Renia.
Siedzi w ciemności przy uchylonych drzwiach wychodzących na
niewielki taras, wsłuchuje się w noc. Niektórzy ludzie twierdzą, że na wsi nocą
jest bardzo cicho – ci ludzie są najczęściej mieszczuchami, którzy spędzają
na wsi tylko okres wakacji, albo odwiedzają mieszkających
tam znajomych. Renia wychowała się na wsi, rozumie szepty przyrody, rozpoznaje
tupot nocnych stworzeń, słyszy głosy wiatru, nawet kiedy gałęzie drzew wydają
się nieruchome jak zaklęte, baśniowe stwory. Lubi noc i wie, że nie jest wcale
cicha, nawet w największej głuszy, gdzie nie ma żywego człowieka w pobliżu. Noc
uspokaja, daje nowe tchnienie światu, pozwala skupić się myśli i nabrać sił na
kolejny dzień. Nocą Renia nie musi się martwić, że marnuje czas w
gospodarstwie, bo noc jest po to, by móc marnować czas, a nawet, by moc się
nudzić, ale przede wszystkim noc jest, by móc wspominać i by móc planować
pomimo tego, co już było i pomimo tego, co poprzedniego dnia skończyło się raz
na zawsze. Renia żyje na tym świecie już dość długo, by wiedzieć, że zawsze
kiedy coś się kończy, daje to początek czemuś nowemu. Na wsi widać to lepiej
niż gdziekolwiek indziej, gdy obserwuje się zwierzęta i rośliny, a Renia
potrafi obserwować i potrafi patrzeć w ten sposób, by móc z owych obserwacji
wysunąć ważne dla siebie wnioski. To dlatego nigdy nie wpada w rozpacz kiedy
widzi, że coś się kończy, albo, że coś omija ją właśnie bezpowrotnie, bo wierzy
w sens tego, co inni nazywają losem ludzkim. Renia cieszy się z tego, że nic
nie dzieje się nadaremno i wie, że tej nocy też nie siedzi w ciemności tylko po
to, by zażyć spokoju, ale wierzy, że ta noc nie jest dla niej stracona i że
napełni jej serce nową nadzieją, pomimo tego, że tylko słucha odgłosów – to jej
wystarczy, by następnego dnia zmierzyć się z tym, co nastąpi.
Dzisiejsza noc jest jej szczególnie potrzebna. Musi uspokoić
nerwy, pogodzić się z myślą, że jutro wraz z pogrzebem, na który wybiera się ze
swoją rodziną coś się skończy po to, by ona mogła dalej żyć, planować i po to,
by nastąpiły zmiany w jej egzystencji. Gdyby mieszkała w mieście, być może
wcale nie zauważyłaby, że jej sąsiadka właśnie zmarła, bo w mieście miałaby
całe mnóstwo znajomych, była przecież osobą ciepłą i lubianą. Tu w pobliżu
stały jednak tylko dwa domy i teraz jeden z nich będzie opustoszały.
Oczywiście ta sytuacja nie będzie trwać wiecznie, dom z
pewnością wkrótce zostanie sprzedany i z pewnością wtedy Renia zyska nowych
sąsiadów, ale będą to zupełnie inni ludzie, o innym wyglądzie, innych
zainteresowaniach, więc wszystko będzie
już zupełnie inne. Nie martwiło ją to zbytnio, bo przecież wiedziała, że będzie
to tym, co ma się zacząć, kiedy jedno się skończy. Tej nocy jednak była smutna,
musiała pożegnać się z sąsiadką, musiała gdzieś w sobie, w środku zakończyć
jedno, by móc zacząć nowe. To dlatego siedziała po ciemku, naprzeciw drzwi
prowadzących na taras, choć w drugim pokoju jej mąż ciepły i zaspany oddychał
równomiernie dając jej w ten sposób poczucie bezpieczeństwa i tej chwilowej
pewności, że w jej domu tej nocy wszystko jest takie jak być powinno. Nawet
córki tej nocy śpią za ścianą, zupełnie jak kiedyś, gdy przychodziły ze szkoły,
odrabiały lekcje, a potem miała tą pewność, że zawsze są w pobliżu, że nic im
nie grozi i w razie jakichkolwiek problemów mogą przyjść do niej i poprosić o
radę. Zawsze miała z nimi dobry kontakt, nawet teraz, gdy wciąż przebywają poza
domem studiując w mieście często znajdowały okazję, żeby po prostu porozmawiać.
