Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2016

Hasiokorze

Przidzie dzisio Richard sznupać po hasiokach, tych ,co sztyry stojom tu - przi familokach. Podźwigo śnich dekle i łodegno koty, potym sie zabiere wartko do roboty. Piyrsze drobne oszkrabiny i inksze abfele pocofo na boki i troszka przebiere. Konsek wosztu i prezwosztu- to do miecha wsuje, galoty i westa - O!westa pasuje! fusekle- te schroni, flaszki - do sprzedanio, konsek jakiś deki - przido sie do spanio, cajtongi - pozbiyro, yno ślydź ś nich ściepnie. Ślydź je fest smrodlawy - toż to go wyciepnie. Dwie czopki - te schroni, stary szrank - łobejrzi. I coż jeszcze Richard we hasioku zejrzi? Stare radio - je bez lampy, jakoś babsko keta - ta keta sie przido. O!Je cygareta! I kołki som przi ni! Szczynści dopisało, je tu dużo rzeczy co mu sie przidały. No i żymły suche i złom - tego szuko! Złom se sprzedo Richard i zjy żymła sucho. Jakiś cycychalter - to sie przido Fridzie. O!Pora bezdomnych ku hasioku idzie! Trza wziąść nogi za pas, bo jeszcze

Sprzedawczyni Magda

Sprzedawczyni Magda.   Najgorsze są dojazdy. Żeby zdążyć do pracy muszę wstawać o piątej, potem zrywam z łóżka najmłodszego synka i po pół godzinie siedzimy w pierwszym autobusie, znów przesiadka, potem z synkiem do teściowej i dopiero do pracy. Gdyby nie to, że najstarszego wychowuje teściowa z mojego pierwszego związku, a ten średni jest u mojej mamy nie dałabym rady. A w pracy nikt nie pyta czy człowiek zmęczony jest. Niektórzy klienci są naprawdę wredni, zawsze im coś nie pasuje. A to, wiecznie uważają, że towar nie świeży jest, a to, po pięć razy sprawdzają czy aby reszta się zgadza, a ty człowieku uśmiechaj się do nich – że to niby taka zadowolona jestem. Szef to zawsze by chciał żebyśmy zostawały po godzinach. A kto mi za to zapłaci! No, niby potem rzuci jakąś premią, ale na co te grosze wystarczą! Chyba tylko na te autobusy. A po południu ta sama droga, z tym, że jeszcze tego średniego odwiedzam przed wyjazdem do domu. W końcu ktoś musi mu sprawdzić czy lekcje odrobione, albo p

Na rogu ulicy

Odszedł dawno temu zawisł pomiędzy światami mówią że umarł wczoraj ale nie było go tu w dożynki ani kiedy nadeszły mrozy stulecia. nie rzucał ukradkowych spojrzeń na kobiece piersi nie domagał się schabu alkoholu ani komunii świętej na znak odpustu dawno pogrzebany przez tych którzy bali się usiąść obok by nie zostać zarażonymi tym drugim światem teraz zostanie pogrzebane ciało choć było dla niego tym czego mogłoby nie być i gdyby nie ból nie byłoby gdyby nie białe baranki śliny kłębiące się w kącikach ust być może nie trafiłby między chmury bywał już tam albo i nie gdy patrzył niewidzącym wzrokiem w daleką przestrzeń zawieszoną między deszczem obojętności a horyzontem bezsilności. Do syna na rogu ulicy. Tępe kamyczki uwierają mnie w klapki. na odrapanym murze szerokoskrzydłe palmy poruszają się we mnie. mieszkające tam papugi wyskakują wesołymi ognikami z oczu kobiety trzymającej młode ziarenko kawy ma

Wodne panny

Wodne panny Tam, kaj teroz stojom bloki kiejś boł stawek dojść głymboki, a po bokach zarośniony tatarakiym z jednej strony, z drugi strony gynste krze ciyń robiły cołki dnie. Tam bezmała lato całe panny sie pokazowały. Wszystki boły jednakuśki z wiyrchu na doł blank saguśki, dłogi włosy, jasne lica miała kożdo ta wodnica i śpiywały noce całe, a czasmi tańcowały. Jak ich dziołcha tyż zejrzała, to do roku sie wydała. Gorszy boło z karlusami, co trefiły sie z pannami, bo jak kiery zejrzoł ich niy łożynioł sie już, ni. Starka dycko to godali, że im muter kiejś bojali o Paulku, synku młodym, co przechodzioł kole wody jak z muzyki kiejś szoł w nocy i ku stawku z drogi zboczoł. Wroz usłyszoł śpiyw łod wody, zejrzoł sztyry panny młode jak za rynce sie dzierżały i do kupy tańcowały. Łod tyj pory kożdej nocy synek zajś nad stawek kroczoł i łodkozoł ślub z Kornelom, bardzo gryfnom młodom frelom. Wcale sie już niy łożynioł,

