Przejdź do głównej zawartości

Wampirzyca cz. XIV


XIV Agnieszka.
Wstała późno. Jednak nocne życie pomagało na bezsenność. Tej krótkiej nocy nie obudziła się ani razu, choć śnili jej się zmarli. Taki sen wcale jej nie zdziwił – odkąd  duchy przestały nawiedzać jej dom o różnych porach, przychodziły nocą. We śnie zmarli byli bardziej aktywni i widoczni. Nie ukazywali się, jako cienie, a jako ludzie dokładnie tacy, jakimi ich zapamiętała. Czasem coś do niej mówili, rankiem jednak rzadko pamiętała co chcieli jej przekazać. Tym razem w ich towarzystwie zobaczyła Monikę. Przeraził ją ten widok, sprawił, że po przebudzeniu czuła się przybita i nie miała na nic ochoty, choć poprzedniego dnia, zaglądając do lodówki uświadomiła sobie, że świeci już pustkami. Powinna ubrać się i pójść na zakupy. Może w sklepie dowie się czegoś o Monice, mogłaby też pójść zajrzeć na tablicę informacyjną, obok kościoła, gdzie zazwyczaj wywieszano klepsydry. Bała się jednak, że zobaczy tam jej nazwisko.
Zajrzała do szafki w poszukiwaniu herbaty, na szczęście zostało jeszcze kilka torebek dzikiej róży. Postanowiła zaparzyć sobie  szklaneczkę, skoro w lodowce nic nie ma , a pieczywo skończyło się zupełnie. W międzyczasie zadzwonił telefon. Podskoczyła z wrażenia na dźwięk sygnału, od razu pomyślała, że jednak Monika, cała i zdrowa chce się z nią skontaktować.
Po drugiej stronie jednak usłyszała glos Erny.
- Szczynśc Boże, ciotko! Widziałach sie z waszom sąsiadkom Traudkom.
Kiedy usłyszała imię wścibskiej kobiety, od razu wpadła w jeszcze większe przygnębienie.  Z pewnością Traudka plotkowała na jej temat, inaczej Erna nie zadzwoniłaby tak niespodziewanie. Od razu po głowie przeszły jej najczarniejsze myśli, a wiele z nich związanych było  z osobą Moniki. Nie myliła się zbytnio -  choć właściwie Erna  nie dzwoniła z najgorszą wiadomością, jaką mogła sobie wyobrazić. Okazało się, że Traudka wypaplała siostrzenicy, iż od wielu dni nie widziała u Stefy Moniki i teraz martwi się o to, czy ma jej kto zrobić zakupy, tym bardziej, że nie zauważyła żeby sąsiadka ostatnio wychodziła z domu.
- Monia była u mie wczoraj – skłamała gładko. – Ta plotkula tyż roz niy przywachowała i już narobiła larma.
- Nic nie narobiła. – Erna postanowiła od razu załagodzić sytuację – Staro się o was, a jo chca spytać, czy niy potrzebujecie jakich sprawunków.
- Wszystko mom! – zapewniła – Monika była wczoraj i zawiozła mie tyż do dochtora – dodała, chcąc na zapas uniknąć dodatkowych pytań.
- To dobrze – ucieszyła się Erna. – I co? Zdrowiście som, ciotko?
- Jak na moi lata nienajgorzyj, ale  dobrze tyż wcale – dodała, żeby Erna nie pomyślała czasem, że skoro jest takla zdrowa, to może zawsze brać udział we wszystkich rodzinnych uroczystościach i siedzieć z gośćmi nie wiadomo do której.
To uspokoiło Ernę. Poinformowała ją tylko, że w dzień wesela ktoś przyjedzie po nią samochodem i żeby niczym się nie martwiła. Zapewniła, że jest gotowa i odetchnęła z ulgą, kiedy w domu znów zapanowała błoga cisza. Rozsiadła się wygodnie, by w spokoju celebrować picie ziołowej herbaty. Była nieco głodna, ale postanowiła nie myśleć o tym przykrym stanie i skupić się na duchowej rozkoszy picia herbaty. Niestety, pomimo wysiłku nie mogła przestać myśleć o swoi złowieszczym śnie i w końcu postanowiła jeszcze raz spróbować zadzwonić do Moniki. Drżącymi dłońmi wystukała numer. Przez chwilę sygnał w słuchawce drażnił jej uszy, w końcu miły kobiecy głos poinformował ją, że nie ma takiego numeru. Pomyślała, że zlikwidowano numer Moniki, ponieważ umarła. Może wścibska Traudka jeszcze nie dowiedziała się o jej śmierci, tylko dlatego, że nie zna jej nazwiska, które jest wypisane na klepsydrze obok kościoła. I tylko dlatego jeszcze nie przybiegła do niej z tą szokującą wiadomością.
Kiedy zmarła Agnieszka było podobnie. To Monika poinformowała ją o śmierci matki, tym bardziej, że jeszcze za jej życia często przychodziły razem do Stefy wypić popołudniową herbatkę. Agnieszka nie miała zbyt wiele do roboty u swojej podopiecznej, ponieważ za każdym razem, kiedy miała do niej zawitać Stefa robiła gruntowne porządki. Dla opiekunki nie zostawało zbyt wiele do zrobienia. Czasem wyprasowała jej kilka ubrań, albo zmieniła pościel, jednak najczęściej piły herbatę. Stefa lubiła Agnieszkę za to, że nigdy nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, nie zadawała pytań, nie interesowała się jej stanem zdrowia – po prostu siedziały sobie, piły herbatę, albo oglądały telewizję. Czasem Agnieszka przyprowadzała Monikę, gdyż dziewczyna miała lepszy kontrakt ze Stefą -  była po prostu bardziej otwarta na ludzi, niż jej matka. To dlatego Monika nie zaprzestała swoich odwiedzin, nawet po śmierci Agnieszki.
