Anna
I
Wyczuwa obecność Józefa, często bywa w pobliżu, ale nigdy nie
zbliża się na tyle, by jego światło mogło ją ogrzać. Właściwie Józef zawsze był
daleki, nawet, gdy obejmował jej jasne uda i gdy szeptał jej do ucha czułe
słowa – nawet wtedy był daleki. Przychodził, by zabierać cząstkę jej ciepła, by
brać, a ona chętnie oddawała co było z niej, wmawiała sobie, że oboje dają
sobie coś cennego, ale tak naprawdę było to tylko złudzeniem, było tylko
dzieleniem się własnym pożądaniem. Nie było w tym niczego pięknego i lepiej
byłoby o tym zapomnieć. Ale Józef
przychodzi i ona nie wie czy robi to, po to, by tylko się nad nią pastwić, by
przypominać, że nie ma już ciała, tego, które tak chętnie dzieliła z takimi jak
on. On i jemu podobni zostawiali to, co cenne innym kobietom, dla niej były
tylko chwile, które dla mężczyzn takich jak on nie miały większego znaczenia.
Więc po co przychodzi i daje jej wyczuć swoją obecność? Może chce karać ją za
to, że była mu podobna, taka nieczuła, zimna jak on sam. Gdyby tylko mogła
powiedziałaby mu, że nie chce żeby przychodził i żeby przypominał, ale nie może
niczego powiedzieć, nie potrafi mu nawet niczego przekazać. Przez takich jak on
musi wspominać, a przecież nie chce wciąż wracać od nowa, wciąż od nowa. Jest
jej tak ciężko, choć nie ma już niczego co stanowiłoby ciężar, nie ma już
niczego, co mogłoby boleć, a jednak czuje ból. Ten ból narasta kiedy czuje
obecność Józefa, albo Sylwestra. Obecność Sylwestra jeszcze bardziej wzmaga
ból, gdyż dochodzi do tego pamięć skrzywdzonej kobiety i wtedy czuje ciężar na
piersiach, choć jej piersi wyschły, znikły, zmieszały się z korą. Nie widzi,
nie czuje a jednak gniotą ją – czerwone korale na piersiach, których nie ma.
Najgorzej jest jednak kiedy wyczuwa Huberta. Gdyby ktokolwiek z ludzi wiedział
jakie męki będzie musiał przechodzić z powodu tego, co w tej chwili wydaje mu
się tylko złem koniecznym wolałby chyba gołymi dłońmi wyrwać sobie serce z
własnej piersi niż skrzywdzić niewinnego człowieka. Ogień smutku i wyrzutów
spala ją na proch, gdy tylko zbliża się Hubert. Tak bardzo , jak pragnie
odrobiny ciepła, kiedy wyczuwa Józefa i jemu podobnych, tak samo pożąda chłodu,
gdy on nadchodzi. Ogień nie jest
gorący, nie parzy, a jednak ją spala, po to, by znów na nowo mogła odradzać się
w nieskończoność i cierpieć w
nieskończoność . Wtedy zagląda w duszę Anny, tej Anny, która zdaje się być nią,
ale nie może nią być, gdyż ona jest w miejscu, którego nie potrafi nawet
określić, w miejscu którego nie ma, a mimo tego jest tu taka samotna,
nieszczęśliwa, choć nieistniejąca, łaknąca ciepła i chłodu jednocześnie. Jedyną
pociechą dla niej jest to, że tamta Anna nadal jest tam, gdzie ona pragnie być,
gdzie chciałaby znów być, po to, by zmienić to, czego zmienić nie potrafi, by
zmienić cokolwiek, bo przecież tak niewiele trzeba, żeby zmienić coś we własnej
duszy. A jednak dopóki była w stanie zrobić cokolwiek, nawet nie dopuszczała do
siebie myśli, by zmienić siebie. Teraz
może próbować zmienić coś w Annie, bo tamta Anna w jakiś niezrozumiały sposób
jest z nią połączona, coś splata jej duszę z duszą tamtej Anny i dlatego może
próbować, ale tak naprawdę wcale tego nie chce. Nie może zrozumieć dlaczego nie
chce pomóc tamtej Annie – może to przez żal, może dlatego, że jest taka
samotna, otoczona innymi, którzy są obok, a jednak jakby byli daleko stąd.