Edek kosiarz

III Edek kosiarz . Ile koszę? No, będzie już chyba siódmy rok. Kiedyś lepiej się opłacało, teraz pracodawcy są coraz bardziej skąpi. Nie wystarcza im, że nie muszą odprowadzać za mnie ZUS – u. Powinni więcej płacić, ale lepsze cokolwiek niż nic. A co, mam siedzieć po całych dniach w domu? To już wolę kosić, przynajmniej żona mi nie marudzi pod nosem. Zresztą swoją kosiarkę też mam, prawie nówka, spalinowa. Wiadomo, jak jest przerwa u prywaciarza, to często dorabiam sobie moją kosiarką. Niektórzy nieźle płacą. Kiedyś dostałem jeszcze do umówionej kasy skrzynkę piwa. I co, nie opłaca się?! Tylko leniom się nie opłaca. Nie rozumiem tych, którzy na emeryturze siedzą od rana do wieczora na telewizji. Zresztą, co tam jest w tej telewizji?! Tylko te grubasy siedzą i pół dnia o polityce dyskutują. A co mnie polityka obchodzi! Ja lubię filmy przygodowe, albo jaki kabaret, a tego wiecznie nie ma. I po co ja płacę ten abonament! No, czasem dzieci coś tam oglądają. Kiedyś to więcej siedziały,

Jaskółka

Jaskółka   To, co powiym, je to prowda, że kiejś przed wiekami Śląsk napadły wojowniki z krziwymi ślypiami. Zwały łone sie Tatary, ludzi brały w jasyr, podpolały wsie i chałpy. Złe to boły czasy. A przi lesie za osadom żoł Bartoń z Kornelom i ze swojom roztomiłom Agatkom, ich cerom. Mieli ś ni yno pociecha fest na stare lata, Bo robotno boła, piykno ta jejich Agata. Aż na jesiyń, jak jagodki, ziymioczki i grziby wloz do chałpy naroz Tatar, ciymny i łoszkliwy. Łapnył dziołcha za warkocze i przed siyń wysmyczoł, swjonzoł ci jom na powrozek, jak barana pryczoł. Ja, minyła jesiyń szaro, po ni prziszła zima, beczom łoba stare łojce, bo Agatki ni ma. Rzyko muter do Maryje i sztyjc prosi Boga, coby cera zawitała kiejś do łojcow proga. A w dalekich strona dziołcha to samo prosiyła, aż Maryjka wysłochała, w ptoszka jom zmiyniła. I jak yno wiosna prziszła, podziynkować Bogu, już jaskółka mało śpiywo u swych łojcow progu. I uwiła małe gniozdko pod strzechom łojcowom, zniosła jajca i starzikom piy

Niezwykły przyjaciel

Niezwykły przyjaciel   1 Pracowity Bartek   Wyszedł stary Skarbnik z podziemi rozprostować kości i nacieszyć nadchodzącą wiosną zmęczone ciemnością oczy. A las ciągnący się od wylotu jego podziemnego królestwa był tego dnia piękny. Wysokie drzewa pokryte cudnymi, drobnymi pąkami szumiały hymn ku czci żółtego słonka, ku jego życiodajnym promieniom głaszczącym czule ich zziębnięte przez zimowe miesiące korony, liżącym niskie krzewy, białe, maleńkie stokrotki, drobne kieliszki miękkich przebiśniegów i żółte, roześmiane kaczeńce. Jasnozielona, młoda trawa przebijała się spomiędzy  suchych, zeszłorocznych badyli, potarganych przez zimowe wichry. Wszędzie, ale to wszędzie rozbrzmiewał śpiew ptaków -  tych, które przetrwały trudne zimowe chwile i tych powracających z dalekich, zamorskich wojaży. Dla nich nastał czas wyszukiwania sobie partnerów i budowy gniazd, jednym słowem - czas najwyższy na zakładanie ptasich rodzin. Wsłuchiwał się w leśne odgłosy Skarbnik, wchłaniał pełną piersią świeży

