Przejdź do głównej zawartości

Meluzyna ze snu

Meluzyna ze snu.

I

Tego dnia Meluzyna była już bardzo zmęczona. Nie ma się czemu dziwić, wymiotła przecież dwanaście wysokich kominów z czerwonej cegły, około trzynastu zwykłych kominów na dachach chat, zapukała do mnóstwa okien i przez całe dwanaście minut wirowała w konarach leśnych drzew, a jej ciemna, roztrzepana czupryna sama pozaplatała się w cienkie warkoczyki przeróżnej długości. To ci dopiero wyczyn!
- Zaparzę nam malinowej herbatki, zasłużyliśmy chyba na taki rarytas , prawda? - zwróciła się wieczorem do zaspanego Bzionka, który dopiero co wylazł spod łóżka.
Choć każdy mieszkaniec tej bajki wiedział, że Bzionek był leniwy i po całych dniach wylegiwał się pod łóżkiem pomrukując sobie z cicha, to Meluzyna o swej wietrznej pracy zawsze wyrażała się w liczbie mnogiej nie chcąc urazić przyjaciela, bo dla Bzionka leżenie pod łóżkiem i mruczenie było pracą jaką wykonywał. Podobnie jak dla Beboka pracą było zatykanie kominów, robienie dziur w dachach, zaplątywanie koron drzew w supły trudne do rozplatania i inne czynności mające na celu utrudnianie pracy Meluzynie. Bebok w przeciwieństwie do Bzionka nie mieszkał w domu Meluzyny, bo gdyby tam mieszkał, to nie miałoby sensu podglądanie jej i szpiegowanie przez niedomknięte okno, albo przez dziurkę od klucza, bo wtedy to Meluzyna miałaby Beboka na oku, a nie na odwrót.
Mieszkał więc sobie Bebok czasem w psiej budzie, albo w domu szpaka na pobliskim drzewie, a czasem mieszkał z kurami na grzędzie, bo jako szanujący się szpieg nie mógł mieszkać zawsze w tym samym miejscu.
Piła sobie Meluzyna herbatkę malinową z cukrem, a Bzionek pił herbatę gorzką, bo nie lubił cukru, Bebok podglądał ich przez niedomknięte okno, kiedy nagle drzwi ze zgrzytem otworzyły się i stanął w nich chłopiec w jasnoniebieskiej piżamie upstrzonej niewielkimi czerwonymi grochami.
W wiosce wietrzonej bardzo dokładnie, codziennie przez Meluzynę mieszkały wielkouche zające, szpiczastouche myszy, dlugouche jamniki, bezuche pająki, ale nie było tam ani jednego chłopca, dlatego gospodyni bardzo zdziwiła się pojawieniem niezwykłego gościa. Niezrażona jednak tym, ze nieznajomy przybył wieczorem, kiedy chciała właśnie odpocząć i to w piżamie jakby miał zamiar nocować u Meluzyny zaproponowała mu od razu kubek malinowej herbaty, na co chętnie przystał.
- Skąd wziąłeś się w moim domku? – zapytała kiedy już rozsiadł się wygodnie w fotelu i sączył wolnymi łykami herbatę przyglądając się pomrukującemu z nudów Bzionkowi.
- Ze snu – odpowiedział
- Czy to ja śnię o tobie? – zapytała zdziwiona wietrznica – Wydawało mi się, że piję herbatę i jeszcze nie położyłam się do łóżka.
- Nie, to ja śnię o tobie. – odpowiedział uprzejmie chłopiec.
- To dziwne, – westchnęła – pierwszy raz mi się to zdarza, ale skoro już jestem w twoim śnie, to może chciałbyś zwiedzić moją bajkę?
- Chciałbym! – ucieszył się – W moim świecie czuje się samotny, moi rodzice ciągle pracują, a w szkole też nie jestem lubiany.
- Dlaczego? – zdziwiła się.
- Nie jestem pewien, ale myślę, że chyba dlatego, że jestem taki nieśmiały. A pierwszego dnia w szkole tak bardzo bałem się, że zmoczyłem spodnie. Teraz koledzy wołają na mnie :
„ Siusiumajtek” i nikt nie chce się ze mną bawić.
- Nie martw się, – pocieszyła go Meluzyna – ja się z tobą pobawię, chcesz?
- Bardzo chcę – ucieszył się.
- Więc chodźmy! – złapała go za rękę i uniosła się w powietrze ciągnąc chłopca za sobą w powietrzu. – Pilnuj domu Bzionku! – zawołała do współlokatora wylatując z chłopcem przez otwarte drzwi.

