XV Codzienność w końcu
ukoi smutek.
Opieka nad moim chorym bratem okazała się trudniejsza, niż
początkowo mogłam przypuszczać. Wydawało mi się, że mam już spore
doświadczenie, a jednak mój brat był o wiele bardziej wymagającym podopiecznym
niż matka. Z pewnością było mu trudno pogodzić się z unieruchomieniem, a
zwłaszcza z tym, że był teraz całkowicie zależny ode mnie. Nadal był młodym
człowiekiem, pragnął żyć pełną piersią, jak to było do tej pory. Nigdy
specjalnie nie przejmował się innymi, z nikim nie wiązał się przez dłuższy
czas, chyba nawet nikogo nie kochał żyjąc z dnia na dzień, nie przejmując się
tym, co przyniesie jutro. Teraz był przygwożdżony do jednego pokoju, do tego
samego łóżka, które miał najprawdopodobniej opuścić dopiero z chwilą śmierci.
Początkowo bardzo buntował się przeciwko takiemu stanowi
rzeczy, odmawiał jedzenia, ale na nic to się zdało. Karmiłam go papkami i
różnymi odżywkami przez plastikową rurkę. Trudno było mu nawet wyrazić głośno
swoje niezadowolenie, gdyż zaciśnięte gardło wydawało raczej niezrozumiały
bełkot, niż pojedyncze słowa, które chciał mi przekazać. Domyślałam się, że
pragnął śmierci, jednak jego stan nie pozwalał mu nawet decydować o sobie. Nie
mógł zrobić niczego ze swoim życiem i to całkowicie go załamywało. Bardzo
schudł, spowodowane to było między innymi depresją, a także tym, że nie mógł
się normalnie odżywiać. Żył zawieszony pomiędzy życiem, a śmiercią i jak mówił
lekarz, taki stan mógł trwać przez wiele długich lat. Miałam dla niego sporo
współczucia i szczególnie w pierwszych miesiącach choroby rozumiałam go jak
nikt inny.
Sama też czułam się jak człowiek, którego życie już się
skończyło i teraz tkwi zawieszony między dwoma światami. Mój ukochany opuścił
mnie niewiele tłumacząc - po prostu zabrał swój pierścionek zaręczynowy i nigdy
więcej nie pokazał się w moim mieszkaniu. Początkowo próbowałam do niego w
jakiś sposób dotrzeć. Nienawidziłam siebie za to, ale nic nie mogłam poradzić.
Po prostu wydawało mi się, że jeśli już nigdy nie usłyszę jego głosu oszaleję i
oboje z Michałem będziemy zdani na łaskę obcych ludzi w jakichś, pewnie
oddalonych od siebie zakładach dla chorych i obłąkanych. Krzysztof jednak nie odbierał
ode mnie telefonów, a ja ku własnemu zdumieniu
nie oszalałam – wręcz przeciwnie -
coraz lepiej starałam się wykonywać swoje obowiązki. Bardzo dokładnie
planowałam każdy kolejny dzień dzieląc go pomiędzy pielęgnacją i karmieniem
Michała, a szyciem, gdyż ku mojemu zdziwieniu dawne klientki dowiedziały się,
że nie pracuję zawodowo i zaczęły znów szyć u mnie ubrania. Dzięki temu
dodatkowemu zajęciu mogłam znowu podreperować
rodzinny budżet. Sama ukryłam swoje kolorowe bluzki i krótkie spódniczki
w najgłębsze zakamarki szafy i wróciłam do swoich szarości i czerni,w których
znowu zaczęłam się czuć dobrze. Wydawało mi się , że czerń i ciemne kolory
najlepiej pasują do nastroju mojej duszy, która była w żałobie po utraconej
jedynej miłości w moim życiu. Podobnie jak Michał schudłam i dawne ubrania wisiały na mnie sprawiając
wrażenie, że jestem chora i niedożywiona. Nie przeszkadzało mi to - mój wygląd i nastrój pasował do wyglądu i
nastroju mojego brata. Choć niewiele o tym
rozmawialiśmy i to nie tylko z powodu utrudnionej komunikacji ze strony
Michała wiedziałam, że oboje czujemy się teraz bardzo ze sobą związani.
Żeby nie zwariować i nie popaść w apatię zaczęłam opowiadać
bratu o swych lękach i o smutkach, które gryzły moją duszę. Wydawało mi się.,
że te zwierzenia trzymały go przy życiu, sprawiły, że jego nieszczęście nieco
przybladło, kiedy zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że jest mi równie ciężko,
choć moje nogi i całe ciało nadal były sprawne.
