Przejdź do głównej zawartości

Posty

MRUK cz. XVIII

  XVIII Jadąc dobrze znajomą drogą, pan Eugeniusz zastanawiał się, czy jedzie w dobrym kierunku i czy dobrze skręcił na rozjeździe. W takim stanie nie powinien w ogóle siadać za kierownicę. To był czarny dzień w jego życiu – gorszy od tego, kiedy potracił bezdomnego. Teraz uświadomił sobie, że przegrał z panem Waldemarem, który w końcu zmusił go do tego, by zaopiekował się jego głupią kobietą. W dodatku, doprowadził do tego, że zupełnie stracił zaufanie do własnej żony, a także był wściekły na jedyną córkę. Po raz pierwszy w życiu, obie kobiety otwarcie zbuntowały się przeciwko niemu. Owszem, zdarzało się, że czasem coś konszachtowały za jego plecami, teraz jednak zaczęły okazywać mu otwartą wrogość. Okradały go rozdając na wszystkie strony jego krwawicę i co najgorsze – już w ogóle nie stosowały się do jego zaleceń. To wszystko tak go wycieńczyło, że o mało nie stracił panowania nad pojazdem na zakręcie. - Zabiję się przez te baby. – mruknął wściekły. Jedynym pocieszeniem było t

Moj z mojom

  Moj z mojom. W czasach , kierych ani nojstarsi staroszkowie niy pamiyntajom chodzoł se Pon Jezus ze świyntym Pietrym po świecie i nauczoł. Jednego razu pogoda boła piykno, aże piykno. Polne leluje aż biole gymbiczki pozawiyrały, coby klara ich niy popolyła, roztomańte chroboczki kryły się do ziymi, a ludziska przerywali robota i lygali do ciynia. Ponu Jezusowi tyż fest sie pić chciało, toż wyglondol za jakom studniom, a już nojlepszy by boło, jakby kole nij rosnyl srogi strom, coby szło pod nim dychnyć, bo na szłapach już sie plynskyrze robiły od deptanio polnych drogach. Wtynczas świynty Pieter ujrzoł łogromnie gryfno dziołszka w polu kole studnie, kiero nabiyrała ciynżki kible wody, a uśmiychniono przi tymu boła, choćby we gorściach dzierżała font piyrzo, a ni taki sromotny ciynżor. Świynty wroz z Pon Boczkiym podeszli bliżyj, a frelka bez godki podała im po szolce wody. Piyknie podziynkowali, a Pon Boczek jeszcze jom poblogosławili za ta posługa. Ciekawe jakigo tyż galana

Płomienie

  Płomienie. tego roku mamy plomienie w sercach. zaczęło się od zgnilizny która się zaparzyła. teraz mamy pożar. przez to nasze serca mają palpitacje i sadza zbiera się w nas. jesteśmy niczym zapchane kominy - .pali się w nas choć brakuje powietrza. tego roku ciągle ktoś rozdmuchuje żar. brakuje nam światła.i ktoś donosi nowe znicze. tego roku znów zbyt mało wiemy. znów pragniemy patrzeć tylko na śmiech naszych dzieci. chyba na nowo zaczynamy rozumieć czym jest szczęście.

Posłaniec z nieba.

 

MRUK cz. XVII

  XVII - Co chcesz jutro na obiad? – pytanie żony nieźle go zaskoczyło, choć wcale nie miał zamiaru pokazywać, iż z tego powodu jego humor poprawił się, choćby o krztę. Niech wie, że jest na nią obrażony. Nigdy nie należał do gadatliwych, uważał, że zbytnie mielenie ozorem zarezerwowane jest dla głupców, którzy nie zastanawiają się nad wypowiedziami – teraz tym bardziej, nie miał zamiaru szafować słowami. Skupił się nad tym, by pokazać pani Wiesławie, jak bardzo uraziły go jej uwagi na temat zmarłego Waldemara i jego domniemanej winy w sprawie jego zgonu, nie wspominając już o bezpodstawnych podejrzeniach na temat jego, niby romansu z panią Jolantą. Kiedy o tym myślał nadal wszystko się w nim trzęsło, dlatego celowo od razu nie odpowiedział na jej pytanie. Wpatrywał się w ekran monitora udając, że jest zafascynowany swoją grą, nawet kliknął kilka razy myszką, pokazując w ten sposób, że wirtualny świat pochłonął go całkowicie. Żona postała przez chwilę w progu, w końcu wycofała się

Mora

 

Mruk cz XVI

    XVI   - Czy to twoje dziecko? – to pytanie omal nie zwaliło go z nóg. Nie dość, że w końcu nie bez oporów zwierzył się żonie ze swoich przeżyć, kosztujących go tak wiele zdrowia, to jeszcze pani Wiesława oskarża go o tak niedorzeczne sprawki, że pomimo całego wycieńczenia zachciało mu się śmiać. Znów okazało się , że miał rację myśląc, iż tak prosta kobieta,   jak jego żona,   nie jest w stanie zrozumieć   tego, co przeżywał. Gdyby nie chęć   odzyskania spokoju we własnym domu, nigdy nie zdecydowałby się na tłumaczenie tej kobiecie ze swojego zachowania. Jest przecież wolnym człowiekiem, ma więc prawo chodzić dokąd chce i kiedy chce. Niestety jego żona w swym prostym rozumowaniu, nie potrafiła tego pojąć i uparcie okazywała mu otwartą wrogość, podkreślając ,że jej zachowanie nie zmieni się, dopóki on nie wytłumaczy się z tego, co robił i gdzie przebywał w ostatnim czasie. Co gorsza, córka   wzięła stronę matki i pomagała jej w naciskaniu własnego ojca, by tłumaczył się pr