Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą wiersz

Oskubane gołębie - Danuta goni Anioły

  Oskubane gołębie.   Danuta idzie sprzątać miasto. czworonóg kwitnie na przystanku. ogon – drut telegraficzny będzie nadawał sygnały. spod krawężnika wychodzą twarde chrabąszcze. Danuta tnie je metalową motyką. piszczą jak niemowlęta. krwawią na fioletowo.   dzieci tną drzewo plastikowymi mieczami. drzewo mdleje z bólu I strachu. gromada zielonych Cherubinów przerywa w popłochu drzemkę. są jak gołębie oskubane z piór. skóra koloru liści migocze w słonecznej poświacie. są niedojrzali bo wyręczają ich rodzice dzieci.   Danuta ratuje drzewo. sprząta resztki piór rozrzuconych dokoła zamordowanych chrabąszczy. pozwoli drzewu wchłonąć ich siłę I twardość. nakarmi je ciszą zebraną z przedmieścia. napoi je krwią chrabąszczy by mogło kiedyś zakwitnąć na fioletowo.  

Jabłoń i starzik

  Jabłoń i starzik   Uchlasnył gałąź jabłoni podejcie rynka starziku spod cicho owoc ze stroma starzik umrzyli po cichu starzik umrzyli jak ptoszek zawrzyli łoczy zmynczone zaciśli sine pazury i książki w gości zamknione sztyjc gasnie świyczka i gaśnie wiater liściami ruszo jabłoń sadzili nosz starzik a somsiod jom dzisio spuszczo    

Danuta goni Anioły - Murzyn

  Murzyn. Danuta idzie sprzątać miasto. czworonóg prowadzi ją do przystanku. oboje tropią motyle. wbijają się w mgłę. sięga im do pasa. czworonóg tonie. macha ogonem – mówi własnym głosem. motyle głośno uderzają skrzydłami w zagęszczone powietrze. słychać bicie ich serc   za ścianą mgły.   Danuta opuszcza przedmieście – najpiękniejszą z krain gdzie żywi się ciszą. chowa ją do pudełka z zapałkami. odpala. pierwszy pojawia się śmieciarz przyklejony do warczącej   maszyny. mówi że pan z pierwszego piętra tej nocy grał w karty ze śmiercią.   Anioł o twarzy Murzyna wychodzi ze śmieciarki jak z bulgoczącego garnka. ma szeroki nos od wąchania przykrych zapachów. dotyka mgły. na policzku stygnie mu kropla. pęka gdy czarny kot przebiega mu drogę. Danuta sprząta rozrzucone kości kurczaka. wielka śmieciarka jak gwiezdna kula zastyga w próżni.    

Cholerna pleśń

  Cholerna pleśń. najpierw myślała że to kurz – stary przyjaciel skóry i łupieżu. ulubiona kurtka od lat nie noszona. cholerna pleśń w samym środku lata. zaczyna się proces rozkładu.   boska litość kończy się gdzie robak umiera i gdzie zaczyna się pleśń. od jakiegoś czasu poszukuje rekwizytów reliktów talizmanów. chce je połączyć w rodzinkę nieco patologiczną ale pasującą do wszelkich emocji składających się na powolne umieranie.   na godzenie się z tym że nigdy nie była ciałem stałym. biały nalot na kurtce pojawił się jak rozpędzony samochód nad urwiskiem. czas chyba nie ma szacunku do samego siebie. czas chyba lubi zaskakiwać samego siebie.  

Dlo tych, co robiom za granicą

  Kiery pisze chyba wiysz, toż terozki czytej list.   List moj śla Ci z daleka, fort zza rzyk i zza gor, tam kaj czorno - zielone prostokąty som pol, tam kaj w raji tomaty śmiejom sie na czerwiono. Moja gymba zmynczono, choć na szpyrka spolono Bolom rynce i pukel na tym końcu mie świata, a nojbardzij zajś serce czerwiyńsze niż ta tomata. Jak nikiero puknyto czorny ślimok już toczy, tak żol zżyro mi sece, płaczka ciśnie sie w łoczy. Jak nikiero słoneczko na rudzynka smyrszczyło, tak mi dusza sam uschła, co jom tynskność tak zbiyro. I jak lygna na wieczor pod miesiączkiym lyniwym, myśla se żejś ty dzióbku tyż je tak nieszczynśliwy. I se myśla że w doma tyż spominosz przed spaniym wyjechane na saksy twoji słodki kochani. Już w rukzaku sztyjc macom, szekulady ukłodom, bajtli nimi podziela jak przijada już do dom. A dlo Ciebie mom kusku wielki...jak już przijada, a tak słodki jak żodno niy ma szekulada. Toż czakom już yno, kiedy z Tobom sie złącza,

