To nie był dobry dzień.
nie będę mówić przez sen.
leżę zatapiając wzrok w gasnące
światełko halogenowej lampki.
wsłuchuję się w szuranie
nie istniejącej myszy.
boję się cienia własnej poduszki
i łopotania wody w plastikowej butelce.
to nie był mój dzień.
jakaś gwiazda rozprysła na szybie
chciałabym się w niej schować
ale jest zbyt przeźroczysta.
dlatego kołyszę sama sobą
jak porzuconym papierkiem
w zaniedbanej toalecie
na opuszczonym parkingu.
jakby ktoś włożył mi do ust jedzenie
moją własną dłonią
a ja nie miałam z tym nic wspólnego.
nie byłam dziś sobą
dlatego tak bardzo boję się
że jutro mogę obudzić się jako ktoś
kogo nigdy nie polubię.
Nagłówki i twarze zaśmiecają myśli
i tylko nikt nie chce pozować w cierniowej koronie.
i tylko nikt nie chce uśmiechać się z cierniową koroną na głowie.
boję się cierpienia jednocześnie odnawiając zabliźnione rany.
boję się cierpienia jednocześnie rozdrapując rany.
i tylko Chrystus otwiera własną klatkę piersiową ukazując serce
jak na pustej dłoni z brakującą kroplą mojej pulsującej strachem krwi.
Mężczyzna wymusza kobiecość
na swojej kobiecie
groźbą pierdnięciem szorstkością pięty
bielmem na oku różą za półtorej złotego
z wczorajszej wyprzedaży.
załatwia na niej swoją potrzebę
raz w środę i pół raza w sobotę
na koniec płacze
w wykrochmaloną poduszkę.
przecież wszystkie kobiety
lubią delikatnych i romantycznych.
Jestem obywatelem świata
znam pas autostrady
drzewa jednakowe o rozmaitych kształtach
obce budynki z jednakowej cegły
strach przed językiem na wpół migowym.
kupuję trampki w najtańszym dyskoncie
ścigany wzrokiem wron dokładnie takich samych.
zabieram ze sobą darmowe próbki szamponów
szczepki nieznanych mi roślin
kilka mrówek faraonek żeby je przesiedlić.
wracam głównie do pubu na rogu ulicy
by wydać tam resztę swoich oszczędności.
Rok przestępny przywitał nas chorobą.
przestępowaliśmy z nogi na nogę oczekując plotek
o ślubach i pogrzebach.
potrzebowaliśmy ciszy bo choroba potrzebuje ciszy
która odklei ją od ciała jak mokrą koszulę.
tymczasem nowa wojna i kolejny atak.
powinni coś z tym zrobić.
ataki stały się nudne śluby coraz rzadsze
pogrzeby mroczniejsze przemówienia polityków głupsze.
choroba zaś rozkwita bo nie interesuje jej już wojna.
śluby zupełnie ją wyczerpały.
nie karmi się już plotką nawet już nie kaszle.
przestąpiła na poziom który niczego nie pożąda.
babka powiada że rok przestępny pechowy być musi
bo to najlepszy czas by młodym miejsce robić.
chorzy muszą chorować i umierać
żeby zdrowi mogli się pozabijać i umierać zdrowo
nie będę mówić przez sen.
leżę zatapiając wzrok w gasnące
światełko halogenowej lampki.
wsłuchuję się w szuranie
nie istniejącej myszy.
boję się cienia własnej poduszki
i łopotania wody w plastikowej butelce.
to nie był mój dzień.
jakaś gwiazda rozprysła na szybie
chciałabym się w niej schować
ale jest zbyt przeźroczysta.
dlatego kołyszę sama sobą
jak porzuconym papierkiem
w zaniedbanej toalecie
na opuszczonym parkingu.
jakby ktoś włożył mi do ust jedzenie
moją własną dłonią
a ja nie miałam z tym nic wspólnego.
nie byłam dziś sobą
dlatego tak bardzo boję się
że jutro mogę obudzić się jako ktoś
kogo nigdy nie polubię.
Nagłówki i twarze zaśmiecają myśli
i tylko nikt nie chce pozować w cierniowej koronie.
i tylko nikt nie chce uśmiechać się z cierniową koroną na głowie.
boję się cierpienia jednocześnie odnawiając zabliźnione rany.
boję się cierpienia jednocześnie rozdrapując rany.
i tylko Chrystus otwiera własną klatkę piersiową ukazując serce
jak na pustej dłoni z brakującą kroplą mojej pulsującej strachem krwi.
Mężczyzna wymusza kobiecość
na swojej kobiecie
groźbą pierdnięciem szorstkością pięty
bielmem na oku różą za półtorej złotego
z wczorajszej wyprzedaży.
załatwia na niej swoją potrzebę
raz w środę i pół raza w sobotę
na koniec płacze
w wykrochmaloną poduszkę.
przecież wszystkie kobiety
lubią delikatnych i romantycznych.
Jestem obywatelem świata
znam pas autostrady
drzewa jednakowe o rozmaitych kształtach
obce budynki z jednakowej cegły
strach przed językiem na wpół migowym.
kupuję trampki w najtańszym dyskoncie
ścigany wzrokiem wron dokładnie takich samych.
zabieram ze sobą darmowe próbki szamponów
szczepki nieznanych mi roślin
kilka mrówek faraonek żeby je przesiedlić.
wracam głównie do pubu na rogu ulicy
by wydać tam resztę swoich oszczędności.
Rok przestępny przywitał nas chorobą.
przestępowaliśmy z nogi na nogę oczekując plotek
o ślubach i pogrzebach.
potrzebowaliśmy ciszy bo choroba potrzebuje ciszy
która odklei ją od ciała jak mokrą koszulę.
tymczasem nowa wojna i kolejny atak.
powinni coś z tym zrobić.
ataki stały się nudne śluby coraz rzadsze
pogrzeby mroczniejsze przemówienia polityków głupsze.
choroba zaś rozkwita bo nie interesuje jej już wojna.
śluby zupełnie ją wyczerpały.
nie karmi się już plotką nawet już nie kaszle.
przestąpiła na poziom który niczego nie pożąda.
babka powiada że rok przestępny pechowy być musi
bo to najlepszy czas by młodym miejsce robić.
chorzy muszą chorować i umierać
żeby zdrowi mogli się pozabijać i umierać zdrowo
Komentarze
Prześlij komentarz