XIII Upadek zawsze
boli.
Z niewielkiego balkonu
w pensjonacie, gdzie wynajmowaliśmy mały pokoik widać było ruchomy,
perlisty płat ciemnego morza. Był to najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek
obserwowałam. Ciemna woda była spokojna tego wieczora, a mimo tego, jej szum
wydawał się potężną, nieposkromioną siłą, której nie potrafiłam ogarnąć
zmysłami. W obliczu tej niezmierzonej potęgi byłam tylko maleńkim punkcikiem na
mapie świata, byłam stworzeniem, które nie miało żadnego znaczenia. Byłam
niczym w porównaniu z żywiołem, którego żaden człowiek nie potrafi okiełznać.
Pomyślałam, że to jedyna taka chwila, że już nigdy nie dane mi będzie być w
takim miejscu i czuć tego co doświadczyłam tego wieczora. Krzysztof krzątał się
w głębi pokoju, nie zwracałam na niego uwagi, bo w tej właśnie chwili miałam
jakąś niezrozumiałą pewność , że już tu nie wrócę, choć mój ukochany jeszcze
godzinę wcześniej zapewniał, że co roku będziemy wypoczywać w jakichś pięknych
okolicach i z całą pewnością jeszcze tu zawitamy. Może miało to jakiś związek z
nocną wizytą mojego anioła przed wyjazdem, a może było to jakieś inne
przeczucie, które nie wróżyło niczego dobrego. Ze wszystkich sił próbowałam
odgonić takie myśli, nie chciałam
przecież psuć tego pięknego wieczoru, nie chciałam być smutna, nie chciałam być
też już nigdy samotna.
Krzysztof chyba wyczuł moją nostalgię, bo znienacka cichutko
jak cień pojawił się tuż obok..
–
Mam ci coś do powiedzenia – stwierdził po
prostu, a ja już wiedziałam, że będzie to coś ważnego, ale nie na tyle, by
zmieniło całe moje życie.
–
Tak? - spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam w nich
wzruszenie i jakąś czułość, która napełniła moje serce słodyczą.
Przyklęknął.
–
Czy wyjdziesz za mnie? - zobaczyłam w jego dłoni
maleńkie puzderko.
–
Tak, oczywiście, że za ciebie wyjdę! -
krzyknęłam tak głośno, aż szum morza zamilkł na chwilę, a mnie zdawało się, że
w tej właśnie chwili poskromiłam wszystkie żywioły świata.
Jak już wcześniej ustaliliśmy, teraz postanowiliśmy już na
pewno, że nasz ślub odbędzie się wiosną
przyszłego roku. Nie było sensu organizować wielkiego wesela, ja praktycznie
nie miałam żadnej rodziny, prócz Michała, z którym i tak nie miałam kontaktu,
Krzysztof zaś zamierzał zaprosić jedynie swoich leciwych już rodziców, dlatego
ustaliliśmy, że zawiadomimy ich odpowiednio wcześniej o naszej decyzji.
–
Na pewno bardzo się ucieszą – zapewniał – Było
im smutno, kiedy zmarła moja pierwsza żona i martwili się, że zostałem sam jak
palec. Będą zachwyceni tym, że będę miał z kim dzielić życie.
Kiedy wspomniał o swojej pierwszej żonie, zaczęłam
zastanawiać się czy darzyli ją sympatią i czy zaakceptują mnie, jako przyszłą
synową. Nie powiedziałam jednak Krzysztofowi o swoich obawach. Postanowiłam, że
zrobię wszystko, by jego rodzice polubili mnie, będą przecież moimi teściami i
najbliższą rodziną. Zawsze starałam się robić wszystko perfekcyjnie, teraz więc
też za punkt honoru zaczęłam uważać starania o to, by przypodobać się przyszłym teściom, żeby
Krzysztof był ze mnie dumny. Na szczęście miałam sporo czasu, by opracować
sobie plan postępowania, gdyż umówiliśmy się, że pojedziemy do nich na święta
Bożego Narodzenia.
