Przejdź do głównej zawartości

Posty

Sen o ławce

Sen o ławce Las świateł rósł. Wielkie prostokąty prześcigały się szybkością pstryknięć, walczyły ze sobą kształtem białych firanek. Z daleka wyglądało to na pewno pięknie, z bliska było tylko głupim olśnieniem, w którego tle poruszały się ciemne postacie leniwych mieszkańców szuflad poukładanych w piętrzących się meblościankach. Dookoła ciemniały wysokie sylwetki drzew- ścian tego gigantycznego pokoju, w którym meble wycięte z jednakowych płyt straszyły bardziej, niż dodawały uroku, czy też przytulności tym szumiącym z cicha stworom. To dobra pora do wyjścia na ławkę, albo raczej na coś co kiedyś ją przypominało zanim Łysy jej nie dokopał. O! Właśnie idzie w pasiastej koszulinie, porusza niezgrabnie wielkimi, muskularnymi łapami, nie pasującymi do małej, bezwłosej główki. Tak, nawet głupi domyśliłby się dlaczego nazywają go Łysy, nawet tak głupi jak na przykład Mutant. Ale on, Mutant przychodzi na ławkę najpóźniej, po prostu przesypia dzień. Budzi go dopiero las świateł. Pewnie teraz

Prowadźcie mnie aniołowie

I List do Boga 16.12.2010r Prowadźcie mnie dobrzy Aniołowie. Chyba coś zaczynam rozumieć, choć to być może znów tylko przejaw mojego egoizmu. Bo czyż mały zawarty w sztywnych ramach rozum moje pojąć Twoje zamierzenia, Twój wielki plan, który potrafi objąć każdą najmniejszą nawet, najbardziej mierna istotę. Wstydzę się swojego buntu. Jeszcze wczoraj powiedziałam do córki: „Bóg mnie chyba opuścił”. Te wszystkie straszne chwile musiały się wydarzyć po to, by moje oczy wreszcie otworzyły się na drugiego człowieka, na człowieka, który stał zawsze najbliżej mnie, ale był mi najbardziej obcy ze wszystkich ludzi na całym świecie. Zawsze wierzyłam, że tuż obok tego wszystkiego co mogę dotknąć, zważyć i zmierzyć istnieje inne życie niewidzialne dla zajętych sprawami powszechnymi śmiertelników. Te istoty, które istnieją o

Ziymnioki

Pewnikiym jakby się Wos tak kiery spytoł jak dłogo na Śląsku sadzi się ziymioki niejedyn by zarozki odpedzioł, że łod dycko sie sam ziymioki sadziło, ploło i kopało. Ale muszą Wom pedzieć, że ziymioki niy wynodły wcale Ślązoki, a piyrsze wynodły ich Inkowie, taki narod, kiery żoł kiejś we Połedniowej Hameryce. Do Europy przywioźli ich Hiszpany dziepyro we XVI wieku i piyrsze mieli se w zocy ni te bulwy, kiere som na spdku pod ziymiom, yno kwiotka, kiere niejedna paradno dama wiyszała se przi dudliku, abo na klajdzie, czyli na paradnej sukni. Dziepiyro krolowa angielsko Helżbiytka uznała, że ziymioki som nojlepsze do jodła dlo biydokow, kierzy mogli sie nimi zaciść coby głodu ni mieli i wtynczas zaczynto fest te ziymioki sadzić. Na Śląsku sie łone fest przyjyny i ludziska radzi ich sadzli, a potym robili ś nich roztomańte maszkiety. To przeca my wynodli nojlepsze na świecie kluski śląski i biołe i czorne, kiere robi sie ze ziymiokow i ze szkrobku, kiery tyż je z ziymiokow. Ze ziymioka

Hej tatku

Hej tatku jeszcze w zeszłym tygodniu byłeś starym i łysym miałeś czerwony nos kiedy zabraniałeś uciekało się przed tobą do kumpli i wracało piwnicznymi drzwiami nad ranem. jeszcze w zeszłym tygodniu nie chciało się z tobą gadać. teraz jesteś drogom drzwiami które zostały zamknięte. zdaje się nawet że urosły ci włosy być może kiedyś sam będę starym a ty pozostaniesz facetem w średnim wieku. teraz chciałbym z tobą o tym pogadać bo chyba fajny był z ciebie gość. widzę to wyraźnie kiedy patrzę na piwniczne drzwi zamknięte na zawias niespodziewanej śmierci. Skansen Mówią że powinien być tu skansen. obraz świętej Panienki z przyklejoną na policzku gumą do żucia nadal spogląda ze spleśniałej ściany. dom umiera kiedy jest niezamieszkały i nawet gniazdo myszy polnej tu nie pomoże. mówią że powinien tu być skansen czystej miłości. podobno ktoś widział tu dwie objęte postacie zupełnie przeźroczyste. mówią że zmarli jednocześnie bo bardzo się kochali. nikt nie chc

