Przejdź do głównej zawartości

Posty

Ubożynta

 

Wybuch

  Wybuch. dziś boimy się że nastąpi wybuch. zebraliśmy trupy karaluchów z podłogi. pies wrócił do naszego łóżka. nadal pozwala się drapać za uchem. herbata matki przestała być słodka. matka przystawia do ucha komórkę z ojcem zamkniętym w środku ale on tylko milczy. boimy się coś wybuchnie. a przed wybuchem najgorsza jest cisza. drzewa kwitną po cichu i nieme motyle drapią bezgłośnie powietrze. nocą przychodzi mora i siada nam bezgłośnie na piersiach. rankiem trawa rośnie po cichu czekając aż nastąpi wybuch – kara za nasze grzechy.

Pies i kot

 

Mruk, część XIX

  XIX Za idealnie wypolerowaną przez żonę szybą, zauważył tańczące pojedyncze płatki śniegu – pierwsze tego roku. Najpierw pomyślał, że może to jakieś paprochy z czyjegoś komina, albo pokruszony styropian oderwał się od czyjegoś balkonu – w końcu osiedle, gdzie mieszkał ma już swoje lata, więc to i owo ma prawo się zużyć, tym bardziej, że większość mieszkańców nie dba o swoją własność. Potem jednak, zauważył kolejne białe iskierki spadające z nieba. Po jakimś czasie było już ich sporo i nie ulegało wątpliwości, że to, co początkowo wziął za jakieś paprochy, było śniegiem. Pan Eugeniusz zapatrzył się na spadające płatki. Nudziło mu się ostatnio tak często, że co chwila gapił się bezwiednie w okno starając się nie myśleć o niczym konkretnym. Na działce było zbyt zimno, żeby tam po cokolwiek chodzić – zresztą, zimą nie ma tam nic do roboty – a śnieg świadczył o tym, że zaczęła się ona z całą pewnością. Kiedy wokół hula lodowaty wiatr, a suche rośliny sterczą smętnie strasząc przechod

Od lańcucha do szkowronka.

  Lańcuch Posłochej dobrze, grzeszny człowieku, jak piykno Panna jechała poleku, jechała poleku na małym yjzelku, ze świyntym Jozefym i małym bajtelkiym. Ciśli bez pioski na suchej pustyni, poleku ciśli ku obcej ziymi. W rukzaku Jozef dzierżoł lańcuch złoty - geszyng łod krola, dobrej roboty. I prziszoł wojok od złego Heroda i świynty Jozef podropoł sie w broda, bo wyjom wojok ze kapsy bodzioka, toż Jozef wyjon lańcuch ze pojstrzodka. I doł wojokowi tyn lańcuch ze złota, a wojok poszoł do krola Heroda pedzieć, że Panna i bajtel som w grobie. A łoni z Jozefym poszli dalij sobie. Chachor. Jechała Panna na małym yjzelku ze świyntym Jozefym i małym bajtelkiym , bez wielko pustynio, kaj susza i pioski, niy boło tam rzyki, ani żodnej wioski. Już pić się sromotnie bajtelkowi chciało i klara bajtlowi kitka łodporzała niy boło już wody w bani ani kapki bajtelek mo łobie łodparzone szłapki. I naroz zejrzała chałpka familijo, fest się radowali Jozef i Ma

SŁOWNIK ŚLĄSKI, CZ. VIII

 

MRUK cz. XVIII

  XVIII Jadąc dobrze znajomą drogą, pan Eugeniusz zastanawiał się, czy jedzie w dobrym kierunku i czy dobrze skręcił na rozjeździe. W takim stanie nie powinien w ogóle siadać za kierownicę. To był czarny dzień w jego życiu – gorszy od tego, kiedy potracił bezdomnego. Teraz uświadomił sobie, że przegrał z panem Waldemarem, który w końcu zmusił go do tego, by zaopiekował się jego głupią kobietą. W dodatku, doprowadził do tego, że zupełnie stracił zaufanie do własnej żony, a także był wściekły na jedyną córkę. Po raz pierwszy w życiu, obie kobiety otwarcie zbuntowały się przeciwko niemu. Owszem, zdarzało się, że czasem coś konszachtowały za jego plecami, teraz jednak zaczęły okazywać mu otwartą wrogość. Okradały go rozdając na wszystkie strony jego krwawicę i co najgorsze – już w ogóle nie stosowały się do jego zaleceń. To wszystko tak go wycieńczyło, że o mało nie stracił panowania nad pojazdem na zakręcie. - Zabiję się przez te baby. – mruknął wściekły. Jedynym pocieszeniem było t