A tymczasem pobyt nad morzem minął jak z bicza trzasł i
trzeba było wracać do naszych codziennych obowiązków, z ta różnicą, że wracałam
już jako narzeczona Krzysztofa.
Po całodziennej podróży powrotnej mój ukochany był bardzo
zmęczony, zaproponowałam więc, żeby każde z nas wróciło do swojego mieszkania,
musieliśmy przecież wyspać się przed powrotem do pracy. Krzysztof odwiózł mnie
pod blok i wrócił do siebie zostawiając moje torby podróżne pod drzwiami
wejściowymi. Nie chciałam go trudzić wnoszeniem ich po schodach, zapewniłam
więc, że bez trudu poradzę sobie z wnoszeniem bagażu.
Taszcząc moje ciężkie torby zauważyłam ze zdziwieniem pod
swoimi drzwiami jakiegoś łysiejącego, skromnie ubranego pana w średnim wieku.
Przez chwilę myślałam, że to mąż któreś z moich klientek przyszedł sprawdzić,
czy już wróciłam z urlopu, gdyż jego żona chce uszyć sobie nowe ubrania. Kiedy
jednak mężczyzna uśmiechnął się od razu go poznałam.
–
Michał! To ty! - wykrzyknęłam szczęśliwa, jakbym
odzyskała brata z jakiegoś bliżej nieokreślonego miejsca przypominającego
śmierć, albo długoletni sen, z którego nie można się wybudzić. Podbiegł do mnie
i uściskał serdecznie, a ja uświadomiłam sobie, że przytulił mnie tak gorąco i
serdecznie po raz pierwszy w życiu.
–
Witaj, siostrzyczko. - odezwał się nie kryjąc
wzruszenia, a ja poczułam, że wielkie jak groch łzy spływają mi po policzkach i
co najdziwniejsze, nawet nie próbowałam ich pohamować.
Michał bardzo zmienił się przez te lata, kiedy nie miałam z
nim kontaktu. Tego wieczora wiele opowiadał o latach ciężkiej pracy i
poniewierce w obcym kraju, o walce o przetrwanie, jaką musiał stoczyć wśród
obcych ludzi i o kobiecie, którą szczerze pokochał, a która po jakimś czasie
porzuciła go dla młodszego mężczyzny zabierając ze sobą wszystkie jego
oszczędności. Ostatecznie mój brat bez pracy i pieniędzy wrócił do kraju w
nadziei, że pozwolę mu zamieszkać w mieszkaniu matki. Oczywiście zgodziłam się
bez oporu obiecując także pomoc w poszukiwaniu pracy i zapewniając go, że może
liczyć na moje wsparcie finansowe dopóki nie stanie na nogi. Opowiedziałam mu o
Krzysztofie i o naszym zbliżającym się ślubie. Ucieszył się i zapewnił, że
pragnie poznać mojego ukochanego. O matce nie rozmawialiśmy zbyt wiele.
Twierdził, że dowiedział się o jej śmierci jakiś czas po pogrzebie od
znajomego, który do niego zadzwonił, nie miał jednak czasu, ani środków żeby przyjechać, zresztą,
jak stwierdził i tak matka była już pochowana, więc nie mógłby już mi w niczym
pomóc.
Następnego dnia, kiedy Krzysztof przyszedł odwiedzić mnie w
sklepie od razu opowiedziałam mu o powrocie brata. Mój narzeczony jednak, wbrew
moim oczekiwaniom nie okazał ani krzty radości – wręcz przeciwnie, nazwał
Michała hieną, która wróciła tylko po to, by móc mnie znów wykorzystywać.
–
Myślałem, że jeszcze przed naszym ślubem
sprzedamy twoje mieszkanie, a teraz okazuje się, że twój brat wrócił upominać
się o swoje. Skoro już go przygarnęłaś, będzie nam trudno pozbyć się tego
gościa. – stwierdził nie ukrywając złości.
