to sie sztolnia rydułtowsko Kubowi stawiała i powiado: - Jo mom jedno, łostatni życzyni, coby zejrzeć taśma z wonglym i z szarym kamiyniym, coby chodnik niski zejrzeć i hełmu pomacać, chciołbych choćby i po śmierci na gruba powracać. I tak umrzył Kuba stary, co tak grubie przoł, w truła kamrat mu spod szybu konszczek wonglo doł. A po jakimś

Górnicze tęsknoty

Górnicze tęsknoty Kiedy rozbierałem cię jeszcze dłońmi znałem liczbę guzików w każdej bluzce. w ciemnych sklepieniach kamiennych chodników widywałem regularny zarys brwi. torami biegłem do twego łona a dalej już światło brązowych oczu. latem trzmiele brzęczały wraz z tobą gdy słońce wygrywało na twych włosach sonety całego wszechświata który leżał na twoich wargach niczym zielony ognik. teraz rozbieram cię tylko słowami. rzeźbię nimi pręgi na twojej skórze. uciekam do podziemnego świata zamykam się w ciszy jak mały piesek nadal łaknący pieszczot. lubię zawodzić pod twoim oknem. lubię patrzeć na kobiety z autobusu ściskające torebki pomiędzy kolanami. w ich oczach odbijają się światła przydrożnych latami. ty jesteś matowa jak bułka z serem. chciałbym ją rozkruszyć rozgryźć ale pęcznieje pęcznieje już nie pasuje do moich ust. Górnicze tęsknoty II Czarny chrząszcz cicho porusza pancerzykiem nigdy nie usłyszę jego wołania. długo tęskniłem do lata do

Utopek Lojzik

Utopek Lojzik ze Źródlanki. I Na łące Any obok lasu Hermaniok Łąka nad rzeczką Źródlanką. Dookoła rosną kolorowe kwiaty, brzęczą owady. Nad rzeczką stoi utopcula Frida, młoda małżonka Berta, zielona jak młoda trawka, wygląda bardzo łagodnie i uroczo. Frida; Dziś taka piękna pogoda, powinnam być szczęśliwa. Mój małżonek, Bert, dawniej postrach lasu i okolicznych wiosek zbiera kolorowe kwiaty dla mnie, swej małżonki. Już nie czatuje w pobliskich zaroślach na zbłąkanych wędrowców, którzy nieopatrznie zapuścili się w las Hermaniok, aby pochwycić ich w swoje oślizłe dłonie i wrzucić do wody, nie naprzykrza się zwierzętom przychodzącym do wodopoju, nie straszy ptaków, a nawet nie przegania rybek. Teraz utopiec Bert codziennie rano gimnastykuje się przez piętnaście minut, a po południu zawsze pomaga mi suszyć pierzyny na krzewach rosnących wzdłuż rzeki. No, cóż, osiągnął właśnie wiek, w którym każdy porządny przedstawiciel jego gatunku pragnie zostać ojcem i to mnie najbardziej ciesz

Dziwne przipadki Zigusia Kryki cz. II

II Zigusiowe zolyty. „Momy tukyj dziołcha na wydaniu, nic niy myśli, yno o kochaniu” - śpiywoł Ziguś przigrywając na swoji cyji, kiero od mamulki na dziewiąte urodziny dostoł na geszyng. We szkole nauka mu niy szła, do roboty sie nigdy niy cis, ale do muzyki i śpiywanio boł dycko piyrszy. Łodkąd skończoł szesnoście rokow nojbardzij rod śpiywoł o przociu i gryfnych frelkach, bo tżz o niczym inkszym niy myśloł yno o zolycyniu.Nigdy niy boł wymyślaty i podobasły mu się jednako wszystki dziołszki – i czerwiono po licach, lukato Kornela i okrągło jak bal Katarzinka i wysoko jak brzoza Cilka i Hyjdla, tako blado i licho, że szło by jom chyba jak colsztok poskłodać i jeszcze wszystki inksze frelki z cołkij szkoły i z cołkij wsi i jeszcze z inkszych dziedzinow. Lotoł Ziguś jednako za wszystkimi tymi dziołchami, ale som szczynścio do tego zolycynio ni mioł, choć fest sie staroł. Jak skończoł siedminoście ropkow przestoł frelki za warkocze ciągnyć, bo som już uznoł, że za traki rzeczy yno sie

Wiosny

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx Kolejne dziecko Marii rodzi się z nieznanego ojca najgorsze że nie dostała urlopu. na mieście upał w korytarzach sądu nieprzyjemny chłód. pięcioletni Pawełek nadwyrężył ramię. wieczorem kosa księżyca zmiotła część gwiazd po prawej stronie nieba. wielka niedźwiedzica płacze. boczek z targu znów okazał się nieświeży a Pawełkowi uciekł chomik na drugą stronę ulicy. kolejni żołnierze wyjechali na wojnę. wyrywam Pawełkowi z ręki plastikowy pistolet czuję się usprawiedliwiona. wieczorem odwiedzam Marię. to dziewczynka. nie zrobię jej wesela – skarży się – nie będzie mnie stać. wieczorem gwiazdy wróciły a księżyc nieco utył z radości. Pawełek cieszy się z nowego miecza. jutro Dzień Matki. upiekę dla siebie i Marii tort orzechowy z kremem śmietankowym. Wiosny Wczesną wiosną chciałam pójść z dziećmi do parku obserwować przylot bocianów. kiedy zmarł papież zmieniłam zdanie. wybacz mi wiosno. sąsiad sprowadzał po schodach żon