XI Marek. Minęło już tak wiele dni odkąd Monika miała ją odwiedzić. Zawsze była daleka od tego, by napraszać się komuś, albo , co gorsza, nalegać na czyjeś odwiedziny. Uważała, że każdy sam powinien decydować o tym, czy chce spędzać czas w towarzystwie drugiej osoby. Ona przyzwyczaiła się do samotności, polubiła ją, dobrze się czuła we własnym towarzystwie, uważała, że wizyty innych ludzi prowadzą jedynie do sytuacji, gdy trzeba się martwić o to, co niepotrzebnie powiedziała i czego mogła uniknąć. Jednak Monika nie była taka, jak większość ludzi, których znała. W jej towarzystwie myślała tylko o rzeczach pozytywnych, bo dziewczyna była pełna ciepła niczego nie oczekiwała i niczego nie narzucała. Przychodziła rzadko, wypiła herbatę, porozmawiała z nią o rzeczach przyziemnych i po prostu odchodziła do swoich zajęć. Była pokrewną duszą, przy której Stefa nie obawiała się o swój wpływ na ludzi. Nie wiedzieć czemu, była przekonana, że nie może jej skrzywdzić w żaden sposób. Tak ...