Izabela rozrywa gorsety

  Izabela rozrywa gorsety.   zażywa obcego mężczyznę jak tabletkę przeciwbólową. zbyt długo po jej ciele chodziły   mrówki.   potem słucha jak ktoś obcy tuż obok sapie, szumi śliną zmieloną   w ustach.   ona w międzyczasie chowa coś pod łóżkiem – kawałek czekolady wraz z nożem zawiniętym w folię spożywczą.   potem nie może zasnąć. boi się że ostrze zacznie świecić w ciemności jak uliczna latarnia pod którą bywa najciemniej jak pod łóżkiem kochanka.     rankiem dotyka pleców jakby chciała ukryć pod płaszczykiem dłoni ślady niewidzialnych razów.   niewidzialne ślady i tak plamią pościel. koniec świata bywa o świcie gdy przychodzi dalej żyć ale się nie da i nadchodzi koniec świata.  

Danuta goni tęczę.

  Danuta goni tęczę                     niebo opuszcza się na podwórko szarfą kolorowych neonów żeby zareklamować deszcz. Danuta sama sobie podaje chusteczkę gdy wzrusza ją pieśń wróbli tańczących nad brudną miską napełnioną deszczówką.   Danuta goni tęczę. wierzy że po drugiej stronie spotka ptaka o ludzkiej twarzy. trzepot jego białych skrzydeł rozproszy wszystkie zmarszczki z jej czoła. we wnętrzu tęczy zobaczy siebie taką o jakiej marzyła.   będzie pijana kolorami jak tańcząca pszczoła której skrzydełka zzieleniały od nadmiaru adrenaliny. gdy anioły czyszczą piórka w kałużach licząc krople rosy   na porannych łąkach. zbierają nektar z kwiatów do plastikowych pudełek po kremach do demakijażu. Danuta goni tęczę. wracając do domu będzie stąpać po wierzchołkach   drzew ostrożnie by nie poranić liści.

Ktoś zagląda przez niedomkniętą bramę.

  Ktoś zagląda przez niedomkniętą bramę.      pozginane drzewa jabłoni – gatunki jabłek – gatunki ciał - gatunki mowy ludzkiej i ptasiej. bukszpan dokoła kostki brukowanej wyjętej spod końskich kopyt.   kiedyś parkował tu furman. teraz w cieniu bukszpanu leży sczerniały wróbel nadgryziony przez kota. dziewczyna w oknie śpiewa do zamkniętych drzwi.   do zaryglowanych okiennic. do miasta przesłoniętego węglowym pyłem. pada. ciche wiersze płyną rynsztokiem ciche wiersze wypływają z nieba. nocą dziewczynie   wyrastają rzęsy by mogła lepiej zakrywać oczy. by mogła je chronić. W rogu kępki pokrzyw jak kaflowe piece czekają na położenie rąk . dziecko zawieszone na trzepaku   żyje prawdziwie i kulawy staruszek żyje prawdziwie przytupując laską gdy sąsiad wraca późną nocą wrzeszcząc że czytał plakat o zbliżającym się festynie osiedlowym.   stary człowiek patrzy jak niebo obniża się z dnia na dzień. pytano go kiedyś   gdzie chciałby mieszkać. – gdzie

Koty

Koty     na hałdzie gdzie nadal tli się węgiel rośnie najpiękniejszy klon. nad jego korzeniem unosi się cień szarego demona. chmury tu   nie bieleją. w czarnej trawie śpiewają koty spragnione miłości.   blada kobieta gryzie węgiel. rodzi on ślepe myszy i ludzi z chorymi płucami. cierpią bo musza być blisko siebie. uciekają więc w przyjaźnie z istotami żyjącymi w Internecie. w ten sposób wychodzą z miasta węgla. nikt nie dostrzega drzewa żyjącego w ogniu. obezwładnione trucizną dzielnie matkuje bezdomnym kotom które budzą się z krzykiem gdy   śnią im się straszne proroctwa o końcu hałdy.

Czarnoskóry.