–
Nie jest żadnym gościem, a moim jedynym bratem –
zaprotestowałam chyba po raz pierwszy od czasu, kiedy byłam z Krzysztofem. -
Będzie ze mną mieszkał, aż znajdzie
jakieś lokum, on przecież także ma prawo do mieszkania po matce.
–
Gdzie w takim razie był, kiedy ty płaciłaś
czynsz przez te wszystkie lata?! - oburzył się – Powinnaś go od razu wyrzucić,
albo przynajmniej dać mu ultimatum – dodał obrażonym głosem.
–
Jakie ultimatum? - wzruszyłam ramionami.
–
Powiedz mu, że może mieszkać z tobą przez
miesiąc, a potem ma sobie coś znaleźć i wynieść się jak najprędzej. Masz teraz
własne życie i nie potrzebujesz jego towarzystwa.
Zacisnęłam usta i jak zawsze nie powiedziałam nawet słowa nie
mając odwagi mu się przeciwstawić.
Pomyślałam, że Michał z pewnością niedługo sam się
wyprowadzi, a wtedy wszystko rozwiąże się samo i postanowiłam czekać.
Zapewniłam Krzysztofa, że Michał już zaczął szukać pracy i odpowiedniego
mieszkania po to, by zyskać trochę czasu dla brata, a dla siebie trochę
spokoju.
Niestety Krzysztof od początku zaczął okazywać Michałowi
jawną wrogość. Nie chciał odwiedzać mnie w moim mieszkaniu, dopóki mój brat tam
przebywał, na każdym kroku okazywał mi niechęć tłumacząc to stresem
spowodowanym przedłużającym się u mnie pobytem Michała. Tłumaczył, że jego
zdenerwowanie minie dopiero, kiedy mój brat zabierze swoje manatki z mojego
mieszkania.
Tymczasem Michał codziennie wychodził tłumacząc , że szuka
pracy, jednak kiedy wieczorem pytałam go o wyniki poszukiwań zbywał mnie
lekceważącym uśmiechem i tłumaczeniem, że w naszym kraju nie można znaleźć
pracy, z której da się utrzymać. Przez te wszystkie docinki Krzysztofa, jego
oziębłość i fakt, że Michał wcale nie zamierzał iść do pracy, czułam się bardzo
nieszczęśliwa. Miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod stóp, że coś mi
umyka nieuchronnie, a ja jestem coraz bardziej zagubiona i bezradna.
XIV Każdy w jakimś stopniu jest zależny od łóżka.
Po dwóch miesiącach pobytu Michała w moim mieszkaniu miałam
wrażenie, że moje życie całkowicie wywróciło się do góry nogami. Nadal byłam narzeczoną Krzysztofa, jednak nasze
spotkania zmieniły się w nieustanne kłótnie i pretensje ze strony mojego
ukochanego. Musiałam go błagać żeby nie wtargnął do mojego mieszkania i siłą nie wyrzucił na
bruk mojego brata.
Tymczasem Michał zachowywał się jak beztroski chłopiec, który
tak naprawdę nie wie czego chce od życia. Często prosił mnie o pożyczki,
których nie miał z czego zwrócić w ogóle nie przejmując się tym, że
utrzymywałam nas oboje. Przez to wszystko byłam zmuszona oszukiwać Krzysztofa,
który nie miał pojęcia, że wszystkie moje oszczędności stopniały w
błyskawicznym tempie do zera. Bardzo bałam się jego reakcji, kiedy o tym się
dowie, zaczęłam obsesyjnie myśleć, że nasz związek jest już tylko kwestią
czasu. Kilka razy nawet napomknęłam o tym Michałowi mając nadzieję , że
przejmie się moim losem i zacznie w końcu szukać jakiegoś zajęcia, on jednak
tylko machnął ręką i stwierdził, że Krzysztof jest krową, która dużo ryczy, a
mało mleka daje i jak zwykle poprosił mnie o niewielką pożyczkę, gdyż, jak twierdził
znalazł właśnie nową miłość, której chce zaimponować. Efektem moich rozterek
zarówno z narzeczonym jak i z bratem była coraz większa samotność. Krzysztof
wciąż obrażony i rozżalony zaczął unikać mojego towarzystwa, zaś Michał swoim
starym zwyczajem, znikał na całe dnie wracając tylko po to, by coś zjeść,
odespać nieprzespane noce i pożyczyć parę złotych na swoje wypady. Jedyna
pociechą i wytchnieniem była dla mnie praca, ale i tam przychodził Krzysztof
wylewając na mnie swoje żale. Prosiłam go, by nie zajmował mi zbyt wiele czasu,
gdyż zauważyłam, ze kierownictwo sklepu zaczęło krzywo patrzeć na moje
przestawanie z narzeczonym w czasie pracy, a klienci zwracali uwagę na to, że
Krzysztof mówi do mnie podniesionym głosem.