Nie ma już jednak tego poczucia, że w
każdej chwili może do nich podejść, objąć je, bo teraz mają na nie wpływ
również inni ludzie, także tacy, których ona nie zna, nic o nich nie wie. Może
tak właśnie powinno być – dziewczynki muszą poznać także inne życie, poza wsią,
domem, tym wszystkim czego ich uczyła. Jak każda matka obawiała się wpływu na
nie innych ludzi, a jednak wierzyła
gorąco w to, że wartości jakie w nich zaszczepiła pozostaną na zawsze, bo
przecież znała swoje dzieci, a raczej wierzyła, że zna je na tyle, by mieć
pewność, że w trudnych, życiowych sytuacjach zachowają się tak, jakby sobie
tego życzyła.
Zupełnie inaczej było z mężem. Zna go i kocha od tak dawna,
że powinna być pewna jego słów i czynów. A jednak wciąż jest dla niej
nieodgadnioną kartą. Co prawda, ma pewność, że nie zawiedzie jej w interesach,
zna się na handlu lepiej od niej i zawsze robi dobre interesy, kupuje po
atrakcyjnych cenach, ma też prawdziwy talent jeśli idzie o swój niewielki
warsztat stolarski, zawsze ma sporo klientów, nie oszukuje jej jeśli idzie o
pieniądze. Właściwie to nigdy niczego jej przy nim nie brakowało, a jednak nic
o nim nie wie, pomimo tego, że zna jego rodziców, dziadków, zna jego historie z
dzieciństwa i wie, że Damian jest osobą, która nie zawiedzie jej , ani dzieci.
Wie o tym wszystkim, o czym jej dopiero co zmarła sąsiadka ciągle jej
przypominała, zupełnie jakby zależało jej na ich małżeństwie, choć sama do
wiernych żon nie należała. Renia nie końca wiedziała czemu zawsze tak broniła
Damiana, może po prostu bardzo go lubiła.
Od strony sypialni usłyszała kroki, być może Damian wyczuł
jej nieobecność, a może też nie mógł spać. Od chwili śmierci Natalii był
niespokojny, tłumaczyła to sobie faktem, że był do niej przywiązany. Natalia
nie mogła się bez niego obejść, wciąż chciała, żeby przerabiał dla niej jakieś
meble, albo żeby remontował któryś z pokoi. Była zadowolona z faktu, że
sąsiadka dawała mu zarobić, ona także przychodziła do jej domu raz w tygodniu sprzątać, a jednak nie mogła
oprzeć się wrażeniu, że Natalia zawsze bardziej ceniła sobie rady i towarzystwo
Damiana. Nigdy nie kupowała nowych sprzętów bez zasięgania jego rady, wiele
razy zabierała go do miasta, by pomógł jej wybrać nowe meble, czy choćby kuchenne dodatki, gdyż jak twierdziła, on zna
się na wszystkim. Była dobrą klientką i Renia nigdy nie mogła narzekać na
wynagrodzenie, które wraz z mężem otrzymywali od niej w zamian za pomoc. Teraz
już nie przybiegnie bez zapowiedzi, jak zwykła to czynić i nie zacznie
wykrzykiwać w progu, że ma wspaniały pomysł na udoskonalenie swojego domu i że
do wcielenia w życie tego pomysłu niezbędny jest jej Damian. Zawsze jednak
pytała ją o zgodę, nie miała zwyczaju porywać jej męża, jeśli akurat miał coś
ważnego do zrobienia, rozumiała to i w takich sytuacjach czekała cierpliwie na
swoją kolej. Damian lubił ją i nie ukrywał, że jej pochwały sprawiają mu
radość. A ona była zadowolona, bo wiedziała gdzie i z kim jest, wiedziała też,
że w razie wyjazdu do miasta Natalia będzie miała go na oku, a ona będzie miała
ten komfort, że spokojnie zajmie się gospodarstwem bez nieprzyjemnego ukłucia
zazdrości, które towarzyszyło jej zawsze, gdy wyjeżdżał, a potem długo nie
wracał.
