Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2018

Dwa kamraty

kopalnia po śląsku Byli se roz dwa kamraty, kierzi żyli jak brat z bratym. Już jak łoba byli mali, to do kupy się trzymali. Jedna trzesnia przekrowali, jednym balym se ciepali, jedyn heft do kupy mieli, używali jednych breli. I tak dycko se godali, kiedy jeszcze byli mali - Jak urosnom z nas już chłopy, to pójdymy do roboty i na gruba się przijmnymy- hajerami łostanymy. Tak sie stało, jak godali. A co potym boło dalij? Jak sjechali już na spodek zakludzono ich na przodek. Wszyndzi maras, wszyndzi  cima, łokiyn, ani dźwiyrzi ni ma i trza ciepać łopatami, choć ze strachu galotami łobum prało, że sromota. Aż popuścioł po galotach  jedyn kamrat i tak dżisnył, choćby kulok z wiyrchu piznył, abo ring popuśioł cały. A galoty sie stargały. Drugi kamrat tak sie zlynknył, że ze strachu praje klynknył. Potym puscioł sie chodnikiym i uciekoł z wielkim rykiym, a kamrata smoloł w przodku. Tela o kamractwie godki. Bo już s

Adelka i starka

Adelka se dzisio kolanko odrziła, bo chlasła o zola, tak sie zagapiła. Teroz siedzi w kącie, dzierży sie za nożka, boroczka Adelka, naszo mało dziołszka. Aż tu naroz przyszła starka od Adelki, a ta starka serce mo dlo bajtli wielki. Pohuhała nożka, pohalała liczka i już uśmiychniono mo dziołszka gymbiczka. Jak dobrze, że bajtle majom dobre starki, co ich ucholkajom, opowiedzą bajki, czasym ciompa utrzom, zista ufyrlajom, ci, co majom starki fest dobrze sie majom.

W kamiennym mieście

W kamiennym   mieście stoi drewniana ławka. jest na niej wydrapana stara kłótnia. dobrze że jestem głucha na wszelkie odczucia bo podobno kiedyś tu konie charczały i rżały. nie były z miedzi ani z plastiku. teraz z deszczu cieszą się tylko kwiaty w donicach. jeszcze zdarzają się smutni poeci którzy rozbierają swoje kobiety z piór- jakby były kurami - aż puszczają czerwoną farbę. wtedy powietrze   wypuszczane z ich ust zmienia się w żar i przyznają że słowo kocham wrzucili do prania. na sercach urosły im przepukliny które leczą zupą z oleju silnikowego. dlatego dokoła nich można zauważyć rdzawe plamy. czasem odkurzą stary kubek po herbacie z napisem: na zawsze. przypomina im pięknie rzeźbioną trumnę. można ją postawić obok drewnianej ławki w kamiennym mieście gdzie owady już dawno zostały pokonane   a ptaki zmieniono w uliczne drony. i tylko niektórzy poeci bywają tu czasem smutni. piszą na skórach swych kobiet czerwoną farbą że nadal można je

Irka cz. IX i X

IX Nie myśl. Czasami nie warto myśleć, przyjdzie na to odpowiednia chwila. Dla mnie nie ma już takiego jak impuls. Czy tęsknię do tego, co kiedyś nazywałam szaleństwem? - Chyba nie, ale chcę popatrzyć na twoje szaleństwo – wtedy będziesz taka, jak kiedyś Maria. Może poczuję jakieś łaskotanie, które nie ma nic wspólnego z łaskotaniem ciała. To takie łaskotanie myśli – nie jesteś w stanie tego pojąć. To jest jak przyjemność, ale nie jak przyjemność zjedzenia czekolady, albo podrapanie swędzącego miejsca, albo nawet orgazm. To przyjemność, której nie odczuwam zmysłami, jakie ty znasz, ale przez to wcale nie umniejszona – wręcz przeciwnie, taka przyjemność jest silniejsza. Możesz dać mi taka przyjemność, choć nie masz pojęcia o moim istnieniu, właściwie teraz nie myślisz o czyimkolwiek istnieniu, bo gdyby tak nie było, długo zastanawiałabyś się zanim przekroczyłabyś próg hotelowego pokoju wynajętego na godzinę. Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

ż kołoczym do Młodego Pona - przedstawienie obrzedowe

I Z kołoczym do młodego pona. wykonuje zespół Jastrzymbioki W domu panny młodej – kucharka Ana, matka panny młodej Wichtora, dziewczyny do pomocy – 1 Francka, 2 Sztefa   3 Ludwina. Siedzą przy stole w kuchni, piją bonkawa. Wichtora – I co, pokosztowałyście Ano tyn kołocz? Kiery je nojlepszy, bo mie się zdo, że tyn z bryjom, choć i tyn z makiym, tyż je fajnisty. Ana   – Kożdy je dobry jak je świyży. Mie nojleszy szmakuje taki prosto ze pieca, jeszcze gorki, ale to ni ma dobre, bo zajś potym watroba wysiodo. Wichtora – Ja na starość, to wszystko wysiodo. A wom dziołszko szmakowało? Wom tam jeszcze nic niy wysiodo, pra? Francka – W pojstrzodku nic, ale szłapy mi wysiodajom od tego deptanio. Ana – a co jo mom pedzieć, jak te młode już ustoć niy poradzom. Ja, pijcie ta bonkawa, bo jeszcze ta młodo musi łobrać kiere sznity pójdom do młodego pona. Sztefa – Mono te moji, bo jo poradzą piyknie posypka ukłodać. Francka – A mono moji, bo mój kołocz je dycko najszumniejszy.

Gołąb

Gołąb poprawił strukturę piór. był idealnie szary nie licząc czarnej plamki na grzbiecie. przypominała   grudkę ziemi. ona nie lubiła żebraków a gołąb grzebał w śmieciach. bystre oko poruszało się na boki śledząc jego ruchy. poczuł chęć by zerwać z niego tą plamkę która jest chorobą zakrytą czarnym znamieniem ziemi usypanej w kopczyk. mógłby ukręcić mu głowę zostawiając plamkę na żer dla dzikich zwierząt. może wtedy   poczułyby jego nienawiść. gdy myślał o tym jaka była idealna. podobna do chmury której nie można dotykać bo rozsypie się w deszcz. spłynie w niego bólem którym chciał zarazić tego gołębia zanim rozpłynął się w powietrzu zostawiając zapach śmierci.   nie można go wyrzucić do śmieci ani podarować chmurze bo rozsypie go w proch taki co nie zmieści się w żadnej kobiecej   trumnie.