Przejdź do głównej zawartości

Utopek Lojzik

Utopek Lojzik ze Źródlanki.

I Na łące Any obok lasu Hermaniok

Łąka nad rzeczką Źródlanką. Dookoła rosną kolorowe kwiaty, brzęczą owady. Nad rzeczką stoi utopcula Frida, młoda małżonka Berta, zielona jak młoda trawka, wygląda bardzo łagodnie i uroczo.

Frida;
Dziś taka piękna pogoda, powinnam być szczęśliwa. Mój małżonek, Bert, dawniej postrach lasu i okolicznych wiosek zbiera kolorowe kwiaty dla mnie, swej małżonki. Już nie czatuje w pobliskich zaroślach na zbłąkanych wędrowców, którzy nieopatrznie zapuścili się w las Hermaniok, aby pochwycić ich w swoje oślizłe dłonie i wrzucić do wody, nie naprzykrza się zwierzętom przychodzącym do wodopoju, nie straszy ptaków, a nawet nie przegania rybek. Teraz utopiec Bert codziennie rano gimnastykuje się przez piętnaście minut, a po południu zawsze pomaga mi suszyć pierzyny na krzewach rosnących wzdłuż rzeki. No, cóż, osiągnął właśnie wiek, w którym każdy porządny przedstawiciel jego gatunku pragnie zostać ojcem i to mnie najbardziej cieszy tego słonecznego, wiosennego dnia.

Wzdycha przeciągle z rozkoszą przyglądając się mężowi, który nadchodzi z naręczem świeżo zerwanych kwiatów.

Ach, Berciku,chciałabym mieć maleńkiego dzidziusia.

Bert
Moja kochana, wiesz, że pragnę tego równie mocno, dlatego uważam, że powinniśmy udać się do starej południcy Any zamieszkującej łąkę po południowej stronie Źródlanki. Jest ona stara jak Hermaniok, łąka, a może nawet tak stara jak rzeka Źródlanka, ma białe jak kwiaty przebiśniegu włosy, duże, błękitne i mądre oczy, jasna szata opływa niczym mgiełka jej smukłą, już nieco pochyloną postać, a mądra jest jak mało kto. Ona z pewnością będzie wiedzieć jak rodzą się małe utopki, ona pomoże nam znaleźć odpowiedniego potomka.

Biorą się za ręce i idą do południcy śpiewając;

Na łące, gdzie kwiaty, od rana
krząta się dziś stara Ana,
dogląda świerszcza i bąka,
pilnuje co robi biedronka,
jest mądra i stara jak świat,
bo ma więcej niż tysiąc lat.
Doradzi nam ta południca,
bo mądrość jej wszystkich zachwyca,
doradzi nam w sprawie potomka,
bo Ana jest starsza niż łąka.

Ref.
Żeby miał oczka po tacie
a usta po mamusi,
nasz mały, śliczny syneczek
zielony jak żabka być musi.

Ana sprawdza kolejno każdy kwiat, czy jest aby dobrze zapylony, czy płatki mu się dobrze trzymają. Długo obserwuje bez słowa nadchodzących małżonków, w końcu odzywa się

Ana
Nic nie mówcie, po waszych tajemniczych minach sadzę, że przychodzicie do mnie w sprawie dziecka. Wiem jak rodzą się ludzie, zwierzęta i rośliny, nie wiem jednak jak to bywa z utopkami. Od wieków znałam tylko jednego utopca – ciebie Bercie, a teraz znam też Fridę, ale skąd się biorą małe utopki, tego nie wiem. Myślę jednak, że przynoszą je bociany. Powinniście udać się oboje w tej sprawie do bociana Klekotka, właśnie niedawno przyleciał z ciepłych krajów i naprawia swoje gniazdo na starej lipie przy Walancinowym polu.

Frida
Dziękujemy, mądra południco, zrobimy jak nam radzisz.

Znów wyruszają w drogę śpiewając;

W lesie jest gniazdo bociana,
tam radzi nam iść stara Ana,
tam Klekotek wraz z żonką swoją
na drzewie się dwoją i troją,
bo jak domyślacie się sami
zostaną wnet rodzicami.
Być może udzielą nam rady,
bo dzioby ich nie od parady,
być może dostarczą nam syna,
powiększy się wtedy rodzina.

Ref.
Żeby miał oczka po tacie
a usta po mamusi,
nasz mały, śliczny syneczek
zielony jak żabka być musi.

Klekotek uwija się przy naprawie gniazda, znosi patyczki i gałązki, mości wygodne posłanie dla swojej pani . Pani Klekotkowa siedzi na gałęzi lipowej i przełyka tłustą zieloną żabę.

Klekotkowa
Trochę gorzkawa ta żabka, ale lepsza taka, niż żadna.
Państwo utopcowie zatrzymują się obok nieskończonego gniazda

Frida;
My do męża w ważnej sprawie.

Bocianowa;
Mąż jest zajęty, dzisiaj nie przyjmuje

Frida
Ale to sprawa nie cierpiąca zwłoki

Bocianowa zniecierpliwiona
Powiedziałam już!

Bert unosi się
Cichchoooo! Teraz ja mówię, ja, utopiec Bert, postrach łąk, rzek, lasu i ludzi. Jeśli w tej chwili twój mąż nie zechce z nami rozmawiać przegonię stąd wszystkie żaby, ślimaki i pędraki! Rozumiesz bocianico!

Bocian Klekotek pojawia się trzymając w dziobie kawałek suchej trawy do budowy gniazda.

Klekotek przestraszony:

O co chodzi? Czym mogę państwu służyć?

Frida łagodnym głosem:
Chodzi o nasze dziecko, a raczej o jego brak. Podobno bociany przynoszą dzieci utopców, dlatego chcieliśmy prosić o dostarczenie nam w najbliższym czasie potomka.

Klekotek drapie się po głowie:
Hmmm. Szkoda, że nie przyszliście państwo w tej sprawie do mnie jesienią. Wróciliśmy już z żoną zza morza, więc nie możemy na razie spełnić waszej prośby, zresztą nigdzie po drodze nie spotkałem utopczych niemowląt. Pozwólcie jednak , że zatelegrafuję do małżeństwa jerzyków, one najpóźniej wracają z zamorskich wczasów, może przyniosą dla was dziecko. Oczywiście jeśli znajdą odpowiednie niemowlę.
Frida wydaje się być zadowolona, zaciera ręce z radości

Frida:
Świetnie!Będziemy czekać z niecierpliwością. Dziękujemy i życzymy państwu wspaniałych i dorodnych jaj.

Małżonkowie zadowoleni, trzymając się pod ręce udają się z powrotem w stronę Źródlanki nucą refren piosenki:

Ref.
Żeby miał oczka po tacie
a usta po mamusi,
nasz mały, śliczny syneczek
zielony jak żabka być musi.

II Oczekiwanie

Obok rzeczki Żródlanki.

Wiosna jest w pełni, Ana sprawdza każdy kwiat, ogląda i bada źdźbła trawy. Po łące tańczy panna Wiosna w wieńcu na głowie i w rozpuszczonych włosach śpiewa:

Niosę radość wracam życie
będzie pięknie zobaczycie
noszę ze stokrotek wianek
czy to wieczór czy to ranek
jestem bosa i radosna
wracam życie jak to wiosna

Utopcowa Frida rozgląda się wokół, wypatruje na niebie ptaków powracających z dalekich krajów.
Zobaczywszy nadchodzącego Berta zwraca się do niego.

