III
Na dworze od
rana padało. Poprzedniego dnia, pan Eugeniusz zaplanował sobie, że będzie
reperował ławkę . Miała ona już trochę lat i jedna z desek służących za oparcie
trochę się poluzowała. Przygotował więc sobie wkrętarkę i śruby, by za pomocą
odpowiednich narzędzi unieruchomić deskę. Było to dla niego ważne, ponieważ
ławka była miejscem jego wypoczynku - usytuowana pod sporych rozmiarów gruszą,
dawała cień i dobre miejsce do obserwacji, zarówno swojego niewielkiego ogrodu,
jak i posesji sąsiadów.
Siedząc na
niej, pan Eugeniusz czasem denerwował się widząc, jak ludzie zza płotu marnują
czas spacerując tam i z powrotem, lub wylegują się na kocach, podczas, gdy ich
rabaty wymagają pielenia, a trawniki aż proszą się o koszenie. Jednak mimo tych
wszystkich rzeczy, które skutecznie psuły mu humor, ławka dawała jakieś
wytchnienie po dobrze wykonanej pracy. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego,
że staruszka odsłużyła już swoje, będąc narażoną na deszcz, śnieg i inne
niepogody, jednak będąc człowiekiem oszczędnym, który zawsze starał się
podejmować mądre decyzje uznał, że można ją jeszcze podratować.
Niestety, po
podjęciu tej ważnej dla niego decyzji, pogoda
bardzo się popsuła i i na dworze
od rana wszystko było mokre od deszczu, nie wyłączając ławki. Jak wiadomo,
mokrą deskę lepiej pozostawić w spokoju do wyschnięcia, a tu – deszcz jak
padał, tak pada, choć pan Eugeniusz był
już po obiedzie, po którym czuł się zrelaksowany i dlatego chętnie
zrobiłby coś pożytecznego - na przykład zreperował ławkę.
- Człowiek
nigdy nie może robić tego, na co ma ochotę. – mruknął do siebie, po czym
włączył swoją grę komputerową.
Tego dnia
swoją wizytą zaszczyciła rodziców córka Mariola. Pani Wiesława zawsze bardzo
cieszyła się przed jej przyjściem. Mariolka była jedynaczką, którą, jak zawsze
uważał pan Eugeniusz, matka niepotrzebnie rozpieszczała, dlatego córka wyrosła
na miękką i leniwą kobietę, podobną do jego żony. Nawet męża nie potrafiła
sobie odpowiedniego wybrać. Co prawda, ojciec nie narzucał jej swojego zdania w
sprawie wyboru towarzysza życia, jednak liczył na to, że jego zięć będzie
człowiekiem inteligentnym, sprytnym, oszczędnym, silnym i majętnym. Niestety,
zięć okazał się być nieudacznikiem i słabeuszem, który nie potrafił nawet
zmajstrować mu wnuka. Mariola była zamężna od czternastu lat i nadal
pozostawała bezdzietna. Kiedyś pan
Eugeniusz podsłuchał rozmowę córki z żoną, kiedy Mariolka opowiadała o tym, że leczy tą swoją bezpłodność, jednak
jej ojciec i tak wiedział swoje. Całą winę za brak potomstwa w rodzinie córki
ponosił zięć, co było sprawą oczywistą, gdyż
wystarczyło na niego spojrzeć – cichy nieudacznik o głupkowatym wyrazie
twarzy i jeszcze głupszym imieniu. Bo, który normalny facet ma na imię
Fryderyk? Takie imię pasuje do pianisty, albo do jakiegoś innego artysty, a nie
do kogoś, kto pracuje w branży budowlanej i jest normalnym , zdrowym, żonatym
mężczyzną, który musi utrzymać swoją rodzinę i zadbać o jej byt i
bezpieczeństwo. Zdaniem zaś, pana Eugeniusza, ten Fryderyk nie nadawał się do
żadnej z tych rzeczy. Zarabiał niewiele,
czego nie dało się ukryć, gdyż mieli z córką zaledwie dwa pokoje z kuchnią,
podczas, gdy pan Eugeniusz, który był emerytem i miał niepracującą żonę na
utrzymaniu, posiadał trzy pięknie umeblowane pokoje i kuchnię, nie wspominając
o działce rekreacyjnej za miastem i garażu. Fryderyk zaś, nie tylko, że nie
miał działki - z tego prostego powodu, że był leniem, to jeszcze w ogóle nie
potrafił obchodzić się z pieniędzmi, gdyż co roku z żoną, którą owinął sobie
dokoła palca, tak, że całkiem zdziecinniała, jeździli na jakieś bezsensowne
wczasy, gdzie po całych dniach wylegiwali się i tracili oszczędności na niepotrzebne
rzeczy. To wszystko i jeszcze wiele innych spraw denerwowało jej ojca do tego
stopnia, że nie towarzyszył kobietom przy stole, gdy prowadziły te swoje głupie
rozmowy przy kawie. Wiedział, że wciąż plotkują i narzekają, dlatego teraz z
przyjemnością oddał się swojej grze, czekając, aż im się znudzi to czcze
gadanie i córka wróci do tego swojego
półgłówka, Fryderyka.
