Przejdź do głównej zawartości

Renia cz. VII i VIII


VII

         Ojciec pojechał do zakładu. Jest niedziela, a on nigdy nie pracuje w niedziele. Co się dzieje, mamo?
Obie córki przyglądały jej się z niegasnącą troską. Zauważyła, że kuchnia była posprzątana i pachniało niedzielnym obiadem. Było już dobrze po południu, przypuszczała więc, że rodzina jakiś czas temu skończyła posiłek, a teraz, kiedy naczynia były pozmywane, podłoga w jasnobrązowe kafelki lśniła czystością córki postanowiły w końcu skłonić ją do mówienia. Była im wdzięczna nie tylko za to, że wykonały za nią domowe obowiązki, ale też za to, że nie próbowały zmusić jej do jedzenia. Nie była przecież w stanie niczego przełknąć, a na nogach trzymała się tylko dzięki porannej kawie, zanim poszła do zwierząt. Teraz pomyślała, że tylko te zwierzęta, które o nic nie pytają i nie oczekują niczego prócz jedzenia i kilku chwil pieszczot są dla niej jedynym znośnym towarzystwem. Z drugiej jednak strony wiedziała, że córki następnego dnia wracają na uczelnię, należało więc im się choć kilka słów wyjaśnienia. Same do tej pory zawsze mogły liczyć na jej pomoc i wsparcie. Wracając do domu wiedziały, że czeka tam na nie ciepła, rodzinna atmosfera i pyszności, którymi mama zawsze starała się umilić im ten krótki czas, kiedy nie musiały martwić się nauką i wchodzeniem w dorosłe życie w wielkim, obcym im świecie. Sytuacja, którą zastały tym razem była dla nich szokiem, rodzice bowiem nigdy nie kłócili się w ich towarzystwie. Pomimo całego absurdu tej sytuacji, w jakiej dziewczynki się znalazły zauważyła z pewną satysfakcją, że poradziły sobie doprowadzając dom do czystości, dbając o posiłek dla rodziny, a teraz próbowały jej w jakiś sposób pomóc, chcąc przynajmniej dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
         Mamo? - oczy Ewy napełniły się łzami.
Młodsza córka zawsze była bardziej wrażliwa i bardziej wyczuwała nastroje matki, niż starsza zrównoważona Anna.
         Wszystko jest w porządku – usiłowała je uspokoić, ale brakowało jej słów, by zapewnić, że sytuacja niedługo wróci do normy.
         W porządku?! - Anna nigdy nie dawała się zbyć prostymi półsłówkami – Czy to ma jakiś związek ze śmiercią pani Natalii? - jej wyczucie sytuacji zawsze wprawiało ją w osłupienie. - Coś się wydarzyło między tobą, a tatą, prawda? On stwierdził tylko, że ty wszystko wyolbrzymiasz.
         Cały ojciec – mruknęła.
         Chciałybyśmy jakoś wam pomóc, ale nie wiemy o co chodzi – ciągnęła Anna.
Spojrzała na córkę niewidzącym wzrokiem. Jak mogłaby je wciągać w romanse Damiana.
          Dzieci nie powinny wiedzieć o takich sprawach. - powtórzyła głośno własne myśli.
         Nie jesteśmy już dziećmi – Anna nigdy łatwo się nie poddawała  Właśnie nam powiedziałaś , że chodzi o ojca. Czy on...zdradził cię?
         Być może, – nie chciała potwierdzać obaw córki, choć była pewna tego co wydarzyło się między Damianem i Natalią – ale nie o to tylko chodzi – znów jak żywa stanęła przed nią twarz sąsiadki ze snu.
