Przejdź do głównej zawartości

Siła myśli cz V i VI

V Fajne nie zawsze jest miłe.

 

 

Kazik był ochroniarzem. Dotychczas nie zwracałam na niego uwagi, głównie dlatego, że przebywał on najczęściej na zewnątrz, a jego pomieszczenie służbowe znajdowało się tuż przy wejściu. Widywałam go więc tylko przy wchodzeniu i wychodzeniu z terenu zakładu.  Jak się jednak okazało pozostałe dziewczyny znały go dobrze, a jego zaproszenie skierowane do mnie od razu zostało zauważone przez grubą Felę, która była okropną plotkarą.

Kiedy tylko Kazik zbliżył się do mnie, wychodząca akurat na zewnątrz Fela od razu przystanęła i zaczęła bezczelnie przysłuchiwać się naszej krótkiej rozmowie. Ja zaś w pierwszej chwili pomyślałam, że ochroniarz zechce zajrzeć mi do torebki, zdarzało się bowiem, że sprawdzano dziewczyny czy nie wynoszą poszewek, albo kawałków materiału, z którego potem mogłyby sobie coś uszyć. Ja nigdy tego nie robiłam, gdyż bałam się odkrycia kradzieży, ale też przede wszystkim dlatego, że byłoby to nieuczciwe. Mimo pewności, że w mojej torebce nie znajduje się nic podejrzanego i tak zarumieniłam się i zrobiło mi się jakoś nieswojo. Być może właśnie dlatego od razu przystałam na jego propozycję poprzez przyzwalające kiwnięcie głową.

–         Cieszę się. - mrugnął do mnie i od razu się oddalił.

Otworzyłam usta, ale żadne słowo nie przyszło mi na myśl, dygnęłam więc tylko jak jakaś pensjonarka i też poszłam w swoja stronę.

Fela jednak nie miała na tyle taktu, żeby  po prostu pójść sobie i jak to ona miała w zwyczaju musiała rzucić jakąś kąśliwą uwagę. Widząc, że umknęłam zawstydzona, a ona nie miała szans, by mnie dogonić zwróciła się do Kazika, który wrócił już na swoje miejsce, gdzie zawsze obserwował wychodzące pracownice.

–         Tym razem polujesz na nasza niemowę?! - usłyszałam za plecami jej tubalny głos.

Nie wiem co Kazik na to odpowiedział, gdyż czym prędzej uciekłam gdzie pieprz rośnie. Przez całą drogę do domu czułam narastająca we mnie panikę. Zgodziłam się i teraz nie mogłam stchórzyć, choć słowa grubej Feli dały mi do myślenia. Zastanawiałam się czy powodowała nią zwykła zazdrość, czy tez Kazik  był podrywaczem, który zaprosił już wszystkie dziewczyny. W każdym razie pomimo leku czułam się wyróżniona. Na naszej zmianie pracuje wiele pięknych dziewczyn, a on zaprosił właśnie mnie. Przez swoją ucieczkę nawet nie miałam czasu żeby mu się przyjrzeć. Był z pewnością niższy od Jarka, lekko łysiał, ale miał miły uśmiech – tyle zapamiętałam.

Po powrocie do domu od razu pobiegłam do szafy zastanawiając się co jutro na siebie włożyć, by nie wyglądać smutno i szaro. Nawet nie zwracałam uwagi na utyskiwania matki, że ledwo co się z nią przywitałam, a przecież trzeba dokończyć obiad, bo ona źle się czuje, w dodatku dwie panie przyszły i przyniosły materiał na bluzki, będą tu znowu wieczorem żebym mogła zdjąć z nich  miarę.

Pogrzebałam w szafie, ale nie znalazłam niczego odpowiedniego. W końcu udało mi się wybrać jasną bluzkę i szarą spódnicę z rozcięciem z tyłu, która być może spodoba się Kazikowi. Rano staranniej niż zwykle uczesałam się i założyłam tą jasną  bluzkę, co ostatnio nieczęsto mi się zdarzało i z sercem na ramieniu ruszyłam do pracy. Tej nocy niewiele spałam rozmyślając, czy dobrze zrobiłam umawiając się z kimś, kogo tak słabo znałam. Wciąż myślałam o Jarku, zastanawiałam się, co pomyślałby., gdyby wiedział, że idę na kawę z ochroniarzem. Ale Jarek nie zwracał na mnie uwagi, a Kazik owszem. Może, kiedy Jarek dowie się, że wychodzę z Kazikiem, o czym z pewnością poinformuje wszystkich tłusta Fela, też zechce się ze mną umówić. Może uzna mnie za bardziej atrakcyjną, kiedy dowie się, że inni są zainteresowani dziewczyną za szklanymi drzwiami – jedną z wielu, a tak wyjątkową.

