Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2016

Człowiek i koń

KOŃ. Staszewski mieszkał na końcu wsi. Zresztą... jaka to była wieś, pięć starych chałup ,co jedna to bardziej zaniedbana. I to wszystko. Dom położony był blisko jeziora. Obok zawsze stała drewniana łódka, choć mało z niej korzystał. Kiedy był jeszcze młody, to i owszem, lubił czasem wsiąść do łódki, powędkować, albo, ot tak, oprzeć głowę o tylną ławeczkę i wpatrywać się w niebo unosząc na falach. Ale teraz przestało już go to bawić, zresztą zdrowie nie dopisywało już jak dawniej, kości były coraz sztywniejsze, a i serce nie to, co kiedyś. Raz kołatało ni stąd, ni zowąd jak oszalałe, a raz za wolno jakoś tłukło się w piersi. W każdym razie czy to za szybko, czy za wolno uderzało, sprawiało ból staremu Staszewskiemu. Pozostali ludzie ze wsi uważali go za dziwaka. No...bo czy to nie dziwne, że ktoś mieszka sam jak palec i jeszcze - jeśli kiedy znajdzie się jakaś okazja do porozmawiania z innymi ludźmi stroni od towarzystwa. - Zawsze sam, taki dziwak, samotnik - mawiali o nim. Jedynym

Barbórka po wodzie

Barborka po wodzie - Gody po lodzie Kaj żejście siedli Barborko? Kaj odważno dziewico? Dyć zmazano woda kidze wom sie na lico, dyć gornik wom gwiżdże pod nosym, klnie i szteruje wos sztyjc. Wy nic niy halacecie? Wy niy godocie nic? Dyć pyrlik wom pod rynkom, pod szłapkom konszczek chleba. Czy z tyj kapliczki na dole daleko wom do nieba? - Ujec idom – malutko Barborka już niy poradziła sie doczekać, aż dźwiyrze łodymknom sie i stanie w nich Longin muzykant, ujec, kierego nojbardzij rada słochała, bo tyż żodyn jak łon niy rozprowioł tak piyknie o śląskich zwykach i starych bojkach. Ale coż to? Ja, ja ciotka Stazyja, baba łod Longina już sie zgorszyła łokropnie jak yno go bez łokno ujrzała, bo już czuła, że w Barborka chłopa krzyźbego mieć niy bydzie. Najlepszy by bolo dlo nij jakby Longin sie wcale na puzonie niy nauczoł grać. Ale jak już kiery w orkiestrze gorniczej boł, to daremne - w Barborka bez gorniczej pobudki miyndzy familokami kole gruby łobyć sie niy mogło. Stazyji już o to go

Tylko miłość

Tylko miłość liście na szybie wytłaczane mrozem nadchodzącej śmierci poniżej aura kwiatów w doniczce błyszcząca tysiącem srebrnych nitek poprzeplatanych żyłkami myśli łączy się z pępowiną chorego dzięki temu czuje się oderwany od głosów za oknem sygnał karetki słabnie zmieniając się w płacz w tej jednej chwili miłość silniejsza niż życie rozkwita nadając sens temu co dotąd było nieważne jasne cienie aniołów na ścianie powtarzają zawsze to samo tylko miłość zdolna jest wynieść każdą z istot do granic jej egzystencji tylko miłość przekracza granice nieba tylko miłość sprawia że umieranie jest jak koślawe krzesło - wystarczy lekko pchnąć, Mówi że jej mężczyzna jest po drugiej stronie zdjęcia kobieta o twarzy zardzewiałej łyżki. zastygła między workiem na rurce a dniem swojego urodzenia. modli się do ściany. mówi że jej mężczyzna jest po drugiej stronie zdjęcia. mowę pojedynczych kropel rozumie tylko kot na parkanie. wyczuwa jego ruchy. pragnie by przyszedł ogrzać jej stopy. kot o twarzy

Że jest ktoś

Twoja komórka zadzwoniła po śmierci - sygnał z zaświatów. wypchnięto cię z kolejki albo z promu przez Styks. szum w słuchawce jak muzyka wnętrza muszli - szuranie ducha ślimaka. dopiero po twojej śmierci zmieniam się z kamienia w posąg – równie twardy ale oszlifowany. nie mogę tego powiedzieć – coś uwiera mnie w ustach jak dodatkowy język. nie mogę ci tego powiedzieć bo jesteś teraz wierszem z szuflady. jesteś wierszem z głębokiej szuflady zarastasz kurzem. Że jest ktoś po drugiej stronie morza że przypłynie nocą błyszczący jak spławik na wodzie a potem będzie nas łowił i że całe niebo pęknie od jęku. że wejdę teraz w nie napełnię wilgocią trzewia że zostawię swój strach w tej chłodnej otchłani. dopłynie tam gdzie zatopione dotąd nie odkryte miasto zamieszkałe przez ryby a w nim od wieków panuje pokój.

