W samo południe
przyszedł człowiek łaknący. nie dziwi jej że łaknie a ona
jest nasycona.
przejadła już swoje życie choć jeszcze go nie przeżyła. oboje
są zesłańcami
z nieba – on drapieżnie łaknący życia ona z myślami o śmieci
– koniec
z początkiem idą pod rękę.
a za oknem Ziemia wciąż kreci się jak zardzewiała karuzela i
jakieś cienie
wolno wędrują po ścianie. bukiet zasuszonych kwiatów
zamkniętych w czasie
kiwa się z powodu braku zmęczenia.
mów mi Panie głośniej do ucha bo słabo słyszę. nadal jestem
brzoskwinią
trochę zasuszoną z pestką pośrodku piersi. nie ma tam
miejsca na nienawiść
odkąd poumierali
wszyscy wrogowie.
w samo południe przyszedł człowiek łaknący. stał w progu
zawstydzony.
mówił że deszcz go oczyścił. światło go rozświetla choć
przyszedł z ciemności
łaknący. wyciąga do niego rękę. powinna mieć jakieś plany
choćby jej przyszłość
miała trwać jeszcze tylko jeden dzień.
Komentarze
Prześlij komentarz