Frida;
Och, Bercku czy taki smukły i maleńki jerzyk zdoła udźwignąć nasze dziecko? Spójrz na bociana, ten jest potężny i silny, a jerzyk, cóż taki mały jerzyk może unieść na swoich słabych, czarnych skrzydełkach.
Bert zrezygnowany wzrusza ramionami, jednak stara się pocieszyć żonę, klepie ją po ramieniu.

Bert
Nie martw się, rozmawiałem dziś z Klekotkiem, zapewnił mnie, ze zatelegrafował do państwa jerzyków i tylko czekać aż nadlecą z naszym potomkiem.

Frida
Ale kończy się maj, a utopczątka ani śladu. Czy jerzyki odnajdą nasze niemowlę, czy zdołają z nim przylecieć z tak daleka? Te i inne pytania nie pozwalają mi spać spokojnie. Słońce wysoko na niebie oznajmia, że niedługo nadejdzie upalne lato. Oj co to będzie? Co to będzie?

Aż nagle nadlatuje bocian i woła ile sił

Klekotek;
Nadlatują jerzyki!
Frida wyskakuje w górę, klaszcze w dłonie, przez chwilę niecierpliwie obserwuje niebo, potem biadoli załamana

Frida;
Nie widzę naszego syna. Jerzyki zatoczyły koło w powietrzu i odleciały. Nie mają naszego syneczka, oj, nie mają!

Bert obejmuje ją

Bert;
To z pewnością nie ta para do której telegrafował Klekotek. Uspokój się moja miła!

Frida siada na brzegu rzeczki, nuci smutno refren swojej ulubionej piosenki

Ref.
Żeby miał oczka po tacie
a usta po mamusi,
nasz mały, śliczny syneczek
zielony jak żabka być musi.

Mijają dni i noce, to jest widno to znów się ściemnia, w końcu znów robi się widno. Frida przez cały czas siedzi smutna nad rzeczką, Bert co jakiś czas podchodzi do niej i tylko kiwa ze smutkiem głowa nie śmiąc się do niej odezwać. W końcu kiedy kolejny raz robi się widno Frida odzywa się

Frida;
Nadszedł czerwiec, dni coraz cieplejsze, nadchodzi lato, chyba już jerzyki nie przyniosą mi w tym roku dziecka.

Nagle nadbiega Klekotek wymachując skrzydłami

Klekotek;
Przyleciał jerzyk z małym utopkiem!

Frida krzyczy;
Gdzie jest? Gdzie jest moje dziecko?

Klekotek
Jerzyk był już blisko, już nadlatywał…i wtedy stało się nad polem kapusty.

Frida załamując dłonie
Co się stało? Co z dzieckiem?

Nabiega Bert grożąc palcem bocianowi krzyczy

Bert
Mów!

Klekotek jąkając się
Jerzyk jest małym ptakiem. Nie miał już siły. Kiedy przelatywał nad kapuścianym polem mały utopek wypadł z dzioba.

Frida
Och, to straszne.

Bert roztrzęsiony
Gdzie on jest?

Klekotek
Nie wiem, mały utopek utknął gdzieś w kapuście.

III Kapuściane pole obok wioski.

Słychać ujadanie psów i przestraszone nawoływania wieśniaków, którzy widząc nadchodzącego w stronę wioski utopca wraz z małżonka tłoczą się w kupy i biadolą co to będzie. Wydaje im się, że nadszedł sądny dzień dla wioski skoro utopiec wyszedł z wody i opuścił las Hermaniok. Panna wiosna zaciekawiona zachowaniem utopców też opuściła łąkę i z daleka przygląda się temu co się dzieje. Tymczasem Frida i Bert zaczynają przeszukiwać kapuściane pole.

Frida
Małe , miękkie gąsienice zamieszkujące to pole nie widziałyście czasem mojego synka? Nic nie mówicie? Jesteście zbyt zajęte posiłkiem i nie widzicie niczego poza zasięgiem swojego liścia, który jest dla was domem i całodziennym pożywieniem.

Widząc, że Bert także szuka nadaremnie Frida zaczyna nucić swoją piosenkę.

Żeby miał oczka po tacie
a usta po mamusi,
nasz mały, śliczny syneczek
zielony jak żabka być musi.

Nagle zatrzymuje się, ogląda jeden z liści i w końcu krzyczy na całe gardło
Frida

Jeeesttt! Jest moje utopczątko, mój najśliczniejszy, najcudowniejszy syneczek, zielony jak listek, maleńki jak żabka, mój rozkoszny dzidziuś!

Zdyszany Bert podbiega do rozpromienionej żony, porywa na łapy wymachujące wesoło zielonymi nóżkami malutkie, mieszczące się w jego dłoni coś zielonego, podobnego do żabki, co podobno jest utopczątkiem

Bert
To syn!Mam syna! Nazwiemy go Lojzik.

Frida
To piękne imię. Patrz, kochanie jaki maleńki, to szczęście, że przyniosły go jerzyki. Klekotek mógłby go wziąć za żabkę, nie opanować się niosąc go w dziobie i …

Ogląda synka ze wszystkich stron. W końcu oboje z mężem wracają do rzeki. Ludzie oddychają z ulgą, psy przestają ujadać, wszyscy wracają do swoich zajęć.

IV Na dnie rzeki

Utopek znacznie urósł, teraz wygląda podobnie jak jego rodzice, leży na miękkim łóżeczku, obserwuje rybki i żabę która czasem wpada do niego, przygląda mu się ciekawie i znów odchodzi, by po jakimś czasie wrócić. Frida i Bert co chwila podchodzą do synka, poprawiają mu poduszki i kołderkę, Frida głaszcze go po główce. Nachyla się nad nim

Frida
Mój śliczny synek będzie delikatny i miły jak mamusia. Powiedz synku :”ma-ma, ma-ma”

Bert
Mój synek będzie okazały i groźny jak jego ojciec
Powtarzaj synku: ”ta-ta, ta-ta”

Utopek patrzy na nich z ciekawością, ale nie odzywa się. Do nowego członka społeczności przychodzą goście. Południca Ana kładzie mu na pierzynce czerwona czapeczkę,

Ana
Każdy szanujący się utopiec ma kilka rodzajów takich czapek. To twoja pierwsza , noś ją z dumą, a wtedy będziesz tak odważny, że nie ulękniesz się nawet tej ohydnej Murchli, czarownicy z lasu.

Po Anie przychodzą zwierzęta z lasu, czarownica Murchla, ryby, każdy przynosi jakiś prezent, wszyscy śpiewają;
I
Zając przyniósł marchewkę
na soczek dla dzidziusia,
sarna kwiatów naręcze.
Niech raduje się dusza.
Od Any dostał czapeczkę
nasz utopek drogi,
a ślimak dał kamyczek,
bo mały i ubogi
Ref;
Hej, przychodzimy z rożkami
dla naszego bobasa,
bo taka jest na Śląsku
odwieczna tradycja nasza.
II
Murchla wrzuciła w wodę
pachnących ziół garść całą
Wiosenka zaś kołderkę,
by dziecku się miękko spało.
Sum stary dał korzonki,
by pokój przyozdobić,
płotki dwa białe robaczki,
by Lojzik miał co robić.
Ref'
Hej...

