VII
Dyskretnie zerknęła na zegarek, ale i tak nie uszło to uwadze
pani Izy.
–
Śpieszy się pani? A ja chciałam jeszcze pokazać
ten rysunek, o którym wcześniej wspomniałam.
–
Nie. – machnęła ręką – Po prostu czekam na
kolegę, który mnie tu podrzucił, miał zawieźć żonę i dziecko do teściowej, a
potem po mnie wrócić. Chętnie obejrzę obrazek, muszę przecież na niego
zaczekać.
–
Oczywiście – pani Iza znów uśmiechnęła się
tajemniczo – Jak tylko panią zobaczyłam od razu pomyślałam, że musi pani
zobaczyć ten obrazek. Uważam, że jest pani bardzo podobna do tej osoby.
–
Do osoby? - zdziwiła się.
Właściwie, pomyślała akurat o Fabianie. Miał jechać z żoną, a
potem tu wrócić. Coś mu się nie śpieszyło. Czyżby żonka nie chciała go puścić,
by spędził odrobinę czasu z atrakcyjną koleżanką?
–
No...do tej czarownicy, a właściwie do jej
wizerunku, jak sobie go wyobrażał ten nieznany artysta.
Odrzuciła uporczywą myśl o Fabianie i spojrzała na panią Izę.
Dostrzegła podniecenie i ciekawość w jej wzroku.
–
Długo go wczoraj szukałam. – ciągnęła jej
gospodyni – Dopiero później przypomniało mi się, że schowałam go do jednej z
książek w biblioteczce. A ten kolega, – nagle zmieniła temat, wracając do
Fabiana – mógłby się pospieszyć, bo pogoda się psuje.
Rzeczywiście za oknem zrobiło się zupełnie szaro, pewnie znów
zbierało się na burzę. Lato w tym roku nie rozpieszczało.
–
Pewnie zaraz będzie lać, ale w samochodzie
przecież nie zmokniemy.
–
Tak. – pani Iza poczłapała w stronę szafki i
wyjęła wcześniej przygotowany obrazek.
–
Sfotografujemy go, będzie świetnie pasował do
artykułu. – ucieszyła się.
Rysunek był stary, od razu rzuciła jej się w oczy pożółkła,
tekturowa kartka. Ktoś, kto dawno temu interesował się miejscową legendą o
czarownicy miał niewątpliwy talent. Rysunek, a raczej portret wykonany ołówkiem do złudzenia przypominał
jej twarz, zupełnie jakby ktoś
sportretował ją przed chwilą, zmieniając tylko uczesanie. Znieruchomiała
zdumiona tym, co właśnie zobaczyła, była wstrząśnięta.
–
To przecież... - burknęła otwierając szeroko
oczy.
Gdyby nie fakt, że papier, na którym wykonano rysunek był
bardzo stary, uznałaby wszystko za dobry żart.
–
Podobna do pani, prawda? Prawie identyczna. –
pani Iza powiedziała głośno to, na co zabrakło jej słów – Zastanawiam się
nawet, czy to nie portret kogoś z pani przodków.
–
Wykluczone. – odzyskała w końcu głos – Moi
rodzice pochodzą z drugiego końca kraju, przyprowadzili się tu jako młode
małżeństwo.
–
Nigdy dokładnie nie wiadomo co wydarzyło się
przed wieloma laty. W każdym razie podobieństwo jest szokujące.
–
A jak potoczyły się dalsze losy Anny,
czarownicy? Czy coś o tym wiadomo? - spytała żeby zatuszować szok, jaki wywołał
w niej widok portretu. Jednocześnie uświadomiła sobie, że miały także te same
imiona.
–
Niestety jej dalsze losy nie są znane.
Przypuszczam, że uciekła z wioski i nigdy tam nie wróciła. Portret zaś został
namalowany po latach. Artysta tak właśnie wyobrażał sobie Annę. Uważam, że jest
to portret jakieś współczesnej mu kobiety, która posłużyła mu jako model.
Zapewne ta piękna kobieta pobudzała wyobraźnię artysty do tego stopnia, że
skojarzył ją z Anną czarownicą.
