Przejdź do głównej zawartości

Irka cz, III i IV


III
Wraz z Irką jest ich teraz dziesięciu. Łączy ich fakt, że są niepijącymi alkoholikami. Irka jest wyjątkowa, ponieważ sama nie ma problemu z alkoholem. Na pierwszym spotkaniu opowiedziała w sposób lakoniczny o tym, że jej zdaniem Marian jest pijakiem, że w ich związku brakuje porozumienia, że cierpi z tego powodu i że nie może poradzić sobie z uzależnieniem męża. Nie do końca mówiła prawdę, zdawała sobie sprawę z tego, że ostro przesadziła z tym upijaniem się jej partnera, ale bardzo chciała się do nich zbliżyć, mieć z nimi wspólne tematy, mieć kogoś z kim mogłaby się spotykać w wolne i samotne dni. Ewa niczemu nie zaprzeczała, nie było jej przecież z nimi kiedy spędzali ze sobą popołudnia i wieczory jako małżeństwo, więc nie mogła wiedzieć jak to jest w ich związku. Tworzący grupę mieli aktualne problemy małżeńskie, albo mieli to już za sobą i teraz żyli samotnie, albo nie chcąc mieć takich problemów świadomie wybrali samotność. Zastanawiała się dlaczego stworzyli własną grupę i szybko stwierdziła, że prawdopodobnie nie mogą już słuchać o miłości w związkach innych, podczas gdy dla nich samych życie z drugim człowiekiem stało się gehenną, albo zwykłą stratą czasu. Tego dnia opowiadali o dzieciach. Zauważyła, ze rej wiedzie tu Kazik, rozwodnik, który jednak nigdy nie stracił dobrego kontaktu z dwójką swoich dzieci. To on narzucał większość tematów, mówił dużo i świetnie wyczuwał nastrój całej grupy, potrafił też słuchać i często rzucał trafne uwagi, jeśli któryś z rozmówców opowiadał o swoich problemach. Był jak dobry psycholog. Pomyślała, że tego wszystkiego nauczyło go życie i wieloletnie spotkania wśród różnych wspólnot AA. Był niejako weteranem, który nie pił od ponad trzydziestu lat, jednak pomimo tak długiego stażu abstynenckiego nigdy nie znalazł sobie nowej partnerki od czasu rozwodu. Irka podejrzewała nawet, że nadal kocha swoją żonę, ale wiele lat rozłąki nie pozwala mu na to, aby choć spróbować się znów do niej zbliżyć. Jeśli idzie o komunikatywność, to Kazik pozostawiał nawet Ewę daleko w tyle. Choć jej przyjaciółka starała się wyróżniać spośród pozostałych, Kazik nie zwracał na nią zbytniej uwagi. Irka od razu to zauważyła, dlatego uznała, że ktoś, kto z lekceważeniem traktuje kobiety sam nie może być interesujący jako mężczyzna, podobnie jak Leon, który swoje pijaństwo miał wypisane na twarzy pomimo prawie dziesięcioletniego stażu abstynenckiego. Miał zmęczoną, pooraną zmarszczkami twarz i prawdopodobnie nigdy nie miał kobiety, no, może jakąś pijaną dziwkę ze speluny. Zauważyła, że Leon spogląda tęsknym wzrokiem w stronę Beaty, która w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Pomyślała, że mimo tego, tych dwoje pasuje do siebie i nie do końca rozumiała dlaczego zupełnie nieatrakcyjna, gruba Beata, kobieta z przeszłością, która porzuciła kiedyś swoje dziecko zostawiając je na łasce partnera nie jest zainteresowana kimś takim jak Leon. Chyba tylko on jeden na całym świecie mógłby ją zaakceptować. Podzieliła się nawet ta uwagą z Ewą po zakończeniu spotkania, ona jednak od razu stwierdziła, że wszyscy spotykają się tu jako przyjaciele i jest to warunkiem tego, by mogli ze sobą szczerze rozmawiać.
         Partnerzy nie powinni wiedzieć o sobie wszystkiego, a tu mówimy czasem o naszych najśmielszych marzeniach, o najskrytszych pragnieniach, które zazwyczaj chcemy ukryć przed światem i o naszych tajemnicach. Sama rozumiesz, że w takim towarzystwie nie powinny znaleźć się osoby, które łączy coś więcej niż przyjaźń. Poza tym związki dwojga alkoholików, nawet nie pijących są zazwyczaj toksyczne.
No tak, po Ewie mogła spodziewać się, że od razu wygłosi jedną z tych zasad, które słyszała przez te wszystkie lata , kiedy brała udział w różnych spotkaniach. Pod tym względem była jak Mojżesz wznoszący ku niebu kamienne tablice z zapisanymi na nich przez samego Boga przykazaniami.
Reszta grupy wydawała się o wiele bardziej interesująca. Kamila jest nieco podobna do niej – ładna, zadbana, około pięćdziesiątki, mężatka, która nie znosi swojego partnera. Syn Kamili mieszka za granicą, podobnie jak jej Darek. Od razu pomyślała, że z kimś takim jak Kamila znajdą wspólny język, a być może nawet uda im się zaprzyjaźnić. Kiedy rozmawiali o dzieciach, to właśnie ona najbardziej przykuła jej uwagę, gdy ciepło, z wielką miłością i troską opowiadała o synu. Mężczyźni w tej kwestii nie byli aż tak wylewni. Oczywiście najwięcej do powiedzenia miał Kazik, ale on na co dzień nie mieszkał z rodziną, w przeciwieństwie do Stefana, którego los nie oszczędzał, gdyż mężczyzna opiekował się zarówno dwojgiem dorastających dzieci jak i ich chorą matką. Stefan był chyba jedynym w całej grupie, który wyrażał się o żonie ciepło, choć w jego głosie dało się wyczuć zmęczenie i żal do całego świata. Bolek, najstarszy ze wszystkich nie miał takich problemów, gdyż od lat był wdowcem, w dodatku bezdzietnym. Dla niego czas spędzony z grupą był nie tylko terapią, ale i odskocznią od samotności. Bolek był sympatycznym, starszym panem, grubo po sześćdziesiątce, który nie potrzebował już ani pieniędzy, gdyż przez lata uzbierał ich w nadmiarze, ani nowej kobiety, ponieważ ze swoją żoną przeżyli już lata szczęścia, namiętności i smutku, którego też nie brakuje w każdym małżeństwie, potrzebował jedynie towarzystwa innych ludzi, którym mógłby opowiadać o swoich niespełnionych tęsknotach. Był zupełnym przeciwieństwem Marka, mężczyzny około czterdziestoletniego, który będąc abstynentem starał się żyć pełnią życia. To właśnie Marek, rozwodnik, który jednak miał zawsze przy boku jakąś wpatrzoną w niego kobietę wyciągał od czasu do czasu całe towarzystwo w góry, albo organizował ognisko w pobliskim lesie. Marek był przystojnym, eleganckim facetem na widok którego Irce zaparło dech w piersiach. Tak było do czasu aż zaczął opowiadać o sobie, a wtedy stwierdziła z niesmakiem, iż jest on tylko pięknym lekkoduchem, który kolekcjonuje kobiety jak znaczki pocztowe. Lepiej zostać jego przyjaciółką niż kochanką, to nie ulegało wątpliwości, a już na pewno bezpieczniej. Choć na początku uległa czarowi Marka to już po kilkunastu kolejnych minutach jej wzrok pobiegł w stronę Jerzego. Wydał jej się tajemniczy, choć skromnie ubrany, o przeciętnej urodzie, nawet twarz miał niezbyt ciekawą, na pewno mniej przystojny od jej męża, a jednak miał w sobie coś co sprawiało, że kilka razy zarumieniła się jak pensjonarka kiedy wyczuła na sobie jego wzrok. Jerzy chyba najmniej ze wszystkich opowiadał o sobie, a po jakimś czasie dowiedziała się, że jest żonaty i ma troje dorastających dzieci. Kiedy zaczął o nich opowiadać poczuła w sobie jakiś niewyjaśniony żal jakby w głębi duszy pragnęła, by był całkowicie wolny. O żonie mówił niewiele, domyśliła się więc, że mają nie najlepsze relacje, zresztą musiało tak być skoro przychodził tu w każdą niedzielę zamiast spędzać czas z rodziną. Coś ją w Jerzym absorbowało, nie wiedziała co to było, ale postanowiła sobie, że dowie się tego za wszelką cenę, dlatego postanowiła, że będzie regularnie uczęszczać na spotkania grupy. Wierzyła, że od tej pory coś zmieni się w jej życiu i będą to zmiany na lepsze niezależnie od tego czy poprawią się ich relacje z mężem czy też jeszcze bardziej oddalą się od siebie.

