Izabela rozrywa gorsety.
zażywa obcego mężczyznę jak tabletkę przeciwbólową.
zbyt długo po jej ciele chodziły mrówki.
potem słucha jak ktoś obcy tuż obok sapie, szumi śliną
zmieloną w
ustach. ona w międzyczasie chowa coś
pod łóżkiem – kawałek czekolady wraz z nożem zawiniętym
w folię spożywczą.
potem nie może zasnąć. boi się że ostrze zacznie świecić
w ciemności jak uliczna latarnia pod którą bywa najciemniej
jak pod łóżkiem kochanka.
rankiem dotyka pleców
jakby chciała ukryć pod płaszczykiem
dłoni ślady niewidzialnych razów.
niewidzialne ślady i tak plamią pościel. koniec świata bywa
o świcie gdy przychodzi dalej żyć ale się nie da i nadchodzi
koniec świata.
Komentarze
Prześlij komentarz