I List do Boga
16.12.2010r
Prowadźcie mnie dobrzy Aniołowie.
Chyba coś zaczynam rozumieć, choć to być może znów tylko przejaw mojego egoizmu. Bo czyż mały zawarty w sztywnych ramach rozum moje pojąć Twoje zamierzenia, Twój wielki plan, który potrafi objąć każdą najmniejszą nawet, najbardziej mierna istotę. Wstydzę się swojego buntu. Jeszcze wczoraj powiedziałam do córki: „Bóg mnie chyba opuścił”.
Te wszystkie straszne chwile musiały się wydarzyć po to, by moje oczy wreszcie otworzyły się na drugiego człowieka, na człowieka, który stał zawsze najbliżej mnie, ale był mi najbardziej obcy ze wszystkich ludzi na całym świecie.
Zawsze wierzyłam, że tuż obok tego wszystkiego co mogę dotknąć, zważyć i zmierzyć istnieje inne życie niewidzialne dla zajętych sprawami powszechnymi śmiertelników. Te istoty, które istnieją obok wpływają na nasze życie. Nie wyczuwam ich w żaden sposób, nie mogę się do nich zbliżyć, ale one są, szepczą mi do ucha, choć zdaje mi się, że niczego nie słyszę, nigdy nie widziałam ich cieni przemykających obok, nigdy nie doświadczyłam żadnego kontaktu z nimi, ale i tak sprawiają, że staje się zła, popełniam wciąż te same błędy, albo, ze staram się być lepszą osobą, że potrafię wczuć się w czyjeś cierpienie, że chcę nadal zmieniać coś w swoim życiu. Największa jednak sztuka polega na tym, by wiedzieć czyich podszeptów słuchać. I czasem musi wydarzyć się coś bardzo złego, by wstrząsnęło takim na wpół martwym człowiekiem, by zabolało go na tyle mocno, aby mógł wreszcie poczuć coś innego niż tylko potrzeby fizjologiczne.
Minionego czasu nie da się cofnąć, tak samo jak nie można dolać płynu do pełnego naczynia. Naczynie można jedynie na nowo opróżnić i wypełnić czymś o wiele lepszym, niż żółć, albo ocet. Chyba byłam czasem tą gąbka, którą moczono w occie, by natrzeć Ci usta przed śmiercią. Każdy z nas jest czasem taka gąbką, każdy bez wyjątku.
Za oknem mróz, gaszę kolejnego papierosa. Wiem, że nie powinnam palić, rzuciłam, ten nałóg dawno temu, opierałam się pokusie podczas kolejnych kłótni i kiedy padałam ze zmęczenia, nie brałam papierosa do ust, gdy dzieci zawiodły moje zaufanie, a nawet kiedy syn oznajmił, że nie zaliczy tego roku w szkole. Teraz jednak palę. Tak niewiele potrzeba by złamać najsilniejszą nawet wolę.
Ostatnio tak wiele rozmyślałam nad swoim życiem kiedy mąż przebywał w ośrodku odwykowym - w ostatnim trymestrze ciąży, oczekująca na trzecie dziecko matka bez środków do życia. Wydawało mi się wówczas, że nie ma już dla nas nadziei. Dwoje małych dzieci przerażonych, naznaczonych alkoholizmem ojca, bezradnością matki. Podszepty rodziny, znajomych. Każdy z nich próbował dać mi gotowy przepis na dalszą wegetację, każdy uśmiechał się litościwie, kiwał głową, dawał swoje rady poparte własnymi doświadczeniami. Nie usłuchałam żadnej z nich. Z perspektywy czasu wiem, że zrobiłam dobrze, mimo tego, że wiele razy tego żałowałam. Po latach upokorzeń, bicia, ciągłego strachu znów byłam razem z moim mężem, wspólnie podjęliśmy odważną próbę ratowania naszej rodziny. To było jak wykluwanie pisklęcia. Nieporadna istota nie bacząc na czyhające wokół niebezpieczeństwa kolejnymi częściami swego narażonego na chłód ciała próbuje przebić się ku światłu nie do końca wiedząc co czeka ją w najbliższej przyszłości.
Chyba zaczynam odczuwać głód, znak, że moje ciało domaga się, bym o nim pamiętała. Potrzeba pielęgnowania tej zewnętrznej otoczki nigdy nie była dla mnie tak ważna jak dla większości kobiet jakie znam. Nie uleganie pokusom – byłam silna, nie obawiałam się ciężkiej pracy, nie zważałam na dłonie ani na cerę, rzadko robiłam sobie makijaż, potrafiłam pokonać ból i głód, potrafiłam odmówić sobie wielu rzeczy. Nie to było przecież najważniejsze.
