Przejdź do głównej zawartości

Edek kosiarz

III Edek kosiarz.



Ile koszę? No, będzie już chyba siódmy rok. Kiedyś lepiej się opłacało, teraz pracodawcy są coraz bardziej skąpi. Nie wystarcza im, że nie muszą odprowadzać za mnie ZUS – u. Powinni więcej płacić, ale lepsze cokolwiek niż nic. A co, mam siedzieć po całych dniach w domu? To już wolę kosić, przynajmniej żona mi nie marudzi pod nosem. Zresztą swoją kosiarkę też mam, prawie nówka, spalinowa. Wiadomo, jak jest przerwa u prywaciarza, to często dorabiam sobie moją kosiarką. Niektórzy nieźle płacą. Kiedyś dostałem jeszcze do umówionej kasy skrzynkę piwa. I co, nie opłaca się?! Tylko leniom się nie opłaca. Nie rozumiem tych, którzy na emeryturze siedzą od rana do wieczora na telewizji. Zresztą, co tam jest w tej telewizji?! Tylko te grubasy siedzą i pół dnia o polityce dyskutują. A co mnie polityka obchodzi! Ja lubię filmy przygodowe, albo jaki kabaret, a tego wiecznie nie ma. I po co ja płacę ten abonament! No, czasem dzieci coś tam oglądają. Kiedyś to więcej siedziały, a teraz starszy już pracuje, wiecznie nie ma go w domu, potem idzie z kolegami na piwo, a młodszy też nie lepszy. Młodszy też do szkoły nie chodzi, przerwał naukę. Trochę pokrzyczałem, ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwię. W tych szkołach, to zawsze coś się nauczycielom nie podoba i potem dzieciom odechciewa się nauki. A żeby tylko z nauką tak wydziwiali, to jeszcze bym nic nie powiedział, ale oni tak ze wszystkim.

Kiedyś ni stąd, ni zowąd przyszły mi do domu jakieś dwie wystrojone panie i mówią, że są z Opieki Społecznej. Opieka Społeczna u mnie w domu! Myślałem, że szlag mnie trafi! Ja tu sobie odpoczywam po pracy – właściwe chwilę tylko chciałem odpocząć, bo w chlewiku koza „ meczała” czekając na wydojenie. Kozę doję ja, bo moja Truda jakoś nigdy nie mogła się nauczyć. No więc odpoczywam, a tu przychodzą te dwie wymalowane jak święte Mikołaje i mówią, że obiady w szkole przyszły załatwiać dzieciom, bo niby nie dokarmione. Myślałem, że mnie krew zaleje. Moje dzieci nie dokarmione! Czy to moja wina, że drobnej budowy po matce są? A one mi znów, że skromnie ubrane. A jak niby mają  ubierać się do szkoły? Do szkoły chodzi się w  tygodniu -  to mają w tygodniu  w niedzielnych ubraniach chodzić?! Pogoniłem je, ale one takie bezczelne, że odejść nie chciały. Zawołałem więc:

- Wyjmij tam Truda z portfela dwieście złotych i daj tym paniom na obiady. Mnie stać, żeby moim dzieciom zapłacić.

I chodziły na te obiady, ale krótko. Mało, że im nie smakowało, to jeszcze struły się jednego dnia. A tak się struły, że całe zzieleniały. Ale się wtedy wkurzyłem! Zaszedłem do szkoły prosto do dyrektora i mówię, że rezygnuję z obiadów. A on mi na to, że pieniądze przepadną. Zaśmiałem mu się w nos. A niech przepadną! Ale właściwie po co mają przepadać jak tyle dzieci głodnych chodzi. Niech inne dzieci zjedzą sobie te obiady, ale takie, które są w potrzebie. A co mi tam – stać mnie, żeby im ten obiad zafundować. W końcu emeryturę mam niezłą i kosiarzem jestem, podobno dobrym, bo jeśli nie byłbym dobrym kosiarzem, to ludzie nie pchaliby się do mnie. Syna z łatwością utrzymam – tego młodszego, bo starszy ma pracę. A jak się syn zdecyduje, to pracę znajdzie, bo praca jest, trzeba tylko chcieć. Ja chcę i cały czas pracę mam.

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk...

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.

Bajka o śwince po śląsku

Bajka o śwince                                     Babuć Kulo sie po placu babuć we marasie, rod w gnojoku ryje, po pije w kalfasie, kaj je reszta wopna i stare pająki, co się przipryczyły zza płota łod łąki. Gryzie babuć   wongel jak słodki bombony, po pije go wodom, kaj gebiz łod omy leżoł zmoczony. Woda zzielyniała, skuli tego bardzij mu tyż szmakowała. Zeżro wieprzek mucha,   ślywki ze swaczyny, po ym se po prawi resztom pajynczyny. Godali nom   oma, że nikierzi ludzie som gynau zmazani, choćby te babucie. Dejmy na to ujec, jak przidzie naprany, tyż jak wieprzek śmierdzi i je okulany. Śmiejymy sie z wieprzkow, ale wszyscy wiedzom- kożdego   babucia kiedyś ludzie zjedzą.