Kazik kafelkarz.
Jestem Kazik kafelkarz, nazwisko nieważne, wystarczy numer telefonu. Komórkę wyrzuciłem z powodu nadmiaru zleceń, nic tylko dzwonili i dzwonili, przy robocie skupić się nie było można. Teraz musi im wystarczyć numer domowy, niech żonę prześladują. Układnie kafelek wymaga skupienia, bo myśleć przy robocie trzeba, szczególnie kiedy układa się na karo. Piękna robota, choć liczyć trzeba, a w nocy śnią się wykończeniówki i półeczki łazienkowe w pastelowych kolorach, albo ciemne fugi równiutkie jak sosny w lesie iglastym. Aż budzić się nie chce. Już nie jestem pracoholikiem, choć nałogi to moja specjalność. Walczyć z nimi to jak bitwa Dawida z Goliatem. Dawid zawsze wygrywa.
- Zostaw te kafelki Kazik, masz emeryturę, nie trzeba ci tak harować – doradzali koledzy.
Posłuchałem, siedziałem z żoną przy niedzielnym obiedzie, cierpiałem jak zwierzę w sidłach, pociły mi się dłonie. Wyrzuciłem rzędy kafelek ze snu. Czterdziestu doradza, pomyli się, czterdziesty pierwszy doradzi dobrze.
- Co z tobą Kazik? – spytał kiedyś przyjaciel Adam po nabożeństwie niedzielnym – Męczysz się Kazik, wróć do kafelek, ale zdrowo wróć , bez nałogu, po trochu.
Znów kafelkuję i jestem szczęśliwy, pozbyłem się nałogu, kafelkuję zdrowo. Mam teraz czas na terapię grupową raz w tygodniu. Zżyłem się z grupą, bo jestem nałogowcem. Tak było kiedyś z alkoholem. Żona płakała - domowa gąska.
- Pójdę Kazik do mamy, chora jest jakaś.
Kładłem się wtedy na drzwi, wyrywałem telefon ze ściany.
- Nie pójdziesz dziwko!
Wszędzie czułem zdradę, w oczach sąsiada, w sklepie, w biurze i w gabinecie ginekologa, więc lepiej iść do lekarza z żoną. Ale po drodze jest knajpa. Żona poczeka na zewnątrz.. Żona nie była wymagająca, chciała mieć tylko ładne mieszkanie i odrobinę wolności osobistej. Bała się krzyków, ciągania za włosy i jeszcze przyszłości się bała. Do emerytury dociągnąłem cudem, a w pierwszych tygodniach odkryłem w sobie pasję do kafelkowania. Żona odzyskała wolność, a ja kafelkowałem, piłem i jeszcze papierosy paliłem. Pewnego razu stłukłem po pijaku karton kafelek. I to był przełom. Ręce mi pokrzywiło. Zerwałem z nałogiem, chodziłem na terapię, a żonie wykafelkowałem całe mieszkanie. Spełniły się jej wszystkie marzenia - ma ciszę, wolność i przyszłość spokojną. Wypalam trzy paczki papierosów dziennie - tak bywa, że człowiek wpada z jednej skrajności w drugą. Nałogi to moja specjalność jak walka Dawida z Goliatem. Dawid zawsze wygrywa, więc może nadszedł czas, by rzucić palenie, tak jak rzuciłem komórkę?
- Ty Kazik jesteś mądry chłop, wybierzemy cię do zarządu naszej grupy abstynenckiej – zaproponował mi kiedyś kolega Marian.
Nie jestem opętany rządzą władzy, nowego nałogu mi nie trzeba. Podobno władza upaja jak młode wino. Rządzenie innymi nie wchodzi w grę. Kazik kafelkarz, dobry kafelkarz, lepszy niż prezes. Tak lepiej brzmi i nie pachnie nałogiem. A życie jest takie krótkie, nie warto go trawić na niepotrzebne rzeczy.
