xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Kolejne dziecko Marii rodzi się z nieznanego ojca
najgorsze że nie dostała urlopu. na mieście upał
w korytarzach sądu nieprzyjemny chłód.
pięcioletni Pawełek nadwyrężył ramię.
wieczorem kosa księżyca zmiotła część
gwiazd po prawej stronie nieba.
wielka niedźwiedzica płacze.
boczek z targu znów okazał się nieświeży
a Pawełkowi uciekł chomik na drugą stronę
ulicy. kolejni żołnierze wyjechali na wojnę.
wyrywam Pawełkowi z ręki plastikowy pistolet
czuję się usprawiedliwiona.
wieczorem odwiedzam Marię. to dziewczynka.
nie zrobię jej wesela – skarży się – nie będzie
mnie stać. wieczorem gwiazdy wróciły a księżyc
nieco utył z radości. Pawełek cieszy się z nowego
miecza. jutro Dzień Matki. upiekę dla siebie i Marii
tort orzechowy z kremem śmietankowym.
Wiosny
Wczesną wiosną chciałam pójść z dziećmi
do parku obserwować przylot bocianów.
kiedy zmarł papież zmieniłam zdanie.
wybacz mi wiosno. sąsiad sprowadzał
po schodach żonę prosto do szpitala .
niedaleko okna rozwijał się pąk
na gałęzi topoli – pierwszy tamtego roku.
silne wiatry i jeden dom pojawiły się dwie
przecznice dalej. to było następnej wiosny.
zaplanowałam rozważania w parku
ale po drodze spotkałam sąsiadkę obładowaną
zakupami stała pod sklepem niczym bocian
na wyschniętej łące z jedną nogą śmiesznie
podwiniętą podpierała się laską. sąsiad przeszedł
obok jakby nie znał jej nigdy. kocham cię wiosno
gdy pierwszy szpak na jodełce tuli się w zieleń
wzywając słońce.
nad ranem świergot przypomina że za godzinę
ucieknie ostatni autobus. śniłam o tarczy antyrakietowej
nie wiadomo czemu. to teraz i tego roku. o parku
już nie myślę tam nie mogę się skupić. ręce sąsiada
tańczyły wczoraj nad parapetem gdy poprawiał firankę.
sąsiadka nie wstaje z łóżka ma podkrążone oczy
i dziwne sine plamy na przegubach dłoni
patrzy na mały pąk za oknem wysoko na gałęzi
topoli wielbi go. nienawidzę cię wiosno
kiedy znajomi odchodzą przed nadejściem lata.
Kolejne dziecko Marii rodzi się z nieznanego ojca
najgorsze że nie dostała urlopu. na mieście upał
w korytarzach sądu nieprzyjemny chłód.
pięcioletni Pawełek nadwyrężył ramię.
wieczorem kosa księżyca zmiotła część
gwiazd po prawej stronie nieba.
wielka niedźwiedzica płacze.
boczek z targu znów okazał się nieświeży
a Pawełkowi uciekł chomik na drugą stronę
ulicy. kolejni żołnierze wyjechali na wojnę.
wyrywam Pawełkowi z ręki plastikowy pistolet
czuję się usprawiedliwiona.
wieczorem odwiedzam Marię. to dziewczynka.
nie zrobię jej wesela – skarży się – nie będzie
mnie stać. wieczorem gwiazdy wróciły a księżyc
nieco utył z radości. Pawełek cieszy się z nowego
miecza. jutro Dzień Matki. upiekę dla siebie i Marii
tort orzechowy z kremem śmietankowym.
Wiosny
Wczesną wiosną chciałam pójść z dziećmi
do parku obserwować przylot bocianów.
kiedy zmarł papież zmieniłam zdanie.
wybacz mi wiosno. sąsiad sprowadzał
po schodach żonę prosto do szpitala .
niedaleko okna rozwijał się pąk
na gałęzi topoli – pierwszy tamtego roku.
silne wiatry i jeden dom pojawiły się dwie
przecznice dalej. to było następnej wiosny.
zaplanowałam rozważania w parku
ale po drodze spotkałam sąsiadkę obładowaną
zakupami stała pod sklepem niczym bocian
na wyschniętej łące z jedną nogą śmiesznie
podwiniętą podpierała się laską. sąsiad przeszedł
obok jakby nie znał jej nigdy. kocham cię wiosno
gdy pierwszy szpak na jodełce tuli się w zieleń
wzywając słońce.
nad ranem świergot przypomina że za godzinę
ucieknie ostatni autobus. śniłam o tarczy antyrakietowej
nie wiadomo czemu. to teraz i tego roku. o parku
już nie myślę tam nie mogę się skupić. ręce sąsiada
tańczyły wczoraj nad parapetem gdy poprawiał firankę.
sąsiadka nie wstaje z łóżka ma podkrążone oczy
i dziwne sine plamy na przegubach dłoni
patrzy na mały pąk za oknem wysoko na gałęzi
topoli wielbi go. nienawidzę cię wiosno
kiedy znajomi odchodzą przed nadejściem lata.
Komentarze
Prześlij komentarz