Wychodziłam z domu tylko po to, by zrobić zakupy, albo
wykupić leki i odżywki dla brata. Robiłam to zazwyczaj wcześnie rano, kiedy
tylko zaczęto otwierać sklepy, gdyż nie chciałam spotkać moich dawnych
klientek. albo koleżanek z pracy. Nie chciałam, by pytały mnie o cokolwiek, a
tym bardziej, by mi współczuły. Nie zniosłabym słów świadczących o ich litości,
niezależnie od tego, czy byłaby szczera, czy tylko udawana. Pogodziłam się z
moim zamknięciem i nie chciałam,by ktoś wodził za mną litościwym wzrokiem. Nie
było mi trudno pogodzić się z rolą pielęgniarki brata i jego opiekunki, jedyną
rzeczą, która spędzała mi sen z oczu i powodowała, że czasem miałam ochotę
wybiec z domu i gnać bez końca do utraty
tchu była ciągła nieobecność Krzysztofa. Zaczęłam wmawiać sobie, że odszedł on
do jakiegoś innego, dalekiego świata, z którego nie może wrócić, by spotkać się
ze mną. Takie myśli pomagały mi przeżyć pierwsze miesiące po rozstaniu.
Najbardziej bałam się, że spotkam go przypadkowo na ulicy, a wtedy on odwróci
się i pospiesznie oddali, by nie musieć zamienić ze mną słowa. Kiedy o tym
myślałam wpadałam w panikę, dlatego właśnie nigdy nie wychodziłam w południe,
ani pod wieczór z domu. O tej porze Krzysztof wracał z pracy i zwiększały się
szanse, by trafić na niego na ulicy. Zastanawiałam się jak mogłabym przeżyć takie
spotkanie i doszłam do wniosku, że mogłabym dostać zawału serca. Nawet nie
chciałam myśleć o tym, że mogłabym go spotkać w towarzystwie innej kobiety.
Najbezpieczniejsze więc dla mnie było rozmyślanie o innym świecie, takim bez
innych kobiet i bez innych ludzi, którzy chcieliby przynosić mi wieści o
Krzysztofie. Nie chciałam niczego o nim wiedzieć – jak żyje, co robi, czy ma
przyjaciół. Dla mnie był kimś, kto odszedł tak daleko, że nigdy go nie znajdę,
ani nie dogonię. Tak było dla mnie najlepiej i chciałam żeby tak pozostało. Na
szczęście żadna z klientek, które przychodziły do mnie prawie co wieczór nie
wpadła na pomysł, by przynosić mi o nim jakieś wiadomości..
Stare przysłowie, że czas leczy rany sprawdziło się w moim
przypadku. Planując starannie kolejne dni wypełnione opieką nad Michałem,
załatwianiem sprawunków i szyciem, starałam się nie dawać sobie nawet chwili na
myślenie o Krzysztofie i robiłam wszystko, by ściśle trzymać się swojego planu.
Powoli zaczęło to dawać rezultaty. Trochę brakowało mi znajomych ze sklepu,
czasem nawet zastanawiałam się co też
właśnie porabiają moje dawne współpracownice, albo jaki towar obecnie najlepiej
schodzi w sklepie, ale i tak cieszyłam się, że żadna z moich znajomych nie przychodzi mnie odwiedzać. Być
może nie chciały przychodzić, gdyż nie wiedziały jak mogłyby mnie pocieszyć, o
czym ze mną rozmawiać, a ja wcale tego nie pragnęłam. Nie chciałam słuchać o
czymś do czego już prawdopodobnie nigdy nie wrócę.
Teraz moim całym światem było mieszkanie po matce, zaś moją
pracą i życiem opieka nad Michałem. Nie
chciałam, by świat , który nadal istniał za moim oknem rozpraszał moje myśli,
nie chciałam za nikim i za niczym tęsknić, gdyż wiedziałam, że to sprawiłoby mi
tylko niepotrzebny ból.
Michał, który wciąż tylko leżał i przypatrywał mi się był
dobrym obserwatorem, wyczuwał moje nastroje, smutki i tęsknoty, dlatego
starałam się być pogodna, bo przecież żyłam teraz tylko dla niego.
XVI Drobiazgi
zmieniają życie.