Nadal jest egoistką, zawsze przecież taka była, zawsze myślała tylko o sobie.
Teraz też myśli o sobie, o tym, żeby poczuć ulgę. I choć tamta Anna jest
częściowo z niej, wcale nie pragnie jej szczęścia, ani nie pragnie jej dobra.
Pragnie jedynie, żeby była jak ona, żeby postępowała jak ona, żeby pragnęła
podobnie jak ona i żeby wszystko skończyło się dla tamtej Anny tak, jak
skończyło się dla niej. Nadal nie pozbyła się uczucia zazdrości. Zawsze
chciała, żeby to jej zazdroszczono, ale ostecznie to ona była zazdrosna pomimo
swojej urody, pomimo czaru, jaki wokół siebie roztaczała. Zazdrościła innym
kobietom tego czym pogardzała – zazdrościła im skromności i zwyczajności i
jeszcze tego, że mężczyźni tak naprawdę chcą kochać zwyczajne kobiety. Bo
czarodziejki są po to, by zapominać o zwyczajności i o tym jak trudno być kimś
wyjątkowym. Teraz też zazdrości tamtej Annie – tego, że jest młoda, piękna i czarująca i że nie zazna
prawdziwego bólu, choć wciąż posiada ciało. Ona nie dowie się czym jest ból
ciała, kiedy jest się przypalanym, gniecionym i łamanym. Tamta Anna może
jedynie poznać czym jest nieznośny ból duszy. Ona już wie, że ból duszy nie
jest mniej nieznośny niż ból ciała i takiego bólu wcale nie chce jej
zaoszczędzić. Pragnie, by tamta Anna poznała pełnię tego bólu. Teraz tamta Anna
jest zadowolona ze swojego życia, myśli, że może wiele osiągnąć nie dając nic w
zamian, myśli w swej naiwności, że ludzie są po to, by można było od nich brać.
Chce, żeby myślała w ten sposób, chce ją utwierdzać w tym przekonaniu, a kiedy
nadejdzie czas, tamta Anna poczuje
prawdziwy ból duszy - być może jej ból będzie bardziej znośny, może poczuje
jakąś satysfakcję, albo cokolwiek, co różni się od uczucia chłodu, albo od
uczucia spalania na popiół – wszystko jedno, byleby było to coś innego, niż to
niegasnące cierpienie, które jej nie opuszcza. Często myśli o swoich oprawcach
– może poczułaby ulgę, gdyby wiedziała, że trafili tu, gdzie i ona przebywa.
Ale oni nigdy nie zbliżają się do niej, nie wie czy pokutują za to, co jej
robili, nic o nich nie wie i to sprawia jej dodatkowe cierpienie. Może nie byłaby
taka samotna, gdyby wiedziała, że są w pobliżu, ale wyczuwa tylko obecność
tych, których skrzywdziła, albo przyczyniła się do tego, że też muszą przebywać
w tym miejscu. Dla nich, podobnie jak dla niej nie ma już nadziei, ani
przyszłości, jest tylko to, co jest i to czego nie można już zmienić. Teraz
może już tylko obserwować Annę, to jej odskocznia, jej okienko na świat, który
dla niej już nie istnieje, dlatego pragnie zemsty, a skoro nie może zemścić się
na tych, których nienawidzi spróbuje zemścić się na kimkolwiek. Tym kimś może
być tamta Anna.
II
–
Możesz wyjść za godzinę, ale pamiętaj o
popołudniowym festynie na osiedlu, masz o nim zrobić jakiś materiał. - naczelna
małpa zmierzyła ją swoimi zimnymi, stalowymi oczami.
Nie znosiła sprzeciwów, ani braku kompetencji, zawsze
mawiała, że jej portal nie jest na tyle sławny, by ktokolwiek z jej pracowników
mógłby popełniać błędy. Nie znosiła spóźnień, ani próśb o wysłanie kogoś innego
w miejsce, gdzie działo się coś w miarę ciekawego w tym zapyziałym, beznadziejnym
miasteczku. Zawsze mawiała, że jedyną rozrywką są głupie, osiedlowe festyny i tylko od czasu do
czasu zdarza się jakiś napad, albo samobójstwo – wtedy jest przynajmniej o czym
pisać.