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Zawsze powinno się patrzeć w oczy, bo tylko w nich można zobaczyć. Obrazy zatrzymane w oczach zostają z nami przez całą wieczność, wchodzą we wszystkie jej zakamarki. Pośród tych ciepłych smug światła też je dostrzegam, to po nich rozpoznaję osoby z przeszłości, w nich są nadal ich imiona, są znakami, które mówią więcej niż wszystkie księgi w bibliotekach  świata – te przeczytane i te do których nie zdążyliśmy zajrzeć. To właśnie w oczach ukryta jest wiedza o każdym z nas i o całym wszechświecie, ale choć patrzymy na siebie, choć próbujemy wzajemnie spoglądać sobie głęboko w oczy nie odczytamy ich głębi dopóki nie będziemy na to gotowi. Tylko nieliczni spoglądając w oczy widzą w nich wszystko, inni zobaczą dopiero kiedy zostaną uwolnieni z ciała. To właśnie oczy torują drogę ku światłu, więc jeśli chcesz zobaczyć światło w drugim człowieku patrz mu uważnie w oczy i bacz, byś nie zobaczyła w nich mroku. Szkoda, że tak niewielu może dojrzeć mrok, który dla takich jak ja jest widoczny z daleka. Kiedyś też nie potrafiłam go dostrzec i było to przyczyną wielu moich nieszczęść, bo mrok w oczach drugiego człowieka z czasem zaczyna spowijać również tego, który na niego spogląda. Wtedy ktoś taki staje się ślepy, nie widzi rzeczy oczywistych. Ludzie zbyt ufni, albo ci, którzy zbyt wiele wymagają od życia, albo ci, którzy chcą je przeżyć w sposób lekki, prosty i wygodny są bardziej podatni na działanie  mroku. Kiedyś zanurzona w mroku nie mogłam zobaczyć prawdziwie czystej miłości. Miałam wszystko czego było mi potrzeba, ale nie potrafiłam się tym cieszyć. Miałam na wyciągnięcie reki miłość w najczystszej postaci, miałam oddanie dobrego, uczciwego człowieka, ale szukałam mroku. A kiedy go znalazłam przyniósł mi tylko kilka chwil ekstazy, a potem owionął mnie do głębi, zniszczył mi życie i całą wieczność. Jesteś teraz tą, którą kiedyś byłam , bacz więc by mrok cię nie owionął. Patrz w oczy byś nie stała się Laurą, która teraz jest światłem, a jednak cień mroku osiadł w niej na wieki i mimo tego, że nie posiada już serca wciąż czuje w jego miejscu ból. Bo raz zadana rana bardziej boli tego, który ugodzi, niż tego, kto został zraniony. Krzywda przygniata ciężarem nawet tego, kto już nie czuje ciężaru ciała.