Czarnoskóry. Danuta idzie sprzątać miasto. czworonóg prowadzi ją do przystanku. oboje tropią motyle. wbijają się w mgłę. sięga im do pasa. czworonóg tonie. macha ogonem – mówi własnym głosem. motyle głośno uderzają skrzydłami w zagęszczone powietrze. słychać bicie ich serc   za ścianą mgły. Danuta opuszcza przedmieście – najpiękniejszą z krain gdzie żywi się ciszą. chowa ją do pudełka z zapałkami. odpala. pierwszy pojawia się śmieciarz przyklejony do warczącej   maszyny. mówi że pan z pierwszego piętra tej nocy grał w karty ze śmiercią. Anioł o twarzy Murzyna wychodzi ze śmieciarki jak z bulgoczącego garnka. ma szeroki nos od wąchania przykrych zapachów. dotyka mgły. na policzku stygnie mu kropla. pęka gdy czarny kot przebiega mu drogę. Danuta sprząta rozrzucone kości kurczaka. wielka śmieciarka jak gwiezdna kula zastyga w próżni.

Danuta podróżuje

Danuta podróżuje.                          jakiś jasny maz na szybie. czerwony punkt   na peronie którego nazwy nie zdążyła zobaczyć.   może to ten ktoś dla kogo mogłaby zostawić wszystko. może zrobiła mu zdjęcie w trakcie wsiadania   do jednego z wagonów. szkoda że nie widać na nim twarzy właśnie uciekły lasy. skorzysta z toalety przed następną stacją. jakieś miasteczko pełne duchów które jak gołębie zrywają się z dachów.   świat za szybą   jest kolorowym mazem. nie czuje się częścią tego co pędzi za oknem aż do kolejnej stacji. wychodząc zostawi na siedzeniu kilka zmiętych włosów – kawałek siebie.

Danuta pieści liście

Danuta pieści liście.                          jeszcze pulsują w nich żyłki nerwów. skóra na nich wiotczeje przedwcześnie marszczy się brązowieje. Danuta nawilży je deszczem. natłuści sadzą z pobliskiego komina. Danuta pieści liście. wklepuje w nie krem z własnego podwórka zmieszany z tęsknotą za utraconą młodością. na warkoczach gałęzi siedzi jesień. uśmiecha się głupkowato choć liście rozrywa od środka niemy krzyk dusz nadal zielonych. siedzą tam jak dzieci w łonach matek. Danuta pieści liście. wie że nikt nie wyjdzie po nią do sadu. nikt nie pomoże szukać zgubionego pantofelka. liście pofruną jak kartki ze starego pamiętnika. deszcz spłucze z nich rdzawy nalot przedwczesnej starości. ostatni dzień jesieni oznacza śmierć.

Krajobraz po wstrząsowy

Wybuch rozerwał tęczę.

Danuta czuwa

Danuta czuwa                                                                  granica między dniem a nocą przesuwa się na południe gdzie więcej ciepła zaś mniej natrętnych cieni zrodzonych z lodu. Danuta wycina na nowo płatki śniegu. schronił się w nich ból. stara się nie zboczyć z drogi. może gdzieś napotka pierwszą nadzieję albo nową miłość. może ten ktoś nie odejdzie i nie będzie tak bezradnie stać w świetle dnia na środku własnego podwórka zatykając dłonią usta żeby nie krzyczeć że ktoś rozkołysał księżyc i świat zmienia wszystkie kolory na szare. Danuta czuwa. ktoś uśmiecha się do niej zza zasłony snów. ktoś kogo dopiero pozna stoi w progu puka do drzwi. Danuta otwiera ale   za drzwiami miga tylko śnieg.

Danuta milczy

Danuta milczy                                     za oknem mruga tylko śnieg. nawet czerwony kogut zamknął zielonkawe światełka oczu. w pokoju cisza rozjaśnia tęczę śnieżnej poświaty. w przytulnym jasnym domu za miedzą przykucnęła   pod łóżkiem choroba. Danuta widzi białe plamy na ścianie podobnie jak człowiek który właśnie zdjął różowe okulary. oboje nie poddają się prawu ciążenia. fruwają wraz z płatkami śniegu. są podobni kształtem. oboje są gwiazdkami na ciemniejącej kopule nieba. oboje mijają przeźroczyste ptaki. jednak Danuta jest tu cudzoziemką która zbyt wcześnie zawisła pomiędzy podwórkiem a chmurą rozpłaszczoną nad horyzontem. musi więc wrócić za stół gdzie leży chleb i rozgrzewająca herbata z dodatkiem cynamonu. Danuta milczy.

