Przejdź do głównej zawartości

Dziwne przypadki kózki Malwiny

Dziwne przypadki kózki Malwiny.

I Jak Malwina niechcący zjadła brodę krasnala.

Właściwie nikt nie wie jak to mogło się stać, ze kózka Malwina baraszkująca po podmokłej łące za wsią trafiła do bajkowej krainy. Wraz z nią na tej samej łące pasło się przecież kilka innych kóz, ale żadna z nich nie przeżyła podobnych przygód. Jeszcze przed chwilą Malwina gaworzyła sobie wesoło z Lusią, sąsiadką z bocznego chlewika, potem zapuściła się w stronę pobliskiego lasku chcąc popróbować rosnących tam ziół, wabiących ją zapachem i żółtopomarańczowymi kwiatami i nagle... zamiast beczącej kompani innych przeżuwaczek trawy zauważyła kilka metrów przed sobą dwie złotowłose, człekokształtne istoty zupełnie nie podobne do pani gospodyni, która przychodzi codziennie rano doić starsze koleżanki. Te długowłose, odziane na biało panny były jakby utkane z jakieś przeźroczystej materii. Też zauważyły Malwinę, bo zaprzestały swych dziwacznych pląsów w wysokiej,soczystej trawie i zaczęły ciekawie przyglądać się kózce.
- Kim jesteś? - zapytała jedna z nich - Nigdy dotąd nie spotkałam tu takiego czworonożnego stworzenia jak ty.
- Jestem Malwina, kózka - odpowiedziała grzecznie.
- Ja jestem nimfa Irena, a to moja koleżanka nimfa Jagoda, mieszkamy tu od wieków. - skłoniła się jasnowłosa, a zaraz za nią to samo uczyniła jej przeźroczysta przyjaciółka.
- Miło nam powitać. - dodała i wraz z drugą nimfą powróciły do swych zajęć.
Malwina już po chwili pobytu na tej łące stwierdziła, że trawa jest tu o wiele smaczniejsza i zieleńsza niż w miejscu gdzie zazwyczaj jadała z sąsiadkami, niebo bardziej błękitne, słońce lepiej rozgrzewało jej białą sierść, a ptaki o wiele piękniej śpiewały.
- Podoba mi się to miejsce! - zawołała radośnie - Chyba zostanę tu na dłużej.
Choć czuła jak jej boki wypełniły się prawie do granic wytrzymałości nadal zapalczywie pałaszowała różnego rodzaju pyszne rośliny jakich dotychczas nie dane jej było posmakować.
W pewnej chwili zauważyła poskręcaną, bujną, białą roślinę wyglądem i smakiem przypominającą dobrze wysuszone, zeszłoroczne siano.
- Pokosztuję jeszcze tych delicji. - ucieszyła z nowego odkrycia i kilkoma haustami pożarła białą, poplątaną sieczkę.
- Ratunku! - wielkim głosem krzyknął spomiędzy wysokiej trawy ktoś bardzo niskiego wzrostu - Ratunku! Jakiś potwór pożera mi brodę!
Malwinie, która połknęła właśnie ostatnie źdźbło sieczki o mało co jedzenie nie stanęło w gardle.
- Jaki potwór?! - krzyknęła ze złością - Jestem kózka Malwina, spokojne i pożyteczne zwierzę, wypraszam sobie nazywanie mnie potworem!
- Pożarłaś brodę, którą hodowałem przez dwieście lat! - rozpaczał głos w trawie - Jestem skrzat Maciej, kronikarz tej zacnej, starej krainy. Od wieków spisuję przyszłość tej ziemi, zawsze towarzyszyła mi broda, bez niej jestem niczym.
- Przepraszam, to było niechcący. - zmartwiła się - Czy mogę naprawić jakoś szkodę, którą wyrządziłam?
- Nie wiem, nie wiem co można by tu poradzić. - odezwał się znów wielce strapiony głos krasnala, a po chwili pomiędzy źdźbłami trawy ukazała się jego ruda czupryna - Nie jestem pewien czy jeszcze w ogóle można naprawić tę wielką stratę, bez mojej brody nie jestem w stanie pracować, przyszłość tej bajki stoi wiec pod znakiem zapytania.
Och, to okropne!
To potworne!
Wszyscy zginiemy! - dały się słyszeć głosy owadów, małych zwierząt mieszkających na łące i nimf, które przerwały swoje pląsy i od pewnej chwili z przerażeniem przysłuchiwały się rozmowie.
- Ja nie chciałam , to było nieumyślne. - tłumaczyła się coraz bardziej strapiona swym nieprzemyślanym postępkiem Malwina - Zrobię wszystko, żeby naprawić szkodę i uratować wasz świat,
- Chyba wiem jak odzyskać brodę Macieja. - odezwała się siwowłosa, pomarszczona jak wysuszona śliwka staruszka, która nie wiadomo skąd znalazła się nagle pośród zwierząt i nimf otaczających kózkę.
Cieszyła się tu chyba wielkim szacunkiem, bo wszyscy słali jej ukłony szepcząc
- Czarodziejka, nasza dobra czarodziejka.
- Jeśli czegoś szybko nie zrobisz kózko - zaskrzeczała stara czarodziejka - ta łąka, lasek i wszystko pozostałe zniknie bez szans na przyszłość.
- Zrobię wszystko. - zapewniła gorąco Malwina.
- Więc idź na pole rolnika, jest ono niedaleko stąd, za łąką i laskiem. Rolnik posiada wiele nasion, z których potrafi wyhodować rozmaite gatunki roślin. Myślę, że ma też nasiona na porost brody. Jeśli zasieje je na nagiej brodzie Macieja szybko wyrośnie z nich nowa plątanina włosów i kronikarz znów będzie mógł wrócić do swojej pracy, a my wszyscy będziemy cieszyć się przyszłością bajki.
- Mee! - ucieszyła się kózka - To bardzo proste, od razu pobiegnę na pole rolnika, nie martwcie się o nic.
I to powiedziawszy pobiegła na przełaj przez łąkę i lasek, by jak najszybciej dotrzeć do hodowcy roślin.