Za oknem dał się słyszeć klakson samochodu.
–
To z pewnością mój redakcyjny kolega – ucieszyła
się.
W sama porę, gdyż po chwili obie kobiety zobaczyły za oknem
przeciągły błysk na niebie.
–
Zaczyna się burza. Może zechcecie państwo ją u
mnie przeczekać?
–
Dziękuję, ale Fabian na pewno się spieszy.
Zrobię jeszcze tylko zdjęcie jeżeli pani pozwoli i już wychodzę. Na dzisiaj to
wszystko.. Bardzo pani dziękuję.
–
Cała przyjemność po mojej stronie. – odparła.
Pomyślała, że jeśli umieści je pod artykułem ludzie pomyślą,
że zrobiła je własnemu portretowi, nikt nie uwierzy, że stary szkic może tak
bardzo przypominać redaktorkę, która na dodatek dziwnym trafem zainteresowała
się podobną do siebie jak dwie krople wody średniowieczną czarownicą. Jeszcze
raz grzecznie pożegnała się z panią Izą i pobiegła do samochodu. Fabian stał na
zewnątrz żeby otworzyć jej drzwi, zaczynało padać, szybko więc wskoczyła do
środka.
–
I jak poszło? - zagadnął kiedy już usadowili się
na miejscach.
–
Dobrze. A ty odwiozłeś żonę?
–
Tak, mam odebrać ją i dziecko dopiero jutro,
mogę więc wieczorem trochę posiedzieć nad tym, co udało ci się dziś nagrać.
–
To ciekawy materiał. – zamyśliła się, choć nie
omieszkała wyłapać stwierdzenia, że żona i dziecko Fabiana zostaną do jutra u
dziadków. Nie próbowała jednak tego roztrząsać, Fabian jak widać, planuje
spędzić wieczór przed komputerem, szaleństwem byłoby sądzić, że zamierza
pojechać do niej. - Pewnie trochę się zdziwisz kiedy zobaczysz zdjęcie portretu
czarownicy, o której dziś opowiadała mi pani Iza.
Spojrzał zaciekawiony.
–
Nie będę ci tego tłumaczyć. – machnęła ręką –
Dla mnie też ta sprawa jest bardzo tajemnicza. Wspomnę tylko, że ów szkic
rysował nieznany artysta, który od dawna nie żyje, tak przynajmniej twierdzi
pani Iza.
–
Zerknę na to w domu. – odparł włączając
wycieraczki.
Pogoda z minuty na minutę stawała się coraz bardziej
nieobliczalna, Fabian musiał się więc skupić na drodze. Na zewnątrz lało jak z
cebra, niebo raz po raz przecinały błyskawice, po których za każdym razem
rozlegał się złowieszczy grzmot.
–
Burza przybiera na sile. – zauważyła wciskając
się mocniej w fotel.
Pomyślała, że tej nocy dobrze byłoby mieć przy sobie
mężczyznę. Na Daniela nie mogła liczyć, on w taką pogodę z pewnością nie ruszy
się z domu, a o Fabianie nie śmiała nawet marzyć.
–
Dobrze, że zdążyłem odwieść rodzinę,
przynajmniej nie muszę się martwić, że zmokną – stwierdził jakby chciał ją
celowo dobić.
–
A niech to... - prawie krzyknęła.
W przydrożnym rowie, przednimi kołami w dół zwisał jakiś
samochód. Dwoje pasażerów stało obok
machając na nich, jakby byli jakimś kołem ratunkowym na tej skąpanej w
ulewnym deszczu ulicy.
–
Musimy się zatrzymać. – Fabian podjął decyzję za
nich obojga – W bagażniku mam linę, może uda się wciągnąć ich z powrotem na
drogę.
–
Cholera – mruknęła pod nosem.
Nie w smak jej było moknąć i narażać się na
niebezpieczeństwo. Burza szalała, a dokoła rosły liczne drzewa. Fabian jednak
nie zwracał na nią uwagi i zatrzymał się.
