Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2017

Hazok

Baranki Stojom rajom baranki lukate Zaglądajom spod plota na ludzi Idom, idom ludzie z palmami A wiosynka nad nimi sie budzi Niesom ludzie swiyze kocianki Wiosynka je colko w zocy Zaglądajom spod plota lukate baranki Czakajom swiat Wielkij Nocy Hazok W zegrodeczce kole krzoczka Maly hazok swidrzi loczka Czy tyz go niy zejrzom dzieci Z maszketami wartko leci Tu podlozy apluzyna Kurka z cukru…już go niy ma Zajs pokoze się na chwilka Szekuladka tu mo Tilka Maly Hynio mo bombony A ta lalka dlo Iwony Bydom sie radowac dzieci Zajs kaj indzij hazok leci Jajca Siedzom starka schyloni Warzom na twardo jajca Szkubiom szupy z cebule Ciepiom cwikla do garca Siedzom bajtle przi stole Dropiom na jajcach szlaczki Dropiom male kokotki Kwiotka, drobne listeczki Siedzom starka schylono Malujom jajca farbami Pon Boczek Zmartwychwstaly Podzieli nos kroszonkami

Meluzyna ze snu

Meluzyna ze snu. I Tego dnia Meluzyna była już bardzo zmęczona. Nie ma się czemu dziwić, wymiotła przecież dwanaście wysokich kominów z czerwonej cegły, około trzynastu zwykłych kominów na dachach chat, zapukała do mnóstwa okien i przez całe dwanaście minut wirowała w konarach leśnych drzew, a jej ciemna, roztrzepana czupryna sama pozaplatała się w cienkie warkoczyki przeróżnej długości. To ci dopiero wyczyn! - Zaparzę nam malinowej herbatki, zasłużyliśmy chyba na taki rarytas , prawda? - zwróciła się wieczorem do zaspanego Bzionka, który dopiero co wylazł spod łóżka. Choć każdy mieszkaniec tej bajki wiedział, że Bzionek był leniwy i po całych dniach wylegiwał się pod łóżkiem pomrukując sobie z cicha, to Meluzyna o swej wietrznej pracy zawsze wyrażała się w liczbie mnogiej nie chcąc urazić przyjaciela, bo dla Bzionka leżenie pod łóżkiem i mruczenie było pracą jaką wykonywał. Podobnie jak dla Beboka pracą było zatykanie kominów, robienie dziur w dachach, zaplątywanie koron drzew

W pokoju wypełnionym bielą

Zbyt daleko stoją dzieci o twarzach jak skórka razowego chleba. właśnie wyrzucam resztki nie dojedzonego obiadu. Ceausescu został obalony dawno temu ale im jest to obojętne. śnieg czarny jak u mnie za oknem sadze z komina jednakowo tańczą. zima niedługo odejdzie. obok ich domu zakwitnie różowy kwiat dyni jego korzeń wrośnie w mój talerz sięgnie gardła lecz nie urodzi nasienia. mam przecież własne sprawy. W pokoju wypełnionym bielą świecą małe śmieszne główki z wielkimi oczami wpatrzonymi w niebyt. na ścianie przysiadł mały pajączek w pokoju idealnie zdezynfekowanym ma się dobrze. karmią go z rurki wypełnionej powietrzem bardziej przejrzystym niż to za oknem gdzie świat zwariował. jakiś czas temu mógł wsiąść do tramwaju i zwyczajnie odjechać tam gdzie owłosiona kobieta przykucnęła w bramie i wysikała się jak dziecko. dalej impreza zakrapiana – pożywka dla brudnego pajączka. on jednak czeka na Zmartwychwstanie. tak samo mocno jak wszyscy bezwłosi wierzy w przyszłość której nie da się ob

Złoto przinosi śmierć

Złoto przinosi śmierć Kiejś rozprowiały w Połomii starki o trzech karlusach łod jednyj matki, o trzech bracikach fest urodziwych, ale chacharach na złoto chciwych, co im śmierdziała bardzo robota, za darmo chciało sie synkom złota. Roz tyż se idom i rozprowiajom, kierego łokraść tym razym majom. Wtym widzom z dalsza kole strumyka pochylonego nisko starzika, co krykom piere kupa piniyndzy. – Łobejrzcie bracia! Podźcie tu pryndzyj!- woło tyn piyrszy. Flot lecom wszyscy. – Czamu pierecie hołda piniyndzy!? Lepszy ich dejcie nom – grzecznie proszom. – Ale piniondze te śmierć przinoszom- pado tyn starzik – tymu ich piera. Śmiejom się synki – mocie ich tela, że yno szczynści dać mogom wielki, szumne pałace, szykowne frelki, dobre jedzyni i piykne szaty. – Ja, godo starzik – je żech bogaty. Jak chcecie, biercie ta kupa cało, bo mie sie złota już odechciało. I poszoł starzik se drogom dali, a synki złoto w kapsy zbiyrali. Ale jak yno go pozbiyrali, to miyndzy sobom się wadzowali.

Dziewczyna z sąsiedztwa

Dziewczyna z sąsiedztwa Właśnie podjechała sto dwunastka. Nigdy dotąd nią nie podróżowała, a znała większość podmiejskich autobusów i dość dobrze orientowała się w ich kursach. Ileż to razy dojeżdżała do rożnych dzielnic odwiedzając adresy mężczyzn. Znała te dzielnice jak mało kto, może i lepiej, niż ci, którzy się tu urodzili. A mieszka tu zaledwie od roku. Było zimno i wiało, cholernie wiało po nagich łydkach, żałowała, że nie założyła rajstop w mieszkaniu Leona. Niech to szlag! To były drogie rajstopy, kupione w sklepie u pani Mirki, a ona ma tylko porządne rzeczy – porządne to i drogie. I już po rajstopach, przepadły. Pieniądze, rajstopy, wszystko przepadło. Niewiele myśląc wskoczyła do tej sto dwunastki, która wciąż jeszcze tkwiła na przystanku, nie wiadomo dlaczego. Kierowca obrzucił ją dziwnym spojrzeniem. To po co tyle czasu stał na tym przystanku, jakby właśnie na nią czekał, a teraz gapi się jak ciele na malowane wrota. I pasażerowie się gapią. Ach, to pewnie przez sińce na

Dziwne przipadki Zigusia Kryki cz. I

I Zigusiowe knify. Kryczyno, jo niy chca wom już godać, ale z tego waszego synka nic niy bydzie, eli sie za niego niy weźniecie.! - pomstowali rechtorka przi kozdej okazji jak zajś Ziguś co napochoł we szkole i musieli skuli tego zawezwować jego mamulka. Kryczyno yno glowom kiwali, ale niy skuli tego, że sami boli przeświadczoni o tym, iż Ziguś niy wyrośnie na ludzi, ale bardzij z nerwow na ta ryszawo rechtorka, bo w duchu sztyc se powtorzali, iż ta chudo murchla uwziyna sie na jejich jedynoka, łonej zajś zowiści, że mo dobrego chłopa i skuli tego taki rzeczy wynokwio. Wszyscy we wsi przeca wiedzieli, że staro dziywka, rechtorka Orszuliczka je nerwowo sama na sia bez to, iż Pon Boczek pożalowoł ji gryfnoty i skuli tego nigdy żodyn galan niy chodzioł ku ni na zolyty. Niy chcieli sie jednak Kryczyno wadzić, coby jeszcze wiynkszych korowodow synkowi we szkole niy robić, toż yno ugryźli sie w jynzyk i łodpowiadali nojgrzecznij jak poradzili. A cojś tam na pewno ś niego bydzie. Mono i ni ma