II Jak rolnik odesłał kózkę do olbrzyma Bambaryły.

Tuż za laskiem zaczynały się zadbane pola rolnika. Jak okiem sięgnąć rozciągały się tu tak równe, jakby ktoś mierzył je wielką linijką zagony roztrzepanych marchewek, okrągłych główek kapuścianych, białych koszyczków kalafiorów, pachnącej pietruszki, wielkich selerów oraz wielu innych smakowitych i pożywnych warzyw. Widząc te wszystkie pyszności Malwina przełknęła ślinkę i w pierwszym odruchu nie mogąc się opanować chciała wtargnąć pomiędzy równiutkie rządki, ale zaraz potem przypomniała sobie niefortunną przygodę z pożarciem brody kronikarza i ostatkiem woli powściągnęła swe zapędy. Próbując ominąć smakowite pola weszła na miedzę przecinającą zagony i podziwiała rozciągające się po drugiej stronie dorodne grzywy rosnącej tam koniczyny, lucerny, rzepaku i lnu. Dalej rosły cudne, pachnące rabaty z kwiatami ogrodowymi prześcigającymi się wzrostem i najprzeróżniejszymi odmianami kształtów i kolorów. Następnie niczym żołnierze w równych szeregach rosły krzewy owocowe i ozdobne oraz drzewa najprzeróżniejszych gatunków.
Chatka rolnika wznosząca się w centralnym miejscu królestwa roślin widoczna była z daleka, podobnie jak sam rolnik przechadzający się pomiędzy grządkami z wielką, metalową polewaczką w ręku.
Choć Malwina dostrzegła go z oddali nie potrafiła w tych ciężkich chwilach próby myśleć o czymś innym jak tylko o muśnięciu choćby końcem języka tych wszystkich wspaniałości, była przecież jakby nie było tylko zwykłą kózką, stworzoną do kosztowania roślin, posiadającą o wiele więcej smaków niż inni zjadacze warzyw i owoców.
Już, już miała leciutko porwać w górę i szybko połknąć pomarańczowy kwiat nagietka, który właśnie mijała, kiedy rolnik groźnie spojrzał w jej stronę i zawołał doniosłym głosem.
- Opanuj swój zapał!
Malwina przestraszyła się do tego stopnia, że zaczęła jąkać się witając rolnika, który zresztą wyglądał na bardzo sympatycznego pana i przedstawiając mu prośbę z jaką przybyła do tego pięknego miejsca.
- Och, och! - podrapał się po łysej jak kolano niewielkiej główce zupełnie nie pasującej do reszty wysokiego, potężnego i umięśnionego ciała. - Dobrze, że przyszłaś do mnie ze swoim problemem, - stwierdził po dłuższej chwili namysłu - bo jak dobrze pamiętam, posiadałem kiedyś nasiona na porost brody, ale...gdzie one mogły się podziać? - zastanawiał się – Najlepiej będzie jak poczekasz u mnie w przedpokoju, bo tu znów mogłaby cię najść ochota na pożarcie mych bezcennych roślin, a ja tymczasem poszukam w woreczkach i szafach, które zdają się nie mieć dna.
Nie widząc innego wyjścia z tej zagmatwanej sytuacji Malwina spełniła jego polecenie i weszła do niewielkiego przedpokoju, a kiedy nie wierzący jej nadal rolnik zamknął drzwi na klucz, by nie wychodziła na dwór ułożyła się wygodnie w wąskim przejściu czekając na efekty jego poszukiwań. Przegrzebywanie rożnych zakamarków domu zajęło mu tak wiele czasu, że biedna Malwina wycieńczona długim oczekiwaniem zasnęła w ciemnym przedpokoju.
Obudził ją wielki, gruby okrzyk rolnika
Wieeemmm! Przypomniałem sobie! – cieszył się jak małe dziecko gospodyni Malwiny, któremu pozwolono biegać na bosaka po kałużach, gdy burza na dworze ustała – Teraz jestem już pewien, że dałem moje cudowne nasiona na porost brody olbrzymowi Bambaryle, by schował je w miejscu niedostępnym dla innych mieszkańców bajki.
Musisz zrozumieć, – tłumaczył widząc rozczarowanie kózki – że takie nasiona są bezcenne i nie mogą dostać się w niepowołane ręce.
Gdzie mogę znaleźć tego olbrzyma? - spytała kózka
To nie będzie wcale trudne. Jak wiadomo olbrzymy są ogromne więc nietrudno je dostrzec. Na dodatek olbrzym Bambaryła mieszka na wysokiej górze
Jak mogę tam dotrzeć? - dopytywała rozgorączkowana Malwina
Góra Bambaryły znajduje się tuż za moim polem kukurydzy po prawej stronie. Idąc tu byłaś tak zajęta podziwianiem moich plantacji, że nie zauważyłaś czegoś tak monstrualnego, podziwu godnego – chełpił się rolnik,
Dziękuję. - skłoniła grzecznie białą główką zakończoną dwoma wzgórkami będącymi zaczątkiem przyszłych rogów. - Pójdę już do olbrzyma Bambaryły.
Nie zapomnij przynieś do mnie nasion, gdyż tylko ja mogę je zasiać na głowie skrzata, żeby wykiełkowały! - zawołał za nią przez otwarte drzwi.
Rzeczywiście tak jak mówił rolnik po prawej stronie od jego chaty , tuż za polem kukurydzy wznosiła się tajemnicza szara góra, na szczycie której stał ogromny, wspaniały zamek olbrzyma. Wysokość drewnianych, kutych drzwi zamku na jeszcze wyższej, stromej górze przeraziła Malwinę, gdyż jak można było przewidzieć podroż na jej szczyt mogła zająć jej nawet kilka dni. Jakież było więc jej zdziwienie kiedy okazało się, że wspinając się od podnóża wzniesienia zrobiła zaledwie kilka kroków, a już znalazła się pod monstrualnymi drzwiami. Wpierw pomyślała, że to być może jakieś złe czary, ale zaraz potem zdobyła się na wielką odwagę i zawołała na całe gardło.
- Mee e! To ja, kózka Malwina! Przychodzę w ważnej sprawie do olbrzyma Bambaryły i uprzejmie proszę o wpuszczenie mnie do środka!