Kulawo kawka

Kulawo kawka Narrator Posłochejcie mie ludkowie o gorniku wom opowiym, takim co już mioł pyndzyjo, no i baba mioł Łucyjo. Bernat, bo to o nim godka chałpka mioł i mioł zegrodka, chlywek mioł, w nim koza bioło. A za rajom tak to boło. Baba Łucyjo Bernat skończ już ta fajfka kurzić, a chyć sie roboty. Idź wykludzić koza do lasa, bo we chlywku meczy, głod mo. Bernat Ida, babo! Narrator Idzie Bernat, koza kludzi w las, kaj ni ma żodnych ludzi. Je tam cicho, szczuszczom stromy, Bernat je tym zachwycony. Koza szkubie trowka młodo. Bernat som do siebie godo. Bernat Jezderkusie, jak tu je piyknie, prowda koziczko? Choć tu mi baba sztyjc niy chalace o wszystko. Ale, coż to? Dyć tu leży ptoszek jakiś bolawy. To je kawka, kulawo je boroczka, choro. Wezna jom du dom opatrować. Narrator Wzion ta kawka, du dom leci. Dyć Łucyjo ni mo dzieci, bydzie łopatrować ptoszka, do mu ziorek jakich troszka, do mu wody do kochlika. Toć uciecha dlo gornika. Łucyjo Bernat, tyś
Sylwetki Jastrzębskich Twórców Ewelina Kuśka Wychowywała się w tradycyjnej rodzinie śląskiej, a zwyczaje i wartości, które wyniosła z domu z powodzeniem przenosi na grunt lokalnej społeczności, udzielając się m.in. w Stowarzyszeniu Kobiet na Rzecz Propagowania Kultury Śląskiej. Jest autorką trzech książek napisanych gwarą śląską. W 2012 roku wywalczyła drugie miejsce i tytuł Wice-Ślązaczki Roku w prestiżowym konkursie „Po naszymu, czyli po Śląsku”, organizowanym od kilkudziesięciu lat przez Radio Katowice. Jest także laureatką ponad stu konkursów poetyckich. Swoją literacką przygodę rozpoczęła od pisania wierszy jeszcze w czasach licealnych. „Po urodzeniu trzeciego dziecka wróciłam do poezji. Zaczęłam także pisać opowiadania, w tym gwarowe. Uznałam, że tradycje w których wyrosłam warte są utrwalenia, choćby po to, aby młode pokolenie pamiętało i kultywowało śląskie zwyczaje”. W 2003 roku ukazała się jej debiutancka książka zatytułowana „Tak tu bywało”. Jest to zbiór dwudziestu pięciu o

To nie był dobry dzień

To nie był dobry dzień. nie będę mówić przez sen. leżę zatapiając wzrok w gasnące światełko halogenowej lampki. wsłuchuję się w szuranie nie istniejącej myszy. boję się cienia własnej poduszki i łopotania wody w plastikowej butelce. to nie był mój dzień. jakaś gwiazda rozprysła na szybie chciałabym się w niej schować ale jest zbyt przeźroczysta. dlatego kołyszę sama sobą jak porzuconym papierkiem w zaniedbanej toalecie na opuszczonym parkingu. jakby ktoś włożył mi do ust jedzenie moją własną dłonią a ja nie miałam z tym nic wspólnego. nie byłam dziś sobą dlatego tak bardzo boję się że jutro mogę obudzić się jako ktoś kogo nigdy nie polubię. Nagłówki i twarze zaśmiecają myśli i tylko nikt nie chce pozować w cierniowej koronie. i tylko nikt nie chce uśmiechać się z cierniową koroną na głowie. boję się cierpienia jednocześnie odnawiając zabliźnione rany. boję się cierpienia jednocześnie rozdrapując rany. i tylko Chrystus otwiera własną

Polternaben - wieczór panieński

Polteraben. Inscenizacja z piosenkami śląskimi W kuchni siedzą panna młoda ( Małgola) i rodzice (Francik i Matilda). Małgola zakłada wałki na włosy przed lustrem, matka kulo nudle, ojciec czyści lakierki wyjściowe. Matka – Kończ już zawijać te dauerwele, dyć już trzisztwierci godziny przed tym zdrzadełkiym siedzisz. Godałach ci zebyś se dała ich Gojiczce zrobić, łona mo przeca w tym lepszo wprawa. Małgola – Ale jo se to wola po swojimu zrobić. Gojiczka mono je i dobro frizjerka, ale ni na moji szkuty. Wom trwało fajnie robi, ale łona je staro i niy poradzi tak nowomodnie czosać. Trocha się lynkom, że mi ta frizura jutro ańfachowo zrobi, a tego bych se niy wyboczyła, żeby na moji weseli cojś boło niyrychtyg. Matka – niy boj się dziołcho, dyc łona tela młodych paniow frizerowała to i z tobom se poradzi, choć tak wynokwiosz, prowda łojciec? Ojciec – A jo tam te wszystki wasze babski wynokwiania smola. Tu muszą zaglondać, cobych strzewiki mioł piyknie wyglancowane jak byda jedyno