IV
Śniły jej się oczy – otaczały ją,wpatrywały się, jakby chciały poznać najbardziej ukryte zakamarki jej duszy. Obudziła się spocona, a wspomnienie tego dziwnego snu towarzyszyło jej przez kilka następnych dni. Miała wrażenie, że sen miał jej coś przekazać, może przed czymś ją ostrzec, nie miała jednak pojęcia co mógłby oznaczać.
Marian zaproponował, by wybrali się  z Małgosią do kawiarni, którą zaproponowała tydzień wcześniej. Zapewne pomyślał, że sprawi jej przyjemność – tyle tylko, że chciała, by poszli tam we dwoje, a z Małgosią było to po prostu rodzinne spotkanie. W dodatku jej mąż uparł się, by pójść tam  w niedzielę.
         Czemu nie może być sobota? W niedzielę umówiłam się z Ewą - zrobiła zawiedzioną minę. Zaczęła żałować, że w ogóle poruszyła temat kawiarni.
         W sobotę wieczorem umówiłem się z moimi podopiecznymi, będą rozgrywać kilka partyjek i chcieli żebym otworzył im klub i przypatrzył się czy robią postępy.
         Jak zwykle twoje rozgrywki są ważniejsze niż rodzina – miała dość słuchania o jego spotkaniach z kolegami i podopiecznymi.
         O co ci chodzi?! - wybuchnął – Sama przecież chcesz gdzieś wyjść z Ewą i też nie chcesz przesunąć tego spotkania.
         Mam go przesunąć na poniedziałek, kiedy będę w pracy?! -odparowała
         Możesz iść w sobotę, kiedy ja będę w klubie.
         Moje spotkanie jest w niedzielę.
         Więc może wyślemy Małgosię samą, bo żadne z nas nie ma czasu żeby z nią pójść?
         Możemy też nigdzie nie wychodzić – odparła zdegustowana.
Właściwie nie chciała już iść ani z Marianem, ani nawet z Małgosią, myślała tylko o tym, by pójść na spotkanie swojej grupy, zobaczyć się z Kamilą, Kazikiem, a przede wszystkim z Jerzym. Odkąd wróciła z pierwszego spotkania nie myślała o niczym innym jak tylko o kolejnym mityngu, bo... przez cały tydzień nie mogła przypomnieć sobie koloru jego oczu. Na początku była pewna, że są błękitne, ale potem zaczęło jej się zdawać, że patrzył na nią zielonymi oczami. Była wściekła sama na siebie, że tak ją to aprobowało, tak bardzo, że nie mogła przez cały tydzień skupić się na pracy. Może to przez ten sen, który ją przeraził i być może dlatego zaczęła obawiać się kolejnego spotkania w klubie, choć tak bardzo nie mogła się na niego doczekać. Z dnia na dzień, czym bardziej narastała w niej ta obawa, tym bardziej pragnęła spojrzeć znów Jerzemu w oczy.