Kiedy w końcu wszyscy odchodzą, Frida poprawia kołderkę, obserwuje przez chwilę synka.

Frida
Ach, jak słodko śpi mój maleńki. Pójdę teraz w odwiedziny do starej zajęczycy Trudy, mówiła mi wczoraj, że źle się czuje. Chorych należy odwiedzać. Wypłynę na powierzchnię zostawiając utopczątko z ojcem.

Odchodzi.

Bert
Nie mam dziś czasu zajmować się małym. Rano sum Zefel zaprosił mnie na partyjkę skata, nie mogę więc odmówić. Zefel jest w karcianej grze niepokonany, ale ja jestem dziś w świetnej formie. Lojzik śpi, więc nic się nie stanie jak na chwilę zostawię go samego.

Odchodzi.

Po chwili podchodzi do niego żaba. Lojzik otwiera oczy, siada na kołderce.

Lojzik
Dlaczego tak wpatrujesz się we mnie?

Żaba
Ocho, widzę, że nasz mały nauczył się mówić.

Lojzik
No, od ciebie na pewno niczego bym się nie nauczył, nigdy się nie odzywasz.

Żaba
Jesteś jedynym dzieckiem utopców jakie znam, nie dziw się więc, że chciałam ci się przyjrzeć Lojziku. Ha! – śmieje się – Śmieszne masz imię.

Lojzik
Tak? A ty jak się nazywasz, nawet się nie przedstawiłaś, a naśmiewasz się z mojego imienia.

Żaba zawstydzona
Przepraszam. Jestem Ludwina, żaba Ludwina . Jak pewnie już zauważyłeś jesteśmy sąsiadami. Wiele nas łączy i to nie tylko wygląd. Oboje równie dobrze czujemy się w wodzie, jak i na lądzie.

Lojzik
A gdzie jest ląd?

Żaba
Nie wiesz? Przecież przyniosły cię jerzyki z dalekich krajów. Zazdroszczę ci, mogłeś podziwiać wspaniałe widoki z góry, kiedy podróżowałeś.

Lojzik
Niczego nie widziałem, siedziałem tylko w jakimś ciasnym zawiniątku i pamiętam, że okropnie huśtało na wszystkie strony. To wcale nie było miłe.

Ludwina kiwa z politowaniem głową

Naprawdę ? Więc nie poznałeś jeszcze świata?

Lojzik
Świata? A jaki on jest?

Żaba
Ogromny !Ciągnie się od rzeczki przez łąkę, bagna, przez cały las Hermaniok, przez pola i wioski, a nawet jeszcze dalej. Świat jest piękny.

Lojzik
Więc muszę go zobaczyć, zabierz mnie do niego

Żaba
Dobrze,wypłyniemy na powierzchnię. Patrz na mnie i ucz się.

Zaczyna w przedziwny sposób poruszać łapkami w górę i w dół i raz i dwa. Łapki Lojzika też układają się w podobny sposób, w końcu utopek napręża szyję w górę , rozgląda się z zachwytem.

Lojzik
Co to jest? Czy to jest świat?

Żaba
Tak. Słuchaj uważnie, gdyż nie będę dwa razy powtarzać. Tu po prawej stronie wzdłuż rzeki, widzisz te wysokie rośliny z wiechami? To trzcina. A dalej łąka pełna kwiatów, a zapyla je mnóstwo owadów. Nad łąką unoszą się podłużne ważki i kolorowe motyle. Patrz teraz przed siebie, gdzie rzeka tworzy lekkie zakole. Te białe baldachimy nad wodą to marek, który broni dostępu do rzeki, a dalej wysokie drzewa, nieprzebrany gąszcz traw i mnóstwo ptaków w górze. To las Hermaniok. Odwróć teraz głowę. Po lewej stronie Źródlanki rośnie szalej. Widzisz ile kręci się wokół niego much i trzmieli? One uwielbiają jego zapach, choć dla innych stworzeń może być on nieprzyjemny i trujący. A z tyłu są bagna, żyją tam złośliwe jaroszki. Wierz mi, że lepiej nie zapuszczać się w to miejsce, nawet ja, choć lubię wilgoć nie chcę wchodzić im w drogę. A tam daleko, po lewej stronie rośnie tatarak, a za nim znów las. Źrodlanka płynie jego środkiem. Podobno za lasem biegnie polna droga i rozciąga się Walnacinowe pole, a obok pole Zeflikowe, gdzie jerzyki upuściły ciebie do kapusty. Dalej jest wioska, ale nigdy tam nie byłam
Lojzik
A, dalej?

Żaba
Dalej, to nie wiem, dla mnie ten kawałek świata, który widzisz jest zupełnie wystarczający.

Lojzik
Zejdę na ląd i rozejrzę się.

Żaba usiłuje go powstrzymać, ale utopek wyrywa się.

V Na łące Any w pobliżu lasu Hermaniok

Lojzik podskakuje i tarza się w trawie
Jakie miękkie!

Żaba
To trawa, wszędzie jej pełno.

Lojzik
Jaka wysoka! A ile tu różnych stworzeń! Nie są podobne do tych z wody.

Żaba śmieje się
Oczywiście, że nie, przecież w wodzie żyją ryby, a te latające to owady. O, jest mój przyjaciel
Bruno!

żaba wskazuje traszkę
.
Ale co on robi o tej porze na słońcu? To dziwne, w południowej porze Bruno nie wychodzi ze swej przyciemnionej norki. Witaj. Czemu polujesz o tej porze?

Traszka
To wszystko przez mysz, która w zeszłym roku zbudowała moją norkę. Podobno na wiosnę wyszła za mąż i wyprowadziła się do męża, bliżej lasu. Ostatnio jednak pokłóciła się z małżonkiem, zabrała dobytek i dziś rano wróciła. Co miałem robić? Zażądała, żebym opuścił dom. Teraz szukam innego lokum, a szkoda, wielka szkoda, bo tamta norka była zaciszna, blisko do rzeki i na łąkę, zawsze dużo owadów i ślimaków w pobliżu. Gdzie znajdę tak wygodny dom w środku sezonu, kiedy wszystkie lokale zajęte?

Żaba
Nie martw się, mysz na pewno niedługo pogodzi się z mężem i znów będziesz mógł wrócić do norki. Poznaj mojego znajomego – to mały utopek.

Traszka
Utopek? A nie zrobi mi krzywdy?

Żaba
Nie masz się czego obawiać, Lojzik jest miły. A ty, mały utopku, (wskazuje na przestraszonego Lojzika) musisz przywyknąć do tego, że niektórzy będą obawiać się twojej osoby, ale nie martw się tym, okazując innym zrozumienie i przyjaźń szybko zmienisz swój obraz w ich oczach. Pokażemy ci z Brunem łąkę. Widzisz ile tu kwiatów? Zapylają je owady – te podłużne, lekkie z wielkimi skrzydłami, to ważki, a te kolorowe to motyle, tu trzmiele, muchówki, osy i pszczoły, a po roślinach spacerują biedronki, żuki, pasikoniki i wiele innych.