Raz w tygodniu zaglądała do nas pielęgniarka. Nie lubiłam
jej. Była ona grubą, wysoką kobietą stroniącą od ciężkiej pracy, jaką było
przenoszenie i dźwiganie chorych. Miała wąskie, zaciśnięte usta, na których
nigdy nie gościł uśmiech. Mimo tego, była chyba zadowolona ze swojej pracy,
szczególnie, kiedy wizyty u mojego brata były dla niej niezbyt uciążliwe, gdyż
starałam się wyręczać ją we wszystkim. Jej wizyty najczęściej polegały na tym,
że tylko sprawdzała czy wszystko jest w porządku, ale u Michała nic się nie
zmieniało – zawsze był czysty,zadbany, nakarmiony. Pielęgniarka dawała mi więc
kilka rad, których zresztą wcale nie potrzebowałam, gdyż jeśli tylko miałam
jakieś wątpliwości wypytywałam o wszystko lekarza prowadzącego mojego brata i
zawsze stosowałam się do jego zaleceń i wychodziła wcześniej njż powinna była
to robić. Nigdy jednak nie skarżyłam się na jej zbyt krótkie wizyty, czy raczej
wizytacje, gdyż byłam zadowolona, że nie zajmowała mi wiele czasu, a nie miałam
ochoty z nią dyskutować, ani jej słuchać. Nie rozmawiałam z nią zbyt wiele, nie
miała więc co robić w naszym mieszkaniu. Zauważyłam, że Michał też jej nie
lubił i zawsze, kiedy sobie poszła wpadał w lepszy nastrój, niż zazwyczaj.
Kilka razy ta wstrętna baba wpadła do nas zupełnie niespodziewanie – domyśliłam
się, że chce sprawdzić, czy dbam o brata równie dobrze, kiedy nie czekam na
kogoś, kto mógłby to sprawdzić, ale nie znalazła niczego, co mogłoby ją
zaniepokoić. Tak więc, wróciła do swoich cotygodniowych, krótkich wizyt, a ja i
tak nigdy nie robiłam niczego, co byłoby wcześniej nie zaplanowane. Dzięki temu
nikt, ani nic nie było w stanie mnie zaskoczyć – tak mi się przynajmniej
zdawało.
W pierwszych dwóch latach opieki nad Michałem starałam się
nie myśleć o niczym innym, jak tylko o swoich obowiązkach. Nie oddawałam się
prawie w ogóle rozmyślaniom na temat mojego niewidzialnego opiekuna, a kiedy o
nim nie myślałam , on także nie dawał mi żadnych znaków swojej obecności.
Doskonale pamiętałam chwile, zanim pojechaliśmy z Krzysztofem na nasze ostanie
wakacje, kiedy mój anioł odwiedził mnie i znów poczułam się kimś wyjątkowym i
niepowtarzalnym. Wtedy nie chciałam wyróżniać się spośród innych kobiet,
pragnęłam tylko kochać i być kochaną – byłam przekonana, że to wystarczy, by
czuć się wspaniale. Odkąd Krzysztof zniknął z mojego życia miałam żal do swojego
opiekuna. Wmawiałam sobie, że jego wizyta była smutną zapowiedzią tego, co
miało się wkrótce wydarzyć. Zastanawiałam się, czy istnieje jakaś siła wyższa,
która decyduje o tym, czy mogę być szczęśliwa dlatego, że jestem wyjątkowa. A
jeśli tak jest, to wcale tego nie chciałam, nikt nie pytał mnie czy chce być
wyjątkowa, nikt nie dał mi wyboru. W dodatku wciąż muszę czekać aż wydarzy się
to coś,co sprawi, że wszyscy, ale także i ja sama ,przekonają nam się o mojej
niezwykłości. Minęło tak wiele lat od czasów mojego dzieciństwa, ciągle dawałam
z siebie wszystko po to, by pokazać całemu światu jaka jestem silna, jak bardzo
można na mnie polegać, jak wiele mogę dać nie oczekując w zamian niczego. Mimo
tego wciąż musiałam czekać.
Trwało to już zbyt długo i już nie chciałam, by nastąpiło,
nie chciałam nawet już widzieć, ani czuć jego obecności, uważała, że zawiodłam
się na nim, podobnie jak zawiodłam się na ludziach, których spotkałam na swej drodze. Nie chciałam jednak
być zgorzkniałą osobą, zbyt dobrze pamiętałam
jaka była moja matka, a ja nie chciałam być własna matką. Dlatego, kiedy
przychodziła nieuprzejma pielęgniarka do Michała starałam się być dla niej
nadzwyczaj uprzejma, podobnie jak dla wszystkich klientek, które przewijały się
przez moje skromne mieszkanie
niezależnie od tego, czy były miłymi paniami z przyklejonym uśmiechem na
wargach, czy wstrętnymi babsztylami, które wciąż szukały dziury w całym.
Pewnego razu jedna z tych z przyklejonym uśmiechem przyniosła
prócz swojego materiału mały, kolorowy obrazek, na którym widniał przystojny,
ubrany w w strój rzymskiego wojownika mężczyzna trzymający w silnej dłoni
miecz, którym przebijał jakąś obrzydliwą maszkarę przypominającą bajkowego
smoka z mojego dzieciństwa, kiedy jeszcze mój tato czytał nam bajki o
królewnach i dzielnych rycerzach.