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Marzenia są dla wszystkich. Tu też marzymy, myślę, nawet, że są i tacy, którzy nadal marzą o zespoleniu z ciałem, wielu jednak marzy o tym, by czyjeś ciało wyczuwało ich istnienie. Często chcą porozumieć się z tymi, którzy jeszcze ich pamiętają, przyzywają ich, ale ci, którzy są tu od dawna i zdają sobie sprawę z tego, że nikt ich już nie pamięta chcą jedynie poczuć bliskość kogoś kto nadal tam jest. Zawsze warto marzyć, to pobudza wyobraźnię, a wyobraźnia jest czymś pięknym - nawet dla nas. Ten wspaniały dar otrzymaliśmy przy stworzeniu – dar, który nie przemija. Czasem wyobrażam sobie, że jego światło wciąż mnie otacza i to jest moim najpiękniejszym marzeniem. Nigdy nie wyrzekaj się marzeń, bo tylko o nie warto walczyć Kiedyś nie dość walczyłam o to, by  światło jego duszy rozjaśniało moje życie, skupiałam się na rzeczach przyziemnych, na krótkich chwilach przyjemności – teraz cierpię z tego powodu. Zbyt często byłam samotna – nadal jestem samotna. Nie popełnij tego błędu, bądź tą częścią Marii, która sięga po swoje marzenia i bierze je całymi garściami. Nigdy nie zadowalaj się ochłapami, bo one nie przyciągną pełni czyjegoś światła do twojego.

