Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą proza

Jaskółka

 

Mruk cz. XI

  XI   Tego popołudnia pani Wiesława czekała na Mariolę. Pewnie znów miały zamiar paplać coś na temat adopcji. Pan Eugeniusz nie chciał i nie miał zamiaru tego słuchać. Choć najczęściej, podczas wizyt córki po prostu zamykał się w drugim pokoju i oddawał się swojej grze, to jednak co nieco dochodziło do jego uszu. Pomysł z adopcją wydawał mu się tak niedorzeczny, że postanowił ulotnić się z domu. W przeciwnym razie z pewnością powiedziałby jeszcze córce coś, czego potem mógłby żałować. Mariola pewnie obraziłaby się na niego i być może, przestałaby zupełnie odwiedzać rodziców, czego pan Eugeniusz nie chciał – miał przecież tylko jedną córkę i jakakolwiek by nie była, to jednak krew z jego krwi. Kochał ją na swój sposób i troszczył się o nią, podobnie jak o żonę, choć kobieta zdawała się tego w ogóle nie zauważać. Pan Eugeniusz już dawno się z tym pogodził, gdyż przeczuwał, iż nadejdzie jeszcze czas, gdy jego nieczuła żona przekona się jakiego ma oddanego i kochającego męża przy boku

Mruk cz. X

  X   Wracając do domu z wiaderkiem napełnionym czarnymi porzeczkami, natrafił   przed blokiem na młodszą córkę sąsiadki z parteru. Miała na sobie wyzywającą bluzkę z wielkim dekoltem i krótkie spodenki uwydatniające jej ogromne, krągłe pośladki. Pan Eugeniusz zupełnie nie rozumiał, jak można się tak ubierać. Niektórzy ludzie nie mają chyba w domu luster! Dziewczyna skłoniła się grzecznie i pozdrowiła go ukazując swoje równe, białe zęby w szerokim uśmiechu. Zbył ją jednak obojętnym wzrokiem i nie odpowiedział na jej powitanie. Zbliżając się do drzwi wejściowych od razu zauważył , że są one zamknięte. Zaklął z cicha. Była przecież ciepła, w miarę słoneczna pogoda, osoby wychodzące   na zewnątrz mogłyby pomyśleć o tym, że w taką pogodę należałoby wywietrzyć korytarze i tym celu, uchylić nieco drzwi wejściowe. Można je oprzeć na specjalnie do tego przeznaczonej podpórce. Owszem, w godzinach wieczornych, pan Eugeniusz często osobiście zamyka drzwi, gdyż o późnej porze ktoś niepowołan

Mruk cz. IX

  IX   - Co mi się tak przyglądasz? – pani Wiesława wzruszyła ramionami, a potem wróciła do sprzątania. Udawała, że zachowuje się normalnie, ale jej mąż doskonale wiedział, że co chwila zerka z ukosa w jego stronę, nawet jeśli nie patrzył. Zbyt dobrze znał żonę, by wiedzieć, jaka jest wścibska. Domyślał się, co jej chodziło po głowie. Zapytała go zresztą, czy nie powinien iść na jakieś badania. To było wyjątkowo podłe pytanie. Pan Eugeniusz czuł się zdrowy na ciele i umyśle i nie pozwoli, by własna żona wpędziła go w chorobę. Zawsze na niego narzekała, była wiecznie niezadowolona, a teraz znalazła wreszcie powód, by wmówić mu chorobę psychiczną. Wiedział przecież, że taka mu nie grozi, choć zdawał sobie sprawę z tego, że coś było nie tak. Szczególnie od chwili, gdy widział prześladującego go kloszarda we własnym mieszkaniu. Próbował sobie wyjaśnić tą dziwną sytuację na różne sposoby, jednak nic racjonalnego nie przychodziło mu do głowy. Podczas tych rozmyślań oskarżał też żonę -

Mruk cz. VIII

  - Zrób mi kiełbasę po węgiersku. – zwrócił się do żony stając w drzwiach tak samo niespodziewanie, jak w południe wyszedł na działkę zły i głodny. - A, obiad? Pani Wiesława tego dnia wielokrotnie odgrzewała mężowi obiad nie wiedząc o której wróci, a kiedy już to nastąpi, to czy pan Eugeniusz nadal będzie głodny. Okazało się, że był głodny i jeszcze bardziej zły, niż w chwili opuszczenia domu, tylko, że tym razem, zażądał całkiem innego dania. - Sama sobie jedz obiad. – warknął na nią. Nie lubił przecież odgrzewanych potraw, a ona wiedząc o tym powinna przygotowywać posiłki o takich porach, żeby były świeże. - To trochę potrwa, zanim usmażę kiełbasę, poza tym nie wiem, czy mam przecier pomidorowy. – wyliczała przeszkody, co jeszcze wzmogło jego frustrację. - Przecier kupiłem w zeszłym tygodniu, o ile wiem, to jeszcze go nie zużyłaś, więc pośpiesz się, bo jestem głodny. Nie miał siły, ani ochoty dłużej z nią dyskutować. Powlókł się do pokoju i zamknął za sobą przezornie d