Była pewna, że zmarłej chodzi o coś więcej niż tylko jej romans z Damianem, prócz wybaczenia oczekiwała od niej czegoś jeszcze. I choć wszystko buntowało się w niej czuła, że powinna coś zrobić, by dowiedzieć się o co jej chodzi. Zawsze wierzyła, że zmarli nie odchodzą bezpowrotnie, wiedziała to od śmierci matki. Wyczuwała jej obecność w ważnych dla siebie chwilach swojego życia. Nie bała się tego, co więcej wiara w życie wieczne napawała ją optymizmem i nadzieją, że wraz ze śmiercią nic się nie kończy. Teraz też, choć przerażała ją myśl, że Natalia znów ją odwiedzi i że będzie wyglądała gorzej niż ostatnim razem, była głęboko przekonana, że chce jej coś przekazać. Co więcej nabrała przekonania, że powinna rozwiązać zagadkę zmarłej i dowiedzieć się czegoś o jej nie załatwionych sprawach po to, by móc znowu zasnąć spokojnie. Teraz zaś miała przeczucie, że koszmary senne nie skończą się dopóki to nie nastąpi.
Twarze córek były nieruchome i napięte w oczekiwaniu. Nie bardzo wiedziała jak wyjaśnić im swoje dziwne zachowanie.
         Nasza sąsiadka nachodzi mnie w snach.
         Nachodzi w snach?! - zdaje się, że  córki oczekiwały każdej innej odpowiedzi, ale nie takiej.
Ogarnęła ją panika, że pomyślą teraz, że całkiem zwariowała. Szczególnie Ewa miała przerażoną minę.
         Coś... mówiła? - zdobyła się w końcu na pytanie.
         Niewiele. Tylko, że miała jakieś niezałatwione sprawy.
         Ale jest jeszcze siostra pana Zbigniewa – Anka jak zawsze myślała bardziej trzeźwo niż siostra. - Kiedy wróci załatwi te sprawy, a ty nie powinnaś tym aż tak się przejmować.
         To prawda, może za bardzo się przejmuję.
         Posłuchaj, mamo – Anna postanowiła kuć żelazo póki gorące – rozmawiałam dziś z ciocią Agatą.
         Z ciocią Agatą?
Musiała nieźle wystraszyć córki swoim zachowaniem skoro zadzwoniły do jej siostry. Właściwie nie ma się czemu dziwić. Agata była jej jedyną bliską krewną, oczywiście poza mężem i córkami. Była od niej o dwanaście lat starsza i co chyba najważniejsze była osobą niezwykle ciepłą, a zarazem rozsądną kobietą. Nikt inny niż ona nie może być bardziej odpowiednią osobą jeśli potrzebna jest mądra rada, albo pomoc życzliwej osoby. Poza tym Agata od wielu lat jest wdową, ma mnóstwo wolnego czasu, gdyż jej jedyny syn Kazik od lat mieszka w Anglii i choć z matką zawsze miał dobry kontakt, to z racji odległości rzadko ją odwiedza. Od niedawna jej siostra przebywa na emeryturze, poza tym jej dom nas peryferiach miasta jest ostoją spokoju i ciszy. Kiedy dziewczynki zaczynały studiować w mieście Renia nalegała, by zamieszkały  u ciotki, która z pewnością ucieszyłaby się z ich towarzystwa, jednak one uparcie twierdziły, że  bardziej odpowiada im mieszkanie w centrum, ponieważ stamtąd miały blisko do uczelni. Rozumiała je, sama pamiętała przecież czasy młodości, kiedy też nie chciałaby  być pilnowaną przez starą ciotkę.
Pomimo pozornej samotności Agata wcale nie prowadziła trybu życia samotnej, zgorzkniałej starszej pani. Właściwie nie było nawet jednego dnia,by siostra nie miała jakichś zajęć. Prócz tego, że prowadziła bogate życie towarzyskie śpiewała w kościelnym chórze, należała do kilku stowarzyszeń, a także uczęszczała na wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Z racji tego, że zajęcia odbywały się na uczelni, do której uczęszczały córki Reni, często się tam widywały, co napawało je radością, gdyż dziewczęta  zawsze świetnie  rozumiały się  z ciotką. Ona sama czasem śmiała się, że jej o wiele starsza siostra lepiej dogaduje się z jej córkami niż ona sama. Było w tym wiele racji, dlatego nie powinien był dziwić  fakt, że zadzwoniły właśnie do Agaty.