II

Kraina Meluzyny była nadzwyczaj piękna. Prawie cała bajkę zajmowała malowana wioska z niskimi, kolorowymi domkami pokrytymi żółtymi, albo brązowymi dachami z wysokimi kominami, rzeka cienka jak wstążka do pakowania prezentów, ale podobno bardzo głęboka i las z szerokimi koronami drzew liściastych, z których każde było innego gatunku, szerokości i wysokości. Resztę zajmowała plaża, bo Meluzyna lubiła czasem pląsać w suchym piasku, by potem patrzeć jak jego żółte tumany wzbijają się w powietrze. No i oczywiście wszędzie niczym powbijane w ziemie zapałki widniały wysokie kominy z czerwonej cegły służące do czyszczenia ich przez wietrznicę i zatykania ich otworów kamieniami i drobnymi gałązkami przez złośliwego Beboka.
- Sama wymyśliłam sobie całą moją krainę, każdą jej część, nawet mieszkańców. Szkoda, że jest noc i wszyscy teraz śpią w domkach pod nami.
- Nie mogę tu być za dnia, – powiedział chłopiec – bo tylko nocą śpię.
- No tak, oczywiście. – uśmiechnęła się – Trzymaj się mocno, polecimy jeszcze wyżej.
- Nie, proszę. – przestraszył się chłopiec – Postaw mnie na ziemi.
- Myślałam, że wspólnie wyczyścimy jeden z moich kominów ,– zasmuciła się – zobaczysz jaka to frajda nurkować w sam środek głową w dół.
- Nie, boję się – jęknął
- Dobrze, więc postawię cię i będziesz patrzył jak ja to robię.
- Zgoda.
Ale kiedy tylko Meluzyna postawiła chłopca na ziemi i poleciała w gorę, by zanurkować w ciemnym otworze zobaczył jakiegoś okropnego stwora podobnego do wielkiej, plażowej piłki z odstającymi po bokach krótkimi uszami, grubymi nóżkami i rękami, wykrzykującego wielką, bezzębną paszczą jakieś nieartykułowane słowa. Potwór próbował nastraszyć chłopca swymi głośnymi okrzykami i udało mu się to, gdyż przerażony malec począł tak okropnie wrzeszczeć zakrywając twarz rękami, ze biedna Meluzyna próbująca właśnie zanurkować w kominie zawróciła i poczęła odganiać stwora zbliżającego się do niego.
- Nie bój się, to tylko Bebok, który uwielbia straszyć. Teraz jest z pewnością bardzo zadowolony z siebie, od dawna nie udało mu się nikogo tak nastraszyć, wiec z nudów zajmował się szpiegowaniem mnie.
- On był okropny! – rozpłakał się chłopiec – Ja chcę do mamy!
- Uspokój się. – pogroziła mu palcem – Musisz pokonać strach.
- Ale ja nie potrafię – mazał się
- I właśnie dlatego dzieci w szkole nie chcą się z tobą bawi, bo jesteś ofermą.
- Nie chcę być ofermą – łkał.
- I nie będziesz, jeśli pokonasz strach i zanurkujesz ze mną w kominie.
- A Bebok?
- Uciekł. Daj mi rękę – dotknęła go łagodnie.
- Nie chcę wchodzić do tego komina! – krzyknął tak głośno, że w dwóch najbliższych domach zapaliły się światła. W oknach pojawiły się zaspane mordki.
- Co tam się dzieje?!
- Ach, to tylko chłopiec! – zawołała Meluzyna – przyszedł tu w swoim śnie.
Zając, który mieszkał w tym domu wyszedł na zewnątrz i zaczął wypytywać chłopca o powód jego zdenerwowania.
- Też kiedyś byłem tchórzem, – powiedział poważnie zając kiedy chłopiec opowiedział mu o swoich lękach – a już najbardziej bałem się pająków. Nie lisa, nie wilka, których zwykle boją się zające, a wielkich, włochatych pająków. Powiedziałem kiedyś o tym Meluzynie i zabrała mnie do swojej bajki, którą zamieszkują zające, jamniki i pająki. Spotykałem ich tu tak wielką ilość po całych dniach, że w końcu przestałem ich się bać i okazało się, że pająki to bardzo sympatyczne stworzenia. Najlepiej dobrze poznać swój strach, a wtedy może okazać się, że ma on tylko wielkie oczy.
- No, tak – zawirowała z wiatrem Meluzyna – To jak? Wskakujemy do komina?

