Przejdź do głównej zawartości

Siła myśli cz. XI i XII


XI Miłość przychodzi znienacka.

Po roku otrzymałam kolejną umowę o pracę. Byłam trzydziestosześcioletnią panią kasjerką, która lubi swoja pracę i cieszy się zaufaniem klientów. Zaoszczędziłam nawet trochę pieniędzy, gdyż dobrze radziłam sobie też jako krawcowa szyjąca dla swoich znajomych kolorowe sukienki i wymyślne żakiety. Czułam się dzięki temu spełniona i niebyt wiele myślałam o swoim aniele stróżu, choć nadal wyczuwałam w pobliżu jego obecność. Nie próbowałam się z nim kontaktować,gdyż w tamtym czasie uważałam , że mam wszystko czego mi potrzeba i tak naprawdę nie chciałam być kimś bardziej wyjątkowym niż pozostałe pracownice w markecie. Wolałam być lubianą i potrzebną. Nie byłam już zahukaną, nieśmiałą dziewczyną, która stroni od koleżanek i boi się  zamienić z kimkolwiek słowo. Cieszyło mnie, kiedy ludzie przystawali i wdawali się ze mną w rozmowy.
Jednym z takich klientów, którzy często radzili się mnie podczas robienia zakupów był Krzysztof. Początkowo nie zwracałam na niego szczególnej uwagi, był po prostu miłym panem w średnim wieku, który czasami przystawał pomiędzy regałami i o coś pytał. Domyślałam się, że mieszka sam, ponieważ zawsze robił tylko drobne zakupy tłumacząc to tym, że większa ilość jedzenia zmarnuje się w jego domu. Zawsze starannie dobierał wszystkie produkty, domyśliłam się więc także , że sam  sobie gotuje. Czasem pytał mnie o to, które towary moim zdaniem są smaczniejsze i zdrowsze, a pewnego razu, kiedy wybierał kawę rozpuszczalną zapytał, czy nie zachciałabym jej z nim wypić. Uśmiechnęłam się życzliwie uznając jego propozycję, za niewinny żart. Od dawna nie myślałam o tym, że nadal jestem panną, która mogłaby w końcu znaleźć sobie męża, albo przynajmniej jakiegoś pana  do towarzystwa. Wydawało mi się, że czas znajomości z mężczyznami i jakichś bardziej zażyłych z nimi kontaktów dla mnie już przeminął, gdyż po prostu go przegapiłam. Kiedy moje znajome wychodziły za mąż i rodziły dzieci, ja zajmowałam się matką, kiedy ich dzieci zaczynały chodzić do szkoły, ja szyłam dla ich mam i babć kolorowe sukienki sama nosząc granatowe i szare żakiety. Nie przypuszczałam, że teraz, kiedy miałam to wszystko za sobą ktoś zechce się ze mną umówić, po prostu nie brałam takiej możliwości w ogóle pod uwagę. Krzysztof jednak nie dał się zbyć zwykłym uśmiechem.
         Ma pani dziś inne plany? To może innym razem. - zagadnął.
Nadal wydawało mi się, że żartuje, ale stał i patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
         Właściwie nie mam żadnych planów. – bąknęłam – Może zabiorę się za zaległe szycie – strzeliłam i poczułam się głupio.
Kiedy tak wpatrywał się we mnie poczułam się nieatrakcyjna, wpadłam w  panikę i po prostu zaczerwieniłam się jak nastolatka. On jednak niezrażony moim niezaradnym tłumaczeniem nadal uparcie próbował zaprosić mnie na kawę, którą sama dla niego wybrałam.
         Szycie można przełożyć na inny dzień. – upierał się.
         No...ale mam sporo zaległej pracy.
         Tylko na godzinkę. Przecież godzinka panią nie zbawi, prawda?
         Właściwie, to nie – poddałam się.
         To o której mogę po panią podjechać?