Idzie na deszcz

Za szybą nawet deszcz umiera   wyschła z zapachem konwalii wtopionym w zeszłoroczny list z zaświatów. cień płaskiego kota odkleił się od ulicy- zjawy i zupa z czosnkiem pobudzają krążenie.   zje jajko choć w jednej połowie nadal mieszka jej pisklę ma dla niego zdrowaśkę podzieloną na trzy- zbyt wielu było u niej tej nocy.   otwiera drzwi zapewniając że nie jest w potrzebie. do szczęścia brakuje jej tylko głosów przy stole.   wchodzę choć węglarka kłapie czarnymi szczękami. boję się herbaty parzonej na grobach uśmiechniętych krewnych.   w każdej chwili może otworzyć usta i zgasić mnie językiem ognia wiecznego ale patrzy mi w oczy i mówi że widzi w nich kwiaty których nie sięga choć jest już bardzo blisko.   Idzie na deszcz   Tęcza nadeszła niespodziewanie. połączyła dwa brzegi jeziora tylko stary Grzegorz potrafi zwinąć ją jak mapę dłońmi na których zakola żył szare plamy wysp i wzniesienia bladych brodawek tworzą własny krajobraz.   ani zazdrośni o błękit nieba turyści ani ksiądz probo

Polska Niemka

II Polska Niemka Jola.   W nocnym klubie najlepiej stanąć w przejściu, wtedy wszyscy mężczyźni ocierają się o ciebie. To takie podniecające! Ja zawsze dziwię się rodzicom, którzy nie chodzą ze swymi dziećmi na dyskotekę – trzeba przecież mieć dobry kontakt z młodzieżą, u nas w Niemczech to normalne. Zresztą, na urodzinach mego syna byli goście o wszystkich kolorach skóry – tak powinno być, chociaż i w Niemczech zdarzają się neofaszyści i różni tacy – podobnie jak w Polsce. Wszędzie ten brak tolerancji – ale my już z tym się uporaliśmy. Żadne opcje seksualne też nie są mi obce. Pracuję z muzułmanami, a nawet z homoseksualistami – a co mi tam, w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, a co ludzkie nie jest mi obce. Ludzie tu, w Polsce czasem dziwią się, że ma takiego młodego męża, nie rozumieją, że jestem młoda duchem. Mój syn to rozumie. Z Michaelem ma dobry kontakt, podobnie zresztą jak z moim byłym – w końcu to jego tata. Czasem mi żal, że zdradził mnie z Rosjanką  -  tak, to on pierwszy zdrad

Nitki z nieba

Skryło sie słońce za chmurami, wiater łoszkuboł liści ze stromow, a ludzie pozbiyrali już ziymioki z pola i terozki grzejom sie przi kachlokach. Kole wysoki, niebieskij bramy przedeptuje świynty Pieter w ciepłej kufaji i guminiokach - przeca i tukyj jesiyń dowo znać o siebie.Przed bramom tyczy dłogo raja borokow, kierzi czakajom na swoja kolejka, ale niż świynty łotworzi brama wielkim kluczym musi piyrsze poczytać cołko litanijo grzychow i dobrych uczynkow. Ja, ja - niy kożdo duszyczka doczko sie przeleziynio na drugo strona. A tam na spodku już zaciyro swoji łoszkliwe łapy " tyn czorny pieron"! Kajś tam w kątku kwiczom maluśki, sagi duszyczki - to małe, niyłochrzczone bajtle, kierych jeszcze przed urodzyniym pozbawiły życio jejich wygodne mamulki. Zima je tym boroczkom, aże zima, bo słoneczko wiyncyj swojich promyczkow przeciśnie na spodek - coby łogrzoć cołko ziymia, a tukyj w siyni do raju kamiynnno delowka oziombo małe szłapeczki. Ja, przidałyby sie jaki liche jakielki.

Na ucho

Kazik kafelkarz.   Jestem Kazik kafelkarz, nazwisko nieważne, wystarczy numer telefonu. Komórkę wyrzuciłem z powodu nadmiaru zleceń, nic tylko dzwonili i dzwonili, przy robocie skupić się nie było można. Teraz musi im wystarczyć numer domowy, niech żonę prześladują. Układnie kafelek wymaga skupienia, bo myśleć przy robocie trzeba, szczególnie kiedy układa się na karo. Piękna robota, choć liczyć trzeba, a w nocy śnią się wykończeniówki i półeczki łazienkowe w pastelowych kolorach, albo ciemne fugi równiutkie jak sosny w lesie iglastym. Aż budzić się nie chce. Już nie jestem pracoholikiem, choć nałogi to moja specjalność. Walczyć z nimi to jak bitwa Dawida z Goliatem. Dawid zawsze wygrywa. - Zostaw te kafelki Kazik, masz emeryturę, nie trzeba ci tak harować – doradzali koledzy. Posłuchałem, siedziałem z żoną przy niedzielnym obiedzie, cierpiałem jak zwierzę w sidłach, pociły mi się dłonie. Wyrzuciłem rzędy kafelek ze snu. Czterdziestu doradza, pomyli się, czterdziesty pierwszy doradzi do