         Tak, dzwoniłyśmy do ciotki Agaty – potwierdziła Ania spokojnym głosem – Ciocia zaprasza cię do siebie. Powiedziała, że z pewnością jesteś przemęczona i powinnaś zmienić miejsce, choćby tylko na kilka dni żeby móc trochę odreagować. Tata nie  ma nic przeciwko temu, powiedział , że zajmie się gospodarstwem. Co ty na to?
W pierwszej chwili chciała odmówić, zawsze przecież tak robiła – praktycznie nigdzie nie wyjeżdżała z gospodarstwa, zawsze skrupulatnie wykonywała swoje obowiązki, pilnowała wszystkiego, kiedy Damian jeździł do miasta, pracowała w ogrodzie, sprzątała dom, gotowała, albo sprzątała u Natalii. Jeśli nie zajmowała się akurat zwierzętami, piekła ciasto na powitanie , kiedy wracały z uczelni, albo szykowała dla rodziny jakieś inne niespodzianki kulinarne. Nigdy nie myślała o sobie i było to dla niej zupełnie naturalne, że to właśnie Damian dba o interesy, robi zakupy, albo planuje drobne remonty. Pozwalała na to, by on decydował jak ma wyglądać ich wspólny dom,  praca,  życie. Sam jeździł na wycieczki, o których nawet jej nie informował, planował wydatki,  sam odwoził córki podczas, gdy ona była zawsze tutaj – w gospodarstwie jak zwierzęta, które przez całe swoje życie nie opuszczały zagrody. Nigdy nie podnosiła głosu, nie buntowała się się przeciwko takiemu stanowi rzeczy, nie upominała się o nic więcej ponadto, co dawał jej mąż. Siostry nigdy nie odwiedzała, czasem zapraszała ją do siebie, a potem czekała aż Damian przywiedzie ją na wieś. Teraz nagle dotarła do niej przerażająca myśl, że sama jest sobie winna. To ona jest odpowiedzialna za to, że jej mąż sam organizował sobie rozrywki.
         Chętnie odwiedzę Agatę – podjęła nagłą  decyzję – Pojadę jutro rano z wami, gdy będziecie wracać na uczelnię.
         Świetnie – ucieszyła się Ania – Tata zawiezie nas do szkoły, a potem odwiezie ciebie do ciotki.

VIII

         Proszę! - twarz Natalii była prawie zupełnie czarna i napuchnięta. Gdyby nie to, że instynktownie wyczuwała jej obecność nie poznałaby jej w tym gryzionym przez jarzmo śmierci stworze. Usiadła na łóżku. Nawet nie próbowała dotykać swoich włosów, a i tak wiedziała , że stoją dęba nie tylko te na głowie, ale i te rozsiane po całym ciele. W pokoju było widno i pusto, mimo to rozejrzała się lękliwie na wszystkie strony. Agata spała w sąsiednim pokoju , zapewne dopiero przewracała się na drugi bok, gdyż, jak udało jej się dostrzec kątem oka na blacie ściennego zegara wybiła przed chwilą piąta rano. Poprzedniego wieczoru zasiedziały się przy butelce wina i poszły spać grubo po północy. Wiedziała, że nie zmruży już oka, wstała więc i usiadła po cichu na krześle żeby nie budzić siostry. Była przerażona i wstrząśnięta tym, że nawet w spokojnym, pełnym ciepła i harmonii domu Agaty prześladują ją koszmary związane z sąsiadką. U siostry przebywała od kilku dni i miała wrażenie, że dzięki pobytowi u niej zaznała nieco spokoju i dystansu do tego, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu. Starsza siostra była zaprzeczeniem jej uporządkowanego, podporządkowanego mężowi i dzieciom życia. Agata wstawała zazwyczaj kiedy czuła się wyspana, posiłki przygotowywała sobie jeśli miała na to ochotę, w przeciwnym razie wyruszała do miasta, gdzie stołowała się w jakimś przytulnym lokaliku, a potem spacerowała całymi godzinami. Wieczorami chadzała do teatru, kina, albo wybierała się na spotkania członków stowarzyszeń, do których należała. Pomiędzy ploteczkami z przyjaciółkami, a siedzeniem w parku znajdowała czas na występy i próby w chórze. Kiedy nachodziła ją ochota, pracowała w ogrodzie z lubością oddając się pielęgnowaniu roślin. Nie odbierała wtedy telefonów, ani nie otwierała nikomu drzwi twierdząc, że to przeszkadzałoby jej w skoncentrowaniu się na ogrodzie. Wśród sąsiadów uchodziła za ekscentryczkę, co wcale nie przeszkadzało jej mieć wielu przyjaciół, z którymi chętnie spędzała czas.