III Jak olbrzym schował nasiona w chmurze i odesłał Malwinę w góry deszczowe.

Olbrzym Bambaryła siedział sobie akurat w pokoju gościnnym na wielkim, drewnianym taborecie i oddawał się swemu ulubionemu zajęciu, którym było portretowanie chmur wędrujących posuwistymi, wolnymi ruchami przed jego oknem kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Ogromnie ucieszył się, że ktoś przyszedł w odwiedziny do jego samotni, ruszył więc szybkimi krokami, których odgłos ogłuszył Malwinę. Biedna kózka w pierwszym odruchu chciała rzucić się do ucieczki, powstrzymała ją jednak świadomość braku przyszłości dla bajki , w której niechcący się znalazła.
Witaj! - zaryczał olbrzym niczym, stado rozwścieczonych słoni afrykańskich – Od dawna nie miałem gości. Choć nie wiem kim jesteś pozwól, że zaproszę cię na herbatkę i ciasteczko.
Dziękuję – ucieszyła się nie tyle z perspektywy zjedzenia ciasteczka, co z uprzejmości groźnie wyglądającego olbrzyma. - Jestem Malwina, przysłał mnie do ciebie rolnik. - oznajmiła
Ach, rolnik, mój przyjaciel. – ucieszył się – Bardzo go lubię. Jeśli spotkasz go powtórnie, proszę, przekaż mu, że zapraszam go w gości.
W chwilę później siedziała Malwina na wysokim, szerokim, drewnianym taborecie zjadając z ogromnego talerza gigantyczne ciasteczko. Na okrągłym stole leżały dziesiątki różnokształtnych wizerunków chmur.
To moje hobby, – opowiadał Bambaryła zauważywszy z radością, że kózka zerka na jego rysunki – od dawna portretuję chmury. Siedząc przed oknem na moim taborecie ciągle mam je przed oczami, właściwie znam je wszystkie, są moimi przyjaciółkami. Widzisz, ta o kształcie serduszka najczęściej zwiastuje piękną pogodę, pierzynka to zapowiedź upału, tę nazwałem batonikiem, bo jest taka podłużna, a to motyl, parasol zwiastuje deszcz, a to galaretka, malina i anioł – wymieniał swoje znajome.
To bardzo ciekawe, – zauważyła Malwina przełykając spory kęs ciasteczka – ale ja właściwie przychodzę w innej sprawie.
A wiec nie interesują cię chmury? - zmartwił się
Ależ, źle mnie zrozumiałeś, twoje portrety są piękne, ale rolnik....
Tak, rolnik to mój przyjaciel. – przerwał jej – Tak rzadko u mnie bywa. Bardzo chętnie sam wybrałbym się do niego, ale od czasu, kiedy niechcący podeptałem jego uprawy zaniechałem wizyt towarzyskich. Bo widzisz, ktoś tak duży jak ja bywa czasem trochę niezgrabny.
Tak, rozumiem, – usiłowała powrócić do tematu – ale rolnik chciałby odzyskać swoje nasiona na porost brody, które dał ci kiedyś na przechowanie.
Nie mogę powiedzieć ci gdzie są nasiona – zmartwił się Bambaryła – chociaż bardzo cię polubiłem i chciałbym żebyś znów przyszła do mnie w gości, jednak rolnik zabronił mi mówić gdzie je ukryłem. – ostatnie słowa wyszeptał oglądając się trwożnie za siebie – Od tego zależy przyszłość tej bajki – dodał
Widzę, że muszę opowiedzieć ci po kolei co dzisiaj mi się przydarzyło i dlaczego potrzebne mi są te nasiona. - westchnęła kózka i dokładnie opisała cały przebieg jej dzisiejszych przygód.
- Rozumiem – podrapał się po głowie – chętnie ci pomogę skoro to takie ważne dla nas wszystkich .
Nachylił się bardzo blisko i najciszej jak tylko potrafił wyszeptał jej wprost do ucha.
Nasiona ukryłem w chmurze.
W której? - zaciekawiła się.
W tej niewielkiej, półokrągłej, którą nazwałem szarą miseczką
A gdzie ona teraz jest?
Odpłynęła
Dokąd?! – przeraziła się nie na żarty Malwina.
Nie wiem, - zatroskał się – ale myślę,że tam dokąd najczęściej odpływają chmury.
- A gdzie odpływają?
Nad deszczowe góry, gdzie wzmacniają się para wodną z rzek, których jest tam wiele.
Czy możesz mnie tam zaprowadzić? - spytała grzecznie
Jaa!? - przeraził się – Od lat nie opuszczam mojego zamku. Pamiętam, że kiedy przestępowałem próg domu zawsze przytrafiały mi się przykre rzeczy. Zawsze kogoś albo coś niechcący nadepnąłem. Nie, nie mogę! – zasłonił ogromną dłonią oczy – Musisz pójść tam sama
A jak rozpoznam tę chmurę?
Zwyczajnie. Mam przecież jej portret. Rozpoznasz ją po portrecie!.


IV Jak Malwina przemierzała deszczowe góry i jak napotkała tam kozice górskie.

Na szczęście, jak to zwykle w bajkach bywa góry deszczowe rozciągały się tuż za zamkiem olbrzyma Bambaryly. Choć Malwina w pierwszej chwili ucieszyła się, że nie będzie musiała daleko wędrować w poszukiwaniu zaginionej chmury, to już po kilku minutach od wkroczenia na górskie szlaki prawie załamała się widząc obszar jaki będzie musiała przemierzyć. Jak okiem sięgnąć rozciągały się tu szare, smutne kolosy sięgające nieba, pomiędzy którymi różnokształtne, białe, bladoniebieskie, szare i prawie zupełnie czarne chmury stały w szeregach czerpiąc wilgoć z kłębiastych oparów pary wodnej unoszącej się nad licznymi rozpadlinami i kotlinami zasobnymi w rwące rzeki i przejrzyste , błękitne jeziora górskie. Wysoko nad małą kózką unosiły się w powietrzu wielkie, białe, krzywodziobe ptaszyska, które wyglądały tak groźnie, ze Malwina co chwila przystawała w miejscu zastanawiając się czy nagle któryś z tych drapieżników nie sfrunie w dół i nie uniesie jej wysoko ponad skały do swojego gniazda, by zrobić sobie ucztę z jej ciała. Opanowała jednak strach ciesząc się w duchu, że zjadła rysunek Bambaryły przedstawiający szarą miseczkę. Niosąc go na grzbiecie musiałaby wciąż pilnować drogocennego portretu, a tak zapamięta sobie w myślach kształt i kolor chmury. Odważnie wkroczyła pomiędzy skały wystawiając swe delikatne, białe futerko na zimne szarpanie wichru.
Jak przejść w możliwie najkrótszym czasie wielkie góry omijając jeziora i rzeki? Jak znaleźć małą, szarą chmurkę wśród tylu innych?
Uszła już spory kawałek, kiedy nagle drogę zaszły jej dwie nieco podobne do niej, ale znacznie wyższe i bardziej rogate kozy.
Kim jesteś? Nie wyglądasz na kozicę górską, a raczej na zwykła domową kozę.
Wcale nie jestem taka zwykła. – obraziła się – Jestem kózka Malwina i jestem bardzo odważna choć urodziłam się w chlewiku.
A co robisz w naszych górach?
Szukam szarej miseczki.
I tu znów opowiedziała Malwina górskim kozicom wszystkie swoje przeżycia od chwili pojawienia się w tej dziwnej bajce.
Skoro nasza przyszłość zależy od tej chmury chętnie pomożemy ci ją odnaleźć. - stwierdziła jedna z kozic – Myślę, że pomóc może tu jedynie madame Meluzyna.
A kto to taki? - zaciekawiła się kózka.
To wielka i mądra dama, wietrznica dmuchająca w chmury, żeby leciały z wiatrem w różne strony. Gdyby nie madame Meluzyna chmury stałyby ciągle w miejscu czerpiąc wodę, aż pewnie popękałyby wkrótce i rozpadłyby się na tysiące kawałków. Meluzyna zna każdą chmurkę, pilnuje, żeby w odpowiednim czasie odpłynęła w inne części bajki.
Więc chodźmy do niej jak najszybciej. Skoro zna wszystkie chmury, na pewno wie, gdzie teraz jest szara miseczka – ucieszyła się Malwina.
Zaczekaj! - powstrzymały ją kozice – Góry są bardzo niebezpieczne. Czy nie zauważyłaś tych wielkich orłów, które mogą nas w każdej chwili zaatakować?
Tak, ale przyszłość bajki jest dla mnie ważniejsza, niż własne bezpieczeństwo. – odpowiedziała dzielnie.
By moc ratować bajkę, musisz najpierw bezpiecznie dotrzeć do madame. Najlepiej będzie jeśli poprowadzimy cię przez tunele i jaskinie górskie, które prowadzą do siedziby wietrznicy. Orły boją się ciemności i nigdy tam się nie zapuszczają.
Malwina pomyślała, że spotkało ją wielkie szczęście, ponieważ spotkała na swej drodze te górskie kozice. Dzięki mim, być może już wkrótce odzyska nasiona rolnika i skrzat Maciej będzie mógł dalej pisać swoją kronikę, wszyscy będą więc znów szczęśliwi. Ale czy ona zdoła wrócić do domu? Tęskniła za towarzyszkami z chlewika.
Teraz jednak nie czas o tym myśleć. Czteronogie koleżanki prowadziły ją przez ciemne i śliskie tunele ciągnące się pośrodku gór. Droga była stroma i niebezpieczna dla domowej kozy nieprzyzwyczajonej do stąpania po takich nierównościach. Co jakiś czas rozglądała się w poszukiwaniu choćby ździebełka trawy, lub jakiekolwiek innej roślinności, zgłodniała już bowiem podczas długiej podróży. Niestety wszędzie otaczały ją tylko nagie, szare skały i półmrok ciągnący się zdawałoby się w nieskończoność.
Wreszcie po bardzo długim marszu na końcu jednego z tuneli zobaczyła niewielkie światło powiększające się z każdą chwilą zbliżania się w jego stronę.
Czy daleko jeszcze? - dopytywała czując się już bardzo zmęczona.
Jesteśmy prawie na miejscu. – pocieszyła ją idąca przodem kozica.
Miała rację, gdyż już po chwili tunel urwał się i kozy znalazły się w wielkiej jasnej sali.

V Jak kózka poznała madame Meluzynę, która odnalazła dla niej szara miseczkę.

Na samym środku wielkiej, kamiennej sali mrugało niebieskim oczkiem przejrzyste, lśniące jeziorko, w którym pląsała pół kobieta – pół ryba.
To madame Meluzyna – wskazały na piękną właścicielkę jaskini kozice.
Meluzyna zobaczywszy gości zgrabnie wyskoczyła z wody i w tej samej chwili rybi ogon pokryty błękitnymi łuskami przemienił się w dwie nogi. Teraz była bardzo podobna do nimf, które Malwina spotkała na łące na początku bajki.
Witajcie. – uśmiechnęła się sodko do kóz piękną Meluzyna – Co was do mnie sprowadza?
To Malwina, domowa koza. - przedstawiły zawstydzoną kózkę jej towarzyszki – Ona szuka szarej miseczki.
Mówi , że bez niej nasza bajka zniknie – tłumaczyły jedna przez drugą.
Uspokójcie się! – Meluzyna powstrzymała potok ich słów jednym ruchem reki – Niech Malwina sama o wszystkim opowie.
I tu znów kózka musiała po raz kolejny opowiedzieć jak tego dnia niechcący zjadła brodę skrzata kronikarza, o nasionach rolnika, o olbrzymie Bambaryle i o szarej miseczce, w której schowane są nasiona na porost brody.
Teraz już wszystko rozumiem. – skinęła głową mądra wietrznica kiedy kózka zakończyła opowieść – Dziś rano, kiedy dmuchałam w największe i najczarniejsze chmury zobaczyłam, że jeden bok na skraju gór deszczowych zrobił się prawie zupełnie przeźroczysty, co mnie ogromnie zaniepokoiło. To może oznaczać tylko jedno – nasza bajka zaczyna znikać.
Och! - jęknęła Malwina
Ojej!.
To straszne – lamentowały kozice.
Nie mamy czasu do stracenia, – zatarła ręce Meluzyna – trzeba brać się do pracy. Na szczęście szara miseczka jest niedaleko stad, zaraz wyjmiemy z niej nasiona i zaniesiesz je rolnikowi.
Kiedy wietrznica wypowiadała ostatnie słowa zdawało się Malwinie, że w górze nad grotom, gdzie w suficie w jakby wydrążony w skale tkwił niewielki otwór przepuszczający światło słoneczne do środka zaszumiało coś, jakby odgłos skrzydeł dzikiego ptaka, jednak choć spoglądała w górę i rozglądała się po całej jaskini nie zauważyła tu niczego podejrzanego. Pomyślała więc , że pewnie ma omamy słuchowe. Meluzyna pochwyciła kózkę swymi jasnymi, delikatnymi, ale jednocześnie niezwykle silnymi dłońmi i uniosły się obie w gore wylatując przez otwór w suficie groty.
Zaczekajcie tu! - zawołała wietrznica do dzikich kozic patrzących za odlatującymi.
Niczym strzała pomknęła Meluzyna wraz z kózką wysoko aż pod niebo, do którego niczym szaro – białe latawce przyczepione tkwiły mniejsze i większe chmury. Minęły wiele takich różnokształtnych tworów, aż zbliżyły się do niewielkiej szarej chmurki wąskiej spodem, górą zaś szerokiej, przypominającej kształtem miskę do pojenia kóz z chlewika u gospodyni Malwiny.
Jest szara miseczka! - ucieszyła się kózka
Teraz zajrzyjmy do środka – Meluzyna włożyła białą dłoń do wnętrza miseczki, pogrzebała palcami w środku i wyjęła niewielki woreczek z nasionami.
- Jeeesssttt! - zawołała szczęśliwa Malwina
Teraz wracajmy do jaskini nim zobaczą nas orły. – powiedziała wietrznica i pomknęła z powrotem do swego skalnego mieszkania.
Po drodze Malwina obserwowała ostre szczyty skał rozciągające się pod nimi, ciemnozielone doliny, niebieskie wstążki rzek i jasne oczka jezior, z których niczym srebrna zasłona wzbijała się w gorę mgła karmiąca spragnione wilgoci chmury. Kozice górskie posłusznie czekały w jaskini jak nakazała im Meluzyna.
Zaprowadźcie kózkę do granicy deszczowych gór, by mogła bezpiecznie dotrzeć do rolnika z nasionami. Pamiętajcie, że od tego zależy nasza przyszłość.
Obie kozice skłoniły się nisko przed madame i pożegnały ją, by poprowadzić Malwinę tą samą drogą, która przybyły do jaskini wietrznicy.
Pozdrów ode mnie olbrzyma Bambaryłę jeśli jeszcze go spotkasz! - zawołała na pożegnanie Meluzyna – Powiedz mu, że jeśli wszystko dobrze się ułoży wkrótce go odwiedzę.
Kózka pomyślała,że z pewnością olbrzym bardzo się ucieszy, ale jeszcze bardziej ona cieszyła się na myśl, że nareszcie udało jej się zdobyć upragnione nasiona.
Po długim marszu kozice z Malwiną bezpiecznie dotarły w to samo miejsce, gdzie spotkały ją po raz pierwszy. Pożegnały ją czule życząc jej szczęścia i odeszły z powrotem pomiędzy górskie doliny i zbocza porośnięte wonnymi ziołami.

VI O tym jak orły porwały Malwinę do swego króla

Nareszcie mogę najeść się do syta po tak długim i wyczerpującym poście – cieszyła się kózka widząc świeżą, soczysta trawę na łące będącej granicą pomiędzy deszczowymi górami, a wzgórzem należącym do olbrzyma Bambaryły.
Rzuciła się do pałaszowania roślin z taka zapalczywością, że nie zauważyła wielkiego, szarego cienia zasłaniającego pół nieba. Zaszeleściły wielkie skrzydła wydając dźwięk podobny do tego jaki słyszała w otworze jaskini Meluzyny. Podniosła głowę, ale było już za późno na jakąkolwiek ucieczkę. Wielki, biały orzeł złapał biedną, przerażoną kózkę w swe mocne, ostre szpony i uniósł ją w górę z powrotem w stronę nagich szczytów gór deszczowych. Woreczek z nasionami na porost brody, który Malwina zawiesiła sobie na karku huśtał się na boki i okręcał się we wszystkie strony kiedy wielki ptak wykonywał w powietrzu przeróżne akrobacje. Na szczęście po niedługim czasie wylądował z przerażoną kózką w jakimś bardzo szerokim gnieździe na szczycie skały. Dookoła tego miejsca siedziało mnóstwo innych drapieżników, a największy z nich w złotej koronie na głowie zajmował centralne miejsce w gnieździe, gdzie wylądowali.
Teraz pewnie zrobią sobie ucztę ze mnie – pomyślała i opuściła nisko głowę, by nie patrzeć na to, co za chwilę niechybnie miało nastąpić.
To ta, królu – rzekł do siedzącego w złotej koronie ptaka ten, który porwał Malwinę z łąki i przywiódł do tego strasznego miejsca.
Ach, tak. – król orłów przyglądał się ciekawie – Czy w tym woreczku są nasiona rolnika?
Malwinie odebrało ze strachu zupełnie głos, nie miała pojęcia skąd drapieżca dowiedział się o jej tajemnicy, lecz król zbliżył się do niej jeszcze bardziej i uprzedził jej pytania.
Pewnie zastanawiasz się skąd wiem o nasionach? - zaśmiał się okrutnie – Widzisz, głupia kozo, bo ja mam najlepszych szpiegów w tej całej nudnej bajce.
Teraz domyśliła się skąd wziął się ten dziwny odgłos w komnacie Meluzyny. To szpieg króla orłów zaczaił się w wylocie otworu i podsłuchiwał rozmowę na temat przyszłości bajki.
Zabierzcie jej nasiona! - zwrócił się do swych poddanych król.
W tym samym momencie poczuła Malwina jak czyjeś szpony zdzierają z jej karku drogocenny woreczek.
A teraz posiejcie nasiona na mojej brodzie, to znaczy – poprawił się – w miejscu poniżej dzioba.
Po co ci te nasiona? - pytała zrozpaczona
Ha, ha. – zaśmiał się okrutnie – Nie rozumiesz? Kiedy będę miał brodę, ja stanę się kronikarzem i sam będę mógł wymyślać przyszłość bajki. Pozbędę się tej wścibskiej Meluzyny i jej głupich kozic, przegonie na cztery wiatry skrzata Macieja, olbrzyma Bambaryłę zamienię w mrówkę, czarodziejkę z łąki rzucę moim orłom na pożarcie, a sam poślubię jedną z nimf – może Jagodę, albo Irenę, albo być może nawet obie naraz, a rolnik będzie mi służył po wsze czasy.
To straszne! - załamała kopytka kózka – Jak możesz?!
Mogę i zrobię co zechcę! - rozzłościł się – Kiedy moja broda wyrośnie będę mol wymyślić sobie wszystko. Jak rośnie broda? - zwrócił się tym razem do swych poddanych.
Jeszcze nic nie widać królu, – odpowiedział drapieżca wartownik siedzący na najwyższej skale. - ale zauważyłem , że cała prawa strona gór deszczowych zniknęła mój panie.
To przez nasiona. Niech wreszcie zacznie róść ta broda! - denerwował się król.
Jednak choć wszystkie ptaki chuchały i dmuchały na niego pod dziobem nie pojawił się nawet ślad brody.
Czemu nie rośnie?! - krzyczał – Lećcie moi poddani nad górską rzekę, przynieście w dziobach trochę wody, być może te nasiona trzeba podlać, żeby wykiełkowały.
Niestety mimo iż drapieżcy szczodrze podlewali królewską głowę pod dziobem nie pojawił się nawet zaczątek brody, a wartownik przyniósł znów zatrważającą wiadomość.
Królu, zniknęła już polowa gór deszczowych, nawet wietrznica Meluzyna przeniosła się na drugą stronę, gdyż jej siedziba zniknęła bez śladu.
A niech to! - wsiekał się król orłów – Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce zniknie i nasze gniazdo. Kozo, – zwrócił się do Malwiny – ty z pewnością wiesz czego brakuje tym nasionom by wyrosła z nich broda. Mów, bo inaczej poddam cię strasznym torturom! Obedrę cię ze skóry!.

VII O tym jak orły odeszły i jak Meluzyna uratowała bajkę.

Biedna Malwina o mało co sama nie wyszła ze skóry ze strachu kiedy okrutny i straszliwy król orłów postraszył ją torturami. Była głodna zziębnięta, zrozpaczona, przerażona, nic więc dziwnego, ze wyjawiła swemu oprawcy sekret, który powierzył jej rolnik.
Tylko sam rolnik może posiać nasiona osobiście. Inaczej broda nigdy nie wyrośnie, - wypowiedziawszy te słowa pożałowała jednocześnie, że w tej samej chwili nie zapadła się pod ziemię ze wstydu, lecz z uwagi na to, że znajdowała się właśnie bardzo, bardzo wysoko było to raczej niemożliwe.
Musimy tu sprowadzić rolnika! - zawołał król – Albo może, lepiej będzie jak wszyscy polecimy w miejsce po drugiej stronie góry Bambaryły i tam na polu rolnika pojmiemy go. – zmienił szybko zdanie kiedy zobaczył, że następna, całkiem spora część gór deszczowych wraz z chmurami wiszącymi nad nimi zniknęła z bajki
Ruszajmy! - krzyknął i wszyscy pospiesznie wykonali rozkaz unosząc zapłakaną Malwinę w swych potężnych szponach.
Kiedy wszystkie orły opuściły góry deszczowe ostatnia część tej krainy zniknęła z powierzchni bajki. Zauważył to olbrzym, Bambaryła i kiedy ptaki przelatywały obok jego zamku kózka zauważyła jego głowę wytkniętą z okna.
Za chwilę zniknie góra tego olbrzyma! – zawołał król kiedy ptaki osiadły na polach rolnika - Sprowadźcie go! - rozkazał a jego podani w okamgnieniu wykonali rozkaz.
Masz posiać nasiona pod moim dziobem! - rozkazał przestraszonemu rolnikowi.
Jakie nasiona? - dopytywał tamten udając, że nie wie o co chodzi.
- No, te! – król począł przeszukiwać swoje pióra – Gdzie reszta nasion? - zapytał jednego ze swoich orłów.
Posiałeś je pod dziobem królu,kiedy byliśmy jeszcze w naszym gnieździe.
Jak to? - denerwował się władca – Czy to znaczy że nie ma już czego siać? To przecież oznacza, że jesteśmy zgubieni! Skazani na zagładę!
Na takie słowa władcy wszystkie orły wpadły w panikę, zaczęły kłapać dziobami, wymachiwać beznadziejnie skrzydłami, machać mocnymi, zakończonymi szponami nogami.
Co mamy robić?!
Przyjdzie nam zginąć! - rozpaczały ptaki.
Możecie przenieść się do innej bajki. – usłyszeli wszyscy głos starej czarodziejki, która znalazła się nie wiadomo skąd na polu rolnika pomiędzy drapieżnymi orłami.
Jak to?! - zawołały wszystkie zgodnym chórem
Mogę was tam przenieść, ale musicie obiecać, że nigdy, przenigdy nie będziecie próbowały tu wrócić
A do czego miałybyśmy wracać. skoro bajka zanika? – zaśmiał się król – Zabieraj nas stąd !
Przenieś nas, czarodziejko, a obiecujemy, że nigdy nawet nie pomyślimy o powrocie. – błagały ptaki.
Dobrze, ale uspokójcie się przez chwilę, muszę w skupieniu wypowiedzieć czarodziejskie zaklęcie.
Cicho! Nie kłapcie dziobami! – krzyknął przestraszony wizją zniknięcia na zawsze król.
Czarodziejka obróciła się kilka razy na pięcie cichutko wypowiadając trudne do zrozumienia słowa. Kiedy skończyła nie było już orłów w tej bajce, góra olbrzyma Bambaryły wraz z jego zamkiem zniknęła, a sam olbrzym stał obok załamującego ręce rolnika i deptał jego drogocenne uprawy
Nasza bajka umiera. – płakały dwie nimfy Irena i Jagoda, które przyszły pożegnać się z przyjaciółmi na zawsze – Za chwilę wszyscy znikniemy – łkały.
Nie tak szybko! - zawołała wietrznica Meluzyna, która sfrunęła na pole rolnika niosąc w delikatnych, a jednocześnie silnych dłoniach skrzata, Macieja kronikarza.
Posiej rolniku nasiona na jego brodzie. – poprosiła wysypując z woreczka ostatnie dwa nasiona wyjęte z szarej miseczki.
Skąd je masz? - zapytała ucieszona Malwina
Orły nie zauważyły, że na samym dnie woreczka zostały jeszcze dwa nasiona. Ptaki wyrzuciły woreczek z gniazda, złapałam go w locie i sprawdziłam dokładnie jego zawartość
A skąd wiedziałaś madame, że orły porwały mnie wraz z woreczkiem? - dopytywała Malwina podczas, kiedy rolnik siał nasiona na brodzie skrzata.
Kozice wszystko widziały, a kiedy zobaczyłam znikające powoli góry deszczowe, sama również domyśliłam się, że nie dotarłaś na miejsce. Z chwilą, kiedy wypowiadała ostatnie słowa na brodzie skrzata kronikarza w okamgnieniu wyrosła gęsta, siwa sieczka, dokładnie taka sama jaką spałaszowała Malwina kiedy znalazła się w tej bajce. A czas był na to najwyższy, bo właśnie zniknęła chatka rolnika wraz ze sporym kawałkiem kapuścianego pola.