Danuta przełamuje lody

Danuta przełamuje lody.                   w stawie po drugiej stronie wioski moczarka wodna tkwi zamknięta w szklanej szafie lodu. Danuta gromadzi kawałki węgla i dym z komina. na wszelki wypadek nosi go we włosach. w domu zostawia serce. nie pozwoli żeby zostało zamknięte w kryształowym pojemniku. Danuta idzie nad staw żeby przełamać lody. sąsiad zza płotu patrzy jakby chciał zdjąć z niej kożuch. jego gorące spojrzenie sprawia że lodowacieje w środku. może pomyśli o nim wchodząc do ciepłej pościeli.   co za szczęście że w jej pokoju na tapecie w kolorowe kwiaty zawsze mieszka lato.

Danuta świętuje

Danuta świętuje.                         grudniowy wiatr rozdrapał ciszę podwórka na dwie równe części. czerwony kogut czeka na odpadki. grudniowy wiatr zerwał mu pióro z głowy. Danuta zanurza dłonie w lodowatej wodzie. przerażony karp otwiera usta jakby chciał zaprotestować. Danuta maluje paznokcie na czerwono. dziś śmierć   i narodziny połączą się w jedno dlatego   nie musi   bać się przekraczania progów. Danuta liczy lampki. oświetlą jej drogę do nakrytego stołu. przełamie opłatek na dwie równe części. czyjeś usta są daleko stąd.

Strzała

Strzała dziadek był przyklejony do domu z ogrodem I do dobrego bujanego fotela. mawiał że jest strzałą Pana naostrzoną i gotową. wciąż mówimy tą samą mową   ale w różnych językach. nadal chodzę na jego pielgrzymki – moje wydłużają się. dziadkowe dziewczynki w bieli noszące święte figury. noszę własną duszę na stelażach pamięci. jest we mnie grot strzały i cień kopalni z jego młodości kiedy jeszcze nie był wrośnięty w bujany fotel. ale korzeniem tkwił w ziemi i w węglu i w kawałku zardzewiałej łopaty w kształcie kobiecych pośladków. dziś tkwi we mnie grot jego strzały w kształcie słowa biada. szepczę więc z trupami ciotek ubranych w kwieciste długie fartuchy i z wronami powracającymi wciąż na to samo podwórko I z jego cieniem wrośniętym w bujany fotel   że biada mi jeśli wyrwę z serca strzałę Pana. tego który dał mi kawałek ziemi osiadłej na opoce z węgla na której jestem kamieniem wyrzuconym z kosmosu wbitym w miejsce przeznaczone tylko

Odmienne światy

Odmienne światy Danuty. kiedyś będzie patrzyła na świat od drugiej strony - jakby wejść do środka koła albo oglądać liście od wewnątrz. człowiek w grubych okularach chce wiedzieć wszystko. kiedyś ta wiedza legnie z nim w ziemi i znów będzie jak dziecko które niczego nie posiada. wszystkiego będzie musiał uczyć się od nowa. kiedyś będzie patrzeć jak jej świat   przecieka   niczym   dziurawy garnek. wypłyną z niego wspomnienia a nawet przyszłość zmieni się w przeźroczystą galaretę. nikt już   wtedy nie powie że jest kobietą utkaną z jego marzeń. to takie smutne.

Ktoś zagląda

Ktoś zagląda przez niedomkniętą bramę. pozginane drzewa jabłoni – gatunki jabłek – gatunki ciał - gatunki mowy ludzkiej i ptasiej. bukszpan dokoła kostki brukowanej wyjętej spod końskich kopyt. kiedyś parkował tu furman. teraz w cieniu bukszpanu leży sczerniały wróbel nadgryziony przez kota. dziewczyna w oknie śpiewa do zamkniętych drzwi. do zaryglowanych okiennic. do miasta przesłoniętego węglowym pyłem. pada. ciche wiersze płyną rynsztokiem ciche wiersze wypływają z nieba. nocą dziewczynie wyrastają rzęsy by mogła lepiej zakrywać oczy. by mogła je chronić. W rogu kępki pokrzyw jak kaflowe piece czekają na położenie rąk . dziecko zawieszone na trzepaku żyje prawdziwie i kulawy staruszek żyje prawdziwie przytupując laską gdy sąsiad wraca późną nocą wrzeszcząc że czytał plakat o zbliżającym się festynie osiedlowym. stary człowiek patrzy jak niebo obniża się z dnia na dzień. pytano go kiedyś   gdzie chciałby mieszkać. – gdzieś w otoczen