III

Meluzyna postanowiła uciąć sobie popołudniowa drzemkę, gdy z była naprawdę wycieńczona po całonocnych igraszkach. Niestety choć kilkakrotnie liczyła baranki i przewracała się z boku na bok nie udało jej się nawet zmrużyć oczu, nie mówiąc o zaśnięciu. A to wszystko przez tajemnicze zniknięcie chłopca wczorajszej nocy. Kiedy wreszcie zdecydował się na zanurkowanie w kominie, wzięli rozpęd z powietrza, pomknęli w głąb i wtedy wietrznica poczuła, ze ręka chłopca trzymająca się jej dotąd kurczowo ulotniła się.
Najpierw pomyślała, ze chłopiec wpadł na samo dno komina, ale choć nurkowała w głąb wiele razy tam i z powrotem, opukała wszystkie cegły i penetrowała dno komina, to po chłopcu nie było ani śladu. Przez cały dzień martwiła się o niego do tego stopnia, że nawet baraszkowanie w najgłębszych zakamarkach kominów i rozplątywanie najbardziej zaplatanych gałęzi drzew nie cieszyło jej. Tak minął dzień.
Wieczorem jak zwykle zaparzyła dla siebie i dla Bzionka herbatę malinową. Bzionek akurat wyszedł spod łóżka i patrzył swoimi wielkimi, brązowymi oczami na przyjaciółkę.
- Jesteś smutna. – stwierdził mrużąc swoje wielkie, brązowe oczy. Bebok stał za niedomkniętym oknem i przyglądał się z ciekawością Meluzynie i Bzionkowi.
Drewniane drzwi do izby zgrzytnęły i pojawił się w nich chłopiec.
- Ach, ty! – skoczyła na równe nogi – Martwiłam się o ciebie!
- Przepraszam. – uśmiechnął się nieśmiało – Akurat kiedy nurkowaliśmy obudziłem się, a potem nie mogłem zasnąć.
- Ach, tak, – zaśmiała się – więc chodź ze mną, tej nocy zanurkujemy jeszcze raz. – i to powiedziawszy złapała chłopca za rękę i wy frunęli razem przez otwarte drzwi.
- Pilnuj domu Bzionku! – zawołała na pożegnanie.
Mijali domki mieszkańców tej bajki wywijając fikołki w powietrzu.
- Pokażę ci jak się tarza w żółtym piasku wzbijając w górę tumany kurzu.
Wylądowali na skraju krainy, po czym Meluzyna z okrzykiem: „Hurra!” – zanurzyła się w miękkim piasku.
- Teraz ty! – zawołała krzycząc jeszcze głośniej – Huurrra! Huuurrra!.
- Nie wypada krzyczeć w środku nocy – stwierdził chłopiec. Nie lubił wyróżniać się ani w szkole, ani na podwórku.
- Kto tak krzyczy po nocy?! – z najbliższego domku wybiegła szara , polna mysz z długim, chudym ogonkiem
- Przepraszam. – zatkał sobie ręką usta chłopiec – To Meluzyna krzyczała, ja jestem zbyt nieśmiały i cichy.
- ja też byłam kiedyś za bardzo cicha. – stwierdziła szara mysz – Nazywano mnie „ cichą myszką”, albo mówiono o mnie : „ siedzi cicho jak mysz pod miotłą”. Bardzo chciałam być choć od czasu do czasu hałaśliwą myszą. Z powodu mojej skromności wszyscy mnie ignorowali. Jeśli nawet postanowiłam cos komuś głośno zakomunikować wychodził mi tylko cichutki pisk, na który nikt nie zwracał uwagi. Na szczęście kiedyś spotkałam Meluzynę, opowiedziałam jej o swoich problemach i zaprosiła mnie do tej bajki, gdzie poznałam niezwykle hałaśliwe jamniki mieszkające w kilku kolorowych domkach. Byłam ich najbliższą sąsiadką i nie mogłam już znieść tego, że moi krzykliwi znajomi w ogóle nie dawali mnie, cichej myszce dojść do słowa. Doszło wreszcie do tego, że mówiłam sama do siebie i to tylko nocą. W końcu przełamałam się, zaczęłam krzyczeć na całe gardło wielkim, grubym, donośnym głosem. I ku mojemu zdumieniu wszystkie jamniki ucichły i zaczęły słuchać tego co mam im do powiedzenia. Dobrze jest słuchać innych, ale trzeba mieć też swoje zdanie i nie bać się go głośno wyrażać.
- To jak, wskakujemy do komina?! – zawołała zmęczona już tarzaniem się w piasku Meluzyna,
- Wskakujmy, krzycząc głośno: „Hurrraaa! – zawołał chłopiec i złapał wietrznicę za koniec sukienki gotów do lotu.