Zięć
doskonale wiedział, jakie jego teść ma o nim zdanie - być może nawet wspomniał
mu kiedyś coś na ten temat, dlatego
prawie nigdy nie towarzyszył żonie podczas wizyt u rodziców.
Pan
Eugeniusz ziewnął po raz kolejny. Ten dzień należał do mniej
udanych – nie dość, że nie zreperował ławki, to jeszcze jego nieznośna córka
odwiedziła swoją, równie nieznośną matkę i kłapała ozorem tak głośno, że chyba
wszyscy sąsiedzi musieli sobie zatykać uszy.
Na szczęście
pan Eugeniusz potrafił wyłączyć się i myśleć o czymś zupełnie innym, nie
zwracając uwagi na to, co opowiadały rozgadane kobiety. Dopiero po jakimś
czasie zrozumiał, że córka zwraca się do niego, gdyż uporczywie spogląda w jego
stronę gestykulując zawzięcie.
- Tato,
pytałam o coś! – powtórzyła zapewne po raz kolejny, co rozdrażniło pana
Eugeniusza, gdyż pomyślał, że niedługo zupełnie ogłuchnie od tego paplania.
- Tak? –
ziewnął znowu, żeby uświadomić jej, iż jest zmęczony i powinna się streszczać,
albo najlepiej wrócić do męża. Niech lepiej on wysłuchuje jej wywodów.
- Pytałam,
co z tym mężczyzną, którego potrąciłeś w zeszłym miesiącu. Czy wrócił do
zdrowia?
- A, co to
za różnica?! – zdenerwował się.
Nie dość, że
ten człowiek kosztował go tyle nerwów i zdrowia, nie wspominając o kosztach,
które musiał ponieść, żeby doprowadzić auto z powrotem do stanu perfekcji, to
jeszcze miałby się martwic o jego stan zdrowia? Zresztą, z pewnością nic mu się
nie stało. Tacy ludzie, jak on wiecznie wchodzą komuś pod samochody, albo łamią
nogi na prostej drodze.
- Jak to?! –
Mariola zdawała się być oburzona, co zdumiało jej ojca.
- Co?...Jak
to. – wzruszył ramionami.
- Uważamy z
mamą , że powinieneś zainteresować się
tym, czy powrócił do zdrowia.
-
Wy…uważacie? – teraz, to pan Eugeniusz poczuł się oburzony i obrażony faktem,
że kobiety, które tak naprawdę na niczym się nie znają, nic nie robią i w
ogóle…nie mają o niczym pojęcia, chcą udzielać mu rad. – Nie było was , gdy ten
bezdomny uszkodził mi auto, ani kiedy przeżyłem wielki stres związany z tą
stłuczką, wiec nie próbujcie przyprawiać mnie o poczucie winy. Byłem na
posterunku policji, gdzie udzieliłem stosownych wyjaśnień, nikt mnie tam o nic
nie oskarżył i nikt dotychczas, więcej nie dzwonił do mnie w tej sprawie.