Dopiero kilka dni temu naszły mnie wątpliwości. Czy warto było? Teraz chyba jest już za późno, żeby coś zmieniać. Moje włosy są bez połysku, gładko uczesane wyglądają jak przesuszona, bezbarwna peruka, kocie pazurki wokół oczu nawet nie są drapieżne, szara cera i obwisła skóra na podbródku. Czy taka kobieta może się podobać jakiemukolwiek mężczyźnie?
„ I ślubuję ci miłość , wierność i że cię nie opuszczę aż do śmierci” - tak wiele par sprzeniewierzyło się tej przysiędze, tak wielu nie dotrzymało słowa. Pierwsza część zawsze wydawała mi się prosta do zrealizowania. Miłość jest przecież czymś naturalnym, miałam jej tak wiele w sobie, że mogłabym podzielić nią cały świat.
Zawsze na pierwszym miejscu rodzina. Dzieci, które od poczęcia nosiłam pod sercem miały dostać największą jej część Dawałam im siebie bez żadnych ograniczeń. Każda odmowa do której najczęściej zmuszała mnie sytuacja materialna sprawiała mi wielki ból. Nigdy nie zauważyłam, że zagarnęłam ich życie, próbowałam wnikać w każdy jego szczegół, chciałam układać im wszystko, kierować nimi tak, by było to dla nich najwygodniejsze, najlepsze, najbardziej opłacalne. Moja miłość do dzieci była zaborcza i pełna zazdrości.
Słowa mojej zmarłej babci: „ Nigdy nie osiągniesz zbawienia jeśli będziesz dobra jedynie dla swojej rodziny, bo zawsze do swojego serca należy wpuszczać także obcych ludzi „.
Człowiek, który codziennie żebrał pod sklepem stał się moim przyjacielem, dobrym znajomym, który z daleka pozdrawiał mnie radośnie. Nie czuł przede mną skrepowania, bo widziałam w nim Ciebie, albo siebie samą. Wydawałam się sobie taka dobra jak celnik z pewnej ewangelii, tej samej, którą ksiądz proboszcz powtarzał co jakiś czas w kościele. Sama nigdy nie czytałam ewangelii.
Wierność jest najprostsza do zrealizowania. Osoba, która potrafi odmawiać sobie wszystkiego z największą łatwością odmówi sobie także pożądliwych spojrzeń w stronę obcych mężczyzn. Jest to jeszcze prostsze jeśli żaden mężczyzna także nie patrzy pożądliwie. Czy wierność polega tylko na tym, by nie sypiać z innymi?
Przez lata, zajęci sprawami życia codziennego, przez te wszystkie małe i większe kłopoty, którymi nie dzielimy się nigdy, przez te wszystkie niedomówienia, głupie kłamstewka, przemilczane sprawy, przez żale i pretensje, o których się nie wspomina oddalaliśmy się od siebie małymi kroczkami tworząc w końcu przepaść nie do przebycia. Staliśmy się ślepi i głusi na swoje potrzeby, w końcu staliśmy się obcymi ludźmi. To nie jest wierność. Stałam się przyjaciółką żebraka, powiernicą obcych ludzi tak chętnie dzielącymi się ze mną swoimi problemami stając się jednocześnie osobą zupełnie obcą dla własnego męża. I nagle okazuje się, że jako małżonkowie niczego o sobie nie wiemy.
Nie opuścić aż do śmierci? Jak to możliwe skoro już opuściliśmy siebie, mieszkamy razem, wydaje nam się, że żyjemy razem, sypiamy razem nie dzieląc się sobą. Stajemy się nieszczęśliwi, coraz częściej myślimy o tym jakie to trudne - nie opuścić aż do śmierci.
Czasem lepiej nie wiedzieć.
Kiedy umierała moja przyjaciółka do końca mając nadzieję na to, że choroba nagle ustąpi, że już niedługo poczuje się lepiej, wiele o tym myślałam. Umarła w nieświadomości do ostatniej chwili wierząc, że to tylko drobna słabość, jakaś niedyspozycja, która przeminie tak szybko jak się pojawiła. Byłam ciekawa, chciałam wiedzieć czy była zdziwiona, gdy nagle znalazła się w innej rzeczywistości.