–
Zostań w samochodzie. – nakazał, jakby była jego
własnością. - Pójdę zorientować się jak możemy im pomóc.
Nie oponowała, nie miała przecież zamiaru wychodzić na deszcz
i wyglądać jak zmoknięta kura. Fabian nie bacząc na pogodę wyszedł na zewnątrz
i pobiegł w kierunku machających ludzi. Po chwili wrócił, ale nie wszedł do
środka. Otworzył bagażnik, wyjął z niego linę i znów pobiegł na miejsce
wypadku. Po jakimś czasie zupełnie już przemoczony wrócił, by swoim samochodem
pociągnąć nieszczęśników, którzy wjechali do rowu.
–
Czy mam wysiąść? - spytała mając nadzieję, że
nie każe jej tego robić.
–
Zostań, nie ma sensu żebyś mokła. – okazał
łaskę.
Kilka razy próbował odpowiednio ustawić się swoim samochodem,
potem znów wysiadł, by wraz z kierowcą drugiego auta przymocować linę do jego
wozu. Kolejne kilka minut napełniło ją lękiem, kiedy z piskiem opon wyciągał
wóz z powrotem na drogę. Na szczęście w końcu udało mu się i mógł zmoknąć po
raz kolejny, kiedy odpinał linę, by potem umieścić ją w bagażniku. Po
wielokrotnych podziękowaniach ludzi, którzy wpadli do rowu zapewne przez zbyt
brawurową jazdę, mogli nareszcie ruszyć dalej. Fabian odwiózł ją pod sam blok.
–
Daj materiały, a właściwie najlepiej połóż je na
tylnym siedzeniu, bo wokół mnie wszystko pływa – poprosił zanim wysiadła.
Nagle przyszedł jej do głowy genialny pomysł.
–
Jesteś zupełnie przemoczony, z pewnością
przypłacisz dzisiejszą jazdę przeziębieniem. Może więc wejdziesz na chwilę do
mnie, wysuszysz się, napijemy się herbaty, a potem na spokojnie posegregujesz
sobie materiały i pojedziesz do domu. Mam taki luźny dres, będzie na ciebie
pasował. – dodała przymilnie – Nie musisz się przecież spieszyć, bo twoja żona
i dziecko są u teściowej.
Zastanowił się przez chwilę.
–
Ale auto i tak jest w środku zupełnie mokre. –
rozłożył bezradnie ręce.
–
To prawda, ale burza nadal szaleje, możesz
przeczekać ją u mnie, zamiast znów się narażać.
–
No...dobrze – zgodził się bez większego
entuzjazmu.
VIII
Po raz kolejny zerknęła na ekran komórki. Był czarny jak noc
za oknem. Nie mogła zrozumieć skąd w niej ta niecierpliwość, to pragnienie,
żeby ta cholerna komórka zaczęła dzwonić, albo żeby choć usłyszała sygnał
przychodzącego SMS a. To było zupełnie do niej niepodobne, jakby całkowicie od
niej niezależne. Nie potrafiła przyznać uczciwie przed sama sobą, że zwyczajnie
tęskni za Fabianem, że ciągle jej mało jego szeptów,uścisków, krótkich chwil
wyrwanych jego rodzinie, która, co było wręcz nieprawdopodobne, drażniła ją
swoim istnieniem. Zaczęła nawet zazdrościć nieatrakcyjnej, nudnej żonie Fabiana
jej banalnego życia u boku mężczyzny, który nigdy nie wyrażał się o nie z
niechęcią, mimo tego, że spędzał z tak atrakcyjną kobietą jak ona cudowne, choć
krótkie chwile namiętności.