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Wieczorny telefon od Darka odebrał Marian. W pierwszej chwili poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Tego dnia myślała o synu, zupełnie jakby wyczuwała, że zadzwoni. Nie widzieli się od kilku miesięcy i bardzo tęskniła nie tylko za nim, ale także za wnuczką. Wciąż zastanawiała się, czy ją pozna. Co prawda często rozmawiały przez Skype, ale Martynka miała dopiero trzy lata, trudno więc nawiązać z nią było dłuższy kontakt. Ich rozmowy ograniczały się zazwyczaj do ;” Kocham cię babciu”, albo ;” Jest ładna pogoda, babciu. Pozdrawiam cię babciu”. Z synową nigdy nie miały najlepszego kontaktu – nie , żeby była miedzy nimi jakaś wrogość, nietolerancja, czy nieporozumienie – po prostu, żona Darka zawsze trzymała się na dystans. Była miła, ale nie wylewna, rozmawiała z nią o tysiącu błahych sprawach, nigdy jednak nie próbowała się przed nią otworzyć. Inaczej było z Darkiem, on był zawsze jej ukochanym dzieckiem, oczkiem w głowie. Nie chodzi nawet o to, że gorzej traktowała córkę. Po prostu Darek był bardziej otwarty, potrafiła z nim rozmawiać o wszystkim, podczas gdy Małgosia zawsze była zamknięta w sobie i miała swoje tajemnice.
Marian przez dłuższą chwilę rozmawiał z synem o błahych sprawach. Przewróciła oczami, gdyż pomyślała, że nigdy nie byli ze sobą na tyle blisko, by móc rozmawiać o czymś ważnym. Miała ochotę zabrać mu słuchawkę, powstrzymała się jednak, w końcu był jego ojcem. Postanowiła więc cierpliwie czekać na swoją kolej szykując w międzyczasie kolację. Wiedziała, że Darek w końcu i ją poprosi do telefonu, smarowała więc chleb nie mogąc się jednak opanować, by co chwilę nie zerknąć tęsknym wzrokiem w stronę przedpokoju. Zauważyła, że rozmowa ojca z synem ożywiła się nagle, jakby Darek oznajmił mu jakąś radosną nowinę. Czyżby Karolina znów była w ciąży? Po chwili porzuciła tą myśl – Marian nie cieszyłby się tak bardzo z takiej wiadomości, zawsze uważał, że młodzi powinni najpierw czegoś się dorobić, by moc planować kolejne dziecko. W końcu jej ciekawość została zaspokojona. Marian z nieukrywaną radością oznajmił, że zostali zaproszeni przez dzieci do Szwecji w przyszłym miesiącu. Wreszcie i Darek, któremu mąż pozwolił w końcu z nią porozmawiać potwierdził tą informację.
         Pomyśleliśmy z Karoliną, że już najwyższy czas, żebyście nas odwiedzili. Zawsze to my zwalamy się wam na głowy, czasem robimy to bez zapowiedzi, a wy zawsze przyjmujecie nas z radością.
         Jesteście przecież naszymi dziećmi, to normalne – zapewniła skwapliwie.
         Tak, ale i mu chcemy was ugościć, a Martynka chce zobaczyć swoich dziadków, bo w końcu zapomni jak wyglądacie.
         Ale czy to nie będzie dla was kłopot? - zmartwiła się – A co z pracą?
         Tym się nie przejmujcie, wszystko jest załatwione. Obejrzycie nasze mieszkanie na żywo, bo znacie je tylko ze zdjęć.
Nic nie mogło jej tak ucieszyć jak to zaproszenie Tak bardzo marzyła o tym, żeby gdzieś pojechać, a teraz pojadą na cały tydzień i to do Szwecji! Pojadą z Marianem - może ta podróż zbliży ich do siebie. Szkoda tylko, że to znów dzieci muszą ratować ich małżeństwo, ale niech i tak będzie. Podekscytowana dokończyła kolację, a potem zaczęła planować. Ostatnio ciągle zazdrościła koleżanką z pracy, które przechwalały się swoimi wczasami i wyjazdami do znajomych mieszkających za granicą. Wreszcie i ona będzie miała o czym opowiadać. Zresztą, kto wie, może wkrótce nadarzy się także jakiś wyjazd z grupą. Ewa opowiadała, że Marek w tej kwestii jest niesamowity. Potrafi zaplanować i zorganizować wspaniały wyjazd w ciągu kilku godzin. Często organizuje takie rzeczy od ręki i podobno zawsze jest fantastycznie. Jeśli będzie taka okazja, ona będzie pierwszą osobą na liście uczestników. Żeby tylko niczego nie planowali podczas jej pobytu w Szwecji. To byłaby katastrofa! Rozmyślając tak, nie spostrzegła się nawet, kiedy spałaszowała wszystkie kanapki, które przygotowała dla siebie i męża. Od dawna nie była w tak dobrym nastroju i pewnie to spowodowało jej wilczy apetyt. Wyjęła chleb – będzie musiała przygotować jeszcze raz kolację dla Mariana. W samę porę, bo kiedy tylko zaczęła smarować pieczywo masłem usłyszała z pokoju
         Kiedy kolacja?

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Ciesz się życiem, otaczaj się ludźmi i nie dopuść do tego, byś została sama. Miej opokę w dzieciach, one zawsze będą twoimi pokrewnymi duszami, staraj się je zrozumieć, bo to właśnie one będą kiedyś szukały twojego matczynego ciepła pośrodku ciemności i chłodu. Powtórne spotkanie  z nimi  da ci wielką radość i napełni cię światłem.


Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Bajka o śwince po śląsku

Bajka o śwince                                     Babuć Kulo sie po placu babuć we marasie, rod w gnojoku ryje, po pije w kalfasie, kaj je reszta wopna i stare pająki, co się przipryczyły zza płota łod łąki. Gryzie babuć   wongel jak słodki bombony, po pije go wodom, kaj gebiz łod omy leżoł zmoczony. Woda zzielyniała, skuli tego bardzij mu tyż szmakowała. Zeżro wieprzek mucha,   ślywki ze swaczyny, po ym se po prawi resztom pajynczyny. Godali nom   oma, że nikierzi ludzie som gynau zmazani, choćby te babucie. Dejmy na to ujec, jak przidzie naprany, tyż jak wieprzek śmierdzi i je okulany. Śmiejymy sie z wieprzkow, ale wszyscy wiedzom- kożdego   babucia kiedyś ludzie zjedzą.