Kloszard sam spowodował wypadek, bo nie zastosował się do przepisów ruchu
drogowego, sam jest sobie winien i jeszcze powinien się cieszyć, że nie musiał
ponosić kosztów szkód, na jakie mnie naraził.
- Z czego
miałby ci je pokryć? – teraz jeszcze pani Wiesława wtrąciła się do rozmowy.
- Co mnie to
obchodzi? Tacy jak on, mogliby chociaż
odpracowywać szkody. Zresztą, nie będę z wami o tym dyskutował, na niczym się
nie znacie, nie macie pojęcia o tym, co tam się wydarzyło, więc nie zabierajcie
głosu na tematy, które was nie dotyczą. A ty, – tu zwrócił się do żony – zajmij
się lepiej obiadem. Tylko plotki ci w głowie i marnotrawienie czasu! – machnął
ręką zrezygnowany.
Ta uwaga
chyba poskutkowała, bo pani Wiesława opuściła głowę i więcej się nie odezwała,
córka zaś zaczęła zbierać się do wyjścia.
Z
pobliskiego parkingu za oknem dał się słyszeć odgłos silnika samochodu. Pan
Eugeniusz pomyślał, że to być może zięć przyjechał po córkę, dlatego wyjrzał przez
okno. Ze zgrozą zobaczył tam jednak
jakiegoś mężczyznę, który pośpiesznie wysiadł z auta, a następnie
wytaszczył z niego jakiś sporej wielkości worek i zamaszystym ruchem wrzucił go
śmietnika.
- Skandal! –
zwołał pan Eugeniusz.
Obie
kobiety, które wyszły już do przedpokoju, gdyż Mariola zaczęła zakładać buty,
zamarły bez ruchu.
- Co się
stało? – po krótkiej chwili, pani Wiesława stanęła w drzwiach, jednak mąż w
ogóle nie zwracał na nią uwagi.
Mężczyzna
szybko zmierzał z powrotem do swojego samochodu, jednak wzburzony lokator
zdążył posłać mu jeszcze wiązankę przekleństw. Mężczyzna nie zareagował na
wyzwiska, które posypały się pod jego adresem, wsiadł do auta i po prostu
odjechał. Pan Eugeniusz był jednak zbyt wzburzony, by nie wyrazić swojego zdania
na jego temat, na całe osiedle.
- Zwyczajny
cham, wychowany z pewnością w chlewie, skoro nie wie, że nie podrzuca się
swoich świństw do cudzych kontenerów!
Jacyś
ludzie, którzy przechodzili akurat po chodniku wzdłuż parkingu, zadarli głowy
przysłuchując się mężczyźnie stojącemu w oknie. On jednak nie speszył się
wcale, widząc, że ciekawscy przechodnie uśmiechają się lekceważąco. Tym
bardziej postanowił zwrócić uwagę całemu światu na to, że nie można postępować tak niegodnie, jak uczynił
to człowiek z samochodu.
-
Przychodzi, taki na cudze osiedle i śmieci swoje podrzuca! – jego głos zadrżał
od nadmiaru wrażeń – Nie będę płacił za wywóz śmieci, skoro jacyś obcy wrzucają
do mojego kontenera swoje brudy. Zaraz zadzwonię do spółdzielni.
I tu, z
wielką mocą zatrzasnął okno, a do stojącej w progu żony, przestraszonej jego
wybuchem złości dodał:
- Trzeba
zwrócić uwagę tym patałachom ze spółdzielni, że obcy podrzucają im śmieci. Ktoś
powinien tego pilnować.
- Mają
zatrudniać ludzi do pilnowania kontenerów? - pani Wiesława postukała się
wymownie po czole, po czym wróciła do przedpokoju, żeby pożegnać się z córką.
Pan
Eugeniusz widząc jak lekceważąco potraktowała jego słowa, dodał zdając sobie
sprawę z tego, że mówi już tylko do siebie.
- Gdyby inni mieszkańcy interesowali się tym,
co tu się dzieje, nie dochodziłoby do takich sytuacji.
Komentarze
Prześlij komentarz