Tego popołudnia Ania chciała spotkać się z Danielem. Ostatnio
rzadko się widywali. Właściwie nie zależało jej specjalnie na tym, żeby spędzać
z nim czas, nie zależało jej nawet na jego wierności, ale czasem potrzebowała
czyjeś bliskości i oczywiście potrzebowała także seksu, była przecież dojrzałą
kobietą, doskonale wiedziała czego chce od życia. Daniel zapewniał jej
towarzystwo i namiętne chwile bez zbędnych pytań i bez zobowiązań, na czym
zawsze jej zależało. Zależało jej także na dyskrecji, a w tym przypadku też mogła na niego liczyć.
Była piękną, powabną kobietą, mogła mieć wielu kochanków, ale nigdy nie lubiła
bylejakości. Swoich mężczyzn dobierała starannie, według własnych wymagań i
stałego schematu,gdzie na pierwszym miejscu był wygląd zewnętrzny kandydata,
a zaraz potem brak zobowiązań. Gardziła
mężczyznami, którzy po kilku spotkaniach spodziewali się miłosnych wyznań, albo
co gorsza wymagali oddania. Nienawidziła tych cech i kiedy tylko facet, którego
namierzyła wspomniał o związku, niekoniecznie nawet małżeńskim od razu brała
nogi za pas. Na szczęście Daniel był na tyle fajny , że w łóżku traktował ją
jak dziwkę, w miejscach, gdzie spotykali się publicznie jak królową, zaś na co
dzień jak przelotną znajomą. To całkowicie jej odpowiadało. Tego dnia miała
wielką ochotę z nim się spotkać, bo prócz cech, które w nim tak ceniła posiadał
też jeszcze jedną, bardzo istotną – lubiła jego towarzystwo, gdyż mogli zawsze
rozmawiać na wiele tematów nie okazując zazdrości, ani jakiegokolwiek
roszczenia sobie praw do wzajemnych uczuć i sposobu postępowania. Można
powiedzieć, że Daniel był fajnym kolegą, a nawet przyjacielem, u którego zawsze
mogła szukać rady. Mogłaby się nawet założyć, że gdyby wyznała przed nim miłość
do innego mężczyzny nie poczułby się tym wcale urażony. Oczywiście, mimo tych
wszystkich wspaniałych cech Daniel miał też wady, bo przecież nikt nie jest
tylko wspaniały i niepowtarzalny. A najgorszą cechą Daniela był niezaprzeczalny
fakt, iż był on leniem i lekkoduchem, który nigdy nie miał grosza przy duszy i
przez większość swojego życia żerował na kobietach takich jak ona. Doskonale o
tym wiedziała, ale dopóki finansowo powodziło jej się całkiem nieźle, nie
przeszkadzało jej to aż tak bardzo. Co prawda, praca w regionalnym portalu
Internetowym nie była szczytem jej marzeń, ale na szczęście wystarczało jej na
wszystkie potrzeby, mogła też zawsze liczyć na pomoc dobrze sytuowanych
rodziców, tym bardziej, że była jedynaczką. Doskonale wiedziała, że ktoś taki
jak Daniel nigdy nie kupi jej biżuterii, czy też modnych ciuchów, tu jednak
mogła liczyć od czasu do czasu na Łukasza. Daniel domyślał się istnienia
Łukasza, ale nigdy o niego nie pytał, tym bardziej, że spotykała się z nim dość
rzadko z prostego powodu, że był on żonaty i szczęśliwie zakochany w swojej
małżonce. Ania była dla niego odskocznią, luksusową lalką, której czasem
kupował drogie prezenty, a ona odwdzięczała mu się upojnymi chwilami, które
spędzali najczęściej w jej mieszkaniu. Na swój sposób lubiła Łukasza, ale
najbardziej lubiła jego prezenty. Daniel
z kolei był lepszym kochankiem, był także młodszy i przystojniejszy, no
i można było pokazać się z nim w towarzystwie. Żonaty Łukasz wygrywał więc
tylko na polu finansowym, jednak nie bez