Na łące nagle pojawia się niespodziewanie Ana.

Ana
Lojzik! Co robisz na łące? Twoja mama będzie się martwić!

Lojzik
Ja tylko na chwilę, chciałem obejrzeć świat.

Nagle daje się słyszeć wielki płacz. Ogromny szerszeń, nadlatuje przed chwilą od strony starych drzew porywa w swoje mięsiste odnóża małego trzmiela baraszkującego sobie miedzy kwiatami.

Żaba wzdycha
No tak, już po trzmielu.

Lojzik
Jak to?! Musimy mu pomóc!

Ana powstrzymuje go ruchem reki
Stój! To prawo natury. Silniejszy pożera słabszego, żeby utrzymać równowagę w przyrodzie. Tak musi być. Nie wtrącaj się do tego mały utopku.

Lojzik zdecydowanym ruchem odsuwa południcę swoją zieloną łapką i rusza w kępkę traw, gdzie ukrył się szerszeń ze swoją zdobyczą.

Lojzik
Zostaw trzmiela!

Szerszeń szykujący się właśnie do pierwszego kęsa rozkłada bezradnie macki upuszczając zdobycz, po czym wielce przelękniony ucieka.
Trzmiel prostuje wymiętoszone skrzydełka . Przez chwilę podskakuje zabawnie oglądając czy wszystkie odnóża ma na swoim miejscu, po czym podbiega do trzęsącego się jeszcze ze zdenerwowania utopka

Trzmiel
Mój wybawco, stokrotne dzięki, winien ci jestem życie. Teraz mam wobec ciebie dług wdzięczności, obiecuję, że nie spocznę, aż nie uda mi się go spłacić. Ale pozwól, że najpierw się przedstawię, jestem trzmiel Leon.

Ana grozi Lojzikowi palcem, drapie się po siwych włosach w końcu zrezygnowana zabiera się do swojej pracy polegającej na sprawdzaniu każdej roślinki.

Żaba
Ana ma rację , nie powinieneś wtrącać się do naturalnych praw przyrody

Lojzik macha tylko łapką, jakby chciał się opędzić od natrętnej muchy, po czym biegnie przed siebie ciesząc się pięknem kwiatów.

VII Łąka , obok przewróconego pnia drzewa.

Traszka goni go
Zaczekaj! Proszę zwolnij! Jesteś odważny, przegoniłeś wielkiego szerszenia! A może mógłbyś tez przegonić tę szarą mysz z mojego domku? Zobaczysz z myszą pójdzie ci jeszcze lepiej niż z tym owadem .Jak tylko ciebie zobaczy na pewno ucieknie, nie będziesz musiał jej nawet straszyć.

Lojzik
Nie chcę nikogo straszyć.

Traszka
Nie? Ale jesteś przecież postrachem lasu!

Lojzik
Nie będę nikogo straszyć! Wracam do domu.

Traszka
Czekaj! Proszę, podejdź ze mną do tej norki, to pod tym przewróconym pniem, blisko rzeki, masz po drodze. Jeśli nie chcesz, nie musisz straszyć tej myszy. Może… jakoś po dobroci ją przekonasz, żeby wróciła do męża.

Lojzik
Dobrze. Ale niczego nie obiecuję.

Lojzik pochyla się nad pniem, żeby zobaczyć wejście. Nagle pojawia się szara mysz.

Lojzik
Czy to ta mysz?

Traszka
To Achim , jej mąż!

Mysz zobaczywszy Lojzika czmycha przerażona.

Traszka
Zaczekaj, nie zrobimy ci krzywdy, chcemy tylko porozmawiać!

Mysz kryje się za pniem
Czego chcecie?! Zostawcie mnie w spokoju, nic wam nie zrobiłem.

Traszka
Nie bój się, chcemy tylko żebyś pogodził się z żoną i zabrał ją z powrotem do swojej norki pod lasem .Widzisz… bo ja bardzo polubiłem to miejsce, nie chcę się wyprowadzać.

Mysz zawodzi płaczliwie

Po to tu właśnie przybyłem .Chcę zabrać Felcię, ale ona upiera się, że nie wróci do mojego mieszkania. U nas w rodzinie nigdy nie było rozwodów.

Lojzik
Dlaczego Felcia nie chce do ciebie wrócić? Czy zrobiłeś jej jakąś krzywdę?

Mysz
Nie! Nigdy! Ale ona przestawia moje rzeczy, ciągle sprząta, przemeblowuje mieszkanie, znosi do środka jakieś nowe, niepotrzebne sprzęty, nie mogę tego znieść.

Nagle z norki wyłania się druga mysz

Felcia
Ty nie możesz znieść, to co ja mam powiedzieć! Wyrzuciłeś mój bukiet z polnych kwiatów, które nazbierałam, żeby pięknie pachniało w naszym domu, podarłeś nowe firanki, poplamiłeś obrus, stłukłeś talerz, który własnoręcznie przyozdobiłam płatkiem polnego maku. Mam wyliczać dalej?!

Mysz
Ty wyliczasz ?! Więc posłuchajcie co ta mysz zrobiła z moim zabytkowym ziarenkiem pszenicy, które było w naszej rodzinie od pokoleń. Wyrzuciła je! Powiedziała, że jest zbutwiałe i brzydko pachnie, a pól łupiny orzecha, która od dawna stała w rogu pokoju wystawiła przed dom.

Felcia wymachuje łapkami ze złości

Była zakurzona, chciałam żeby obmył ją deszcz !

Lojzik
Uspokójcie się! Jestem jeszcze mały, niewiele wiem o życiu rodzinnym, ale powiem wam jedno. Tylko kompromis może was uratować.

Myszy razem
Tak? A co to takiego?

Lojzik
Kiedy leżałem sobie jako małe niemowlę w podwodnym łóżeczku, przyglądałem się rybom. Widziałem jak ciernik budował swoje gniazdo na dnie. Oj, napracował się biedak, żeby swoje potomstwo umieścić w jak najwygodniejszym miejscu pod wielkim, krzywym kamieniem. Wiele razy sprawdzał czy aby ikra stąd nie wypłynie. A kiedy wszystko było gotowe przypłynęła pani ciernikowa, obejrzała gniazdo i stwierdziła, że jest zbyt blisko mieszkania utopców, ktoś może niechcący nadepnąć na jej potomstwo, albo zahaczyć o ścianki gniazda i wtedy coś mogłoby się uszkodzić. Pan ciernik, choć bardzo się napracował bez słowa skargi zaczął robić nowe gniazdo w innym miejscu. Pamiętam też, że pan karaś był okropnym łakomczuchem, uwielbiał tłuste robaki spadające czasem z góry, zawsze jednak zjadał tylko jednego robaka, a drugi przeznaczony był dla pani karasiowej. Moja mama zaś bardzo lubiła spać pod pierzyną ze świeżych kwiatów rumianku, ale że ojciec nie cierpi ich zapachu przykrywała się zieloną, sztywną pierzyną z tataraku. Jestem jeszcze mały i nie znam się na małżeństwie, ale myślę, że to jest kompromis. Jeśli chcecie być małżeństwem musicie ustępować sobie wzajemnie.

