„Być może, iż dokoła ciebie
krąży zawsze niewidzialny duch,
żądny twego towarzystwa, który
w atmosferze twego umysłu
znajduje spokój i bezpieczne
schronisko, którego gdzie indziej
znaleźć nie może, a w tym
obcowaniu z tobą pochłania twoje
myśli i świadomość. Uczucie
ulgi, jakie taki dezinkarnowany
duch doświadcza w pokrewnym sobie, obdarzonym
ciałem,
porównać można z uczuciem
wytchnienia, jakiego doznajemy
w skwarny, letni dzień,
wchodząc do zacisznego domu, choćby
pustego i niezamieszkałego.”
Prentice Mulford
I Irka
Najpiękniejszą jest melodia ciszy, cudownie napawać się jej
spokojem, bo prawdziwa harmonia jest tylko w ciszy. Tak długo tego nie
dostrzegałam, chciałam być w centrum, w nieustannym zgiełku, pośrodku świateł.
Teraz widzę piękno prawdziwego światła, jego ciepło – oni są ciepłem, nie mogę
ich dotykać a i tak tworzymy jedność, najwspanialsze zespolenie. Nie można
poczuć tego ciałem, a jednak nadal coś pociąga mnie w ciałach, choć tak
naprawdę wcale tego nie potrzebuję... jednak brakuje mi ciała, jego ciała.
Wiem, że tu jest, ale nie ma go przy mnie. Kiedyś odchodził od mojego silnego
ciała do tego słabego, chorego, teraz też przebywa wśród tamtej jasności – z
daleka, nadal z daleka. Ten niedosyt
jego światła powoduje we mnie tęsknotę do ciała. Gdzieś jest ciało,
które mnie słucha, a ja jestem jego głosem i jasnością, której tamto ciało nie
może zobaczyć. Głos jednak ma wielką moc, może stać się słyszalny dla ciała,
które otaczam, któremu szepczę. I choć tamto ciało nie zdaje sobie z tego
sprawy słyszy mój głos i dzięki temu staje się częściowo mną , staje się Marią.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Powiodła powłóczystym wzrokiem w stronę kelnera, był zabójczo
przystojny, opasany zielonym fartuchem prawie do łydek w białej koszuli, która
pięknie kontrastowała z brązem świeżej opalenizny. Pewnie dorabiał gdzieś na
budowie, bo na wczasy w ciepłych krajach raczej nie było go stać, tym bardziej, że dopiero zaczynał się
maj – dokoła kłębił gąszcz zieleni, pachniały bzy i słońce tak cudownie
łaskotało po twarzy. Czas na miłość, ale nie dla kogoś takiego jak ona, bo ona
powinna to mieć za sobą. Czemu więc wzdycha patrząc na kogoś takiego jak kelner
stanowczo zbyt młody? Nawet nie zwrócił na nią uwagi, z przylepionym do twarzy
sztucznym uśmiechem spytał czym może służyć obojętny na wygłodniałe spojrzenia.
Westchnęła.
–
Czego się napijesz? - zwróciła się do Ewy, która
zapatrzona w jakiś niewidzialny dla niej punkt za oknem nawet nie zwróciła
uwagi na kelnera, zupełnie jakby właśnie podszedł do niej kawałek kotleta, albo
gruba kobieta o męskim głosie.
–
Kawy – odpowiedziała zakrywając usta dłonią.
Ziewnęła.
Takiej to dobrze, jest na tyle przyziemna, że kawa zapewni jej przez chwilę pełnię szczęścia.
Irka najchętniej napiłaby się szampana, w końcu wczoraj miała urodziny, ale Ewa
była abstynentką od kilkunastu lat i musiała to uszanować, podobnie jak fakt,
że przyjaciółka wciąż opowiadała jej o swojej abstynencji, obnosiła się z nią w
każdej sytuacji bez przerwy posługując się sloganami wyjętymi z mitingów AA, a nawet
jakiś czas temu udało jej się namówić Irkę do uczestnictwa w spotkaniu Al Anon.
Ale Ewa była jej jedyną przyjaciółką, tylko jej mogła opowiedzieć o tym co ją
trapi, za czym tęskni i czego jej brak w jej jałowym małżeństwie z Marianem,
które od jakiegoś czasu było dla niej tylko wspólną wegetacją, przebywaniem w
pobliżu siebie.
–
Dwie kawy z szarlotką – zwróciła się do kelnera
jednocześnie dostrzegając sporą, obwisłą brodawkę pod jego lewym uchem.