VIII O tym jak skrzat Maciej kronikarz dopisał przyszłość bajki, a Malwina mogła nareszcie wrócić do swego spokojnego chlewika.

Maciej, bardzo mądry skrzat zabrał się do pisania dalszej części swojej kroniki. Z każdą literką przybywało bajki. Najpierw wróciło kapuściane pole wraz z domkiem rolnika, potem pojawiła się góra z zamkiem Bambaryły, a na końcu wzniosły się na nowo góry deszczowe wraz z licznymi chmurami, które olbrzym będzie mógł znów portretować na swoich kartkach. Na szczęście okrutne drapieżnie orły wraz z ich despotycznym królem nie wróciły z powrotem ponieważ mądra i dobra czarodziejka przeniosła ich do zupełnie innej bajki o złych potworach i okrutnych stworach.
Musimy zmienić co nieco w naszym świecie. – powiedziała wzruszona Meluzyna, która chyba najbardziej za wszystkich mieszkańców bajki cieszyła się z odejścia orłów – Przede wszystkim powinniśmy się częściej odwiedzać.
O, tak, tak! - podskoczył z uciechy olbrzym Bambaryła.
- Możemy spotykać się na zamku olbrzyma. – zaproponowała nimfa Irena.
Upiekę pyszne ciasteczka i zaparzę mnóstwo herbaty malinowej. – zachwycał się wizją odwiedzin Bambaryła.
A ja, chciałbym wrócić do domu. – szepnęła Malwina – Choć wasza bajka jest piękna i ciekawa, a trawę macie tu najaromatyczniejszą, najświeższą i najbardziej zieloną na świecie, to tęsknię za moim chlewikiem i za meczącymi koleżankami z łąki. Ciągle wspominam dzieci naszej gospodyni, które przynosiły mi wodę w miseczce podobnej do tej chmurki, w której rolnik schował nasiona na porost brody.
Czy notujesz to wszystko, Macieju? - zapytała skrzata mądra czarodziejka.
O tak. – uśmiechnął się dobrodusznie – Chyba zapomniałaś kózko, że za pomocą mojej kroniki tworzę przyszłość, a właśnie przed chwilą zapisałem w niej, że koza Malwina wróci na łąkę, którą niechcący opuściła kiedy znalazła się w naszej bajce.
- Hurrra! - zwołała radośnie.
- Hip, hip, hura! - wtórował jej olbrzym Bambaryła.
To, co mam zrobić, żeby wrócić?
Po prostu jedz trawę i idź w stronę odwrotną do naszego lasu – doradził.
Czy to pomoże?
Zobaczymy.
Zabrała się więc do pałaszowania zielonej trawy i ziół, a były one tak wyborne, że zapomniała o całym świecie podczas tego cudownego posiłku.
Zaczyna się ściemniać. Chyba zaraz przyjdzie po nas gospodyni – usłyszała za plecami znajomy głos.
To kózka Lusia! - ucieszyła się
Oczywiście, a któż by inny. – pokiwała głową sąsiadka Malwiny z z drugiego chlewika.
A może po prostu ta bajka mi się przyśniła – pomyślała kózka i zabrała się do pałaszowania kolejnej porcji trawy.

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.