IV

- Poczestujesz mnie herbatą malinową? – zapytał od progu chłopiec, kiedy następnej nocy pojawił się w swojej piżamie w domku Meluzyny.
Bzionek zamruczał ze zdziwienia popijając swoją porcję herbaty, a Bebok podglądający Meluzynę zza okna z zainteresowaniem przycisnął swój mały, okrągły nos do szyby.
- Jesteś odważny! – ucieszyła wietrznica – Nie wstydziłeś się poprosić o herbatę.
- Zmieniłem się dzięki twojej bajce. – odparł zadowolony chłopiec – Dzisiaj w szkole zapomniałem ołówka. Na początku wpadłem w panikę. Normalnie udawałbym, że rysuję i wykonywałbym palcami ruchy jak przy kreśleniu ołówkiem. Jednak przypomniałem sobie słowa zająca i myszy, że trzeba mieć odwagę, poprosiłem więc kolegę siedzącego przede mną w ławce o pożyczenie ołówka.
- I co ? – niecierpliwiła się Meluzyna
- I wyjął ołówek ze swojego piórnika.
- I co?
- I pożyczył mi ołówek, a potem zaproponował, żebym usiadł obok niego w ławce. Wyobrażasz to sobie?!
- I co, usiadłeś?
- Tak, okazało się, że to całkiem fajny kolega i wcale się ze mnie nie wyśmiewał. Niepotrzebnie tak bardzo się balem.
- A widzisz. – roześmiała się głośno – Już niedługo zamiast do mojej bajki trafisz do snu o odważnych rycerzach, którzy walczą z groźnymi smokami, ale póki co, chyba możemy pofruwać nad moja bajką?
Przelatując nad cienką strugą błękitnej rzeczki Meluzyna zaproponowała chłopcu żeby spojrzał na niebo.
- Ile gwiazd! – zachwycił się
- Czy chciałbyś dotknąć którejś z nich?
- Chciałbym, ale wiem, że to niemożliwe.
- Bzdura, – zaśmiała się – w mojej bajce wszystko jest możliwe.
- Więc pofruniesz ze mną aż pod niebo, bym mógł dotknąć tej żółtej, najjaśniejszej gwiazdy?
- Sam wzniesiesz się ku niej – zaszumiała z wiatrem.
- Przecież nie potrafię.
- Powiedziałam ci, że w mojej bajce wszystko jest możliwe. – zaśmiała się i puściła rękę chłopca.
- Co robisz?! – krzyknął – Spadnę!
- Nie, jeśli mi zaufasz.
Przez chwilę chłopiec leciał w dół niczym kłoda drzewa.
- Pomyśl, że jesteś lekki jak piórko, pomyśl, że lecisz z wiatrem. – unosiła się nad nim
- Nie mogę.
- Postaraj się.
Zamknął oczy. A potem nagle spojrzał w górę prosto w gwiazdy.
- Chce dotknąć gwiazdy! - krzyknął – Chcę być lekki jak piórko, by móc dotknąć gwiazdy!
I nagle przestał spadać, a zaczął unosić się w powietrzu niczym balon. Czym bardziej pragnął dotknąć gwiazdy, tym wznosił się wyżej i wyżej. Jeszcze chwila i poczuł, że jest ona na wyciągnięcie ręki, biło od niej przyjemne ciepło. Wyciągnął rękę i pogłaskał ją wierzchem dłoni, była mięciutka jak pluszowa poduszka. Meluzyna też podleciała do żółtej gwiazdki i ucałowała ją pieszczotliwie.
- Daj mi rekę! – zawołała do chłopca. - Wyczyścimy jeszcze kilka kominów tej nocy. Widziałam jak Bebok zatyka je suchym sianem i gałązkami.