Dziwne przypadki kózki Malwiny

Dziwne przypadki kózki Malwiny. I Jak Malwina niechcący zjadła brodę krasnala. Właściwie nikt nie wie jak to mogło się stać, ze kózka Malwina baraszkująca po podmokłej łące za wsią trafiła do bajkowej krainy. Wraz z nią na tej samej łące pasło się przecież kilka innych kóz, ale żadna z nich nie przeżyła podobnych przygód. Jeszcze przed chwilą Malwina gaworzyła sobie wesoło z Lusią, sąsiadką z bocznego chlewika, potem zapuściła się w stronę pobliskiego lasku chcąc popróbować rosnących tam ziół, wabiących ją zapachem i żółtopomarańczowymi kwiatami i nagle... zamiast beczącej kompani innych przeżuwaczek trawy zauważyła kilka metrów przed sobą dwie złotowłose, człekokształtne istoty zupełnie nie podobne do pani gospodyni, która przychodzi codziennie rano doić starsze koleżanki. Te długowłose, odziane na biało panny były jakby utkane z jakieś przeźroczystej materii. Też zauważyły Malwinę, bo zaprzestały swych dziwacznych pląsów w wysokiej,soczystej trawie i zaczęły ciekawie przyglądać się

wiersz ekologiczny

Wiersz nietypowo ekologiczny Pod kuminym starej gruby szaro hołda świyci na nij grusza i topola, a pod spodkiym śmieci. Jedyn, to je masny papiór, drugi plastikowy karton z mlyka,dumny z tego, że je kolorowy. Pójdom gruby do lamusa, na tej hołdzie uschnie grusza, zdechnie żółw, zgeruje bryja, Ewald pójdzie na pyndzyja, szpoki zjedzom wszystki cześnie, a tyn śmieć tu bydzie wiecznie. Papiór chneda deszcz rozmoczy, zajś plastiku niy zaskoczy słońce, wiater, ani woda, że wyciepoł ktoś go szkoda. Siedzieli starka Siedzieli starka pod familokiym, z kierego cegła sie kruszy, cicho szeptali swoji zdrowaśki, pomogli niejednyj duszy. Totyż przy ławce z farby zdropanej przisiod se cilip i słochoł a wiater kiery furgoł łod gruby na zimne gorsci im chuchoł. Biołe gonsionki czampły przy ziymi pod gynsipypmpkiym lichuśkim co przebioł asfalt chocoż je słaby i jak uboże maluśki. Bioło zopaska w słońcu sie miyni i zdajom sie starka świyntom. Dobry Pon Boczek zaglondo z wiyrchu, bo Łon o kożdym pamiynto

Dom ze starą kobietą

Dom ze starą kobietą w środku Cichy dym unoszący się znad szklanki rzedniał, rzedniał, gasł. Herbata stygła. Hildegarda wolno łowiła łyżeczką kawałek ciemnej , papierowej wkładki. Dzyń, dzyń, echo dzyńdzania zabrzmiało w pustym pokoju jak dzwon z kościelnej wieży. Znów cisza, a potem znienacka szttt…szttt od ulicy. Jest późno, więc szttt słyszalne często w ciągu dnia staje się rzadsze. Skrzypnięcie… tak, dobrze słyszy, przeciągłe skrzypnięcie. Więc wrócili wcześniej niż myślała. Szybko skończyli z urodzinowym przyjęciem, a miało być tak cicho, tak długo cicho, jak już dawno nie było. - Święty Antoniczku, do ciebie smutni i boroczki uciemiężone często wzdychają. Racz mnie starą wspierać w utrapieniach moich, racz wejrzeć w serce synka mojego, któregoś jest patronem, coby mamulki swojej na poniewieranie nie oddawał.. Podniosła matowe oczy na prostokątny obraz Antoniczka, który wznosił ręce ku niebu. Wygolone kółko na głowie było szarawe. Kiedyś kółko było różowe, jak u zmarłego przed p