Pewnego dnia sam kierownik wezwał mnie do swojego biura.
Kiedy koleżanka z tej samej zmiany przyszła mi o tym powiedzieć, poczułam jak
nogi ugięły się pode mną, pomyślałam, że zwróci mi uwagę, albo nawet wlepi mi naganę za moje zachowanie. Okazało
się jednak, że chodziło tu o coś znacznie poważniejszego. Wyczułam to od razu,
kiedy zobaczyłam jego szklane, wlepione we mnie oczy wyrażające współczucie.
–
Pani Nino, właśnie dowiedziałem się, że pani
brat miał wypadek. Powinna pani jechać do szpitala. Stracone godziny odpracuje
pani w innym czasie. - poinformował mnie, a ja od razu przypomniałam sobie
feralny dzień w mojej poprzedniej pracy, kiedy w podobny sposób dowiedziałam
się o chorobie matki.
W pierwszej chwili chciałam zadzwonić do Krzysztofa, poprosić
go, by pojechał ze mną do szpitala, jednak po krótkim zastanowieniu porzuciłam
tą myśl. Mój narzeczony z pewnością od razu stwierdziłby, że Michał w końcu się
doigrał, albo, co gorsza zacząłby mnie namawiać żebym zostawiła brata samego
sobie, skoro on także nie przejmował się moimi problemami. Pojechałam więc do
szpitala autobusem. Okazało się, ze Michał pożyczył od jakiegoś znajomego motor i uderzył nim w
nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Był w ciężkim stanie. W dodatku lekarz
już na wstępie poinformował mnie, że był także pod wpływem środków
odurzających, co dodatkowo utrudniało służbie medycznej udzielenie mu fachowej
pomocy - cokolwiek to oznaczało, brzmiało groźnie.
–
Całe popołudnie i połowę nocy spędziłam najpierw
na szpitalnym korytarzu, a potem przy łóżku brata. Nie odzyskał przytomności,
lekarz poradził mi więc, żebym wróciła do domu odpocząć. Pozostało mi jedynie
czekać na to, co miało się wydarzyć. Żeby nie siedzieć bezczynnie postanowiłam
iść do pracy. Z Krzysztofem spotkałam się dopiero kolejnego dnia wieczorem. Jak
mogłam się tego spodziewać, nie okazał litości nad moim bratem, stwierdził
jedynie, że być może ten wypadek nauczy go odpowiedzialności. Zaproponował mi
wspólny wyjazd na kilka dni, bym mogła zrelaksować się po wstrząsających
przeżyciach i pobyć z nim sam na sam.
–
Może uda nam się odbudować wspólne relacje.
Potrzebujemy tego. - stwierdził patrząc mi czule w oczy.
–
Ale Michał też mnie teraz bardzo potrzebuje –
chciałam żeby w moim glosie nie brzmiała nuta rozczarowania, ale chyba się nie
udało – Muszę być przy nim, aż wróci do zdrowia – dodałam bardziej pewnym
głosem.
Nie mogłam przecież wyjechać wiedząc, że mój brat może w
każdej chwili umrzeć. To, o co prosił mnie Krzysztof było moim zdaniem
nieludzkie. Po raz pierwszy pomyślałam, że mój narzeczony jest egoistą i pewnie
dlatego okres choroby jego żony był dla niego taką traumą - widocznie nie mógł
pogodzić się z faktem, że czasem trzeba poświęcić się dla osoby , którą się
kocha, bo przecież twierdził, że kochał
swoją pierwszą żonę.