Mysz
Masz racje mały utopku (obejmuje Felcię). Jeśli chcesz, pozostawię to ziarenko na dworze, niech je wszyscy zobaczą, a może nawet wyrośnie z niego nowe źdźbło pszenicy.

Felcia przytula się do niego
A ja nazbieram nowych kwiatów, na łące rośnie ich przecież mnóstwo.

Pogodzeni oddalają się. Uradowana traszka obejmuje Lojzika

Traszka
Dziękuje, jesteś bardzo mądry, godny z ciebie następca Berta, władcy rzeki.

VIII Łąka Any.

Południca jak zwykle obchodzi swoje rośliny, ale co chwila rozgląda się trwożnie. Lato w rozpuszczonych włosach tańczy po łące, śpiewa.

Jestem lato, mam świerszcze za uszami
jestem lato i śpiewam skowronkami,
jestem lato w rękawach wiatr i echo,
jestem lato od wiosny niedaleko,
jestem lato co słońcem złoci kłosy,
jestem lato , mam rozpuszczone włosy,
jestem lato, co upał rzeką chłodzi,
jestem lato i nic mnie nie obchodzi.

Ana
Jest piękne lato, ale wyczuwam jakiś strach od strony Hermanioka, wyczuwam lek idący od lasu, od wioski, aż ku rzeczce Żródlance.

Na łące pojawia się Lojzik wraz z towarzyszącym mu trzmielem, bawią się, ale trzmiel też co chwila przerywa zabawę, nasłuchuje. Lojzik przygląda mu się.

Lojzik
Czego boisz się trzmielu?

Trzmiel
Nie wiem czego, bzzz, bzzz, ale wyczuwam niepokój.

Lojzik
Pobawmy się, ja będę uciekał, a ty mnie goń.

Trzmiel
Nie, nie dziś, widzę dym idący od strony lasu.

Ana
Nadchodzi. Ognisty nadchodzi.

Trzmiel
Nadchodzi!

Od strony lasu biegną przerażone zwierzęta, przewracają utopka.

Zwierzęta krzyczą jedno przez drugie
Las płonie! Hermaniok płonie! Nadchodzi Ognisty! Jest wielki i silny, pożera drzewa i krzewy, niszczy las. Ratuj Lojziku!

Ana bezradnie rozkłada dłonie.
Ognisty zniszczy las i łąkę, zginą drzewa i trawy, spłoną owady i zwierzęta.

Lojzik
Musimy go powstrzymać!

Ana
Sam nie powstrzymasz Ognistego. To ludzie ze wsi go sprowadzili, pożarł już ich domy, teraz pożre las, a na końcu łąkę.

Lojzik
Pobiegnijmy więc w jego stronę.
Ana grozi mu palcem
Nie możesz tam iść! On jest silniejszy od ciebie. Potrafi przesuwać się po drzewach.

Lojzik odwraca się i biegnie w stronę lasu.

Ana
Stój!Co robisz? Co ja mam robić? Wiem, zawołam Berta, on obroni synka.

Odwraca się w stronę rzeczki
Bert! Wyjdź z wody, natychmiast!

X Las Hermaniok

Lojzik biegnie jak oszalały, zatrzymuje się w lesie, po drodze mijają go biegnące w odwrotnym kierunku zwierzęta

Zwierzęta
Uciekaj utopku, uciekaj! Ognisty nadchodzi!

Lojzikowi towarzyszy trzmiel biegnący dzielnie obok. Słychać syk płomieni, trzask ognia. Nagle pojawia się wielki, płonący Ognisty,.

Lojzik
Stój! Nie pozwolę ci zniszczyć lasu

Ognisty śmieje się jak oszalały, posuwa się dalej naprzód nic nie robiąc sobie ze zziajanego, duszącego się dymem utopka. Nagle przed Lojzikiem pojawiła się czarownica Murchla. Stanęła naprzeciwko Ognistego, wyjmuje swoją drewniana miotłę i krzyczy z całych sił

Murchla
Stój! Rozkazuję ci!

Ognisty
Ha, ha! Czego chcesz stara małpo? Zejdź mi z drogi!

Murchla macha drewnianą miotłą
Nie doczekanie twoje, paskudo! Nie zniszczysz mojego lasu, fora ze dwora!

W tej samej chwili między Ognistym a lasem pojawia się mur.

Ognisty
Ha, ha! Myślisz, że powstrzymasz mnie takimi sztuczkami?
Ognisty nadyma wargi i zaczyna dmuchać z całych sił. Mur przewraca się i potwór znów przesuwa się do przodu niszcząc i paląc las.
Murchla

Chmuro, chmuro przybądź zaraz,
niech przygaśnie ta poczwara!

Nad Ognistym pojawia się chmura, zaczyna z niej padać deszcz. Z początku Ognisty kurczy się i wydaje się, że za chwilę zostanie pokonany, ale po chwili znów pręży się i dmucha ogniem na miotłę czarownicy, która wypada jej z rąk. Pokonana Murchla ucieka z miejsca pojedynku. Lojzik z trzmielem zostają sami naprzeciw Ognistego. Nagle potwór zwraca uwagę na utopka

Ognisty
A ty kim jesteś? Jak śmiesz wchodzić mi w drogę?!

Lojzik
Ja...ja przybyłem ciebie prosić, żebyś zostawił w spokoju las i zwierzęta, które tu żyją. Hermaniok jest ich domem, proszę nie zabieraj im go.

Ognisty
Głupi malcze! Nie interesuje mnie ani las, ani zwierzęta. Zniszczyłem już pięć chałup w tej nędznej wiosce, zniszczyłem Janulkowi łąkę, Bercikowe pole pełne suchej fasoli, zniszczę Hermaniok, łąkę Any, aż po Źródlankę, a jeśli uda mi się przejść na drugą stronę rzeki zniszczę też drzewa po przeciwnej stronie.

Lojzik
Czemu to robisz? Zostaw las.

Ognisty
Zejdź mi z drogi, bo zaraz cię spalę!

Lojzik
Nie zejdę! Nie mogę pozostawić na pastwę losu moich przyjaciół.

Ognisty
Ha, ha, więc spłoniesz jak wszystko.

Nagle przed Ognistym pojawił się Bert

Lojzik
Tato!

Bert
Odsuń się synu!

Do Ognistego
Teraz zobaczymy kto tu jest najsilniejszy.

Bert napręża się i z całych sił wali Ognistego wielką, zieloną dłonią. Ten jednak nie daje za wygraną i dmucha w utopca płomieniem. Bert napręża się z całych sił i pluje na Ognistego wielką strugą wody. Potwór kurczy się Bert powtarza atak i stwór znika.

Lojzik podbiega do ojca
Uratowałeś nas tato!

Bert
Tak, no i Hermaniok, w końcu to ja jestem tutaj władcą.

XI Bagna po drugiej stronie rzeczki Żródlanki

Po bagnach biegają brązowe, kudłate jaroszki, miejscowe diabełki.
Od strony wsi przez część lasu po stronie od bagien idzie sobie biedny, czarnowłosy chłopiec w płóciennej koszuli. Jaroszki obserwują go, wystawiają rogate łebki z bagien. Kiedy chłopiec przechodzi obok rzeczki i zbiera naręcza tataraku zauważa go Bert. Już wyciąga swoja zieloną łapę po chłopca chcąc wciągnąć go w odmęty rzeki, ale zauważa to Lojzik

Lojzik
Zostaw go ojcze w spokoju

Bert
Co? To niesłychane! Kto będzie się bał takiego utopca, który lituje się nad każdą mierną istotą?! Ludzie to nasi wrogowie, niszczą przyrodę, naruszają nasze odwieczne siedziby. Nie powinieneś ich bronić mały utopku.