O zdradzie jednego z małżonków często wie tak wielu ludzi, znajomi szepczą, czasem naśmiewają się, stukają się palcami w czoło, albo kiwają głowami wyrażając w tym pożałowania godnym geście swoje współczucie. Wszyscy jednak zgodnie milczą, gdyż nie mogą, albo nie chcą pomóc. Kwitnie plotka, aż wreszcie zainteresowana osoba dowiaduje się o wszystkim na samym końcu.
Dla siebie także stworzyłam taki scenariusz. Oczyma wyobraźni widziałam ludzi kiwających głowami, widziałam ich złośliwe uśmieszki, słyszałam ich szepty, koślawe palce stukające się w czoła. - te palce stukały w mój mózg, rozbijały czaszkę od środka.
Alkoholik musi odbić się od dna, niezależnie od tego czym ono dla niego jest, by zdobyć siłę, która pozwoli zmienić jego życie. Rodzice muszą przeżyć nie tylko sukcesy swoich dzieci, ale także muszą doznawać stale wszelkich goryczy jakie daje bycie rodzicami, muszą także doznać wstydu i upokorzeń, by zrozumieć swoje dzieci, by docenić jaka wartość została im powierzona i jaka spoczywa na nich odpowiedzialność. Być może dlatego dziecko o najtrudniejszym charakterze jest najcenniejszym skarbem.
Praca musi być ciężka mozolna i trudna, by poczuć jej prawdziwą wartość. Małżeństwo musi dawać nie tylko radość, ale także gorycz porażek, smak bezsilności, by moc go prawdziwie docenić.
Czasem trzeba wielkiego wstydu i wielkiego wstrząsu i wielkiego upokorzenia, by dostrzec, że wcale nie jesteśmy tacy jakimi sami się postrzegamy. Przez całe życie uczymy się nie tylko od innych i ale i od samych siebie.
Teraz wiem, że nigdy nie wolno nam mówić, iż wszystko stracone, że wszystko już przegraliśmy, bo nigdy tak nie jest, choćby miało nam zostać już tylko kilka ostatnich chwil życia. Zawsze można jeszcze wszystko naprawić, wszystko odbudować , wszystko przebaczyć i samemu prosić o przebaczenie.
Prowadźcie mnie dobrzy aniołowie, prowadźcie mnie i ciebie, który choćby przez krótką chwilę zastanawiasz się co począć z własnym życiem.
16.12.2010r
Prowadźcie mnie dobrzy Aniołowie.
Chyba coś zaczynam rozumieć, choć to być może znów tylko przejaw mojego egoizmu. Bo czyż mały zawarty w sztywnych ramach rozum moje pojąć Twoje zamierzenia, Twój wielki plan, który potrafi objąć każdą najmniejszą nawet, najbardziej mierna istotę. Wstydzę się swojego buntu. Jeszcze wczoraj powiedziałam do córki: „Bóg mnie chyba opuścił”.
Te wszystkie straszne chwile musiały się wydarzyć po to, by moje oczy wreszcie otworzyły się na drugiego człowieka, na człowieka, który stał zawsze najbliżej mnie, ale był mi najbardziej obcy ze wszystkich ludzi na całym świecie.
Zawsze wierzyłam, że tuż obok tego wszystkiego co mogę dotknąć, zważyć i zmierzyć istnieje inne życie niewidzialne dla zajętych sprawami powszechnymi śmiertelników. Te istoty, które istnieją obok wpływają na nasze życie. Nie wyczuwam ich w żaden sposób, nie mogę się do nich zbliżyć, ale one są, szepczą mi do ucha, choć zdaje mi się, że niczego nie słyszę, nigdy nie widziałam ich cieni przemykających obok, nigdy nie doświadczyłam żadnego kontaktu z nimi, ale i tak sprawiają, że staje się zła, popełniam wciąż te same błędy, albo, ze staram się być lepszą osobą, że potrafię wczuć się w czyjeś cierpienie, że chcę nadal zmieniać coś w swoim życiu. Największa jednak sztuka polega na tym, by wiedzieć czyich podszeptów słuchać. I czasem musi wydarzyć się coś bardzo złego, by wstrząsnęło takim na wpół martwym człowiekiem, by zabolało go na tyle mocno, aby mógł wreszcie poczuć coś innego niż tylko potrzeby fizjologiczne.
Minionego czasu nie da się cofnąć, tak samo jak nie można dolać płynu do pełnego naczynia. Naczynie można jedynie na nowo opróżnić i wypełnić czymś o wiele lepszym, niż żółć, albo ocet. Chyba byłam czasem tą gąbka, którą moczono w occie, by natrzeć Ci usta przed śmiercią. Każdy z nas jest czasem taka gąbką, każdy bez wyjątku.
Za oknem mróz, gaszę kolejnego papierosa. Wiem, że nie powinnam palić, rzuciłam, ten nałóg dawno temu, opierałam się pokusie podczas kolejnych kłótni i kiedy padałam ze zmęczenia, nie brałam papierosa do ust, gdy dzieci zawiodły moje zaufanie, a nawet kiedy syn oznajmił, że nie zaliczy tego roku w szkole. Teraz jednak palę. Tak niewiele potrzeba by złamać najsilniejszą nawet wolę.
Ostatnio tak wiele rozmyślałam nad swoim życiem kiedy mąż przebywał w ośrodku odwykowym - w ostatnim trymestrze ciąży, oczekująca na trzecie dziecko matka bez środków do życia. Wydawało mi się wówczas, że nie ma już dla nas nadziei. Dwoje małych dzieci przerażonych, naznaczonych alkoholizmem ojca, bezradnością matki. Podszepty rodziny, znajomych. Każdy z nich próbował dać mi gotowy przepis na dalszą wegetację, każdy uśmiechał się litościwie, kiwał głową, dawał swoje rady poparte własnymi doświadczeniami. Nie usłuchałam żadnej z nich. Z perspektywy czasu wiem, że zrobiłam dobrze, mimo tego, że wiele razy tego żałowałam. Po latach upokorzeń, bicia, ciągłego strachu znów byłam razem z moim mężem, wspólnie podjęliśmy odważną próbę ratowania naszej rodziny. To było jak wykluwanie pisklęcia. Nieporadna istota nie bacząc na czyhające wokół niebezpieczeństwa kolejnymi częściami swego narażonego na chłód ciała próbuje przebić się ku światłu nie do końca wiedząc co czeka ją w najbliższej przyszłości.
Chyba zaczynam odczuwać głód, znak, że moje ciało domaga się, bym o nim pamiętała. Potrzeba pielęgnowania tej zewnętrznej otoczki nigdy nie była dla mnie tak ważna jak dla większości kobiet jakie znam. Nie uleganie pokusom – byłam silna, nie obawiałam się ciężkiej pracy, nie zważałam na dłonie ani na cerę, rzadko robiłam sobie makijaż, potrafiłam pokonać ból i głód, potrafiłam odmówić sobie wielu rzeczy. Nie to było przecież najważniejsze.
Dopiero kilka dni temu naszły mnie wątpliwości. Czy warto było? Teraz chyba jest już za późno, żeby coś zmieniać. Moje włosy są bez połysku, gładko uczesane wyglądają jak przesuszona, bezbarwna peruka, kocie pazurki wokół oczu nawet nie są drapieżne, szara cera i obwisła skóra na podbródku. Czy taka kobieta może się podobać jakiemukolwiek mężczyźnie?
„ I ślubuję ci miłość , wierność i że cię nie opuszczę aż do śmierci” - tak wiele par sprzeniewierzyło się tej przysiędze, tak wielu nie dotrzymało słowa. Pierwsza część zawsze wydawała mi się prosta do zrealizowania. Miłość jest przecież czymś naturalnym, miałam jej tak wiele w sobie, że mogłabym podzielić nią cały świat.
Zawsze na pierwszym miejscu rodzina. Dzieci, które od poczęcia nosiłam pod sercem miały dostać największą jej część Dawałam im siebie bez żadnych ograniczeń. Każda odmowa do której najczęściej zmuszała mnie sytuacja materialna sprawiała mi wielki ból. Nigdy nie zauważyłam, że zagarnęłam ich życie, próbowałam wnikać w każdy jego szczegół, chciałam układać im wszystko, kierować nimi tak, by było to dla nich najwygodniejsze, najlepsze, najbardziej opłacalne. Moja miłość do dzieci była zaborcza i pełna zazdrości.
Słowa mojej zmarłej babci: „ Nigdy nie osiągniesz zbawienia jeśli będziesz dobra jedynie dla swojej rodziny, bo zawsze do swojego serca należy wpuszczać także obcych ludzi „.
Człowiek, który codziennie żebrał pod sklepem stał się moim przyjacielem, dobrym znajomym, który z daleka pozdrawiał mnie radośnie. Nie czuł przede mną skrepowania, bo widziałam w nim Ciebie, albo siebie samą. Wydawałam się sobie taka dobra jak celnik z pewnej ewangelii, tej samej, którą ksiądz proboszcz powtarzał co jakiś czas w kościele. Sama nigdy nie czytałam ewangelii.
Wierność jest najprostsza do zrealizowania. Osoba, która potrafi odmawiać sobie wszystkiego z największą łatwością odmówi sobie także pożądliwych spojrzeń w stronę obcych mężczyzn. Jest to jeszcze prostsze jeśli żaden mężczyzna także nie patrzy pożądliwie. Czy wierność polega tylko na tym, by nie sypiać z innymi?
Przez lata, zajęci sprawami życia codziennego, przez te wszystkie małe i większe kłopoty, którymi nie dzielimy się nigdy, przez te wszystkie niedomówienia, głupie kłamstewka, przemilczane sprawy, przez żale i pretensje, o których się nie wspomina oddalaliśmy się od siebie małymi kroczkami tworząc w końcu przepaść nie do przebycia. Staliśmy się ślepi i głusi na swoje potrzeby, w końcu staliśmy się obcymi ludźmi. To nie jest wierność. Stałam się przyjaciółką żebraka, powiernicą obcych ludzi tak chętnie dzielącymi się ze mną swoimi problemami stając się jednocześnie osobą zupełnie obcą dla własnego męża. I nagle okazuje się, że jako małżonkowie niczego o sobie nie wiemy.
Nie opuścić aż do śmierci? Jak to możliwe skoro już opuściliśmy siebie, mieszkamy razem, wydaje nam się, że żyjemy razem, sypiamy razem nie dzieląc się sobą. Stajemy się nieszczęśliwi, coraz częściej myślimy o tym jakie to trudne - nie opuścić aż do śmierci.
Czasem lepiej nie wiedzieć.
Kiedy umierała moja przyjaciółka do końca mając nadzieję na to, że choroba nagle ustąpi, że już niedługo poczuje się lepiej, wiele o tym myślałam. Umarła w nieświadomości do ostatniej chwili wierząc, że to tylko drobna słabość, jakaś niedyspozycja, która przeminie tak szybko jak się pojawiła. Byłam ciekawa, chciałam wiedzieć czy była zdziwiona, gdy nagle znalazła się w innej rzeczywistości.
O zdradzie jednego z małżonków często wie tak wielu ludzi, znajomi szepczą, czasem naśmiewają się, stukają się palcami w czoło, albo kiwają głowami wyrażając w tym pożałowania godnym geście swoje współczucie. Wszyscy jednak zgodnie milczą, gdyż nie mogą, albo nie chcą pomóc. Kwitnie plotka, aż wreszcie zainteresowana osoba dowiaduje się o wszystkim na samym końcu.
Dla siebie także stworzyłam taki scenariusz. Oczyma wyobraźni widziałam ludzi kiwających głowami, widziałam ich złośliwe uśmieszki, słyszałam ich szepty, koślawe palce stukające się w czoła. - te palce stukały w mój mózg, rozbijały czaszkę od środka.
Alkoholik musi odbić się od dna, niezależnie od tego czym ono dla niego jest, by zdobyć siłę, która pozwoli zmienić jego życie. Rodzice muszą przeżyć nie tylko sukcesy swoich dzieci, ale także muszą doznawać stale wszelkich goryczy jakie daje bycie rodzicami, muszą także doznać wstydu i upokorzeń, by zrozumieć swoje dzieci, by docenić jaka wartość została im powierzona i jaka spoczywa na nich odpowiedzialność. Być może dlatego dziecko o najtrudniejszym charakterze jest najcenniejszym skarbem.
Praca musi być ciężka mozolna i trudna, by poczuć jej prawdziwą wartość. Małżeństwo musi dawać nie tylko radość, ale także gorycz porażek, smak bezsilności, by moc go prawdziwie docenić.
Czasem trzeba wielkiego wstydu i wielkiego wstrząsu i wielkiego upokorzenia, by dostrzec, że wcale nie jesteśmy tacy jakimi sami się postrzegamy. Przez całe życie uczymy się nie tylko od innych i ale i od samych siebie.
Teraz wiem, że nigdy nie wolno nam mówić, iż wszystko stracone, że wszystko już przegraliśmy, bo nigdy tak nie jest, choćby miało nam zostać już tylko kilka ostatnich chwil życia. Zawsze można jeszcze wszystko naprawić, wszystko odbudować , wszystko przebaczyć i samemu prosić o przebaczenie.
Prowadźcie mnie dobrzy aniołowie, prowadźcie mnie i ciebie, który choćby przez krótką chwilę zastanawiasz się co począć z własnym życiem.
Komentarze
Prześlij komentarz