–
Dlaczego siedzisz tu sama po nocy? - światło
lampy oślepiło ją, wręcz sprawiło jej ból.
–
Zaraz się kładę. Zgaś! - zerwała się z krzesła
uświadamiając sobie równocześnie, że jutro będzie niewyspana.
–
Wracaj do łóżka, bo jutro będziesz miała wory
pod oczami – zgasił sprawiając jej ulgę.
–
I tak będę miała, - obruszyła się – idę przecież
na pogrzeb.
–
Nie musisz o tym ciągle przypominać – poskarżył
się jak dziecko – Wszyscy idziemy i dla nikogo nie będzie to łatwe. Rano musisz
jeszcze zająć się zwierzętami – przypomniał, choć przez cały okres ich
małżeństwa nigdy nie zdarzyło się, by nie wykonała swoich obowiązków.
–
Dlaczego wstałeś?
Damian nie miał w zwyczaju chodzić nocą po domu, zdarzało mu
się nie wracać na noc, ale kiedy już położył się do łóżka nie ruszał się z
niego aż do świtu.
–
Pomyślałem, że trzeba będzie porozmawiać z tą
siostrą Zbigniewa - zaczął nieśmiało
opuszczając wzrok, kiedy spojrzała na niego zdziwiona – Zostawiłem w domu
Natalii trochę narzędzi, chciałbym je odzyskać.
–
Na pewno wszystko odda, nie będzie z tym
problemu.
–
Mam nadzieję, że pozwoli mi zabrać swoje rzeczy.
Powiedz jej o tym, gdy będziecie rozmawiały. A teraz wracaj do łóżka.
II
Towarzystwo Magdaleny peszyło ją. Mimochodem wciąż poprawiała
włosy. Żałowała, że nie zdążyła zrobić sobie makijażu, ale przecież tak rzadko
stosowała kosmetyki. Lubiła wszelakie kremy do twarzy, ale źle się czuła
upiększając usta pomadką, albo nakładając cienie na powieki. Damian zawsze
twierdził, że makijaż ją postarza i że woli, kiedy kobieta jest naturalna. Nie
wierzyła tak do końca w te jego wywody, ale sama również ceniła wygodę i
całkowity brak skrępowania, który dawał jej brak środków upiększających. Teraz
jednak przy wyperfumowanej, wystrojonej, wymalowanej Magdalenie czuła się jak
brzydkie kaczątko, na dodatek nie potrafiła się tak pięknie wysławiać jak
dystyngowana siostra Zbigniewa. Mimo swojego młodego wieku w porównaniu z tą
kobietą czuła się staro i szaro. Była więc poddenerwowana pomimo tego, że
Magdalena była przemiłą, starszą panią, która uśmiechała się słodko wspominając
swojego zmarłego pięć lat temu brata. Od razu widać było, że byli ze sobą
blisko, mimo sporej odległości jaka ich dzieliła przez sporą część życia.
–
I kto by pomyślał... – ciągnęła swoje wywody
Magdalena.
Renia nagle uświadomiła sobie, że wpatruje się w jej ruchliwe
usta wypowiadające stek słów, a nie słucha tego, co do niej mówi. Przeraziło ją
to, bo nie widziałaby co jej odpowiedzieć, gdyby Magdalena zadała jej jakieś
pytanie. Na szczęście kobieta najwidoczniej nie potrzebowała żadnych odpowiedzi
na pytania, które od lat nosiła na sercu.
–
I kto by pomyślał. – powtórzyła jak robot – Kto
by się spodziewał, że w pięć lat po moim bracie Bóg zabierze Natalię, która
była przecież o dwadzieścia lat młodsza od Zbigniewa. Zawsze myślałam, że ona
przeżyje także i mnie. Wielka szkoda, że Zbigniew z Natalią nie mieli dzieci –
skrzywiła się.