V

Następnej nocy chłopiec przyniósł znów radosne wieści.
- Dzisiaj bawiliśmy się na wszystkich przerwach z moim nowym kolegom. A kiedy wracaliśmy ze szkoły zaczepił nas wysoki chłopiec ze starszej klasy, który zastawił drogę mojemu koledze, a potem zupełnie bez powodu szturchnął go w bok. Stanąłem w jego obronie, odepchnąłem tego wysokiego, a on ku mojemu zdziwieniu cofnął się i zostawił nas w spokoju. Nie jestem już tchórzem Meluzyno, poznałem mój strach i teraz wiem, że miał on tylko wielkie oczy.
- Wiec ruszajmy nad moja bajkę. Skoro już jesteś odważny, to mam nadzieję, że nie ulękniesz się nurkowania nawet w najgłębszym kominie.
I polecieli tarzać się w żółtym piasku na małej plaży, by wzbijać w górę tumany kurzu, wyczyścili i przepchali zatkane przez Beboka wszystkie kominy w całej krainie, głaskali i przytulali wszystkie żółte i ciepłe gwiazdki na niebie, a nawet kąpali się w cienkiej jak wstążka do pakowania prezentów błękitnej rzece. A kiedy byli już bardzo zmęczeni zabawą postanowili wrócić do domku wietrznicy, by wraz z Bzionkiem napić się ciepłej malinowej herbaty.
- Ach, ten Bzionek, – denerwowała się Meluzyna kiedy sfrunęli z wysoka naprzeciwko drzwi do chatki – nawet nie zamknął drzwi, a okno też jest otwarte na oścież i teraz moje białe, haftowane firanki powiewają na zewnątrz. Pewnie znów siedzi pod łóżkiem , mruczy i nic nie obchodzi go nasz domek.
Weszli przez szeroko otwarte drzwi i wtedy zobaczyli Bzionka skulonego ze strachu, siedzącego pod stolem. Herbata malinowa rozlana kapała małymi, czerwonymi kroplami z blatu na ziemię. Naprzeciwko przerażonego Bzionka stał Bebok z obrzydliwie rozwartą paszczą, wymachiwał swoimi grubymi, krótkimi rękami i straszył nieboraka ile sil.
- Zostaw biednego Bzionka, potworze! – krzyknął z całych sił chłopiec, złapał grubego Beboka za jego krótkie, niezgrabne ręce i wypchnął go na zewnątrz.
Uratowany Bzionek nie posiadał się z radości i na znak wdzięczności ucałował zadowolonego z siebie chłopca.
- Teraz nareszcie możemy napić się w spokoju herbaty – ucieszyła się Meluzyna wytarłszy rozlany napój i zaparzywszy nowego wrzątku.
- Myślę, że stałeś się odważnym chłopcem i już nie potrzebujesz mojej bajki. – zwróciła się do chłopca – Być może już nie zawitasz do mnie więcej w swoim śnie. Będzie mi trochę smutno, ale na szczęście mam swojego, kochanego Bzionka, który zawsze towarzyszy mi podczas picia herbaty malinowej.
Tej nocy zanim chłopiec obudził się zdążył jeszcze wypić dwie pełne szklanki i w przyjemnej atmosferze spędzić na rozmowie resztę czasu z Meluzyną i Bzionkiem.
Wietrznica miała dobre przeczucie, że chłopiec nie wróci już w swoich snach do jej krainy. Choć było jej trochę żal, to gdy pomyślała sobie o wspaniałych snach w bajkach o odważnych rycerzach w jakich teraz przebywał chłopiec odgoniła smutki i postanowiła tej nocy nareszcie porządnie odpocząć. Kiedy jednak zaparzyła dla siebie i Bzionka dwa pełne kubki herbaty malinowej, podczas gdy Bebok stał na dworze i podglądał ją przez niedomknięte okno zobaczyła w drzwiach niską osobę ubraną w długą koszulę nakrapianą żółtymi ciapkami.
- Ty nie jesteś chłopcem! - zawołała – masz długą koszulę i cienkie, czarne warkoczyki.
- Jestem dziewczynką, bardzo nieśmiałą – odpowiedziała nowoprzybyła osoba.
- A skąd wzięłaś się w moim domku?
- Przybyłam tu podczas mojego snu – grzecznie odparła dziewczynka.
- Czy zechcesz napić się ze mną i z Bzionkiem herbaty malinowej?
- Bardzo chętnie! – ucieszyła się.

Komentarze

Prześlij komentarz

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.