Odwróciła się z niesmakiem. Jakże często to, co w pierwszej
chwili wydaje się takie atrakcyjne w kolejnej powszednieje, jak całe to życie
wokół niej.
–
Jak twoje uczestnictwo w mityngach? Pomaga coś?
- oczywiście Ewa nie mogła się powstrzymać, by nie zacząć swojego ulubionego
tematu.
W pierwszej chwili chciała wzruszyć ramionami i powiedzieć,
że jest całkiem fajnie, ale właśnie uświadomiła sobie, że dla Ewy temat
mityngów był tym, czym dla niej rozmowa o swoim małżeństwie, czyli tematem,
który mogła poruszać tylko z kimś komu ufała.
–
Nie czuję się tam dobrze – wyznała szczerze –
Właściwie to nie chcę tam chodzić, uważam, że to nie dla mnie.
–
Dlaczego? - przyjaciółka otworzyła szeroko oczy
ze zdumienia.
Była osobą, która nie znosiła, gdy ktoś negował jej pomysły,
była przekonana, że nikt lepiej od niej nie zna się na ludzkich charakterach,
dlatego potrafi stwierdzić najtrafniej czego danej osobie w tym momencie
najbardziej trzeba. Zawsze była szczerze zawiedziona, jeśli ktoś miał na dany
temat odmienne zdanie. Potrafiła wtedy całymi godzinami przekonywać, że to jej
pomysł jest recepta na całe zło tego świata. A teraz uznała, że przyjaciółce
najbardziej potrzebna jest grupa wsparcia. Irka wiedziała, że tak łatwo nie
odstąpi od swojego pomysłu i już wyobraziła sobie batalię, jaką będzie musiała
stoczyć, by wybić jej to z głowy.
–
W ogóle nie czuję więzi z tymi kobietami –
zaczęła ostrożnie – One są takie smutne, bite, poniżane, a ich mężowie często
agresywni, albo piją całymi tygodniami i nic ich nie interesuje.
–
Ale przecież sama mówiłaś, że Marian coraz
częściej sięga po kieliszek i też czujesz się zaniedbywana. To tylko kwestia
czasu aż zacznie cię poniżać, a ty nie będziesz wiedziała jak się bronić.
–
Patrzą na mnie jak na dziwoląga, kiedy mówię, że
rzadko ze mną sypia. W ich przypadku jest odwrotnie, one uciekają od bliskości,
boją się mężów, albo brzydzą się nimi. Uśmiechają się z politowaniem, kiedy
opowiadam, że w domu wszystko jest na mojej głowie, a mąż unika obowiązków
domowych. One mają tak od zawsze, na dodatek ich mężowie w domu urządzają im
awantury. Źle się tam czuję i nie mogę dłużej słuchać ich opowieści, jestem
potem tak przygnębiona, że nie potrafię normalnie funkcjonować. Taka terapia mi
w niczym nie pomaga.
–
Skoro tak... - rozłożyła bezradnie dłonie.
Nie przypuszczała, że Ewa podda się tak łatwo, to nie w jej
stylu, chyba, że...ma jeszcze coś innego w zanadrzu.
–
Ale sama przyznajesz, że masz problemy
małżeńskie, prawda? I twierdzisz, że
twój mąż nadużywa alkoholu?
–
Oczywiście, wiesz przecież.
–
Pamiętasz jak ostatnio opowiadałam ci, że
uczęszczam na zajęcia takiej nieoficjalnej grupy? Oni też nie czuli się dobrze
wśród społeczności AA, chcieli czegoś więcej niż tylko sztywnych spotkań,
chcieli gdzieś razem pojechać, spędzać ze sobą więcej czasu, zaprzyjaźnić się,
no i niektórym z nich nie odpowiadało to, że do tradycyjnej grupy przychodzili
ciągli nowi, tacy, którzy dopiero zaczynają staż abstynencki, a oni nie piją od
lat i czasem meczy ich przerabianie wciąż wszystkiego od nowa. Rozumiesz?
Siknęła głową, chyba zrozumiała o co jej chodziło. Sama też
chętnie pojechałaby na wycieczkę ze znajomymi. Od razu w głowie zaczęła
przeliczać od jak długiego czasu nie byli z mężem na żadnym wyjeździe, a
przecież tak lubiła zwiedzać ciekawe miejsca, choćby nawet miałyby to być
jakieś zapadłe dziury. Marian nie miewa ochoty na takie wypady, w ogóle nie ma
ochoty na spędzanie z nią wolnego czasu – woli siedzieć przed telewizorem, albo
uciekać do tych swoich wychowanków. Oni teraz bardziej są jego rodziną odkąd
dzieci zaczęły żyć własnym życiem, a ona chyba nie jest dla niego już tak ważna
jak dawniej.