Jestem Kazik kafelkarz, nazwisko nieważne, wystarczy numer telefonu. Komórkę wyrzuciłem z powodu nadmiaru zleceń, nic tylko dzwonili i dzwonili, przy robocie skupić się nie było można. Teraz musi im wystarczyć numer domowy, niech żonę prześladują. Układnie kafelek wymaga skupienia, bo myśleć przy robocie trzeba, szczególnie kiedy układa się na karo. Piękna robota, choć liczyć trzeba, a w nocy śnią się wykończeniówki i półeczki łazienkowe w pastelowych kolorach, albo ciemne fugi równiutkie jak sosny w lesie iglastym. Aż budzić się nie chce. Już nie jestem pracoholikiem, choć nałogi to moja specjalność. Walczyć z nimi to jak bitwa Dawida z Goliatem. Dawid zawsze wygrywa.
- Zostaw te kafelki Kazik, masz emeryturę, nie trzeba ci tak harować – doradzali koledzy.
Posłuchałem, siedziałem z żoną przy niedzielnym obiedzie, cierpiałem jak zwierzę w sidłach, pociły mi się dłonie. Wyrzuciłem rzędy kafelek ze snu. Czterdziestu doradza, pomyli się, czterdziesty pierwszy doradzi dobrze.
- Co z tobą Kazik? – spytał kiedyś przyjaciel Adam po nabożeństwie niedzielnym – Męczysz się Kazik, wróć do kafelek, ale zdrowo wróć , bez nałogu, po trochu.
Znów kafelkuję i jestem szczęśliwy, pozbyłem się nałogu, kafelkuję zdrowo. Mam teraz czas na terapię grupową raz w tygodniu. Zżyłem się z grupą, bo jestem nałogowcem. Tak było kiedyś z alkoholem. Żona płakała - domowa gąska.
- Pójdę Kazik do mamy, chora jest jakaś.
Kładłem się wtedy na drzwi, wyrywałem telefon ze ściany.
- Nie pójdziesz dziwko!
Wszędzie czułem zdradę, w oczach sąsiada, w sklepie, w biurze i w gabinecie ginekologa, więc lepiej iść do lekarza z żoną. Ale po drodze jest knajpa. Żona poczeka na zewnątrz.. Żona nie była wymagająca, chciała mieć tylko ładne mieszkanie i odrobinę wolności osobistej. Bała się krzyków, ciągania za włosy i jeszcze przyszłości się bała. Do emerytury dociągnąłem cudem, a w pierwszych tygodniach odkryłem w sobie pasję do kafelkowania. Żona odzyskała wolność, a ja kafelkowałem, piłem i jeszcze papierosy paliłem. Pewnego razu stłukłem po pijaku karton kafelek. I to był przełom. Ręce mi pokrzywiło. Zerwałem z nałogiem, chodziłem na terapię, a żonie wykafelkowałem całe mieszkanie. Spełniły się jej wszystkie marzenia - ma ciszę, wolność i przyszłość spokojną. Wypalam trzy paczki papierosów dziennie - tak bywa, że człowiek wpada z jednej skrajności w drugą. Nałogi to moja specjalność jak walka Dawida z Goliatem. Dawid zawsze wygrywa, więc może nadszedł czas, by rzucić palenie, tak jak rzuciłem komórkę?
- Ty Kazik jesteś mądry chłop, wybierzemy cię do zarządu naszej grupy abstynenckiej – zaproponował mi kiedyś kolega Marian.
Nie jestem opętany rządzą władzy, nowego nałogu mi nie trzeba. Podobno władza upaja jak młode wino. Rządzenie innymi nie wchodzi w grę. Kazik kafelkarz, dobry kafelkarz, lepszy niż prezes. Tak lepiej brzmi i nie pachnie nałogiem. A życie jest takie krótkie, nie warto go trawić na niepotrzebne rzeczy.
Komentarze
Prześlij komentarz