Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2018

Stacje V i XIV

Stacja V mężczyzna wydawał się być skrawkiem brudnego materiału. a jednak jego bezwładna dłoń   poruszyła gwiazdy. niebo opadało w dół a jego ból wszedł w moje trzewia. noc była spokojna jak ten mężczyzna i tylko w moich trzewiach coś poruszało się niespokojnie. podniosłam to w górę nie ruszając się z miejsca. dalekie światła reflektorów prześwietliły mnie I byłam zdjęciem rentgenowskim. zlepkiem kości ukrytych pod brudną szmatą jak ten nieznajomy mężczyzna który był moim bratem. Stacja XIV zamykając w powłoce gleby zawsze będziesz siewcą. bo wszystko ma początek w ziemi i wszystko do niej powraca by mógł powstać zupełnie nowy twór. nawet skała nie powstrzyma rzeki. zawsze znajdzie sobie szczelinkę nadziei. kiedy odchodził twój ojciec myślałeś że nigdy już nie spojrzysz mu w oczy. teraz sam jesteś własnym ojcem i ojcem swoich dzieci. może kiedyś ktoś spojrzy w czyjeś oczy i zobaczy w nich twoją miłość i ból i całe twoje człowiecze

Stacje I i XIII

Stacja I Stary człowiek zagląda do szafy. nie widzi w niej białej koszuli ktoś skazał go na śmierć już przy urodzeniu dlatego siedzi   na skraju łóżka.   stary człowiek zażywa tabletkę przeciwbólową.   przez otwarte okno słyszy stukanie dzięcioła jakby ktoś odliczał godziny . w swojej szafie trzyma czarny garnitur. szafa jest zawsze otwarta . stary człowiek siedzi na skraju szafy.   mówi że przy urodzeniu został skazany na śmierć . za oknem mały jeż zwija się w kulkę.   mówi że jest nieśmiertelny kiedy napręża kolce. stary człowiek siedzi na skraju   snów.   w jego szafie   od dawna czeka śnieżnobiała koszula. on jednak dostrzega tylko czarny garnitur.   ktoś właśnie umywa ręce.   ktoś zamyka szafę.   klucz wyrzuca do studzienki kanalizacyjnej. mieszka w niej pani śmierć. jest tam ciemno i cicho.   nikt nie przeszkadza pani śmierć kiedy zagląda do szafy.   pani śmierć liczy śnieżnobiałe koszule i czarne dobrze skrojone garnitury. Pani śmierć

Stacje VI i VIII

Stacja VI ścieram się dzień po dniu zostawiając siebie na szmatkach meblach chustach prześcieradłach. ktoś układa obraz ze zlepków mojej skóry. może kiedyś oprawi  go w ramki. czasem wieszam za pomocą klamerek do bielizny własne linie papilarne na podwórkowym trzepaku. wystawiam na widok publiczny drzazgi zza paznokci i  wszystkie wydzieliny. wcieram je w ciała i w myśli obcych ludzi. maluję ich obrazy pod własną skórą. spodobało się artyście malować nasz obraz grupowy. mieszać farby do włosów wraz z pigmentami skóry. kiedyś oprawi w ramki nasz grupowy obraz i będzie to piękny obraz który przetrwa wieczność. może będzie  na chuście  albo w czyjeś w pamięci. Stacja VIII że mam naderwany bok? może kiedyś z niego zaczerpniesz ty masz zbrukaną macicę i całe wnętrze od brzucha po uda. dlatego nie płacz z powodu mężczyzny nawet jeśli jest   Bogiem. jest taki upał że krew zastyga mi w żyłach. w tobie zaś tkwi kawałek lodu

stacje IV i XII

Stacja IV patrz matko mam dziurawe dłonie. ocal mnie przed   głodem zimnem i rakiem na płucu. masz serce jak jezioro całkiem przeźroczyste nie ma na nim zmarszczek. nie tłumacz się przede mną z pustego kieliszka. napełniasz nim pamięć i przyszłość. a ja będę ci śpiewać kołysanki mój dorosły synu. zbyt długo rozpychałem się w twoim brzuchu I w brzuchach innych kobiet. spijałem życie z pustego a teraz znów chcę spojrzeć   ci w oczy. zapełniam tobą lęki. widzę jak stoisz przed   własną śmiercią. rozpościerasz ramiona na kształt krucyfiksu. patrz matko mam dziurawe dłonie. Stacja   XII są listy które dopiero po latach przychodzą po raz kolejny. w środku tygodnia pomiędzy jedną godziną a drugą coś do nas dociera. litery układają się w słowa czas wędruje w odwrotną stronę. ktoś kiedyś mieszkał w tym domu ktoś tu właśnie umiera po raz kolejny. moje życie znów wychodzi na ulicę. tylko ja widzę w tej chwili że cofanie zega