65

65 Możecie się karmić moim szczęściem lepiąc pierogi z serem albo pluć gorzką wydzieliną chorób zmieszanych z pogardą kiedy drżę z rozkoszy oparta o poręcz fotela. moje obwisłe piersi stają się jak dojrzale jabłka frunąc z motylami rzęs opadając niczym pierwsze jesienne liście pośród miękkiego podszytu lasu. możecie się ze mnie śmiać kobiety z łechtaczkami jak wymięte ścierki do mycia podłogi zapomniane przez swoich mężczyzn karmiących się filmami porno. jestem zakochana w tobie staruszku naprzeciw dorosłym wnukom i wszelkim konwenansom IX piętro raca. niebo jak krew po transfuzji tłum niczym rozkładające się ciało, skanduje. gasnę bezszelestnie. nie chcę słuchać lecz niezdrowa ciekawość bierze górę. cały jestem niezdrów. mojej skargi nie słyszą choć dusza skanduje biegnie na ulicę prawie czuje ziąb zimowego wieczoru. nikt nie spogląda w górę spoglądam w dół żyję fedruję z wami fedrowałem z wami teraz gasnę zapalam racę której nikt nie dostrzeże. zazdroszczę wam chłopcy przepasani fla

Koczka

Zefliczek Poszoł na łąka roz mały Zefliczek i w trowce wysoki se straciuł strzewiczek. Powiydzcie mi ptoszki cojście tu lotały Czy żejście strzewiczka dzisio niy widziały? A mono ty w trowce brzynczoncy świerszczyku wiysz co o mojim jednym strzewiku? A mono zajączki we trowce kicały znodły mój strzewiczek i mi go zebrały? Niy wiy już co robić i ślimce Zefliczek Kto mi teroz łoddo mój drugi strzewiczek? Powiydz mi boczoniu mój kochany ptoku jak jo teroz pójda du dom po bosoku? Aż tu naroz prziszła siostrziczka Zefliczka Poszukała w trowce i znodła strzewiczka Utrziła mu płaczki sznuptechlom ze liczka Jak dobrze je mieć starszo siostrziczka! Szprytno koczka Tam w antryju na bifyju stoji mlyka szolka czako koczka aż wylezie mama, tata, Jolka. Jak wylyźli na zegrodka, to koczka skoczyła, cołki mlyczko ze szoleczki, wartko- chlaps- wypiła. Prziszła Jolka ze zegrodki, a pić ji sie chciało, wtym zaglondo, a tu mlyko kajś wyparowało. Inkszym razym szprytno koczka z kąta zaglondała jak w niedz

Rerek

Rerek Pląsy, pluski koło wody trzaski, praski i łomoty harce nocą aż do rana tańce, śpiewy oj, da, dana. Któż to? Kto to Tak figluje? Czy zwierzęta? Czy to zbóje? Blisko wody blisko rzeki zawsze słychać śmiech daleki który we wsi wciąż strach budzi co przeraża we wsi ludzi Przestraszony pastuch szepcze to utopce to utopce 1 Rysunek Już chyba nie można mieć większego pecha. Kamil siedział na starym jak świat drewnianym krześle, którego środek obity był ni to pomarańczowym, ni to żółtym materiałem i wpatrywał się przez szybę w krople deszczu, które siekły powietrze między drzewami w sadzie. Niektóre z nich zatrzymywały się na liściach, tworzyły na nich maleńkie bajorka i skapywały potem pojedynczo, lub drobnymi strumykami. Deszcz miał żółtawy kolor, podobnie jak żółtawa babcina firanka, a może to właśnie firanka czyniła go żółtawym. Co za nuda. Inne dzieci też czasami spędzają wakacje u swoich babć, ale one mieszkają nad morzem, albo nad jeziorem, albo

Mazurka

Mazurka Zaglondejcie mili ludkowie jak to życi czasym dziwnie się ukłodo. Jedyn idzie bez ni z wielkim larmym, z butlym łokropnym i zdo mu się, że ludziska szytjc zaglondajom na niego z podziwym wielkim i godajom se miydzy sobom Tym to je ważny człowiek i bydzie zapamiyntany bez dłogi roki. Ale jak yno skończy dużo rozprowiać, a wychwolać się som pod niebiosa, to inksi obrocom sie do zadku i ani na niego nie wejrzom. A som tacy ludzie, kierzi idom bez życi cicho i ze skromnościom , a jednak przysłożom się inkszym i som zapamiyntani bez dłogi roki. Tak jak to było z Richuśkom Mazurkom,o kierej do dzisyj ludzie godajom, choć downo leży na kiyrchowie, a chałpka jeja już nie istnieje i nie istnieje żodyn znak ło ni procz ludzkij pamiyci i dobrego słowa. A coż wielkigo zrobiła dlo inkszych? A to, że wongiel woziła swojom wyslożonom forom bez dłogi roki jako jedyno baba chyba na cołkim Ślasku. A zaczyno się łod czasu jak jeji chłop Richuś na wojnie polyg, a w doma dziecka jeść wołały i t