Lojzik
jeśli darujesz życie temu chłopcu, obiecuję, że już nigdy nie będę oddalał się od rzeczki bez zgody mamy. Proszę, tato, bardzo proszę.

Bert kiwa bezradnie głową, rozkłada ręce

Bert
Skaranie z takim litościwym synem.

Żaba
Oj,. Niedobrze, jeśli Bert nie ukaże tego chłopca niedługo przyjdą inni ludzie. A nie ma gorszych wrogów przyrody niż oni. Źle robisz mały utopku, ale nie ma się tym co zbytnio martwić, bo chociaż twój ojciec pozwoli odejść temu chłopcu bezkarnie z tatarakiem, to nigdy na to nie pozwolą złośliwe jaroszki. Oj, stoi blisko bagien, oj, za blisko…

Jeden z diabełków wyciąga z błota brązową łapę i ciągnie z całych sił chłopca w głęboką maź. Mały wywraca się, upuszcza świeżo zebrany tatarak i jak szary, ciężki kamień wpada prosto w chlupiące bagna. Lojzik wyskakuje z wody, staje nad brzegiem bagien i krzyczy ze złością

Lojzik
Oddajcie tego chłopca głupie jaroszki!

W odpowiedzi słychać tylko piskliwy śmiech.

Zanurza ręce w bagno szukając zatopionego chłopca, trwa to jakąś chwilę śpiewa:

Pomaganie radość daje,
lepszy przez to wciąż się staję,
nie chcę być utopcem srogim,
wolę uśmiech rozdać błogi,
wolę mieć przyjaciół rzesze
w rzeczce, na łące i w lesie.

Diabełki obserwują utopka, mają ochotę wciągnąć i jego w bagno , nawet wyciągają swoje kosmate dłonie by go wciągnąć, jednak boją się Berta, który obserwuje całe zdarzenie, co chwila jeden drugiemu wskazuje groźnego utopca, w końcu jaroszki rezygnują. Lojzik wyciąga z bagna na wpół przytomnego chłopca.

XII
Łąka obok rzeczki.

Na brzegu siedzi Frida i trzepie pierzynę, Lojzik szykuje się na spotkanie z chłopcem.

Frida
Znowu idziesz do tego człowieka! Tyle razy mówiłam ci, że my nie zadajemy się z ludźmi.

Lojzik
To mój przyjaciel.

Frida
Codziennie powtarzasz to samo, codziennie prosisz i przekonujesz, ale ludzie zabijają nasz piękny, pełen harmonii świat.

Lojzik
Ale Michaj jest inny, jestem tego pewien podobnie jak tego, że właśnie kończy się lato, przekwita szczaw, macierzanka, i różowo - purpurowa wierzbówka a w ich miejscu pojawiają się filetowe plamy wrzosów i różowe kieliszki łyszczców polnych.

Lojzik odchodzi, za nim wolno człapie żaba Ludwina. W pewnej chwili zawraca i zbliża się do kiwającej ze zrezygnowaniem głową Fridy

Żaba
Michaj nie jest taki jak inni ludzie Nawet nie wyobrażasz sobie jakie wspaniałe zabawy wymyślali z Lojzikiem przez całe lato, wraz z trzmielem towarzyszyliśmy im. Czasem brązowe jaroszki wychylały swoje rogate łebki z bagien i spoglądały zazdrośnie na wydartą im przez utopka niedoszłą ofiarę. Chłopiec przychodzi codziennie nad Źródlankę, mieszka w pobliskiej wiosce za Hermaniokiem i kapuścianym polem, gdzie kiedyś jerzyki upuściły waszego synka. Właściwie to kiedyś mieszkał w innej wsi po drugiej stronie rzeczki za Janulkowym polem i Bercikową łąką ale jego dom został pożarty przez Ognistego, którego potem ugasił Bert. Ognisty wraz z domem, zabrał Michajowi rodzinę z która mieszkał. A składała się ona z dwojga starych, ubogich rodziców i ich dwojga umorusanych dzieci, z którymi łączyły go wspólne zabawy.
Żaba ogląda się, ale Lojzik już pobiegł do chłopca i nie widać go.

Żaba
To ja biegnę ich pilnować.

Biegnie za przyjaciółmi.

Frida.
Nawet nie wiem kim jest ten Michaj, ma dziwne imię. Ciekawe jak to z nim było.

Nagle na łące pojawia się czarownica Murchla.