Koleżanki z pracy zaczęły już szeptać po kątach, że coś chyba
łączy ją z przystojnym zastępcą naczelnej. Kiedyś nie mogła doczekać się ich
zazdrosnych spojrzeń, teraz jednak nie było jej to na rękę, gdyż groziło
ujawnieniem ich romansu, a przecież nie miała złudzeń – w takim wypadku Fabian
z pewnością zrezygnuje z romansu i wróci skruszony na łono rodziny. Nie była aż
taką idiotką, by łudzić się, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie, za wszelką
cenę chciała jednak, żeby ich romans potrwał jeszcze przez jakiś czas – było
przecież tak cudownie. Fabian był czułym, wyrozumiałym i niezwykle delikatnym
kochankiem, porozumiewali się bez słów, gdyż dokładnie wiedział, czego kobieta
oczekuje od niego i spełniał te oczekiwania bez żadnych aluzji i zbędnych
pouczeń. Nawet Daniel nie dorastał mu do pięt, choć dysponował czasem, dzięki
czemu ich łóżkowe przygody trwały nieraz całą noc. Fabian wyrywał się na krótko
tłumacząc się najczęściej w domu, że musi zrobić jakiś reportaż, nigdy nie
zostawał na noc, a po wspólnie spędzonych chwilach wyczuwała, że dręczą go
wyrzuty sumienia. Pomimo tego, po kilku dniach wracał jeszcze bardziej
spragniony i coraz bardziej cudowny w łóżku. Ta sytuacja była dla niej wprost
idealna, była zachwycona nowym kochankiem i choć nigdy nie powiedziałaby tego
na głos, prawie zakochana. Seks z Fabianem działał na nią jak najlepszy
lifting, wiedziała że wygląda świetnie i czuje się świetnie. Wszystko byłoby
wprost idealnie, gdyby nie matka, która raz po raz zwracała się do niej po
kolejne pożyczki, a ona ze zgrozą stwierdziła, że jej konto bankowe tak bardzo
stopniało, że musi odmawiać sobie wielu rzeczy.
Ojciec uparcie odmawiał matce jakiejkolwiek pomocy
materialnej, dlatego musiała założyć mu sprawę o alimenty, a jak wiadomo takie
rzeczy nie są rozwiązywane przez nasze sądy w ciągu tygodnia, ta
niewyjaśniona sytuacja ciągła się więc w
nieskończoność. Anna wielokrotnie próbowała cokolwiek wymusić na ojcu, ten
jednak w ogóle nie chciał z nią rozmawiać uparcie powtarzając, że są to spawy pomiędzy
nim , a matką i dorosła córka nie powinna się w nie mieszać. Najgorsze z tego
wszystkiego było to, że matka nigdy nie przywykła do braku gotówki, dlatego nie
potrafiła w ogóle oszczędzać. Anna kilka razu obiecywała sobie, że kolejnym
razem odmówi matce pomocy, jednak ta tak bardzo narzekała zarzekając się,że
niedługo przyjdzie jej umrzeć z głodu, że w końcu rozkładała bezradnie ręce
przelewając po raz kolejny na jej konto kilkaset złotych. Zastanawiała się
nawet czy nie pożyczyć trochę pieniędzy od któreś z koleżanek, w końcu jednak
zrezygnowała z tego pomysłu. Dziewczyny zawsze zazdrościły jej komfortowej
sytuacji życiowej i materialnej, nie chciała w ich oczach psuć swojego
wizerunku. Wywieranie dobrego wrażenia na ludziach było dla niej niezwykle ważne
i krótkotrwałe kłopoty nie mogły zaważyć na postrzeganiu jej przez
współpracownice. Mogłaby poprosić
Łukasza o niewielką pożyczkę, ale ten od dnia, kiedy zostawił u niej swój
tajemniczy kufer stał się nieuchwytny. Nie dzwonił, nie SMS ował, nie umawiał
się na schadzki, choć minęło kilka tygodni od ich ostatniego spotkania. O
Danielu nawet nie myślała, znała go na tyle dobrze żeby wiedzieć, iż nigdy nie
dysponował gotówką. Fabian z kolei był dla niej zbyt cenny, by niepotrzebnie
zrażać go pytaniem o pieniądze – przynajmniej na razie. Może za jakiś czas
znajdzie sobie nowego kochanka, wtedy przestanie jej zależeć na spotkaniach z
kolegą z pracy, na razie jednak chciała, by wiedział, że zależy jej na nim, a
nie na jego pieniądzach.
