Górnicze tęsknoty
Kiedy rozbierałem cię jeszcze dłońmi
znałem liczbę guzików w każdej bluzce.
w ciemnych sklepieniach kamiennych
chodników widywałem regularny zarys
brwi. torami biegłem do twego łona
a dalej już światło brązowych oczu.
latem trzmiele brzęczały wraz z tobą
gdy słońce wygrywało na twych włosach
sonety całego wszechświata który leżał
na twoich wargach niczym zielony ognik.
teraz rozbieram cię tylko słowami. rzeźbię
nimi pręgi na twojej skórze. uciekam do
podziemnego świata zamykam się w ciszy
jak mały piesek nadal łaknący pieszczot.
lubię zawodzić pod twoim oknem.
lubię patrzeć na kobiety z autobusu ściskające
torebki pomiędzy kolanami. w ich oczach
odbijają się światła przydrożnych latami.
ty jesteś matowa jak bułka z serem. chciałbym
ją rozkruszyć rozgryźć ale pęcznieje pęcznieje
już nie pasuje do moich ust.
Górnicze tęsknoty II
Czarny chrząszcz cicho porusza pancerzykiem
nigdy nie usłyszę jego wołania. długo tęskniłem
do lata do stukania rondlami wesołego
szczebiotania dzieci.
dżdżownica właśnie weszła w głąb wilgotnej gleby.
jej nagie ciało idealnie pasuje do ziemi. też
chciałbym zagrzebać się wystawić twarz do hałasu.
jestem głupcem albo stałem się częścią maszyny
kawałkiem taśmy która chrobocze. też chroboczę na
lato i na rondle wesoło podskakujące na rozgrzanej
kuchence podróżnej.
moja podróż zaczyna się kiedy stoję nagi i różowy
jak dżdżownica. moja podróż kończy się kiedy stoję
nagi i czarny jak ziemia przebita maszynami.
powoli staję się bezduszny jak metal dlatego nie
kocham już lata. moimi dziećmi są włochate szczury
i kawałki taśmy. kiedy jej dotknę będę znów czekać na
lato i na czarnego chrabąszcza który cicho
porusza pancerzykiem.
Górnicze tęsknoty III
Lubię przemawiać do twojego medalu
taka modlitwa jak zapalenie znicza.
czasem szukam w chodniku twojego cienia.
powinien być w miejscu które wykułeś
dłońmi. odcisk twej stopy tam gdzie wprowadziłeś
mnie do świata mroku.
on jest twoim domem biegłeś do niego każdego
dnia. kiedyś i mnie tam wprowadzisz. nie ma się
czego bać. u twego boku jest ciepło tato.
pewnie uśmiechasz się bo jestem taki dojrzały
i moje dłonie pasują do łopaty w kształcie kobiecych
pośladków. dotykam ich każdej nocy ale tylko przy
łopacie wzbiera we mnie męskość aż staję się tobą.
Kiedy rozbierałem cię jeszcze dłońmi
znałem liczbę guzików w każdej bluzce.
w ciemnych sklepieniach kamiennych
chodników widywałem regularny zarys
brwi. torami biegłem do twego łona
a dalej już światło brązowych oczu.
latem trzmiele brzęczały wraz z tobą
gdy słońce wygrywało na twych włosach
sonety całego wszechświata który leżał
na twoich wargach niczym zielony ognik.
teraz rozbieram cię tylko słowami. rzeźbię
nimi pręgi na twojej skórze. uciekam do
podziemnego świata zamykam się w ciszy
jak mały piesek nadal łaknący pieszczot.
lubię zawodzić pod twoim oknem.
lubię patrzeć na kobiety z autobusu ściskające
torebki pomiędzy kolanami. w ich oczach
odbijają się światła przydrożnych latami.
ty jesteś matowa jak bułka z serem. chciałbym
ją rozkruszyć rozgryźć ale pęcznieje pęcznieje
już nie pasuje do moich ust.
Górnicze tęsknoty II
Czarny chrząszcz cicho porusza pancerzykiem
nigdy nie usłyszę jego wołania. długo tęskniłem
do lata do stukania rondlami wesołego
szczebiotania dzieci.
dżdżownica właśnie weszła w głąb wilgotnej gleby.
jej nagie ciało idealnie pasuje do ziemi. też
chciałbym zagrzebać się wystawić twarz do hałasu.
jestem głupcem albo stałem się częścią maszyny
kawałkiem taśmy która chrobocze. też chroboczę na
lato i na rondle wesoło podskakujące na rozgrzanej
kuchence podróżnej.
moja podróż zaczyna się kiedy stoję nagi i różowy
jak dżdżownica. moja podróż kończy się kiedy stoję
nagi i czarny jak ziemia przebita maszynami.
powoli staję się bezduszny jak metal dlatego nie
kocham już lata. moimi dziećmi są włochate szczury
i kawałki taśmy. kiedy jej dotknę będę znów czekać na
lato i na czarnego chrabąszcza który cicho
porusza pancerzykiem.
Górnicze tęsknoty III
Lubię przemawiać do twojego medalu
taka modlitwa jak zapalenie znicza.
czasem szukam w chodniku twojego cienia.
powinien być w miejscu które wykułeś
dłońmi. odcisk twej stopy tam gdzie wprowadziłeś
mnie do świata mroku.
on jest twoim domem biegłeś do niego każdego
dnia. kiedyś i mnie tam wprowadzisz. nie ma się
czego bać. u twego boku jest ciepło tato.
pewnie uśmiechasz się bo jestem taki dojrzały
i moje dłonie pasują do łopaty w kształcie kobiecych
pośladków. dotykam ich każdej nocy ale tylko przy
łopacie wzbiera we mnie męskość aż staję się tobą.
Komentarze
Prześlij komentarz