Przejdź do głównej zawartości

Te nowe czasy!

Kim jest kobieta w pomarańczowej chustce

kobieta z autobusu która nie mówi
tu i teraz jestem. bierzcie mnie w całości
albo po kawałku. patrzcie zjadajcie
tu jestem ani wesoła ani smutna.

nie mam znaków szczególnych ani konta
w banku. trudno powiedzieć czy jestem
już stara albo za młoda by nosić
pomarańczową chustkę na głowie.

nie wiem jaka jest pogoda za szybą autobusu.
wiem tylko że drzewa oddychają.
ciągną równym rzędem spokojnie jednostajnie
jak armia ślimaków. nie obejmuję drzew

wiem że jest to dobrze widziane przez
zwolenników dziwactw choćby zupełnie
niewinnych. szczerość nie jest dobrze
widziana na portalach społecznościowych

ani w autobusach. kim więc jest kobieta
obnosząca się ze swoją zwyczajnością.
nie powinno jej być w autobusie ani
w naszych czasach. to nie na miejscu.

niczego nie można wyczytać z jej szarych oczu
z których bije pustką. nikt jej nie zauważa
nie mogąc nawet zaśmiać się jej w twarz
ani odpyskować gdyż mówi tylko do siebie

językiem własnej głowy ukrytej za chustką.
to nie normalne. nie w tym autobusie pomiędzy
siedzeniami przyklejonymi do ludzi
pasującymi idealnie do siedzeń w autobusie.





Z domu przy Ptasiej spadają dachówki

jak włosy albo ptasie pióra.

kobieta niesie smak w ustach na drugą stronę tęczy.

na pobliskim cmentarzu ocienione nagrobki.
mchy się na nich lęgną po cichu.
powoli nagrobki stają się omszałe.

ktoś położył doniczkę z zielonym asparagusem
na parapecie domu przy ulicy Ptasiej.

za rogiem na cmentarzu mchy spadają z pomników.

kobieta niesie w ustach smak koperku i mięty.
w dłoni niesie gałązkę asparagusa na drugą stronę tęczy.

przy Ptasiej spadają dachówki na drugą stronę ulicy.


Ach te nowe czasy!

gruba dziewczyna żyje pracą.
płaci komuś kto uczy ją być szczupłą.
nie miała czasu zająć się porodem swojego dziecka.
chce być wszędzie byle nie przy własnej śmierci.

posiadła władzę nad seksem
bo nie ma jej nad jedzeniem.
jest ikoną stylu na własnym wieszaku
bez pobliskich luster i oczu weń wpatrzonych.

lubi nocne zakupy z braku dziennego życia.
kocha gadżety zupełnie nieprzydatne.
podziwia mocne kino niewiadomego gatunku.
posługuje się biegle myślami i językami nieznanych jej osób.

ma wielu przyjaciół dotychczas nie spotkanych.
prowadzi rozmowy bez otwierania ust.
zwiedziła wiele krajów nie wychodząc z hotelu.
potrafi godzinami rozmawiać o pracy której nienawidzi.

gotuje z roślin znanych jej tylko z rysunków.
opowiada barwnie o miejscach i rzeczach nigdy nie poznanych.
czyta wiele książek nie dotykając papieru
zapewnia że kochać można jedynie przez dotyk bez używania serca.

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk...

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.

Bajka o śwince po śląsku

Bajka o śwince                                     Babuć Kulo sie po placu babuć we marasie, rod w gnojoku ryje, po pije w kalfasie, kaj je reszta wopna i stare pająki, co się przipryczyły zza płota łod łąki. Gryzie babuć   wongel jak słodki bombony, po pije go wodom, kaj gebiz łod omy leżoł zmoczony. Woda zzielyniała, skuli tego bardzij mu tyż szmakowała. Zeżro wieprzek mucha,   ślywki ze swaczyny, po ym se po prawi resztom pajynczyny. Godali nom   oma, że nikierzi ludzie som gynau zmazani, choćby te babucie. Dejmy na to ujec, jak przidzie naprany, tyż jak wieprzek śmierdzi i je okulany. Śmiejymy sie z wieprzkow, ale wszyscy wiedzom- kożdego   babucia kiedyś ludzie zjedzą.