Renia towarzyszyła jej w wyprawach do parku i podczas spacerów po mieście. Chyba po raz pierwszy od czasu swojego ślubu z Damianem czuła się wolna i niezależna od nikogo, nawet od zwierząt, za którymi , o dziwo! - nie tęskniła. Wchodząc w świat  Agaty stwierdziła ze zdumieniem, że nie przejmuje się tym, jak radzi sobie Damian, co porabiają córki i czy jej zwierzęta są prawidłowo pielęgnowane. Nie miała nawet ochoty pójść odwiedzić dziewczęta, choć prawie codziennie była w mieście.
Dawniej Agata dwa razy w tygodniu chodziła na wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku, ale na okres pobytu siostry zrezygnowała z nich, by mogły spędzić więcej czasu razem. Późnym wieczorem po całodziennych eskapadach siadały przy lampce wina i wspominały dawne dzieje. Do tej pory nie rozmawiały o Damianie, Agata zapewne instynktownie wyczuwała, że siostra nie jest jeszcze gotowa na zwierzenia, dlatego nie wspominała ani słowem o jej rodzinie, nie pytała też o powrót Reni do domu, jakby oczekiwała, że siostra zostanie u niej tak długo jak będzie jej to potrzebne, by nabrać więcej dystansu dla świata. I tak było do chwili aż zobaczyła Natalię. Teraz znów ogarnęła ją porażająca myśl, że musi wrócić do męża. Od razu poczuła  napływające fale wyrzutów sumienia, a także znajome skurcze oznaczające zazdrość, która nie przestała jej towarzyszyć, choć już po raz trzeci widziała twarz sąsiadki zmieniającą się coraz bardziej w maskę zbutwiałego trupa. Znów naszły ją wątpliwości czy nie postąpiła zbyt pochopnie opuszczając tak nagle dom i męża. Siostra Zbigniewa powierzyła jej klucze do domu Natalii w nadziei, że zaopiekuje się wszystkim, dopóki ona nie wróci – tymczasem ona wyjechała beztrosko porzucając klucze do kąta i nie interesując się powierzonym jej budynkiem. Podobnie sytuacja przedstawiała się w gospodarstwie – była późna wiosna, czas, kiedy zawsze pieliła grządki i pielęgnowała ogród, nie wspominając nawet o zwierzętach, o które trzeba się troszczyć każdego dnia. Wszystkie te obowiązki zostawiła na głowie Damianowi nie wiedząc nawet, czy zajmie się gospodarstwem, bo przecież nawet go o to nie spytała, kiedy z naburmuszoną miną nie obdarzając go nawet jednym słowem wysiadała z samochodu przed domem Agaty. Teraz wszystkie obawy i lęki wróciły ze zdwojoną siłą, a wśród nich te najstraszniejsze, że Natalia nie da jej spokoju dopóki nie zrobi tego, czego od niej oczekuje. Cichutko poszła do kuchni i zaparzyła sobie kawy. Tak najlepiej jej się myślało. Otworzyła okno i poczuła na twarzy powiew świeżego powietrza. Skupiła swoje myśli na szufladach Natalii. W dokumentach nie znalazła niczego interesującego, ale fotografie ponownie mogły uzmysłowić jej coś ważnego. Zamknęła oczy i zaczęła przypominać sobie twarze powtarzające się w kopertach. Znów zobaczyła swojego męża trzymającego na kolanach sąsiadkę, ale odpędziła tę myśl. Musiała przypomnieć sobie kogoś, kto dobrze znał Natalię, kogoś kto mógł wiedzieć o niej coś więcej, niż tylko to, że była ładną, samolubną kobieta, która nie liczyła się z uczuciami innych. Przez