Murchla
Z Michajem było tak.
Pewnego razu przez wioskę leżącą nieopodal Bercikowej łąki przejeżdżali cyganie. Na widok ich kolorowego taboru zbiegli się wszyscy mieszkańcy, bo też było na co popatrzeć. Czarne, białe i łaciate koniki ciągnęły płócienne i cyrkowe wozy zdobione w kolorowe kwiaty, wąsate, szare koty, ogoniaste smoki i rude lisy. Przez prostokątne okienka wyglądały ciemnoskóre, wesołe cyganięta, z przodu ich dostojni, kudłaci ojcowie poganiali zaprzęg, a obok wozów tanecznym krokiem przechadzały się kruczowłose cyganki w długich, zwiewnych spódnicach brzęcząc srebrnymi naszyjnikami, okrągłymi, zdobionymi kolczykami i monetami wplecionymi w długie warkocze częściowo okryte czerwonymi i kwiecistymi chustami. Dostojni gospodarze w płóciennych koszulach i takich samych, ale wytartych na tyłkach portkach, ich otyłe żony i ciekawskie, umorusane dzieci wyszli tłumnie na drogę by przyjrzeć się egzotycznym gościom. Gdzieś z tyłu za taborem przez krótką chwilę dał się słyszeć wrzask duszonej kury, którą zwinna cyganka schowała jednym, szybkim ruchem pod fartuchem, by potem wieczorem w cieniu Hermanioka upiec ją dokładnie oklejoną gliną na ognisku i nakarmić zmęczoną po całodziennej wędrówce rodzinę. Jeden z gospodarzy nabył sobie od przyjezdnych pięknego, łaciatego konika, kobiety wyciągały dłonie prosząc cyganki o wróżby, dzieci zaś tylko stały i przyglądały się wozom i wyglądającym z nich małym cyganiątkom.
Niezwykły i pełen wrażeń był to dzień dla wioski, gdzie ludzie zajęci całodzienną pracą w polu niewiele mieli rozrywek w życiu. Ale cygański tabor szybko odjechał w kierunku lasu, by tam w jego cichym gąszczu przenocować i odjechać hen, daleko w szeroki świat. Jeszcze tylko ciekawska dziewczyna ze wsi pobiegła pod wieczór na skraj lasu, by poszukać wzrokiem ciemnowłosego, pięknego młodzieńca, jeszcze gospodyni rozpłakała się rzewnymi łzami zauważywszy w swoim kurniku brak najlepszej nioski, jeszcze dzieci powspominały ciekawe rysunki ze ścian wozów i już ślad zaginął po wiecznych podróżnikach, a zwierzęta leśne jak co dnia wyszły ze swych legowisk by cieszyć się pełnią lata. Ale jedna rzecz zmieniła oblicze wioski po odjeździe cyganów.
Otóż, kiedy następnego dnia gospodyni Klepkowa wyszła przed dom żeby wydoić krowy usłyszała pod płotem dziwne odgłosy. Czym bardziej zbliżała się do płotu, tym bardziej upewniała się w przekonaniu, że tym cienkim, dźwięcznym głosikiem jest płacz małego dziecka. Przestąpiwszy jeszcze kilka kroków zobaczyła Klepkowa ku swojemu zdumieniu małą, drewnianą kolebkę, w środku której kwiliło smagłe niemowlę zupełnie nagie i umorusane, a jedyną rzeczą jaka posiadało w kolebce była mała karteczka z wypisanym na środku imieniem Michaj. Co miała zrobić biedna Klepkowa. Zabrała kolebkę z kwilącym chłopcem do domu, napoiła go białym mlekiem, poinformowała swego męża, gospodarza Klepka i dwoje dzieci, że cyganie podrzucili im dziecko i jako dobra i poczciwa kobieta zaopiekowała się biednym sierotą.
Przez kilka następnych lat krętowłosy Michaj wychowywał się w domu Klepków, pokochał swoją przybraną rodzinę do tego stopnia, że dobrą gospodynię nazywał mamą, starego Klepka tatą, a ich córkę i syna siostrzyczką i braciszkiem.
Jednak pewnego lata w spokojnej wsi przydarzyło się nieszczęście. W samo południe kiedy ludzie spożywali właśnie niedzielny obiad pojawił się w chacie kowala Szczypki Ognisty. Potwór pochłonął drewnianą chatę wraz z oborą i kuźnią. Biedny Szczypka postradał wszystko prócz swego marnego życia. Potem Ognisty zajął chatę gospodarza Szarego, a zaraz po nim pożarł dom ubogiej wdowy Weroniki. Za jej chatką na drodze do lasu gdzie zmierzał Ognisty stała już tylko chata Klepków. Choć cała wieś z wiadrami, bosakami i grabiami zabrała się do gaszenia pożaru Ognisty z wielką łatwością pożarł dom Klepków i ruszył do Hermanioka, gdzie zatrzymał go dopiero Bert. I tak rodzina Klepków została bez dachu nad głową. Stary Klepek postanowił więc przeprowadzić się do swego kuzyna mieszkającego w dalekim mieście, gdzie miał nadzieję znaleźć pracę w dużym , białym domu z ogrodem u bogatego kupca. Zabrał Klepek do miasta żonę i dwoje dzieci, a sierotę Michaja oddał na służbę do gospodarza z wioski po drugiej stronie Źródlanki. Tak to Ognisty zabrał chłopcu rodzinę, a jego los rzucił do gospodarza Szymika, gdzie odtąd pasie gęsi i pracuje w polu. Każdą zaś wolna chwilę spędza ze swoim przyjacielem utopkiem Lojzikiem.

XIII
Łąka obok Hermanioka. Ruda jesień tańczy wokół Lojzika, śpiewa:

Zajrzę do lasu, pozrzucam liście,
będzie brązowo i uroczyście,
pożegnam ptaki, owoce zbiorę,
sprawdzę czy zaorane jest pole,
zajrzę do stodół, do piwnic wielu,
bo kocham pracę, mój przyjacielu

Ref. Ja jestem jesień, włos roztrzepany,
już dywan z suchych liści utkany,
ptaki za morzem, jesień króluje,
w lesie utopców dobrze się czuję.

Pozbieram grzyby, norki ocieplę,
by się zwierzakom spało w nich lepiej,
wygrabię trawnik, przesadzę drzewo,
zachmurzę nieco pogodne niebo,
sprawdzę czy woda jest chłodna w rzece,
potem z ostatnim ptakiem odlecę.

Nadchodzi Michaj wraz ze swoimi gąskami.

Michaj
Lojziku! Jak to dobrze , że jesteś. Mam wielki problem. Gospodarz kazał mi pilnować gąsek przez całe do południe, zabrałem więc swoje podopieczne i ruszyłem przez las , żeby spotkać się z tobą, ale teraz nie mogę się doliczyć jednej gąski. Trzeba będzie zawrócić do lasu i jej poszukać. Oj, mam nadzieję, że nie porwał jej lis.

Idą w stronę lasu. Nagle drogę zagradza im Murchla

Michaj
To Murchla! Lepiej zejść jej z drogi.

Murchla
Czego szukasz cygański królu? Czy to twoja zguba?

To powiedziawszy podaje mu gąskę, po czym znika.

Michaj.
Dlaczego tak mnie nazwała? Musimy ją zawołać... albo nie, jeszcze gotowa zrobić nam jakąś krzywdę. Ale tak bardzo chcę dowiedzieć się prawdy. Nie wiem skąd jestem i skąd pochodzę. Wiem, że mam tylko ciebie, mały utopku.

Lojzik
Zbliża się zima, niedługo będę musiał zejść pod wodę wraz z moimi rodzicami. My, utopce zimę spędzamy pod lodem, podobnie jak niektóre zwierzęta wodne zapadamy w sen zimowy. Kiedy nadejdą pierwsze mrozy opuszczę na całe zimowe miesiące świat poza Źródlanką, spotkamy się dopiero wiosną. Tym bardziej smuci mnie fakt, że coraz mniej czasu spędzamy razem, czasu, który powinien być dla nas drogocenny, bo to ostatnie nasze wspólne zabawy przed nadejściem zimy. Myślę więc, że powinniśmy przywołać czarownicę, może ona pomoże ci odnaleźć bliskich, w przeciwnym razie znów zostaniesz sam na całe długie miesiące.

Michaj
Ale czy ona usłyszy nasze wołanie?

Lojzik
Murchlo! Murchlo! Przybądź leśna czarownico!

Pojawia się czarownica wymachując miotłą

Murchla
Czego chcecie? Pewnie chcesz wiedzieć cygański królu kim są twoi rodzice?

Lojzik
Jaka ona mądra.

Murchla
Koło życia toczy się wciąż do przodu. Nikt nie zmieni tego co mu pisane. Twój los sam do ciebie przyjedzie na cygańskim wozie, patrz uważnie królu i szukaj kobiety ze znamieniem na stopie, takim samym jak u ciebie.

To powiedziawszy znika.

XIV
Łąka w pobliżu lasu. Biegną wystraszone zwierzęta.

Lojzik
Dokąd biegniecie? Co się stało?

Zajęczyca
Nie ma dziś spokoju w lesie! Nie dość, że zaraz po obiedzie musiałam uciekać przed lisem Ryszawką, to chwilę później miedzy drzewa zajechały dziwne kolorowe wozy pełne rozkrzyczanych dzieci, kobiet w zwiewnych sukniach i nawołujących, ciemnowłosych mężczyzn. Schowam się blisko rzeki, już lepsze dla mnie towarzystwo bagiennych jaroszków niż tej rozkrzyczanej dziczy w lesie.

Lojzik
To pewnie cyganie!