Znów zerknęła na komórkę, robiła tak zawsze, kiedy tylko o
nim pomyślała, a potem, jeśli akurat była w domu spoglądała na szkic, który dla
niej skserował i oprawił w ramki. Lubił ten szkic, twierdził nawet, że rysunek
czarownicy sprawia, że nie może przestać o niej myśleć. Nazywał ją swoją małą
czarodziejką. Podobało jej się to mimo tego, że wpatrywanie się w rysunek
zawsze napawało ją lękiem, którego nie potrafiła wytłumaczyć. Tamta kobieta,
choć na pozór była jej kopią wydawała się jakaś obca, a jej martwe, sztywne
spojrzenie, złowrogie. Czasem nachodziła ją ochota żeby schować szkic do
szuflady, albo wręcz pozbyć się go na dobre, jednak fakt, że Fabian
przywiązywał do niego tak wielką wagę powstrzymywał ją przed tym. Wiele razy
powtarzała sobie, że to tylko zbieg okoliczności, ktoś z dalekiej przeszłości
był do niej podobny i ten ktoś, jak to podkreślała pani Iza nie był nawet Anną
czarownicą, ale lęk i tak pozostał. Kiedy kochali się z Fabianem w pokoju obok,
miała wrażenie, że kobieta z portretu patrzy na nich przez ścianę. Teraz też
rzuciła przelotne spojrzenie na szkic i pomyślała, że przynosi jej pecha. Potem
znów puknęła się w czoło, nie wierzy przecież w gusła, nie ona - kobieta
nowoczesna i wykształcona. A kłopoty finansowe zaczęły się wcześniej, zanim
dostała rysunek.
Komórka drgnęła, a potem rozdzwoniła się na dobre. Podbiegła
i złapała ją do ręki. Na ekranie wyświetlił się numer Daniela. Westchnęła
zawiedziona. Przez moment przed oczami stanął jej Fabian, kiedy stał przed nią cały przemoczony, ubrany w
zbyt obcisłe spodnie z jej dresu – ich pierwszy raz. Wspaniały pocałunek,
którego wcale się nie spodziewała, w ogóle nie spodziewała się już
zainteresowania swoją osobą z jego strony, jako obiektem pożądania. A jednak,
choć nie dawał tego znać po sobie, marzył o niej już od pewnego czasu i wtedy w
jej mieszkaniu, kiedy wrócili zmoknięci i ubłoceni dał upust swoim emocjom.
Potem było pięknie za każdym razem, choć często bardzo krótko, bo tak naprawdę
Fabian wciąż należał do kobiety, którą nazywał swoją drugą połówką. W takim
razie ona też nie powinna czuć się z nim związana. Nacisnęła przycisk i zaraz
potem usłyszała stęskniony głos Daniela.
–
Od tygodni nie dajesz znaku życia – zarzuciła mu
na powitanie
–
Nie gniewaj się – zaczął skomleć swoim łagodnym
tonem, który tak dobrze znała i zdawała sobie sprawę z tego, że jest wyćwiczony
specjalnie dla niej. - Miałem mnóstwo spraw, ale wciąż bardzo tęskniłem. Bardzo
chciałbym dziś się z tobą spotkać, niedługo wyjeżdżam na jakiś czas za granicę.
–
Doprawdy? - zdziwiła się – Czyżbyś miał zamiar
podjąć tam pracę?
–
Zgadza się. Mam dość żebrania pieniędzy od
mamusi, a właściwie trafiła mi się świetna okazja do zarobienia pieniędzy.
–
Mam nadzieję, że to legalne zajęcie. – pokiwała
głowa z niedowierzaniem.
–
Oczywiście. Jak możesz w to wątpić? - pewnie
kłamał, ale było jej to obojętne – Pozwól mi przyjechać. Nie wiem kiedy znów
się zobaczymy.
–
Brzmi jak pożegnanie – udała zawiedzioną.
–
Bo jest pożegnaniem...przynajmniej na jakiś
czas.
Komentarze
Prześlij komentarz