–
Może chciałabyś do nas dołączyć? - głos Ewy
brzmiał jakby mówiła do niej zza ściany.
–
Słucham?
–
Mówię, że
mogłabyś dołączyć do naszej grupy.
–
Ale przecież nie jestem alkoholiczką.
–
Ale masz w domu problem z alkoholem. Czuję, że
moi znajomi od razu cię zaakceptują, jesteś przecież taka ciepłą osobą.
–
Wszyscy mi to powtarzają, ale chyba nie jestem
na tyle ciepła, by wzbudzić podobne uczucia w moim mężu.
–
Wiesz, że to nieprawda – Ewa wolno upiła łyk
kawy – To jak będzie? Pójdziesz ze mną, a jeśli ci się nie spodoba nikt nie
będzie miał o to żalu – dodała to z takim naciskiem, że Irka westchnęła
zrezygnowana.
Może nikt nie będzie miał żalu prócz Ewy. Trudno wytrzymać z
taką przyjaciółką, ale prawdopodobnie i tak nigdy nie będzie mieć lepszej.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Zapomniałam już jak to jest oddychać. Łatwiej jest nie
oddychać, choć kiedyś chyba wydawało mi się, że oddychanie jest przyjemnością.
Teraz wiem, że przyjemnie jest nie oddychać, choć ci, którzy zostali gdzieś tam
myślą zapewne, że nie oddychanie jest równoznaczne z końcem wszystkiego.
Tymczasem dopiero kiedy przestajemy oddychać zaczyna się wszystko, co jest
prawdziwe, bo w pełni zaczynamy odczuwać kiedy już nie czujemy tego co dotykalne
i bolesne. Dotykalne jest zawsze bolesne. Teraz też czuję ból, ale nie jest on
związany z niczym co dotykalne, teraz mój ból wiąże się tylko z tym co było
kiedyś. Gdybym wiedziała jak łatwo było uchronić się przed tym bólem, gdyby
inni wiedzieli mieliby receptę, wiedzieliby co robić, by pozbyć się bólu – nie
tego dotykalnego, ale tego, który nie przemija. Dlatego czasem chciałabym im o
tym powiedzieć, ostrzec ich. Próbuję, ale oni mają swoją prawdę. Może gdzieś
jest ktoś, kto chce usłyszeć choćby niewielką część mojej prawdy. Chcę by tak
się stało, dlatego próbuję powiedzieć komuś w imieniu dawnej Laury, bo tylko
ona mogłaby być kimś kogo mogą posłuchać. Szkoda, że mądrość którą posiadam
teraz przychodzi zbyt późno. Mój ból i ból kogoś, kogo chcę uchronić zlewają
się w jedno. A przecież mogłabym być taka spokojna i wolna. Może kiedyś tak
będzie, bo wieczność nie ma granic, a rozwój naszych myśli nigdy się nie
kończy. I to właśnie jest największym darem jaki otrzymaliśmy kiedy zostaliśmy
stworzeni.
II
Wieczorem zadzwoniła Małgosia. Nie wraca w tym tygodniu na
weekend, ponieważ jadą ze swoim chłopakiem, Arturem do jego rodziców.
–
Oni mieszkają w takim urokliwym miejscu, na wsi.
Odpoczniemy przez te dwa dni – w głosie córki wyczuła podniecenie i radość.