dłuższy czas miała pustkę w głowie, w końcu zaczęła przypominać sobie żałobników biorących udział w pogrzebie. Było wśród nich kilka koleżanek zmarłej. Jedną z nich z cała pewnością poznała na zdjęciach. Teraz przypomniała sobie nawet, że kobieta kilka razy odwiedziła ją w czasie, gdy ona sprzątała dom. Z pewnością była dobrą znajomą zmarłej, szkoda tylko, że nie mogła przypomnieć sobie jej nazwiska. Podeszła do otwartego okna i zaczęła wpatrywać się w wypielęgnowany ogród Agaty. Na pobliskiej wierzbie usiadł mały, szary gołąb. Wyglądał jak rzeźba przytwierdzona do gałęzi, jedynie jego małe,ciemne oczka wpatrujące się w soczystą zieleń liści świadczyły o tym, że jest żywą istotą, która za chwilę odfrunie gdzieś, gdzie wzrok nie sięga. Piękno wiosennej przyrody zawsze pomagało jej skupić myśli, wytężyła więc wzrok i słuch, by wtopić się w krajobraz za oknem. W końcu przymknęła oczy i zaczęła przypominać sobie bardziej dokładnie chwile, gdy ścierała kurze w pokoju Natalii, kątem oka obserwując dwie kobiety gawędzące sobie beztrosko przy kawie na tarasie. Kobieta miała ciemne, farbowane włosy, była zadbana, miała wypielęgnowane dłonie świadczące o tym, że nie nawykła do pracy fizycznej, z pewnością przekroczyła już pięćdziesiątkę, choć bardzo starała się ukryć swój wiek za pomocą grubej warstwy makijażu i obcisłego, modnego kostiumu w jasnym kolorze. Kiedy kończyła mycie podłogi znajoma Natalii zaczęła zbierać się do wyjścia. Ucałowała sąsiadkę w oba policzki na pożegnanie, a wtedy Natalia nazwała ją po imieniu, którego nie mogła sobie przypomnieć. Potem kobieta wyszła na zewnątrz i wsiadła do czerwonego opla astra. Znów wytężyła pamięć, ale nadal miała pustkę w głowie. Wtedy znów przypomniała sobie pogrzeb. Kobieta stała nieopodal, kiedy składała kondolencje Magdalenie. Potem przedstawiła się siostrze Zbigniewa jako przyjaciółka zmarłej. Przez chwilę stała nad świeżym grobem i wpatrywała się w opuszczoną na dno trumnę. Odwróciła się i pomaszerowała w stronę swojego opla. Pomyślała, że jedyną osobą, która może wiedzieć kim jest ta kobieta jest jej mąż. Skoro był tak blisko z Natalią z pewnością znał jej przyjaciółkę, kto wie czy Natalia nie zabierała go do jej domu, gdy przebywali razem w mieście. Damian był jednak ostatnią osobą, którą chciałaby teraz poprosić o pomoc, zresztą pewnie i tak niczego by się od niego nie dowiedziała – uparcie przecież twierdził, że z Natalią łączyły go tylko  interesy.
         Niech idzie do diabła. – powiedziała głośno sama do siebie.
Wróciła na fotel i upiła spory łyk kawy. Nie mogła jednak usiedzieć na miejscu i po chwili znów wróciła do okna opierając się całym ciałem o parapet. Wsłuchiwała się w odgłosy przyrody. Drzewa szumiały jednostajnie, a jej zdawało się, że wypowiadają czyjeś imię. I wtedy nagle wszystko stało się jasne. Kiedy tamta kobieta wychodziła z domu Natalii sąsiadka nazwała ją Karoliną – teraz była tego pewna.
         To do zobaczenia. Karolino! - tak właśnie powiedziała – Do zobaczenia. Karolino.

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.