- To dla pani brata, – stwierdziła krótko – będzie go strzec.
–
A kto to taki? - zdziwiłam się tym podarkiem,
który prawdę mówiąc, mojemu bratu na nic nie mógł się przydać.
–
Nie wie pani? - wydała się zaskoczona – o Michał,
Archanioł.
–
Archanioł? Czyli...anioł? - mimowolnie
wyciągnęłam rękę po obrazek.
–
Najważniejszy z aniołów. – opowiedziała nie bez
patosu akcentując każde słowo. - Michał, jak pani brat. – dodała obdarowując
mnie kolejnym uśmiechem zawieszonym na wydatnych ustach nie pasujących do
pomarszczonej twarzy.
–
Dziękuję...w imieniu brata – ucięłam krótko i
położyłam obrazek na stoliku obok chorego.
Dopiero, kiedy kobieta wyszła z mieszkania zaczęłam
przyglądać się dokładniej dostojnej postaci z obrazka. Archanioł wyglądał na
silnego i niepokonanego i choć w niczym
nie przypominał świetlistych, cudnych postaci z mojego snu, które wciąż
doskonale pamiętałam zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Nie miałam pojęcia, że
najważniejszy z aniołów nosił imię mojego trochę szalonego brata, który tak wiele narozrabiał
w życiu. Z pewnością Michał nie miał pojęcia, że ktoś tak potężny jest jego
opiekunem.
Spojrzałam znów na obrazek i wtedy mnie olśniło. Wypadek
mojego brata i to, że jestem teraz z nim, że będę z nim przez wszystkie
pozostałe dni jego życia, to wszystko było zaplanowane. To anioły sprawiły, że
jestem tu i teraz po to, by wzmacniać swoją siłę przez pokorę, przez to, że
codziennie wykonuję te same obowiązki, że jestem wciąż samotna i że czuwam przy
bracie, który jest bezsilny wobec potęgi, która przykuła go do łóżka i
sprawiła, że jest zależny ode mnie. Znów zrozumiałam, że to wszystko, co dzieje
się w moim życiu jest zapowiedzią tego, co ma dopiero nastąpić. Nic nie dzieje
się nadaremno, a ja muszę tu być, muszę upokorzyć się, poniżyć, po to, bym
mogła być kiedyś wywyższona. Nie nadaremno ta kobieta przyniosła do mojego domu
obrazek Archanioła. Przez to uświadomiła mi, że mój brat jest także częścią
anielskiego planu, częścią tego wszystkiego, co zaczęło się już w dzieciństwie
kiedy jeszcze codziennie mogłam namacalnie czuć obecność mojego niewidzialnego
braciszka, a co skończy się już niedługo i będzie to coś naprawdę wielkiego,
skoro nawet sam archanioł ma wobec mnie swój plan.
–
Nie martw się bracie. – powiedziałam na głos do
Michała, który od razu wyczuł moje podniecenie i wodził za mną zdumionym
wzrokiem – Jesteś pod opieką kogoś bardzo potężnego, nosisz jego imię, a ja
jestem kimś bardzo wyjątkowym.
Czasem drobiazgi mogą zmienić czyjeś życie, wystarczy drobny
gest, jakiś pozornie niewiele warty przedmiot, albo nawet czyiś uśmiech może
być dla kogoś momentem zwrotnym. Ten obrazek pozwolił mi spojrzeć na siebie w
zupełnie inny sposób. Od tej pory już nie odbierałam opieki nad Michałem jako
obowiązku siostry wobec własnego brata, a jako powołanie. To powołanie było
jednocześnie moim oczekiwaniem. Znów nabrałam pewności, że wielkie, wspaniałe
rzeczy wydarzą się niedługo w moim życiu. Dzięki temu przestałam zupełnie
myśleć o Krzysztofie i stałam się o
wiele spokojniejszym człowiekiem. Już nie bałam się wychodzić z domu w porze, w której mogłabym spotkać na ulicy
mojego byłego narzeczonego. Jego osobę schowałam do przeszłości, a wtedy
poczułam, że wrócił już z dalekiego świata, w którym go kiedyś umieściłam, ale
mimo tego wcale już nie pragnęłam go zobaczyć. Wiedziałam też, że jeśli zdarzy
się, że spotkam go przypadkowo , nawet jeśli będzie akurat w towarzystwie
jakieś kobiety, to takie spotkanie nie zrobi już na mnie większego wrażenia.
Komentarze
Prześlij komentarz