Podjechać? To coś nowego! Nigdy nikt po mnie nie podjechał samochodem. Spojrzałam na niego kątem oka i zauważyłam, że wydał mi się jakiś inny. Dotychczas nigdy mu się specjalnie nie przyglądałam, ot, klient, jakich wielu, nigdy nie wydawał mi się specjalnie interesujący, albo niezwykły. Teraz jednak zauważyłam, że ma ciemne, gęste włosy, choć panowie w jego wieku są zazwyczaj lekko łysiejący i mają zaokrąglone brzuchy, które  odstają im pod niedbale zapiętymi  koszulami. On jednak nie był gruby, może troszeczkę pulchny, ale na pewno nie gruby i całkiem przystojny jak na swoje około czterdzieści lat. Kiedy tak mu się przyglądałam zdziwiło mnie, że ktoś taki jak on chce umówić się z kimś takim jak ja – z kimś kto chodzi ubrany na szaro, albo na czarno, nosi zawsze te same ubrania, nie farbuje włosów i upina je niezdarnie w kucyk i prawie w ogóle nie używa kosmetyków. Kiedy o tym pomyślałam poczułam się jak kocmołuch i instynktownie poprawiłam kosmyk włosów, który wyślizgnął się mi zza ucha. Zauważył ten gest i moje zażenowanie, ale mimo tego jeszcze raz spytał, o której ma podjechać. Palnęłam więc, że o osiemnastej, zupełnie zresztą nie wiem dlaczego akurat o tej godzinie, ale jakąś porę musiałam przecież podać. Wyraźnie się ucieszył, potem szybko uregulował rachunek i wyszedł ze sklepu. Zapomniałam go spytać skąd będzie wiedział dokąd podjechać. Czyżby wiedział gdzie mieszkam?
Do końca dniówki byłam bardzo zdenerwowana, czułam, że zrobiłam jakieś głupstwo, że nie powinnam umawiać się z kimś kogo znam tylko przelotnie, a jednak mimo wszystko byłam bardzo podniecona na myśl o spotkaniu z Krzysztofem.
Dokładnie o osiemnastej podjechał pod drzwi mojego bloku. Widziałam przez okno jak wysiadł z czarnego fiata punto i rozglądał się dokoła. Poprawiłam chyba po raz tysięczny swoją szarą bluzkę nałożoną do czarnej, długiej spódnicy, spojrzałam jeszcze raz w lustro, jednak widok mojej szczupłej sylwetki wcale mnie nie zadowolił. Mimo tego wyszłam na zewnątrz. Początkowo myślałam , że Krzysztof zaprosi mnie do swojego mieszkania, było to przecież jedyne miejsce, gdzie mógłby zaparzyć owa rozpuszczalną kawę zakupioną wcześniej u mnie w sklepie. Pomyliłam się jednak i z wyraźną ulgą stwierdziłam, że zatrzymał się obok kawiarni. Od razu przypomniałam sobie swoją niefortunną randkę z Kazikiem  wiele lat temu i poczułam jak oblewa mnie zimny pot. Na szczęście z Krzysztofem wszystko było inaczej. Nasza rozmowa od razu zaczęła się kleić, wspólnie zamówiliśmy kawę i ciasto, a potem było już tylko lepiej i lepiej. Okazało się, że łączy nas więcej niż mogłam to sobie wyobrazić. Krzysztof był wdowcem od trzech lat. Jego żona przed śmiercią ciężko chorowała i przez ostatnie miesiące jej życia musiał się nią opiekować. Miał więc podobne doświadczenia do moich. Nie omieszkałam mu o tym wspomnieć, ale on chyba już wcześniej zasięgał języka o mnie, gdyż doskonale wiedział, że przez wiele lat opiekowałam się chorą matką.
Obiecana godzinka przy kawie przeciągnęła się do kilku godzin, a nam wciąż nie brakowało tematów do rozmowy. Kiedy poprosiłam go, by odwiózł mnie do domu, gdyż nadal czekała na mnie sterta materiałów do szycia spytał czy następnego dnia też moglibyśmy się spotkać Chciałam wykrzyczeć mu, że o niczym więcej nie marzę, ale przypomniało mi się, że mam kilka przymiarek, na dodatek umówiłam się wcześniej z Marta , musieliśmy więc przełożyć nasze spotkanie na kolejny dzień.
Jeszce nie zdążyliśmy się pożegnać, a już za nim tęskniłam. W domu nie mogłam poradzić sobie z szyciem, gdyż wciąż o nim myślałam, pragnęłam jak najszybciej się z nim zobaczyć, jednym słowem zakochałam się od pierwszego spotkania. Jak zresztą mogłabym się nie zakochać – był cudowny, wyrozumiały, miły, opiekuńczy, cudownie przystojny i miał takie piękne niebieskie, rozmarzone oczy. Wiedziałam, że zachowuje się jak pensjonarka – najchętniej rzuciłabym wszystko i pobiegłabym pod jego okno, żeby móc go znów zobaczyć, choćby tylko przez chwilę. Kolejny dzień bez niego był koszmarem, tym bardziej, że nie pojawił się w sklepie. Zaczęłam nawet myśleć, że nie chce mnie więcej widzieć i dlatego nie wpadł do mojego sklepu na zakupy. Na szczęście kolejnego dnia o umówionej godzinie znów pojawił się pod moim blokiem. Tym razem chciałam wyglądać bardziej atrakcyjnie, pożyczyłam więc od Marty różowy, wydekoltowany sweterek i kupiłam sobie kosmetyki, łącznie z perfumami, których dotychczas nigdy nie używałam. Kolejnego dnia uszyłam sobie kilka nowych rzeczy, kiedy tylko udało mi się uporać z ubraniami dla moich klientek. Na szczęście Krzysztof był zainteresowany moim towarzystwem, wyraził też zadowolenie ze zmiany mojego wyglądu, jego zdaniem na lepsze i zaczęliśmy się regularnie umawiać na spotkania w kawiarni , albo na spacery w pobliskim parku. Podobało mi się, że nie był natarczywy, nie próbował od razu mnie całować, nie dobierał się do moich ust, ani piersi. Dal mi czas, bym mogła go lepiej poznać i delektować się nim po kawałeczku.

XII  Między gwiazdami, a ziemią.


Pewnego razu uświadomiłam sobie, że zaczynam dzielić swoje życie na to, przed poznaniem Krzysztofa i na lepszą jego część, w której on się pojawił. Praca była bardzo ważną częścią mojej egzystencji, ale odkąd zaczęliśmy się spotykać nie przywiązywałam już tak wielkiej wagi do tego, by klienci byli ze mnie zadowoleni. Zaczęłam sobie uświadamiać, że chodzę tam głównie po to, by zarabiać pieniądze. Jeśli idzie o moje szycie, to także zaczęłam mniej przykładać się do tego, by rzeczy, które wychodziły spod mojej maszyny do szycia były idealne i by moje klientki wychodziły z mojego mieszkania zadowolone. Nie robiłam tego złośliwie, ale dlatego, że zaczęło brakować mi czasu. Zauważyłam, że część pań , które dawniej przychodziły regularnie, zaczęła pojawiać się ostatnio jakoś rzadziej, pewnie dlatego, że już nie starałam się ich tak bardzo zadowolić jak kiedyś, ale nie przeszkadzało mi to. Bardziej skupiałam się na tym, by uszyć coś ciekawego dla siebie w przerwie pomiędzy spotkaniami z Krzysztofem, pracą, a szyciem dla klientek. Przestałam ubierać się w  ciemne kolory, a zaczęłam nosić  jasne, kolorowe ubrania i krótkie spódniczki odkrywające kolana. Krzysztof lubił mnie taką, był zadowolony gdy wyglądałam elegancko i seksownie. Ja zaś ze wszystkich sił usiłowałam mu się przypodobać. Czasem przesadzałam w moich staraniach, a on lubił to wykorzystywać. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale i tak zrobiłabym wszystko byleby tylko zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
Krzysztof był zaborczym kochankiem. Chciał mnie mieć tylko dla siebie i w ogóle nie krył się ze swoja zazdrością. Czasem nie miała  ona żadnych podstaw, ale ja i tak czułam się winna, kiedy jakiś mężczyzna w sklepie zbyt  długo, albo zbyt natarczywie mi się przyglądał. Nadal przychodził codziennie na zakupy, czasem nawet kilka razy dziennie, obserwował mnie wtedy , a kiedy zauważył, że rozmawiam z kimś zbyt długo jego zdaniem, od razu obrzucał mnie zazdrosnym spojrzeniem. Nie podobało mu się, że zbyt wiele czasu poświęcam szyciu, chciał żebym wszystkie wolne od pracy godziny spędzała z nim. Też tego pragnęłam, nie mogłam  jednak przegonić swoich klientek uzasadniając to tym, że się zakochałam. Wiele razy mu to tłumaczyłam z marnym  skutkiem.
Wieczorami zazwyczaj gdzieś wychodziliśmy, albo spędzaliśmy czas  w jego mieszkaniu, ponieważ u mnie w każdej chwili mógł zjawić się ktoś, by obarczyć mnie kolejną pracą. Zdarzało mi się zostawać na noc u Krzysztofa. Było mi cudownie w jego ramionach i on doskonale o tym wiedział. Kiedy tylko mieliśmy wolny dzień w pracy robiliśmy sobie wypady w góry, albo chociaż za miasto. Wpadaliśmy wtedy do jakiegoś przytulnego pensjonatu, po to, żeby coś zjeść i kochać się całymi godzinami jak szaleni. Po pewnym czasie Krzysztof zaczął wspominać w naszych rozmowach o małżeństwie, co napełniało mnie nadzieją, że już zawsze będziemy nierozłączni i szczęśliwi. Mieliśmy wiele wspólnych tematów i podobne doświadczenia życiowe - z tym, że Krzysztof bardzo źle wspomniał czas choroby swojej żony, kiedy musiał się nią opiekować. Wiele razy powtarzał, że był to najgorszy okres w jego życiu i że kocha mnie najbardziej za to, że jestem zdrowa i sprawna i że dzięki temu nie ma dla dwojga żadnych ograniczeń. Jego słowa martwiły mnie i raniły, obawiałam się bowiem, że jeśli kiedyś zdarzy mi się zachorować  Krzysztof będzie czuł się nieszczęśliwy i zawiedziony. Sama byłam pewna, że gdyby jemu przydarzyłoby się coś złego byłabym przy nim aż do końca. Dla mnie okres opieki nad matka był czasem trudnym, ale twórczym, nie wspominałam go jako czas stracony, ale budujący, przygotowujący mnie na nowe doświadczenia i na to, co dopiero ma nastąpić. A odkąd poznałam swoją prawdziwą miłość zaczęłam myśleć, że jeszcze wiele dobrego nastąpi. Nie myślałam o tym w takich kategoriach jak dawniej, gdy czułam się kimś wyjątkowym, teraz nie chciałam już zbawiać  świata, ani dokonywać niezwykłych czynów, gdyż świat istniejący poza Krzysztofem wydawał mi się mniej ważny, zaczęłam jednak myśleć także o rzeczach, które dawniej wydawały się dla mnie nieosiągalne. Odkąd bowiem mój ukochany zaczął wspominać o małżeństwie pomyślałam, że mogę jeszcze urodzić dziecko. Byłoby cudownie być matką dziecka Krzysztofa. Wciąż było to realne,miałam przecież trzydzieści siedem lat, więc nie byłam jeszcze za stara na macierzyństwo. Nie wspomniałam o tym Krzysztofowi, gdyż obawiałam się jego reakcji. Nigdy nie pytałam go, dlaczego nie zdecydował się na dziecko z pierwszą żoną. Być może z powodu jej słabego zdrowia, albo po prostu, oboje byli na to zbyt wygodni. W ogóle niewiele wiedziałam o jego pierwszym związku, Krzysztof niewiele o tym opowiadał, a ja nie nalegałam. Oboje uważaliśmy, że powinniśmy budować swoją przyszłość na zupełnie nowych fundamentach odcinając się od przeszłości. Podobało mi się to, gdyż nie chciałam być porównywana do jego pierwszej miłości. Chciałam być dla niego tą jedyną, najlepszą, tą, z którą spędzi resztę swojego życia. Mieliśmy dobre podstawy żeby zdecydować się na wspólną przyszłość – każde z nas miało swoje mieszkanie, oboje pracowaliśmy, razem więc powodziłoby się nam całkiem dobrze.
Z czasem zaczęliśmy coraz częściej planować nasze przyszłe małżeństwo. Letni urlop postanowiliśmy spędzić nad morzem. Tam miała zapaść ostateczna decyzja o terminie naszego ślubu, oboje byliśmy jednak zgodni co do tego, że chcemy pobrać się wiosną, kiedy cała przyroda ożywa w cudowny sposób, kiedy wszystko rozkwita ,podobnie jak nasza miłość po to, by mogła trwać i trwać przez długie lata.
Bardzo starannie przygotowywałam się do wyjazdu. Krzysztof rozbudził we mnie kobietę, jego miłość sprawiła, że zaczęłam o siebie dbać, troszczyć się o swój wygląd i dobre samopoczucie. Postanowiłam, że podczas naszego wyjazdu będę wyglądać olśniewająco, dlatego wiele godzin spędziłam na zakupach. Mój ukochany był zadowolony z faktu, że chcę być dla niego piękną kobietą, dlatego często towarzyszył mi podczas biegania po sklepach. Dla siebie też kupił kilka modnych drobiazgów i tak w pełni zaopatrzeni byliśmy gotowi do naszej podróży marzeń. Ostatniego wieczora przed wyjazdem byliśmy bardzo zmęczeni, postanowiliśmy więc porządnie się wyspać, dlatego każde z nas udało si,e od swojego mieszkania. Mimo szczerych chęci, nie mogłam jednak tej nocy zmrużyć oka. Byłam pewna, że zadbałam o każdy szczegół, a jednak coś nie dawało mi spokoju.
Kiedy późną nocą, po raz kolejny przewracałam się na drugi bok w nadziei, że w końcu uda mi się zapaść w sen poczułam, że ktoś pochyla się nade mną. Wiedziałam, że to mój anioł, ale choć wytężałam wzrok nie widziałam nikogo obok łóżka. Byłam oszołomiona jego tak wyczuwalną wizytą. Od dawna o nim  nie rozmyślałam, nie chciałam żeby przychodził, nie pragnęłam już usłyszeć jego głosu, gdyż nie chciałam być kimś kto wyróżnia się spośród pozostałych ludzi, przestałam myśleć o sobie jako o kimś wybranym,  kimś, kto jest wyjątkowy. Wydawało mi się, że sama najlepiej wiem czego mi potrzeba, że nauczyłam się jak być szczęśliwą i nie chciałam tego zmieniać. Nie potrzebowałam już niczyich rad, ani towarzystwa – wystarczał mi Krzysztof, on był teraz całym moim światem, tylko on zaprzątał moje myśli. A jednak pomimo tego, że odepchnęłam go, przyszedł, kiedy nie mogłam spać, kiedy coś nie dawało mi poczucia spokoju, gdy miałam wrażenie, że pomimo wszystkich pozytywnych zmian w moim życiu nadal czegoś mi brakuje, choć nie potrafiłam określić co to takiego. Przysiadł na łóżku, by mi towarzyszyć tej bezsennej nocy, kiedy nie było obok mnie Krzysztofa. I wtedy nagle doznałam olśnienia – poczułam, że bardzo mi go brakowało i zrobiło mi się smutno i jakoś wstyd, bo przecież zastąpiłam go kimś innym,  nie chciałam by był przy mnie, choć obiecał, że nigdy mnie nie opuści. I nie opuścił, to ja go porzuciłam, próbowałam o nim zapomnieć. A on nigdy nie przestał do mnie mówić i teraz też powtarzał, że jestem kimś wyjątkowym i że powinnam o tym pamiętać, niezależnie od tego, co jeszcze wydarzy się w moim życiu.


Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.