Przejdź do głównej zawartości

Posty

Stacjas XIII Pon Boczek syjmniony z krziża.

Stacja XIII Uciyrają ciompa, sztyjc cie obciyrajom, klupiom cie po puklu – bezmała ci przajom. Czoszom twoji szkuty, choćby boły cudze. Pojeść ci dowajom jacyś cudzi ludzie. Ty, jak sztajfny kulok, cołki rozciągniony z przilepionom maskom, leżysz uśmiychniony i rozkłodosz rynce bardzo zchacharzone, gorści przebodzone, szłapy poranione od starej egzymy. Kuckosz, jak nojynty, a Anioł nad tobom godo, zejś je świynty. Syjmujom cie z pryka, jak Pon Boczka z krziża, niesom cie do siyni, mijosz siebie w dźwiyrzach. Pasujom do skrzinki twoji chude kości, a ty sie uśmiychosz do swoich starości, bo tys je jak rzeka, swoji prądy miywosz, dali żejś je sobom, choć sie niy odzywosz. Furgosz nad szłapami, nad karkiym, nad głowom, je żejś taki sztajfny, a dali żejś sobom.

Stacja XIII. Pan Jezus zdjęty z krzyża

Stacja XIII. Pan Jezus zdjęty z krzyża ktoś kiedyś przebił ci bok za pomocą plastikowej rurki. ktoś próbował zamrozić ci krew w żyłach za pomocą lęku. chciałeś przetłumaczyć radość cierpienia kiedy ktoś pochylał się nad twoją twarzą widząc tylko światło. jesteś rzeką.   nie można jej zwijać   ani przesuwać. ktoś wiele razy próbował kalać jej nurt. ktoś nadal przechodzi na drugi brzeg.   brodząc rani własne ciało – kropla krwi miesza się z kroplą potu. ktoś zlizuje swój ból.   czy potrafisz rozłożyć ramiona nie poddając się prądom?   iść po ruchliwej ulicy z zawiązanymi oczami. pokochać cudze historie odwracając wzrok od własnego życia . rozkładasz ramiona jak skrzydła. jesteś przeźroczystym ptakiem który spadł z drzewa. inni patrzą na ciebie z dołu stojąc nad tobą. nikt nie zdoła cię okaleczyć   kiedy wkraczasz w ciemny chłód ukryty w jaskiniach   twoich gasnących oczu.

Stacja XII Pon boczek umiyro na krziżu.

Stacja XII Brakło sztromu w doma, Hanrich szukoł świyczki, wtynczas zejrzoł w szranku dwie małe krzineczki, a w nich stare pisma od jego niebogi. Wtynczas wyjon pisma, czytoł ich roz drugi. Pojon co w nich stoło przi drugim czytaniu i terozki wiy już, że zajś czakoł na ni. Pisma od niebogi zza grobu posłane, drugi roz szkryflane, po drugi czytane. Cofają sie wajzry we starym zygorze, Ślubno zajś je mlodo, wszystko zajś być może. Czy je na zakryncie, czy na końcu drogi? Mono swiat sie zaczon dlo jego niebogi? A łon, jak nasiono dziepiyro kiełkuje. Śmiertka ni ma końcym – fest to Hanrich czuje

Stacja XII. Jezus umiera na krzyżu

Stacja XII. Jezus umiera na krzyżu są listy które dopiero po latach przychodzą po raz kolejny. w środku tygodnia pomiędzy jedną godziną a drugą coś do nas dociera. litery układają się w słowa czas wędruje w odwrotną stronę. ktoś kiedyś mieszkał w tym domu ktoś tu właśnie umiera po raz kolejny. moje życie znów wychodzi na ulicę. tylko ja widzę w tej chwili że cofanie zegarów może być udręką i radością jednocześnie. śmierć jest jak poród. ktoś właśnie pisze do mnie ten sam list   po raz kolejny. dopiero odchodząc czytam go ze zrozumieniem.

Stacja XI Pon Boczek przibity do krziża

Stacja XI Dziołcha je uparto, chce przetwać boleści, skuli tego kwiotek w bladej gorści pieści. Zaglondo bez szyba na swoja zegroda, pieści w gorści kwiotek, fest go je ji   szkoda. Kwiotek i tak uschnie, jak łona we pryku, sztyjc w tej samej izbie, sztyjc jedyn luft dycho przibito do miejsca na jednej delowce. Jak je trocha lepszo, tam i nazod depce. Przicisko do szyby nos zimny i mokry, sztyjc w tej samej izbie, sztyjc w tym samym łoknie.

Stacja XI. Pan Jezus przybity do krzyża

Stacja XI. Pan Jezus przybity do krzyża bańki deszczu tańczą podbijane wiatrem. fontanna kwiatów układa się w puchowy dywan w zagłębieniu kałuży. dziewczyna przykłada zimny nos do szyby. oddycha spadającym kwieciem. deszcz tętni w jej żyłach. śmierć stoi za jej plecami. śpiewa głosem poranionego owada uderzając o szyby. ból zamieszkał w jej domu. dziewczyna jest jego matką połyka go szlocha w niej deszczem. wyje zasypiając gdy niebo wolno zlewa się z ziemią.

Stacja X Pon Boczek sebleczony z lontow.

Stacja X Kiejś tu gorało, stromy jynczały z wielkij boleści. Sagi zostały yno korzynie.  Terozki woda tu yno płynie w małej krzipopie pełnej marasu. Wielaż potrzeba tyż bydzie czasu, niż przidzie tukyj jyż, ptok przileci, niż piykno klara w gorze zaświyci. Kiejś tu strach miyszkoł, ziymia jynczała, tu sago ziymia z gańby gorała.