Zatrzymane w bezruchu do czasu aż wrócę.
szeroką ulicę zajmuje korowód.
czarno – białe dziewczęta
z aureolami dusz we włosach
w półkroku w połowie cyklu
przed pierwszym porodem
na granicy chodnika.
na śniegu plamy krwistoczerwone
jeszcze bez koloru.
na niebie ptaki zawisły
nie mogąc wykrzyczeć co tu się stanie.
nad głową wujka
czarny cień w kształcie cierniowej korony.
zwierzęta wywleczone
poza ramy zdjęcia
wywęszyły strach w ludziach
i szarą radość poranka
dlatego odeszły zaszyć się w norach
i w błogiej zwyczajności.
ludzie mogą przez chwilę
zatrzymać wzrok na papierze
i cieszyć się z tego
że przyszłość jest dla nich
mglisto-ciemną plamą.
Taki piękny mężczyzna w niemodnym ortalionie
a rozwiał go wiatr.
mówisz żeby chwytać go w dłonie
że jesteś wizytówką plakatem do zawieszenia
żyrandolem z żarówkami tryskającymi sztucznym srebrem.
ja zaś jestem pępkiem
do zawieszenia kolczyka z brylantowym oczkiem.
oboje jesteśmy światem własnym od początku bez końca
ale ja jestem ortalionem
chronię przed deszczem dopóki mnie nie przedziurawią twoje słowa.
potem będę żaglem i poniosą mnie myśli pożółkłe jak wydmuszki.
pióra kur które je zniosły rozwiał wiatr
dlatego pielęgnuję zdjęcie mężczyzny
którego nie znałam ale i tak chcę by był moim patronem
choć może był złodziejem albo świętym
ubranym w ortalion dla niepoznaki.
mógł być kropelką krwi na czyimś bucie
rozdeptanym robakiem
albo napompowanym balonem który odleciał.
może wcale nie istniał.
ktoś go wymyślił i umieścił w mojej głowie.
może to ty nie istniejesz w mojej głowie
choć chcesz wypełniać ją po brzegi do ostatniego splotu
tych dziwnych tworów nazywanymi neuronami w mózgu.
Nie patrz dziewczynko
w zbyt szerokim fartuchu
nie patrz swym pustym wzrokiem
utkwionym w moje sprzęty
które są dla ciebie kosmosem.
dziewczynko z odstającymi ramionami
w sztywnej jakli
masz jeszcze wojnę na twarzy
utkwiony szrapnel we włosach
nijakiego koloru.
przechodzą przez ciebie mężczyźni
w sztywnych czapkach
wszyscy chcą być wodzami.
wychodzą z twoich ścian
ze skrzyń na poddaszu
twój ojciec był jednym z nich
pierwszy dotykał twych włosów
ale nie wyczuł niczego
prócz miękkiego ciemienia
które należy chronić.
nie patrz dziewczynko
nie ma już pola z dyniami
wielkimi jak głowy koni
zjedzonych przez chłopców
którzy zrodzili się z krwi
po to by unikać wzroku
dziewczynek takich jak ty
i zrodzili się po to by palić
fotografie schowane głęboko
na dnie mojej wyobraźni.
szeroką ulicę zajmuje korowód.
czarno – białe dziewczęta
z aureolami dusz we włosach
w półkroku w połowie cyklu
przed pierwszym porodem
na granicy chodnika.
na śniegu plamy krwistoczerwone
jeszcze bez koloru.
na niebie ptaki zawisły
nie mogąc wykrzyczeć co tu się stanie.
nad głową wujka
czarny cień w kształcie cierniowej korony.
zwierzęta wywleczone
poza ramy zdjęcia
wywęszyły strach w ludziach
i szarą radość poranka
dlatego odeszły zaszyć się w norach
i w błogiej zwyczajności.
ludzie mogą przez chwilę
zatrzymać wzrok na papierze
i cieszyć się z tego
że przyszłość jest dla nich
mglisto-ciemną plamą.
Taki piękny mężczyzna w niemodnym ortalionie
a rozwiał go wiatr.
mówisz żeby chwytać go w dłonie
że jesteś wizytówką plakatem do zawieszenia
żyrandolem z żarówkami tryskającymi sztucznym srebrem.
ja zaś jestem pępkiem
do zawieszenia kolczyka z brylantowym oczkiem.
oboje jesteśmy światem własnym od początku bez końca
ale ja jestem ortalionem
chronię przed deszczem dopóki mnie nie przedziurawią twoje słowa.
potem będę żaglem i poniosą mnie myśli pożółkłe jak wydmuszki.
pióra kur które je zniosły rozwiał wiatr
dlatego pielęgnuję zdjęcie mężczyzny
którego nie znałam ale i tak chcę by był moim patronem
choć może był złodziejem albo świętym
ubranym w ortalion dla niepoznaki.
mógł być kropelką krwi na czyimś bucie
rozdeptanym robakiem
albo napompowanym balonem który odleciał.
może wcale nie istniał.
ktoś go wymyślił i umieścił w mojej głowie.
może to ty nie istniejesz w mojej głowie
choć chcesz wypełniać ją po brzegi do ostatniego splotu
tych dziwnych tworów nazywanymi neuronami w mózgu.
Nie patrz dziewczynko
w zbyt szerokim fartuchu
nie patrz swym pustym wzrokiem
utkwionym w moje sprzęty
które są dla ciebie kosmosem.
dziewczynko z odstającymi ramionami
w sztywnej jakli
masz jeszcze wojnę na twarzy
utkwiony szrapnel we włosach
nijakiego koloru.
przechodzą przez ciebie mężczyźni
w sztywnych czapkach
wszyscy chcą być wodzami.
wychodzą z twoich ścian
ze skrzyń na poddaszu
twój ojciec był jednym z nich
pierwszy dotykał twych włosów
ale nie wyczuł niczego
prócz miękkiego ciemienia
które należy chronić.
nie patrz dziewczynko
nie ma już pola z dyniami
wielkimi jak głowy koni
zjedzonych przez chłopców
którzy zrodzili się z krwi
po to by unikać wzroku
dziewczynek takich jak ty
i zrodzili się po to by palić
fotografie schowane głęboko
na dnie mojej wyobraźni.
Komentarze
Prześlij komentarz