Dobrze, że choć ona jest szczęśliwa. Odkąd zaczęła spotykać
się z tym Arturem stała się taka pełna życia. Irka domyślała się, że dzielą
jeden pokój w akademiku, ale nigdy jej o to nie pytała. Wiedziała, że Marian
byłby temu przeciwny, więc wolała nie poruszać tego tematu. Swoją drogą jej to
w ogóle nie przeszkadzało. Śmieszyła ją ta podwójna moralność męża. Zapewne
zdawał sobie sprawę z tego, że Małgosia jest na tyle dojrzałą kobietą, iż
dzieli łóżko ze swoim chłopakiem, jednak wolał traktować ją jak małą dziewczynkę
i udawać , że o niczym nie wie. Podobnie było z synem kiedy jeszcze chodził ze
swoja przyszłą żoną – potem udawał wielkie zaskoczenie, kiedy dziewczyna
oznajmiła, że jest w ciąży. Darek ożenił
się i wkrótce potem wyjechali z żoną do Szwecji w poszukiwaniu lepiej płatnej
pracy. Teraz zostali sami – ona i jej mąż, który żyje sobie własnym życiem,
zajęty pracą w otoczeniu kolegów, poświęcając się swoim pasją. W takich
chwilach jak ta, kiedy córka dzwoni z wiadomością, że znów zostają sami w
czasie wolnym od pracy najboleśniej to odczuwała. Nie potrafiła nawet wyjaśnić
samej sobie jak to się stało, że tak bardzo się od siebie oddalili. Dawniej
często gdzieś razem wyjeżdżali, lubili spędzać czas ze sobą. Teraz Marian
najczęściej wyjeżdżał z dziećmi ze swojego klubu, to na jakieś obozy, to na
zawody, a ona zostawała w domu. Z kolei, kiedy chciała pojechać odwiedzić swoją
rodzinę, zbywał ją krótkim, że będzie się tam nudził, ona przecież powinna
wiedzieć, że nie lubi jej kuzynek, a jej siostry po prostu go drażnią. Jechała
więc sama, najczęściej nawet nie zastanawiając się co robi w tym czasie. Dobrze
byłoby gdzieś pojechać, tak po prostu – nie do rodziny, ale ze znajomymi, z
którymi miałaby wspólne tematy. Ela zawsze wyjeżdżała ze znajomymi z klubu AA.
A może gdyby i ona zaczęła tam chodzić miałaby jakąś odskocznię, podobnie jak
Marian.
Teraz siedział w drugim pokoju i rozwiązywał krzyżówki, nawet
nie zareagował na dźwięk telefonu. Pomyślałaby, że mogłaby go zdradzać za
drzwiami, a on nawet by tego nie zauważył. Postanowiła oznajmić mu o decyzji
Małgosi. Nawet nie podniósł głowy znad gazety.
–
Aha – mruknął tylko.
Po chwili, kiedy jednak w końcu dotarło do niego, że córka
jedzie gdzieś z mężczyzną, którego niezbyt dobrze zna podniósł wzrok i
stwierdził lakonicznie.
–
Chyba nie zrobi jakiegoś głupstwa.
–
Jest dorosła – odparła także jakby od niechcenia
i wtedy dotarło do niej, że tak może być już zawsze.
Małgosia pewnie niedługo wyjdzie za mąż i wyprowadzi się na
dobre, a oni zostaną sami, czy może raczej samotni, bo przecież nie robią nic w
tym kierunku, by cokolwiek zmienić, by bardziej zbliżyć się do siebie.
Spojrzała z ukosa na męża. Wciąż siedział nad swoja gazetą nie zwracając na nią
uwagi. Kiedyś mówiono o nich, że są ładną parą – on wysoki, wysportowany, starszy
od niej o sześć lat ( najbardziej ceniła w nim to, że jest taki dojrzały i
odpowiedzialny), ona ładna, wesoła, przydawała mu blasku. Koleżanki patrzyły na
nią z zazdrością – nie dość, że przyciągała spojrzenia innych mężczyzn, to
jeszcze miała przystojnego i dobrego męża. Nadal nazywa się ją ładną, a ona
uwielbia podkreślać swoją urodę, zawsze ubiera się elegancko, nigdy nie
wychodzi z domu bez makijażu, lubi kokietować, ale zawsze stara się trzymać
zarówno mężczyzn, jak i kobiety na dystans. Wyjątkiem jest Ewa, ale ona ma
wielu przyjaciół, czasem jest nawet o to trochę zazdrosna, może nawet bardziej
niż o męża. Odkąd Marian skończył pięćdziesiąt pięć lat wmówiła sobie, że już
na nic go nie stać, bo żadna kobieta nie spojrzałaby nawet na takiego starszego,
posiwiałego, śmiertelnie poważnego pana. A może się myli? Kiedyś miała poważne
podejrzenia co do jego wierności, kiedy zorientowała się, że często widywał się
z ich wspólną znajomą – jej zdaniem zbyt często. Ostatecznie jednak niczego mu
nie udowodniła, a jedyne co udało jej się osiągnąć przy użyciu różnych
spekulacji, to kłótnia z koleżanką i fakt, że kobieta nigdy więcej nie odezwała
się słowem ani do niej, ani do jej męża. To było jednak ponad dziesięć lat
temu. Od tego czasu stała się bardziej stonowana jeśli idzie o podejrzenia, tym
bardziej, że zauważyła, iż Marian bardziej preferuje towarzystwo kumpli, z
którymi zresztą częściej niż kiedyś chętnie sięga po kieliszek, a także dzieci
w wieku szkolnym, dla których prowadzi kółko szachowe w miejscowym domu
kultury.