I wtedy Renia pomyślała, że Magdalena nigdy nie lubiła
Natalii. To pewnie dlatego tak rzadko odwiedzała brata kiedy jeszcze żył i
pewnie dlatego nie było jej tu od czasu jego śmierci.
–
Teraz cały majątek, kamienice w mieście i ten dom zostaną na
mojej głowie. Nie potrzebuję tego, dla mnie to kłopot, sama nie mam dzieci,
mnie niczego nie trzeba, wszystkiego mam aż zanadto, jestem starą, bezdzietną
kobietą. - tu przerwała, by sięgnąć po kolejnego papierosa.
Wtedy przyjrzała jej się uważnie i pomyślała, że
niepotrzebnie ta kobieta ją onieśmielała. Dopiero teraz zwróciła uwagę na jej
zmęczoną twarz, drobną siateczkę zmarszczek okalającą jej ściągnięte w jakiś
nieodgadniony grymas usta, opuchnięte, obwisłe powieki czyniące jej małe oczka
prawie niewidocznymi. Uderzył ją smutek wymalowany na tej twarzy i zrobiło jej
się żal Magdaleny. To przykre, że ani ona, ani jej brat nie mieli dla kogo
gromadzić tych wszystkich rzeczy, o które zabiegali przez całe życie, nie mieli
już kogo kochać, ani o kogo się troszczyć. Przyszło jej wtedy na myśl, że
jednak to ona jest szczęściarą, większą od Natalii, której tak naprawdę zawsze
zazdrościła życia pełnego luksusu, tego, że nigdy nie musiała ciężko pracować,
że wszystko przychodziło jej w lekki sposób, wszystko dostała podane na tacy i
że nigdy nie musiała o nic walczyć. A teraz to ona może cieszyć się z tego, że
może przejmować się czy jej mąż dowiezie córki szczęśliwie na uczelnie, czy
wystarczy im kieszonkowego do czasu, aż wrócą do domu , żeby odpocząć od
zgiełku miasta. Zrozumiała, że dobrze jest czasem martwić się o swoich bliskich
i dobrze jest pracować mając świadomość tego, że robi się to dla tych, których
się kocha.
Tymczasem Magdalena po raz kolejny zaciągnęła się papierosem
rozsiewając wokół smugi dymu tytoniowego i czyniąc powietrze w pokoju Natalii
coraz bardziej gęstym.
–
Wiem, że Zbigniew chciał przed śmiercią spisać
testament, początkowo nie bardzo rozumiałam dlaczego chce to robić, przecież i
tak wszystko po nim miała odziedziczyć Natalia, teraz jednak zastanawiam się
czy nie zamierzał wspomóc jakieś fundacji, albo Domu Dziecka. Oczywiście nie
mam żadnych wątpliwości co do tego, że ten dom chciał zostawić żonie, miałaby
po nim emeryturę i zabezpieczenie do końca życia. Zbigniew miał jednak jeszcze
kilka kamienic w mieście z czasów, gdy prowadził firmę budowlaną, a potem
wynajmował te kamienice i dobrze na tym zarabiał. Czy wiedziałaś o tym, Reniu?
–
Tak, Natalia często korzystała z pomocy mojego
męża, kiedy załatwiała w mieście formalności z tym związane. Po śmierci pana
Zbigniewa nadal je wynajmowała.
–
I nie wspominała o żadnym testamencie?
–
Nie. – zapewniła – Nie miałam o tym pojęcia,
zresztą Natalia o takich sprawach rozmawiała tylko z Damianem, zawsze uważała,
że mój mąż zna się na interesach, a on...nie mówił mi, co załatwiali w mieście.