Mruk cz. VII

    VII Pan Eugeniusz wrócił do domu nieco wcześniej. Zbierało się na burzę. Poza tym ziemia była wyschnięta od słońca i nie dało się nawet wbić do niej motyki. Tego dnia posiedział na ławce, ale było chłodno, zerwał się wiatr, a on nie zabrał ze sobą swetra, ani kurtki. Był zły sam na siebie, bo przecież jeszcze kilka dni temu sam zabrał z altanki ciepłą kufajkę, która zawsze przydawała się w takich sytuacjach. Była już jednak trochę przybrudzona i postanowił dać ją żonie do prania. Pani Wiesława zrobiła to od razu, jednak on nie zabrał jej z powrotem. Teraz są tego skutki - zziębnięty i niezadowolony musiał wrócić na swoje szare, pełne spalin osiedle. Po drodze, jak zwykle domknął drzwi do piwnicy. Zupełnie nie rozumiał ludzi, którzy uparcie tego nie robili – jakby mieszkali w namiotach. W końcu drzwi są chyba po to, żeby je zamykać! A potem są skargi do administracji osiedla, że do piwnic wchodzą jakieś postronne osoby. Zdarzało się nawet, że spali tam bezdomni, a przecież tak

Mruk cz. VI

  VI   Prosto z poczty, pan Eugeniusz udał się na działkę. Miał nadzieję, że zatapiając się w pracy, pośród przyrody podreperuje zszarpane nerwy. Udając się do jakichkolwiek urzędów, czy instytucji, trzeba uzbroić się w anielską cierpliwość, której ostatnio mu brakowało i zdawał sobie z tego sprawę. Nie był już młodzieniaszkiem, a na poczcie zawsze ta sama długa kolejka i ludzie marudzą przy okienkach kasowych - nie wiedzą gdzie coś podpisać, o niczym nie mają zielonego pojęcia. Pan Eugeniusz nie mógł tego zrozumieć. Kiedy on udawał się regulować rachunki, miał zawsze przygotowane, wypisane i podpisane wszelkie druczki i blankiety. A tu – przychodzi taki jeden z drugim, robi głupie miny i tylko blokuje kolejkę. Kiedy tylko o tym pomyślał,   nadal wszystko się w nim gotowało. W domu też trzeba się ciągle o coś denerwować. Dobrze więc, że teraz jest już za miastem i zaraz znajdzie się na swojej ukochanej działce, gdzie wszystko jest o wiele prostsze. Człowiek wie, co trzeba wypieli

Mruk cz. V

  V   Na korytarzu znów wysiadła żarówka. Pan Eugeniusz wyraźnie słyszał jak coś w niej pyknęło, kiedy wieczorem wychodził, żeby wyrzucić śmieci. Swoją drogą, ową czynność powinna wykonywać jego żona i gdyby nie to, że tego dnia był   piękny wieczór, a on bardzo lubił tą porę dnia i chętnie wychodził na podwórko, żeby się przewietrzyć – wiec, gdyby nie ten pogodny wieczór z pewnością wymusiłby na pani Wiesławie wyrzucenie śmieci. W niepogodne dni zawsze to robiła, jednak gdy było tak pięknie uprzedził ją, by polepszyć sobie samopoczucie przed snem. Niestety, jak na złość, akurat popsuła się żarówka. Korytarz, a właściwie ta jego cześć, która sąsiadowała z jego mieszkaniem osnuły egipskie ciemności i teraz trzeba było bardzo uważać, żeby nie potknąć się na schodach. Na pierwszym stopniu, który był już nieco lepiej oświetlony, gdyż żarówka   wisząca na środku korytarza działała, przystanął i zaczął przyglądać się lampie, w której usadowiona była przepalona szklana bańka. Od dawna

Mruk cz. IV

  IV Na jabłoni, pod którą ustawił zreperowaną ławkę usiadła sroka. Nigdy nie przepadał za tymi ptakami – wyjadają jaja z gniazd i pisklęta innych ptaków, podobno lubią błyskotki, bo są urodzonymi złodziejkami.   A pan Eugeniusz brzydził się wszelkim złodziejstwem, prawie tak samo mocno, jak lenistwem. Zawsze mawiał, że połowa ludzi na świecie jest zwyczajnymi leniami, z czego kolejna połowa, to złodzieje, którzy kradną z powodu swojego lenistwa. Ono sprawia, że nie starają się zarabiać swoich pieniędzy w uczciwy sposób. Podobnie jest ze zwierzętami. Sroki są złodziejkami z powodu swojego wrodzonego lenistwa. Są przy tym głośne i nieznośne, a pan Eugeniusz cenił sobie spokój i nie lubił, ani ludzi, ani zwierząt, które go zakłócały. Sroka na jabłoni zachowywała się jednak dość spokojnie, dzięki czemu obserwator mógł stwierdzić, że pomimo swoich licznych wad jest pięknie upierzona. Przez dłuższą chwilę przyglądał się ptakowi mając przy tym mieszane uczucia. Miał nadzieję, że siedzą