znaczenia był też fakt, że Ania nigdy nie chciała być przywiązana do jednego
partnera – istnienie Łukasza utwierdzało ją w przekonaniu, że nikt nigdy nie
zdoła jej usidlić, ani nie nazwie spotkań z nią związkiem. Lubiła i pragnęła
być całkowicie niezależna, a jedyną osobą, która ograniczała tę jej
niezależność była naczelna małpa ze swymi stalowymi oczami i zasadami, które
tak bardzo miała ochotę kiedyś złamać. Teraz jednak, pomimo przemożnej chęci
udania się prosto po pracy pod prysznic, a potem na spotkanie z Danielem
zaczęła planować swój udział w osiedlowym festynie, gdzie wystąpią szkolne
zespoły i jakaś kapela na co dzień zapraszana na wesela i wiejskie zabawy, na
koniec mecz jakichś przypadkowych ludzi, którzy być może
po raz pierwszy w życiu staną na boisku i wreszcie finał imprezy – rozdanie
nagród w loterii fantowej. W sobotnie popołudnie nic gorszego nie mogło się jej
przytrafić.
Wyjęła komórkę i wysłała SMS – a do Daniela z pytaniem, czy
znajdzie dla niej czas późnym wieczorem. Po powrocie będzie musiała jeszcze
uprzątnąć mieszkanie i zmienić pościel nim wpuści do niej swojego kochanka.
Liczyła na dobry seks po całotygodniowym bieganiu po mieście po to, by zrobić
jakikolwiek reportaż latem, kiedy nic prawie się nie dzieje. Pomimo tego, że
koleżanki nazywały ją szczęściarą, która nie musi martwić się o utrzymanie
rodziny i w ogóle o nikogo nie misi się martwić prócz siebie, wcale nie czuła
się szczęśliwa. Wciąż myślała o tym, że jest kobietą niespełnioną, szczególnie
jeśli idzie o życie zawodowe.
Miejscowość , w której dane jej było pracować była zwykła
dziurą, gdzie nic się nie działo, przez co nie mogła wykazać się jako
reporterka. Taka na przykład Jolka miała przynajmniej w swojej miejscowości
muzeum i ciekawą historię z kilkoma zabytkami przyciągającymi turystów - można więc
było o tym cokolwiek napisać, zaś
u Alki mieszkało sporo ciekawych osób,
które interesowały się rozwojem miasta i miały zawsze coś ciekawego do
powiedzenia. W jej miasteczku działał jeden beznadziejny zespół ludowy, nic nie
znaczący klub piłkarski, beznadziejne stowarzyszenie zajmujące się lokalnym
rozwojem, do tego jeden ośrodek kultury, gdzie niewiele się działo, gdyż
dyrektor był totalnym leniem i jedyną rzeczą, na której mu zależało było
wynagrodzenie, no i jeszcze kino, gdzie wyświetlano filmy, które wcześniej były
już projektowane w ościennych gminach. Jedynie Beata, jej jedyna przyjaciółka
miała równie nieciekawą mieścinę. Beata miała podobne do niej podejście do
życia i do zawodu, dlatego była jedyną osobą, z którą potrafiła się dogadać.
Najbardziej ceniła ją za to, że nigdy nie zanudzała jej opowieściami o swoich
udanych i mniej udanych związkach i co najgorsze ze wszystkiego - o dzieciach, bo po prostu ich nie miała.
Pozostałe koleżanki nie szczędziły jej opowieści o pieluchach, zupkach,
przedszkolu i równie okropnych rzeczach, o których nie chciała nawet wiedzieć,
bo dzieci były dla niej istotami z jakiegoś innego, gorszego świata, którego
nie chciała poznać. Taka była – wolna, niezależna, wymagająca od siebie i od
innych, bardzo ambitna. A teraz ta ambicja nie pozwalała jej spotkać się z
Danielem tego popołudnia, gdyż musiała przygotować się do festynu, na którym
niestety musiała być obecna.
Komentarze
Prześlij komentarz