Dziwne przipadki Ziusia Kryki cz. XV

XV Zigusiowe wnuki. Najbardzij na świecie – bardzij niż swojim dwom babom przoł Ziguś Margiytce, cerce, kiero z nikierymi rzeczami dojść fest sie do niego podała, jak choćby dejmy na to z tym, że nierada robiła, ale fest   rada lotała po gościnach i muzykach. Z tym sie tyż Margiytka do tatulka podała, że tak jak łonymu dycko podobały sie jednako wszystki frele i baby, tak łonej dyko sie podobały jednako wszystki synki i chłopy. Skuli tego, jak yno trocha łod ziymie łodrosła napoczyna lotać za kożdym kto mioł galoty. Ziguś z Małgolom starali sie o Margiytka, toż ji tego zakazawali i tuplikowali dziołsze, że przeca młodym karlusom je yno jedno we głowie, a potym boroka frelka musi piastować. Skuli tego,że Margiytka sztyjc wachowała aż łojcow niy bydzie w doma, coby uciyc zarozki na jako muzyka   Ziga uprosił Augusta, ożyroka i elwra, kiery nigdy ni mioł nic do roboty, yno chodzić po chałpach i wychciywać od ludzi, coby trocha jeja dziołcha prziwachowoł, jak sie bydzie po szes

Siła myśli cz. XI i XII

XI Miłość przychodzi znienacka. Po roku otrzymałam kolejną umowę o pracę. Byłam trzydziestosześcioletnią panią kasjerką, która lubi swoja pracę i cieszy się zaufaniem klientów. Zaoszczędziłam nawet trochę pieniędzy, gdyż dobrze radziłam sobie też jako krawcowa szyjąca dla swoich znajomych kolorowe sukienki i wymyślne żakiety. Czułam się dzięki temu spełniona i niebyt wiele myślałam o swoim aniele stróżu, choć nadal wyczuwałam w pobliżu jego obecność. Nie próbowałam się z nim kontaktować,gdyż w tamtym czasie uważałam , że mam wszystko czego mi potrzeba i tak naprawdę nie chciałam być kimś bardziej wyjątkowym niż pozostałe pracownice w markecie. Wolałam być lubianą i potrzebną. Nie byłam już zahukaną, nieśmiałą dziewczyną, która stroni od koleżanek i boi się   zamienić z kimkolwiek słowo. Cieszyło mnie, kiedy ludzie przystawali i wdawali się ze mną w rozmowy. Jednym z takich klientów, którzy często radzili się mnie podczas robienia zakupów był Krzysztof. Początkowo nie zwracałam

Na drugim końcu miasta

Dawno temu Ktoś zakopał w ziemi figurkę. oddychała przez korzenie. była jak niemowlę śpiące w chłodnej ciszy. wsłuchiwała się w stukot kroków. stworzenia dudniły nad jej czołem. błogosławiła im sama będąc wyobrażeniem stworzenia. Na drugim końcu miasta. śmiech dzieci z biednej dzielnicy rozbraja szczerością. pogoń za starym szczurem . szczyt na kominie w cieniu odrapanej cegły. brak światła. powolne wkraczanie w butelkę napełnioną śmiercią. zabawa w pociąg zbudowany z kapsli - rój świetlików wyznacza koniec trasy na zakręcie tej samej ulicy. ktoś właśnie idzie po wodzie. ktoś podrzuca w górę wagony. trzęsie całą dzielnicą. ktoś powtórzy z dumą że stąd się wywodzi I wszyscy będą śpiewać ballady o tym że nikt tu już nie utonie. ktoś właśnie chodzi po wodzie.