Nasze spotkanie, po którym tak wiele się spodziewałam
skończyło się nadzwyczaj szybko i znów zostałam sama ze swoim smutkiem.
Po kilku dniach Michał nareszcie odzyskał przytomność, ale
lekarze poinformowali mnie, że będzie już na zawsze przykuty do łóżka. Przez
jakiś czas miał jeszcze pozostać w szpitalu, potem miałam zdecydować, czy
zechce zabrać go do domu, czy też oddam go do jakiegoś zakładu, gdzie zajmą się
nim obcy ludzie. Oczywiście, od razu powiedziano mi, że pobyt w takim zakładzie
będzie kosztować. Postanowiłam porozmawiać o tym z Krzysztofem. Był jedynym
człowiekiem, któremu w pełni ufałam. Dawniej kimś takim była Marta, niestety
bardzo zaniedbałam naszą przyjaźń z powodu mojego narzeczonego, który nie
życzył sobie, bym spotykała się z kimkolwiek innym prócz niego. W efekcie Marta
przestała całkowicie się ze mną kontaktować, widząc, że nie mam dla niej czasu,
albo po prostu nie mam ochoty na jej towarzystwo.
Wyznałam Krzysztofowi, że pragnę zająć się bratem. Nikt nie
zasługuje na to, by zostać oddanym w ręce obcych ludzi. Jak mogłam się tego
spodziewać mój narzeczony oburzył się na taki tok myślenia.
–
On z pewnością od razu pozbyłby się ciebie,
gdybyś znalazła się w podobnej sytuacji! - wybuchnął od razu, nawet nie
próbując pohamować swojej złości. _ Jak
ty to sobie wyobrażasz?! - napadł na mnie – Mamy się pobrać, a potem razem
opiekować się twoim chorym bratem? Będziemy go podcierać i karmić z plastikowej
rurki siedząc w domu i nie mogąc nigdzie się ruszyć?! Przeżyłem to z moją żoną,
ale ona była na tyle chora, że wkrótce umarła. Twój brat jest jeszcze młodym
człowiekiem, może żyć dziesięć, albo i dwadzieścia lat!Czy masz zamiar
opiekować się nim przez dziesięć lat?
–
Jeśli będzie taka potrzeba, będę opiekować się,
choćby trzydzieści lat – stwierdziłam nad wyraz spokojnie i poczułam jak
rozpiera mnie duma.
Nie wiadomo dlaczego pomyślałam o moim kochanym niewidzialnym
braciszku, mogłam być pewna, że on będzie przy mnie, choćby nawet wszyscy mnie
opuścili. Nawet jeśli mój anioł nigdy już do mnie nie przemówi, ani nigdy nie
dane mi go będzie zobaczyć, to i tak zawsze będzie za mną.
Tymczasem Krzysztof najwyraźniej wpadł w furię, gdyż zaczął
biegać wkoło i miałam wrażenie, że za chwilę zacznie wyrywać sobie włosy z
głowy. Mimo tego, że rozrzucał rękami nade mną, jakby chciał mnie uderzyć czułam
spokój, gdyż miałam pewność, że powzięłam postanowienie, którego nie będę
żałować. Każdy człowiek jest przecież w jakimś stopniu uzależniony od łóżka,
jedni jako dzieci, inni w dojrzałym wieku, a ja widocznie jestem człowiekiem,
którego życie bardziej jest związane z łóżkiem niż kiedyś to sobie wyobrażałam.
W końcu ktoś, kiedyś powiedział mi, że jestem wyjątkowa i kiedy tak Krzysztof
pęczniał ze złości jak napuszony indor nabrałam pewności, że oto właśnie
nadchodzi czas mojej próby. Niedługo już i Krzysztof i Michał i ludzie, których
do tej pory nawet nie znałam dowiedzą się jaka jestem niezwykła.
Komentarze
Prześlij komentarz