Czasym diobły sie przidajom

Czasym diobły się przidajom.   Wiycie, terozki na świecie, to aut tela niy znojdziecie wiela kiedyś diobłow było, jako ludzi moc kusiło . Kole dobłow- tych łokropnych było mocka myńszych, drobnych wodnych, leśnych i kudłatych, blank ryszawych, takich w łaty, a nojwiyncyj czornych fest. Teroz to ich mało jest bo ich ludzie niy wołajom, kiejś to czynsto się godało : „ Ach do czorta!”, „Ach do dioska!” – i już dioboł nynkoł wioska, abo chałpa sztyjc nawiydzoł i śnik z powiek ludziom spyndzoł. A boł taki Jorg Watoła, co sztyjc yno piuł gorzoła. Mioł łon baba piykno, miło, życi fest jom doświadczyło przi pierzińskim ożyroku, co boł krzyźby roz do roku. Aż padała w końcu: „Dość ! Dom jo ci pieronie w kość! „ I oblykła kożuch krympy, na kark dała dwie knisztrymfy i fusekla czorno wziyna i zrobiła śni czupryna. Troszka słomy, gutaliny, krymy, piyrzo ze pierziny i z momyntki łogon dłogi, poszła na rozstajne drogi wele karczmy i tam czako choćby czorno mara jako. Jak zawrzili karczma w nocy- Jor

Zatrzymane w bezruchu

Zatrzymane w bezruchu do czasu aż wrócę.   szeroką ulicę zajmuje korowód. czarno – białe dziewczęta z aureolami dusz we włosach w półkroku w połowie cyklu przed pierwszym porodem na granicy chodnika.   na śniegu plamy krwistoczerwone jeszcze bez koloru. na niebie ptaki zawisły nie mogąc wykrzyczeć co tu się stanie. nad głową wujka czarny cień w kształcie cierniowej korony.   zwierzęta wywleczone poza ramy zdjęcia wywęszyły strach w ludziach i szarą radość poranka dlatego odeszły zaszyć się w norach i w błogiej zwyczajności.   ludzie mogą przez chwilę zatrzymać wzrok na papierze i cieszyć się z tego że przyszłość jest dla nich mglisto-ciemną plamą.     Taki piękny mężczyzna w niemodnym ortalionie   a rozwiał go wiatr. mówisz żeby chwytać go w dłonie że jesteś wizytówką plakatem do zawieszenia żyrandolem z żarówkami tryskającymi sztucznym srebrem.   ja zaś jestem pępkiem do zawieszenia kolczyka z brylantowym oczkiem. oboje jesteśmy światem własnym od początku bez końca   ale ja jestem or

Tożsamość

Wychodzą z ram znaczonych korytarzami kornika cierpliwego jak lipowe drzewo dobre na opał do kaflowego pieca. z ręką na sercu w pozycji do przysięgi powiewając pióropuszem austro – węgierskiego oficera. dłonie jego wnuka kołyszą nocą moje włosy i czasem robię mu burę za rzeczy których nie spodziewał się sto lat po śmierci. śniły mi się usta damy przemawiały słowami które wyszły z użycia chciałabym zabrać jej suknię by choć przez chwilę zaszeleścić krynoliną ale w domu mam tylko czarny pled z frędzlami co wciąż zahaczały o kabłąki wiader. woda z tamtej studni miała smak łąki i czystego nieba z puszystymi jak świeże ciasto drożdżowe chmurami. mój sen jest ucieczką w czas między przeszłością a tym co dało mi dziedzictwo gorsetów i żywotków ukrywających prawdę zamkniętą w sercach duchów zaklętych w fotografiach

Utopek Lojzik ze Źródlanki

Utopek Lojzik ze Źródlanki. I Dobra rada Any. Zielony utopiec Bert, który od niepamiętnych czasów mieszkał na dnie rzeki Źródlanki osiągnął właśnie wiek, w którym każdy porządny przedstawiciel jego gatunku pragnął zostać ojcem. Cóż, nie powinno to pragnienie nikogo dziwić. Od kilku już bowiem lat wraz z Bertem dno rzeki zamieszkiwała jego młoda małżonka Frida, delikatna i słodka istota, po poślubieniu której - jak powiadają okoliczni mieszkańcy Bert bardzo złagodniał. Już nie czatował w pobliskich zaroślach na zbłąkanych wędrowców, którzy nieopatrznie zapuścili się w las Hermaniok, aby pochwycić ich w swoje oślizłe dłonie i wrzucić do wody, nie naprzykrzał się zwierzętom przychodzącym do wodopoju, nie straszył ptaków, a nawet nie przeganiał rybek. Teraz Bert codziennie wcześnie rano wychodził z rzeki, gimnastykował się przez piętnaście minut, a potem, potem utopiec Bert, postrach Hermanioka i okolicznych wiosek zbierał kolorowe kwiaty dla swojej żonki, zaś po południu pomagał