Zauważyła, że Magdalena spojrzała na nią dziwnie i pokiwała
głowa z politowaniem. Poczuła, że robi jej się gorąco. Najwyraźniej obie
pomyślały o tym samym. Natalia zawsze otaczała się mężczyznami. Kiedy żył
Zbigniew robiła to dyskretnie, ale po jego śmierci nawet nie kryła faktu, że od
czasu do czasu lubi komuś wskoczyć do łóżka. Z Renią jednak rozmawiała o tym
tak otwarcie, że do głowy by jej nie przyszło, że miałaby czelność robić to z
jej mężem. Była piękną, elegancką kobietą, na pewno miała wygórowane wymagania
jeśli idzie o swoich kochanków, a Damian był zwykłym stolarzem, jej sąsiadem, w
dodatku był mężem kobiety, która u niej sprzątała. Nigdy nawet nie pomyślała,
że taka kobieta jak Natalia mogłaby zabierać Damiana do miasta w innym celu,
niż w interesach. Zresztą nigdy nie zostawali tam na noc, nie zauważyła też,
żeby sąsiadka spoglądała na niego, jak zauroczona nim kobieta. Kiedy o tym
wszystkim pomyślała wydało jej się śmieszne, że Magdalena ma jakieś
podejrzenia. Owszem była o niego zazdrosna, nawet cholernie zazdrosna, ale owa
zazdrość nie dotyczyła Natalii, która zresztą była od Damiana o dziesięć lat
starsza, a jego nigdy nie interesowały stare kobiety. Renia była zazdrosna,
ponieważ Damian zostawał czasem na noc w mieście, ale było to zawsze, kiedy
jechał tam sam, a potem nigdy się z tego nie tłumaczył. Mówił, że wiele czasu
zajęło mu załatwianie interesów, a potem był zbyt zmęczony żeby jeszcze wracać.
Musiała przyjąć jego tłumaczenia, choć to nie zmniejszało zazdrości, która z
czasem coraz bardziej wdzierała się do jej serca. Wiele razy nawet obiecywała
sobie, że będzie go śledzić, zawsze jednak w końcu rezygnowała z tego pomysłu.
Nie wiedziała przecież, czy akurat tym razem nie wróci, ani dokąd konkretnie
jedzie i gdzie go może zastać, nie mówiąc już o tym, że mogli zwyczajnie minąć
się gdzieś po drodze. To nie miałoby sensu i Damian też doskonale o tym
wiedział, co dawało mu poczucie, że żona nie jest w stanie sprawdzić tego, co
robi w mieście po nocach.
–
W każdym razie, – Magdalena ciągnęła swoje –
uważam, że powinnam w imieniu mojego brata przekazać pieniądze ze sprzedaży
kamienic na jakąś fundację. Chcę też sprzedać ten dom, działkę i cały ten majdan. Oczywiście zatrzymam
pamiątki po bracie i pieniądze za dom i działkę. Chcę jednak uczcić pamięć
brata przekazując część jego majątku, po to, by ktoś dobrze go wspominał. Niech
te pieniądze posłużą szczytnej sprawie – skończyła bardzo zadowolona ze swojego
pomysłu.
Renia przyjrzała się jej uważnie i zauważyła, że jej twarz
pojaśniała, a przez to wydała jej się teraz znacznie młodsza. Podziwiała ją,
zastanawiając się, czy sama byłaby zdolna do takiego gestu, tym bardziej, że
brat nie dał jej wyraźnych wskazówek jak ma postąpić z jego majątkiem.
–
Po pogrzebie muszę wracać do Niemiec. – wyjęła z
paczki kolejnego papierosa – Na pewien czas chciałabym po prostu zamknąć drzwi
tego domu. Wrócę za kilka tygodni i zajmę się wszystkim, tymczasem mam do
ciebie wielką prośbę.
Utkwiła w niej pytające spojrzenie.
- Chciałam cię prosić, żebyś na czas mojej nieobecności miała
na wszystko oko. Byłaś jedyną sąsiadką Natalii, ona miała do ciebie pełne
zaufanie. Ja także ci ufam i chciałabym ci powierzyć klucze do domu. Oczywiście
odwdzięczę się za twoją troskę. Czy mogę na ciebie liczyć, Reniu?
–
Oczywiście, wszystkiego dopilnuję – zapewniła
skwapliwie.
Komentarze
Prześlij komentarz