Zdarzało się, Erna dzwoniła i wypytywała, jak sprawuje się opiekunka. Stefa wyliczała jej wtedy ile to spraw za nią załatwiła i w ilu to rzeczach jej pomogła.
- A trowa wom kosi? – dopytywała  Erna.
- A po co? Jo smola trowa, niech se rośnie. – machała na to ręką, choć wiedziała, że Ernę boli jej zaniedbany ogród, gdyż sama bardzo przykładała się do pielęgnacji swojej przydomowej działki. Skoro jednak Stefie nie przeszkadzały wieloletnie zaniedbania, machnęła w końcu na to ręką. Zapewne pomyślała, że sama  zajmie się ogródkiem po śmierci ciotki. Swoją drogą – Stefa po raz pierwszy zaczęła zastanawiać się , co też stanie się z jej domem, kiedy odejdzie. Może przypadnie Milii, albo któremuś z dzieci Erny. Zapewne, kiedy umrze wszyscy zaczną kłócić się o ten dom, jest ich przecież sporo do podziału. Co prawda, jej rodzeństwo nie żyje, ale są ich spadkobiercy.
Przypomniała sobie, jak kiedyś Agnieszka opowiadała, że i ona miała podobną sytuację w rodzinie. Po śmierci osoby bezdzietnej wszyscy zaczynają sobie skakać do gardeł. Doskonale pamięta, iż powiedziała jej wtedy, że jest jej zupełnie obojętne co stanie się z jej domem, gdy już jej nie będzie. Wspomniała nawet, że przekonają się kiedyś z Moniką, jak to będzie. I wtedy właśnie Agnieszka z uśmiechem odpowiedziała, że nie wiadomo jak będzie, gdyż ostatnio bardzo często boli ją serce.
- Monia wciąż mi powtarza, że powinnam iść na jakieś badania. – dodała po krótkiej chwili zastanowienia.
Stefa jednak zaczęła przekonywać ją, że to nerwobóle. Sama je miewała, męczyły ją po nocach, a rankiem sprawiały, że czasem przez dłuższą chwilę nie mogła poruszyć ręką.  Żyła z nimi od wielu lat, nawet lubiła żartować, że dzięki nim, nadal wie, że jest żywym człowiekiem, takim z krwi i kości. Agnieszka jednak nie była przekonana do jej racji.
- Nie jestem już młoda, Monika wciąż mi to powtarza.
I wtedy właśnie coś ją podkusiło.
- Spójrz na mnie, jaka jestem stara, bardzo chciałabym mieć twoją młodość. – wykrakała.
Kilka dni później Agnieszka miała rozległy zawał serca podczas robienia zakupów w osiedlowym sklepiku. Podobno na miejsce zdarzenia przyleciał nawet helikopter medyczny, gotów zabrać ją natychmiast do kliniki, jednak kobiecie pękło serce i już nie można było go poskładać. Co najdziwniejsze – od tego czasu Stefa przestała miewać te swoje nerwobóle i znów czuła się wyśmienicie na ciele, choć dusza bolała ją coraz bardziej.
Teraz zastanawiała się, co takiego zabrała Monice – może kilka lat w zdrowiu, a może otwartość na ludzi. Uśmiechnęła się do tej myśli. To raczej nierealne, by nagle zaczęło ciągnąć ją do towarzystwa.  Powinna ich przecież unikać, zrobić wszystko, by nie mieli z nią kontaktu  - dla własnego dobra. Znów przypomniała sobie o ślubie Milii i pomaszerowała do szuflady, gdzie zostawiła kartkę z życzeniami ślubnymi, a w  środku gotówkę przeznaczoną dla młodych. Wyjęła ją i położyła na środku stołu w pokoju gościnnym, tak, na wszelki wypadek.
Skończyła pić swoją herbatę, zrobiło jej się jednak chłodno, wyjęła wiec gruby koc i położyła się przed  telewizorem. Pomyślała, że obejrzy wiadomości, a potem swój ulubiony serial. Wiedziała, że powinna w końcu udać się do sklepu ( musi przecież coś jeść) – najpierw jednak „Wiadomości”.
Niestety po ich zakończeniu nie udało się wpaść w lepszy nastrój. Na świecie panuje przemoc, ludzie wyrywają sobie majątki, słowa, a nawet gesty, wszędzie pełno nienawiści. W dodatku istnieją tacy, jak ona – karmiący się nieszczęściem innych – czasem nie zdają sobie z tego sprawy ( ona przez wiele lat nie była świadoma tego, że jest potworem), ale nikt  nie może na to poradzić – przynajmniej nikt z tego świata. Może więc lepiej nie przebywać w nim zbyt długo, będąc kimś takim Jak ona? Może czas już dołączyć do bliskich przebywających po drugiej stronie, może nadszedł czas, by spróbować przekonać ich, że nie chciała ich skrzywdzić.


Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.