Do Fridy zbierającej zioła w pobliżu rzeki
Mamo, jeśli pod wieczór przyjdzie tu chłopiec, Michaj, każ mu zaczekać, ja idę do lasu.

Zajęczyca
Ale tam są ludzie! Zresztą rób co chcesz, ale pamiętaj, że cię ostrzegałam.

Lojzik biegnie w stronę lasu, skrada się, słyszy nawoływanie ludzi. Cyganie siedzą dokoła ogniska, jakiś stary cygan gra na akordeonie. Lojzik niezauważony zbliża się do miejsca, gdzie w pewnym oddaleniu od innych siedzi cygan wraz z cyganką.

Cygan
Ten las będzie naszym ostatnim postojem na Śląsku. Potem przez Czechy udamy się na Węgry, tam jest cieplejszy klimat.

Cyganka
To bardzo słuszne, po co mamy tu marznąć.

Do ogniska podbiega grupka dzieci, nagle zauważają Lojzika, krzyczą jedne przez drugie. Przerażony utopek chce się wycofać do lasu, ale dzieci łapią go, krepują mu łapki.

Dzieci.
Co to? Patrzcie, co to jest?

Cygan
To utopiec, władca tutejszych wód. Zaprowadźmy go do Zygi, naszego króla.

Ciągną Lojzika po ziemi do stóp Zygi.

Zyga
Zamknijcie go w moim wozie. Sprzedam go do cyrku i zrobię na nim majątek.

Nagle pojawia się Michaj.

Michaj
Zostawcie go!To mój przyjaciel, nie pozwolę wam go skrzywdzić!

Zyga
Kto to? Kim jest ten chłopiec?

Michaj
Jestem Michaj, król cyganów.

Kobieta siedząca dotąd na ziemi i przyglądająca się temu co zaszło krzyczy zakrywając sobie usta.
Michaj przygląda jej się bacznie.

Michaj
Masz takie samo znamię jak moje, o tu, na wewnętrznej stronie stopy.

Zyga
Związać chłopca i kobietę!

Michaj próbuje uciec, ale cyganie łapią go i oplątują liną. Wtedy pojawiają się zwierzęta z lasu, a wraz z nimi czarownica Murchla.

Murchla
Krąg życia ludzkiego toczy się i toczy, co komu sądzone, to mu przeznaczone.

Zyga
Ładować więźniów na wóz! Odjeżdżamy!
Zwierzęta otaczają cyganów, ci przerażeni rozpraszają się po lesie.

Murchla
Jeden król odchodzi, a drugi nadchodzi, sprawiedliwości stanie się zadość, czeka cyganów po strachu radość.

Nadchodzą Bert i Frida

Lojzik
Mamo! Tato!

Bert
Nikt nie będzie bezkarnie więzić mojego syna! Wszyscy zginiecie!

Ludzie zaczynają jęczeć, dzieci piszczą, kobiety płaczą, zasłaniają oczy ze strachu. Więzy oplątujące Lojzika opadają, uwolniony Michaj podbiega do cyganki.

Cyganka
Synu, myślałam że zginąłeś jako małe dziecko. Myślałam, że nie żyjesz.

Murchla
Zły Zyga oddał małego Michaja cyganom z innego taboru, zapłacił im , by porzucili go w lesie na pewną śmierć. Ale żona starego cygana nie miała sumienia zostawiać dziecka na zatracenie, podłożyła go więc pod chlewik gospodarzom Klepkom.

Michaj
Dlaczego Zyga chciał mojej śmierci?

Murchla
Twój ojciec Michaju był cygańskim królem, kiedy zmarł zaraz po twoim urodzeniu twój wuj chciał objąć po nim tron, ale ty byłeś następcą, tobie należy się tytuł króla. Zerfi, twoja matka miała rządzić taborem dopóki nie osiągniesz słusznego wieku, by kierować cygańskim ludem.

Bert
Nic mnie nie obchodzą wasze ludzkie sprawy i królestwa! Na co wam wiedzieć kto będzie cygańskim królem skoro wszyscy zaraz zginiecie w odmętach Źródlanki.

Lojzik
Ojcze! Proszę daruj życie tym ludziom, to cyganie, oni jutro rano odjadą, nie będą nas niepokoić.

Frida
I ja dołączam do tej prośby mężu, zrób to dla naszego syna. Wszystkim nam należy się sen, zwierzętom, roślinom, stworzeniom z naszego świata. Wróćmy do domu, a cyganom dajmy odjechać w dalekie kraje.

Bert
A co zrobimy ze złym Zygom? Decyzja należy do ciebie Michaju i do Zerfi, twojej matki.

Michaj
Niech odejdzie z naszego taboru i nigdy nie wraca. Darujemy mu życie, ale musi obiecać, że nigdy nie wróci w pobliże Źródlanki, ani nie będzie niepokoić nas, cyganów.

Zyga bije się w piersi
Obiecuję! Obiecuję!

Ucieka gdzie pieprz rośnie

Cyganie
Niech żyje nasz nowy król! Niech żyje królowa Zerfi!

Michaj
Wracaj przyjacielu z rodziną do wody. Mój los wypełnił się, jak przepowiedziała to Murchla. Jestem szczęśliwy, odnalazłem matkę i przyjaciół.

Lojzik
Jeśli będziesz kiedyś w pobliżu ze swoim taborem odwiedź mnie koniecznie,ale nie rozpowiadaj innym ludziom, że w rzeczce Źródlane żyją utopce. A teraz ruszajcie, komu w drogę temu czas, ja zaś z moją rodziną muszę udać się na spoczynek, bo oto z dalekich krajów nadchodzi pani zima w śnieżnobiałej szacie.

Nadchodzi zima, śpiewa.

Zima
Przychodzę w ciepłej czapeczce,
przychodzę w białej szacie,
jestem zima twarda i harda,
zresztą chyba mnie znacie.
Jestem zima mam twarz ze szronu,
jestem zima jasna jak śniegi,
ja otulam las mroźna kołdrą,
to ja skuwam Żródlanki brzegi.
Ref
Hej, wszyscy mnie znacie,
jestem zima w białej szacie,
hej, przybywam z daleka,
każdy w lesie na mnie czeka.

To ja usypiam niedźwiedzie
choć w oczach mam tylko lód,
jestem groźna i dobra
choć bije ode mnie chłód.
Jestem jak matka dla lasu,
wprowadzam spokój ducha,
usypiam na długie miesiące
gdy wietrzna zawierucha.

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Bajka o śwince po śląsku

Bajka o śwince                                     Babuć Kulo sie po placu babuć we marasie, rod w gnojoku ryje, po pije w kalfasie, kaj je reszta wopna i stare pająki, co się przipryczyły zza płota łod łąki. Gryzie babuć   wongel jak słodki bombony, po pije go wodom, kaj gebiz łod omy leżoł zmoczony. Woda zzielyniała, skuli tego bardzij mu tyż szmakowała. Zeżro wieprzek mucha,   ślywki ze swaczyny, po ym se po prawi resztom pajynczyny. Godali nom   oma, że nikierzi ludzie som gynau zmazani, choćby te babucie. Dejmy na to ujec, jak przidzie naprany, tyż jak wieprzek śmierdzi i je okulany. Śmiejymy sie z wieprzkow, ale wszyscy wiedzom- kożdego   babucia kiedyś ludzie zjedzą.