Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2017

Samobójca w lesie

Zbrzydło Jorgusiowi życi, obwiesić sie chcioł. Skuli tego zebroł linka i do lasa szoł. Szukoł stroma nojwiynkszego, o gałynziach hrubych, kiere by sie nadowały dlo Jorgusia zguby. Jak już żerdka znod porządno, linka se przewiesioł, zrobioł wynzeł, wloz na kympka, wartko sie łobwiesioł. A w tym czasie somsiod Danuś w lesie grziby zbiyroł. Skuli tego już łod rana cołki las łobtyroł. Jak już du dom mioł sie wracać i łopuścić las widzi - Jorguś uwionzany na stromie bez pas. Wisi Jorguś na gałynzi i na świat przezywo, toż podeszoł Danuś bliżyj i sie tymu dziwo. - Coż wy tam somsiedzie na stromie robicie? - Niy szteruj! Jo sie wiyszom, bo mi zbrzydło życi! - Ale czamu bez poł żejście sie swiązali? Czy Pon Boczek wom do reszty rozum łodebrali?! Dyć za kark sie wiyszo, a zginie sie flot! - Za kark przeca boli! - Jorguś cołki zblod - Musiałby żech chyba cosik z łebom mieć, coby se zadować tak straszliwo śmierć! A tak za brzuch bez połowa życi straca, a niy głowa.

Lothar cz. X - XIV

X Tomek, wstawaj!Spóźnisz się do pracy! Co?! Jak to? - nieprzytomnym wzrokiem objął stojącą nad nim matkę. Przez chwilę wydawało mu się, że jego pokój, mama, wszystkie meble i świt za oknem są tylko snem Lothara, że zdrzemnął się przez chwilę przy stole Jowity, był przecież bardzo zmęczony, a wokół panowała noc przerywana tylko dalekim wyciem wilków niezadowolonych z powodu ucieczki swej ofiary. Tamten świat wydawał mu się bardziej realny od jego prawdziwego życia. Przez chwilę sam nie wiedział czy bycie Tomkiem Borkowskim jest tylko jego wyimaginowaną wizją czy to Lothar jest owa postacią ze świata iluzji. Przetarł oczy. Nadal uparcie próbowała ściągnąć z niego koc. Piłeś wczoraj? - pochyliła się nad nim – Nawet się nie rozebrałeś. W kuchni masz kanapki. Idź się umyć i doprowadzić do porządku. - wydawała komendy jedną po drugiej. Mimowolnie uśmiechnął się. Przypomniały mu się czasy kiedy jeszcze byli normalna rodziną. Była wtedy zawsze taka pełna zapału, pilnowała żeby nie spóźnił si

Dziwne przipadki Zigusia Kryki cz. V

Zigusiowe bajtle. Bez cołki swoji życi mioł Ziguś aż szejść bajtli, ale yno jedna cerka Margiytka boła rychtyg jego. Z Adelkom, cerkom łod Wichtory ni miol żodnych korowodow, a howały jom jego baba z mamulkom i Ziguś mało wiela sie ś niom natropioł. Czasym yno Wichtora wychciała łod niego na nowy klajd, abo jaki mantlik dlo dziolszki, ale i tak njwiyncyj ji kupowała z tego co sama na torgu uhandlowała. Roz yno musioł bawić dziolszka jak łobie baby – mamulka i Wichtora na pogrzyb łod ujca do inkszej dziedziny jechały. Ziguś boł wtynczas w doma i mioł nakozane. coby Adelka bawić. Dziołszce mierzło sie łokropnie, toż uprosiła Zigusia coby ji jako bojka łopedzioł. I porozprowiol Adelce staro godka, kiero mu jeszcze starka bojali o dobrej czarownicy, kiero w lesie Hermanioku miyszkała i skuli tego, że boła dycko sama musiała se w blasze hajcować i drzewo nosic na puklu we starej chacce. Kiejś jak szła z tym drzewym napotkała Feliksa, kiery miyszkoł niedaleko ze swojom babom, a biyda mioł w

Spacer

Spacer Na obcej marchewce siedzi znajomy robak pociera lepkie łapki praco znajoma sprzed bólu praco sprzed wymizerowanej twarzy praco sprzed oddałem cię dzieciom wraz ze znajomym robakiem któremu marchewka przestała smakować Jej zmarli bracia Całą noc płakała widziała ich swastyki i białe orzełki. nawet po śmierci kłócą się o granice swoich podwójnych dusz. na cmentarzu tylko cisza nie słychać trąb anielskich nie czuć dotknięcia ciernia obok nadal w tych samych pozycjach w jakich upadli po dwóch stronach Europy na maleńkim skrawku poświęconej ziemi

Smocza góra cz. II

VIII Wędrowcy wciąż spotykali na swej drodze dopiero co przybyłe, albo już oswojone z nowym światem zwierzęta smutne, kalekie, czekające na poprawę losu, albo takie, które tu znalazły swój dom i nie chcą wracać do świata pełnego nieżyczliwych im i agresywnych stworzeń. Na przemierzaniu Smoczej Góry mijały im dni i noce. Dawno już minęli niewielkie laski, łąki, okrągłe stawy i malownicze jeziora, nad którymi kwitło życie. Teraz wkroczyli w kraj górzysty, bardziej surowy z nachylonymi skałami pokrytymi najprzeróżniejszą roślinnością, ale równie piękny jak równiny, które minęli, a być może nawet jeszcze bardziej malowniczy. Martynka w czasie swej wędrówki poznała wiele gatunków zwierząt, z wieloma rozmawiała, a nawet zaprzyjaźniła się, nie mówiąc już o piesku Fafiku, który został jej pupilem, a także klaczy Ambrozji wciąż uparcie poszukującej smoka. Wieczorami, kiedy wielki niczym płaski talerz, idealnie okrągły, blady księżyc rozświetlał łąki i drzewa, pod którymi siadywali, zazwyczaj