Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą dla dzieci

Klara

W niebie W niebie się byda mioł dobrze, byda se jodoł krupnioki, a jak mi żur zrobiom z grzibow bydom w nim same prawoki, makowki niy yno w Wilijo, rolada niy yno we świynto, a jak mie fest bydzie suszyć piwym popija i miyntom. W brzuchu niy bydzie mie puczyć, fonsok mi już niy dokuczy. Na szychta niy byda sie śpiychoł i staroł sie że mie łodbuczy. Jak bajtel na karasolu byda sie zwyrtoł na chmurach, niy ściepnie mi czopki z głowy deszcz, ani wielko wichura. Niy bydzie mie w szłapy łoziombać, klara niy spoli mie w klata. Z Pon Boczkiym se byda rozprowioł, ze świyntym Pietrym groł w szkata. Czym wiek mom bardzij stateczny tym wiyncyj myśla o tym jako to bydzie tam leżeć we ziymi pod farskim płotym. Yno bych niy chcioł stad łodynść na jesiyń jak idom deszcze, ani bez lato, toż chroń mie przed śmierciom Pon Boczku jeszcze. I choć mono pójda do nieba bo sługa zy mie je Boży, to na tym piyknym świecie chca jeszcze troszka pożyć. Klara Klara je markotn

Utopek Lojzik

Utopek Lojzik ze Źródlanki. I Na łące Any obok lasu Hermaniok Łąka nad rzeczką Źródlanką. Dookoła rosną kolorowe kwiaty, brzęczą owady. Nad rzeczką stoi utopcula Frida, młoda małżonka Berta, zielona jak młoda trawka, wygląda bardzo łagodnie i uroczo. Frida; Dziś taka piękna pogoda, powinnam być szczęśliwa. Mój małżonek, Bert, dawniej postrach lasu i okolicznych wiosek zbiera kolorowe kwiaty dla mnie, swej małżonki. Już nie czatuje w pobliskich zaroślach na zbłąkanych wędrowców, którzy nieopatrznie zapuścili się w las Hermaniok, aby pochwycić ich w swoje oślizłe dłonie i wrzucić do wody, nie naprzykrza się zwierzętom przychodzącym do wodopoju, nie straszy ptaków, a nawet nie przegania rybek. Teraz utopiec Bert codziennie rano gimnastykuje się przez piętnaście minut, a po południu zawsze pomaga mi suszyć pierzyny na krzewach rosnących wzdłuż rzeki. No, cóż, osiągnął właśnie wiek, w którym każdy porządny przedstawiciel jego gatunku pragnie zostać ojcem i to mnie najbardziej ciesz

Hazok

Baranki Stojom rajom baranki lukate Zaglądajom spod plota na ludzi Idom, idom ludzie z palmami A wiosynka nad nimi sie budzi Niesom ludzie swiyze kocianki Wiosynka je colko w zocy Zaglądajom spod plota lukate baranki Czakajom swiat Wielkij Nocy Hazok W zegrodeczce kole krzoczka Maly hazok swidrzi loczka Czy tyz go niy zejrzom dzieci Z maszketami wartko leci Tu podlozy apluzyna Kurka z cukru…już go niy ma Zajs pokoze się na chwilka Szekuladka tu mo Tilka Maly Hynio mo bombony A ta lalka dlo Iwony Bydom sie radowac dzieci Zajs kaj indzij hazok leci Jajca Siedzom starka schyloni Warzom na twardo jajca Szkubiom szupy z cebule Ciepiom cwikla do garca Siedzom bajtle przi stole Dropiom na jajcach szlaczki Dropiom male kokotki Kwiotka, drobne listeczki Siedzom starka schylono Malujom jajca farbami Pon Boczek Zmartwychwstaly Podzieli nos kroszonkami

Meluzyna ze snu

Meluzyna ze snu. I Tego dnia Meluzyna była już bardzo zmęczona. Nie ma się czemu dziwić, wymiotła przecież dwanaście wysokich kominów z czerwonej cegły, około trzynastu zwykłych kominów na dachach chat, zapukała do mnóstwa okien i przez całe dwanaście minut wirowała w konarach leśnych drzew, a jej ciemna, roztrzepana czupryna sama pozaplatała się w cienkie warkoczyki przeróżnej długości. To ci dopiero wyczyn! - Zaparzę nam malinowej herbatki, zasłużyliśmy chyba na taki rarytas , prawda? - zwróciła się wieczorem do zaspanego Bzionka, który dopiero co wylazł spod łóżka. Choć każdy mieszkaniec tej bajki wiedział, że Bzionek był leniwy i po całych dniach wylegiwał się pod łóżkiem pomrukując sobie z cicha, to Meluzyna o swej wietrznej pracy zawsze wyrażała się w liczbie mnogiej nie chcąc urazić przyjaciela, bo dla Bzionka leżenie pod łóżkiem i mruczenie było pracą jaką wykonywał. Podobnie jak dla Beboka pracą było zatykanie kominów, robienie dziur w dachach, zaplątywanie koron drzew

Złoto przinosi śmierć

Złoto przinosi śmierć Kiejś rozprowiały w Połomii starki o trzech karlusach łod jednyj matki, o trzech bracikach fest urodziwych, ale chacharach na złoto chciwych, co im śmierdziała bardzo robota, za darmo chciało sie synkom złota. Roz tyż se idom i rozprowiajom, kierego łokraść tym razym majom. Wtym widzom z dalsza kole strumyka pochylonego nisko starzika, co krykom piere kupa piniyndzy. – Łobejrzcie bracia! Podźcie tu pryndzyj!- woło tyn piyrszy. Flot lecom wszyscy. – Czamu pierecie hołda piniyndzy!? Lepszy ich dejcie nom – grzecznie proszom. – Ale piniondze te śmierć przinoszom- pado tyn starzik – tymu ich piera. Śmiejom się synki – mocie ich tela, że yno szczynści dać mogom wielki, szumne pałace, szykowne frelki, dobre jedzyni i piykne szaty. – Ja, godo starzik – je żech bogaty. Jak chcecie, biercie ta kupa cało, bo mie sie złota już odechciało. I poszoł starzik se drogom dali, a synki złoto w kapsy zbiyrali. Ale jak yno go pozbiyrali, to miyndzy sobom się wadzowali.

Czarci las

Czarci las I Joachim z zębami - Och, laboga, a cóż złego zrobiłam, że takie nieszczęście spotkało mojego syneczka! - biadoliła mamulka pochylając się nad kołyską małego Joachimka. Stara sąsiadka Byzdrowa pocieszała ją jak mogła: - Nie frasujcie się Anno, przecie to jeszcze nie koniec świata. Zdarzały się przypadki, że i po cztery zęby przebiły się niemowlęciu nowonarodzonemu i nic złego się nie stało.. O, chociażby taka Jadwiga z Mszany, też miała ząb trzonowy od urodzenia. I co z tego wynikło? Zielarką została, ludziom pomaga. Nie każdy więc urodzony z zębami, jak widzicie strzygoniem, albo czarnoksiężnikiem się staje. Wasz synek może wyrosnąć na dobrego i porządnego człowieka, może owczarzem być, albo uzdrowicielem. Mamulka jednak była niepocieszona. - Tak uważałam będąc jeszcze z moim syneczkiem przy nadziei. Nigdy nie przechodziłam pod sznurami żeby pępowina dziecka nie zadusiła, ciepłego garnka nie opierałam na brzuchu, żeby łatwiej się dziecku rodziło. Żebym się w jaką ż