W końcu zauważył, że przygląda mu się od dłuższej chwili.
–
Coś jeszcze? Chodzi o Małgosię?- spojrzał na nią
zaciekawiony.
Brakowało jej tego spojrzenia, teraz przynajmniej przez
chwilę udało jej się skupić jego uwagę na sobie. Uśmiechnęła się do tej myśli.
–
Z Małgosią wszystko w porządku. Rodzice tego
chłopaka mają podobno dom w pięknej okolicy.
–
A więc chce przedstawić swoją dziewczynę
rodzicom. - także się uśmiechnął – To chyba dobrze, prawda?
–
Tak – nagle przyszło jej do głowy, że skoro
zostaną sami może wykorzystać ten czas, żeby zrobić coś razem. - Pomyślałam, że
skoro Małgosia nie przyjedzie, to może wybierzemy się gdzieś we dwoje, na kawę.
- zagadnęła.
–
Kawę możemy wypić w domu.
W pierwszej chwili chciała wyjść z pokoju, coś ją jednak
tknęło, jakiś wewnętrzny niepokój kazał jej podtrzymać temat.
–
Jest piękna pogoda, moglibyśmy pojechać do tej
kawiarenki za miastem posiedzieć na świeżym powietrzu. Kiedyś lubiliśmy tam
spędzać czas.
–
To może w przyszłym tygodniu pojedziemy tam z
Małgosią. Jutro jestem umówiony z sąsiadem na partyjkę szachów.
–
Znów będziecie pić! - wybuchnęła – A co ja mam
robić?
–
Możesz przecież wybrać się gdzieś z Ewą. A
sąsiadowi już obiecałem, poza tym kilka kieliszków to nie żadne picie.
Odwróciła się i od razu poszła do kuchni po komórkę.
–
Ewa? Cześć, mówiłaś coś o niedzieli – palnęła od
razu kiedy tylko usłyszała głos w telefonie.
–
O niedzieli? A...tak – jak zwykle musiała
najpierw przypomnieć sobie o co chodzi – Mówisz o mityngu? Tak, spotykamy się w
niedzielę. W tygodniu nie ma zbyt wiele czasu, wszyscy pracują. A w tej grupie
większość osób jest samotnych, więc niedziela jest w sam raz. To jak, idziesz?
Podjechać po ciebie?
–
Też jestem cholernie samotna – odezwała się z
goryczą w głosie.
–
Coś się stało? Pokłóciliście się z Marianem?
–
Żeby się pokłócić trzeba najpierw z sobą
rozmawiać – palnęła – Podaj mi adres, dojadę tam swoim samochodem, tylko czekaj
na mnie przed wejściem, nikogo tam nie znam. Nie chcę żeby pytano ;” A pani w
jakiej sprawie?'
–
Nie martw się – usłyszała perlisty śmiech
przyjaciółki – Nikt nie będzie cię o nic pytać, ale oczywiście będę czekać,
tylko bądź punktualnie.
–
Będę – teraz jej głos brzmiał pewnie.
Może w końcu spędzi trochę czasu w miłym towarzystwie.
Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Teraz jesteś Marią. Jesteś jak ona – samotna, wciąż tęsknisz
za czymś co nieosiągalne. Na pozór jesteś spokojna, ale cierpisz, bo brakuje ci
tego co potrzebne takiej kobiecie jak ty – jak my. Nadal chcesz być pociągająca
i adorowana, choć wszystko się zmienia. Nie znosisz tego, co powszednie, tego
zmienia się w zwykłe bytowanie. Wydaje ci się, że wszystko dokoła jest takie
piękne, ale ty jesteś poza tym. Wciąż jesteś piękną kobietą. Pokaż to wszystkim
i korzystaj z uroków życia dopóki to możliwe, zasługujesz na wszystko co
najlepsze. Pamiętaj, że piękne chwile są ulotne jak powiew wiatru. Kiedyś wiatr
nie będzie ci już potrzebny, nie będziesz go czuła, może nie będziesz nawet za
nim tęsknić, ale teraz poddaj się tym powiewom, dopóki to możliwe, dopóki nie
jesteś tu. We mnie nie ma już wiatru, jestem mgiełką, ulotnym wspomnieniem,
jestem przeszłością, ale wciąż jestem żeby ci powiedzieć, że warto dać się
porwać, rzucić się w wir, czerpać pełnymi garściami. W takich chwilach ja będę
w tobie, by poczuć twój wiatr. Mnie on nie jest potrzebny, ale wciąż go pragnę.
Jestem blisko dopóki przypominasz mi siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz