Przejdź do głównej zawartości

Posty

Te nowe czasy!

Kim jest kobieta w pomarańczowej chustce kobieta z autobusu która nie mówi tu i teraz jestem. bierzcie mnie w całości albo po kawałku. patrzcie zjadajcie tu jestem ani wesoła ani smutna. nie mam znaków szczególnych ani konta w banku. trudno powiedzieć czy jestem już stara albo za młoda by nosić pomarańczową chustkę na głowie. nie wiem jaka jest pogoda za szybą autobusu. wiem tylko że drzewa oddychają. ciągną równym rzędem spokojnie jednostajnie jak armia ślimaków. nie obejmuję drzew wiem że jest to dobrze widziane przez zwolenników dziwactw choćby zupełnie niewinnych. szczerość nie jest dobrze widziana na portalach społecznościowych ani w autobusach. kim więc jest kobieta obnosząca się ze swoją zwyczajnością. nie powinno jej być w autobusie ani w naszych czasach. to nie na miejscu. niczego nie można wyczytać z jej szarych oczu z których bije pustką. nikt jej nie zauważa nie mogąc nawet zaśmiać się jej w twarz ani odpyskować gdyż mówi tylko do siebie językiem własnej głowy ukrytej za c

Lothar cz. III - VI

III Teraz nad głową Borka tańczyła Sara. Skąd wzięła się pomiędzy członkami plemienia? Nie, Sara tańczyła w jego pokoju na suficie. Otworzył szeroko oczy i uniósł się nieco na tapczanie. Białego nie było już w mieszkaniu, być może obudził się wcześniej i wyszedł. Na stoliku leżała reszta białego proszku, która była przeznaczona dla Radła. Borek strzepnął ją do woreczka, był ciekaw jak potoczą się dalsze losy Lotara i coś podpowiadało mu, że dowie się tego jedynie za pomocą tej tajemniczej substancji, która wywołała u niego te wizje. Wstał i schował woreczek do szuflady. Sara stała teraz na podłodze, spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami. Myślałam, że już nigdy się nie obudzisz. - westchnęła. Spojrzał na jej zgrabną sylwetkę. Przeciągnęła się. Fajna muza. Nabrałam wielkiej ochoty żeby zatańczyć. Chodź tu. – przyciągnął ją do siebie. Opadli na tapczan. Miała na sobie krótki podkoszulek i teraz Borek mógł podziwiać jej jędrny, odkryty brzuszek. Która godzina? - spytał dotykając jej

Klara

W niebie W niebie się byda mioł dobrze, byda se jodoł krupnioki, a jak mi żur zrobiom z grzibow bydom w nim same prawoki, makowki niy yno w Wilijo, rolada niy yno we świynto, a jak mie fest bydzie suszyć piwym popija i miyntom. W brzuchu niy bydzie mie puczyć, fonsok mi już niy dokuczy. Na szychta niy byda sie śpiychoł i staroł sie że mie łodbuczy. Jak bajtel na karasolu byda sie zwyrtoł na chmurach, niy ściepnie mi czopki z głowy deszcz, ani wielko wichura. Niy bydzie mie w szłapy łoziombać, klara niy spoli mie w klata. Z Pon Boczkiym se byda rozprowioł, ze świyntym Pietrym groł w szkata. Czym wiek mom bardzij stateczny tym wiyncyj myśla o tym jako to bydzie tam leżeć we ziymi pod farskim płotym. Yno bych niy chcioł stad łodynść na jesiyń jak idom deszcze, ani bez lato, toż chroń mie przed śmierciom Pon Boczku jeszcze. I choć mono pójda do nieba bo sługa zy mie je Boży, to na tym piyknym świecie chca jeszcze troszka pożyć. Klara Klara je markotn

Lothar cz. I i II

Lothar I Masz coś do picia? - Sara przeciągnęła się jak kotka. Lubił kiedy tak robiła, od razu zaczynał myśleć tylko o jednym. Teraz jednak w pokoju byli jeszcze Biały i Radło. Wagarowali tego dnia i zamelinowali się u niego. Wszyscy wiedzieli, że u Borka jest najlepsza meta. Jego rodziców nigdy nie było w domu. Tata wyprowadził się jakieś cztery lata temu, a mama ciągle pracowała. Rozkręcała tę swoją firmę i całkiem dobrze jej szło, tyle, że dla syna nigdy nie miała czasu. Mam trochę coli za tapczanem, sięgnij sobie. Napiłabym się herbaty – Sara nie dawała się zbyć byle czym, zawsze taka była - przekorna. Nie mam. To idź do kuchni. Nie da rady. – skrzywił się – Mama wkurzyła się o tą kasę, którą jej ostatnio podwędziłem i zamknęła drzwi do mojego pokoju. Teraz nie mam wstępu do tamtej części domu. Dobrze, że masz wyjście na zewnątrz. – zaśmiał się Radło – Inaczej byłbyś całkiem uwięziony. Kurcze! - stuknął się w czoło – Drzwi do kuchni ci zamknęła, to co masz niby jeść? Dała mi t

Pieśniczki - Moji miasto

Moji miasto ( wykonuje zespół „ Jastrzymbioki) I Choć nieświyży luft, choć od spalin smrod ale to je mój i już. Tukyj w dziyń i w noc je gołymbi moc za szybom gruchajom mi. Tam na placu chłop zbiyro słomy snop, a bajtel za ścianom spi. Po co wyjyżdżać daleko stąd, tu je rodzinny dom. Ref. Moji miasto to je Jastrzymbiii - Zdroj moja chałpa, a na pojstrzodku stoł, tukyj gości bez luku zmieści sie. Niech wszyscy wiedzom, że tukyj je gorące serce me. II Tukyj starzik żoł, czorno ziymia roł, a łona słochała go. Gorści wielki mioł, wongel nimi proł, a łon poddowoł mu sie. Tu zdrojowy park, jak łobrocisz kark uczelnia AGH. Po co wyjyżdżać daleko stąd tu je rodzinny dom. Ref. Moji miasto... III Szychta kończy sie, butel przed grubom je do chałpy czas sie już brać. Posłuchać szumu brzoz, woniać zapachy róż, na trowie poleżeć se. Z daleka buczy szyb, lepszy szmakuje chlyb jak w swojim mieście go jysz. Po co wyjyżdżać daleko stąd, tu je rodzinny do

Kolejność

Czy masz pragnienie wojny zamknięte w chudych palcach wykrzywionych od klawiatury mały chłopcze znikąd bo matka poczęła cię z obcym o wielu twarzach z gazet rozłożonych na polowym łóżku w obozie pracy nazywanym rajem tanich sklepów i obolałych pleców. nadchodzą święta. niedługo zimny księżyc przełamany na pół jak opłatek rozpłynie się w twoich ustach. ktoś powie że w realu narodził się właśnie Bóg z nieznanego ojca. nie słuchasz bo jesteś po drugiej stronie krzywego zwierciadła. tam ludzie mają zniekształcone usta. ich myśli zaśmiecają miasta. budują z nich barykady. czy masz pragnienie śmierci blady chłopcze z ekranem zamiast głowy. twój ojciec odjeżdża właśnie pancernym wozem zaciskając karabin i nienawiść w dłoniach. pragniesz rozpłaszczyć jego mózg wzdłuż ciemnej wstęgi ulicy by włożyć mu do czaszki stalowy kawałek siebie. dopiero wtedy spojrzysz matce w oczy tak jakbyś przygniatał ją do własnego łóżka napełnionego drobinami zaschniętych łez i moczu samotnego

Dziwne przipadki Zigusia Kryki cz. III

III Zigusiowo robota. Skończył już Ziguś dwadzieścia rokow i Kryczyno zaczyni łogromnie nalygać, coby se w końcu jako robota znod. Nasi tatulek som już starzi, jo tam niy godom, bo w chałpie sie przidosz, ale ta pyndzyjo, ze kierej żyjymy dlo wszystkich niy styknie. - wajali – A pomyśl yno synku, co by tyż boło, jakby tak tatulek pominyli, przeca choroby swoji majom i żyć wiecznie niy bydom. To je darymne, wszystki twoji kamraty downo robiom, toż choć cie tam z chałpy niy wyciepuja, to roboty musisz se poszukać. Dyć som roztomańte fachy, a tyś je synek mądry i szprytny, jak mało kiery, na pewno bydom z ciebie radzi w robocie – zachwolała jak pozaglondała na jego kwaśno maska. Bo Ziguś Kryka nigdy się do roboty niy polył i ludzie pośmiywali się skuli tego z Krykow. Niejedyn przeca widzioł., jak Kryczyno w ziymi ryła łopatom, coby stromek trześnie przesadzić, a synek yno dzierżoł tyn piyń i w miejscu stoł, abo udeptowoł w kołko ziymia. A jak stary Kryka gnoj wyciepowoł, to Ziguś