Przez całą dniówkę dziewczyny szeptały na mój temat, a może tylko tak mi się wydawało. W każdym razie, wciąż miałam wrażenie, że gapią się na mnie, dlatego trzymałam głowę nad swoją maszyną niżej niż zwykle i nie odzywałam się ani słowem.

Przed wyjściem ociągałam się chcąc nieco odwlec swoje spotkanie z Kazikiem. Nie wiedziałam o czym mogłabym z nim rozmawiać, co napawało mnie panicznym lękiem. W końcu jednak wyszłam i od razu zauważyłam, że czeka na mnie przy drzwiach wyjściowych.

–         Cześć. Idziemy? - zagadnął.

Skinęłam głową czerwieniąc się jak burak. Wiedziałam, że wszyscy się na nas gapią, dlatego nogi odmawiały mi posłuszeństwa, miałam wrażenie, że zaraz upadnę, albo wręcz zapadnę się pod ziemię. Przez całą poprzednią noc wmawiałam sobie, że będzie fajnie, że nareszcie będę mogła opowiadać jak inne dziewczyny o swoich randkach, że dzięki temu wszyscy mnie polubią, a Jarek zacznie się mną interesować. Teraz jednak niczego nie byłam już pewna, jednak, kiedy Kazik podał mi ramię wzięłam go pod rękę, choć jego skóra parzyła mnie jakby była kawałkiem rozżarzonego żelaza.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy wreszcie wylądowałam za kawiarnianym stolikiem i mogłam nareszcie usiąść. Niestety Kazik usiadł naprzeciw i gapił się na mnie przez cały czas, co powodowało, że nie mogłam przełknąć kawy, którą dla nas zamówił. Zaproponował też szarlotkę, ale zdecydowanie odmówiłam będąc pewna, że nie przełknę ani kęsa. Kiedy tak siedział i wpatrywał się w moją twarz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, ale tak bardzo się wstydziłam, że opuszczałam wzrok wpatrując się w filiżankę z nietkniętą kawą i wciąż zastanawiając się czy ją posłodzić. Tymczasem Kazik wciąż mówił i mówił nie przejmując się ani moim zażenowaniem, ani tym, że nie potrafię wydusić z siebie słowa. Kilka razy wysiliłam się na przytakniecie głową, kiedy pytał czy podoba mi się w pracy i czy na pewno nie mam chłopaka. Widząc, że trudno mnie skłonić do mówienia wcale tym się nie przejął sam opowiadając soczyście i głośno o zaletach pracy ochroniarza, o tym, że lubi chodzić na dyskoteki, że podobają mu się porządne dziewczyny i że lubi niskie blondynki, właśnie takie jak ja. Kiedy znów nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytania względem tego, co robie po południami zaczął opowiadać o swoim motorze, który podobno jest jego oczkiem w głowie, co od razu skojarzyło mi się z Michałem. Wspomniał nawet, że byli kiedyś razem z moim bratem na pewnej imprezie i że nie jesteśmy z Michałem do siebie podobni. Pomyślałam, że pewny siebie, gadatliwy, wiecznie otoczony kolegami i wpatrzonymi w niego dziewczynami Michał każdemu wydaje się o wiele ciekawszą osobą, niż ktoś taki jak ja. Kiedy o tym pomyślałam zaczęłam żałować, że przyszłam do tej kawiarni z Kazikiem, bo on z pewnością uznał mnie za osobę nieciekawą i głupią, która potrafi tylko kiwać głową i wpatrywać się w filiżankę ze stygnącą kawą. W końcu Kazik też zauważył tę nieszczęsną, nieruszona kawę i spytał czy mi nie smakuje.

–         Jakoś...nie. -  udało mi się wydusić z siebie odpowiedź.

–         To może pójdziemy do mnie, mieszkam blisko? - zaproponował jednocześnie przybliżając swoje krzesło do mojego tak blisko, że poczułam zapach jego wody kolońskiej zmieszanej z potem.

–         Po co? - spytałam głupio.

–         Poznamy się bliżej – nachylił się nade mną, a ja wzruszyłam ramionami.

Nie chciałam z nim iść, przynajmniej nie tego dnia, to siedzenie przy niewypitej kawie tak mnie zmęczyło, że marzyłam jedynie o tym, by znaleźć się jak najszybciej w domu.

–         Jesteś nieśmiała, ale podobasz mi się – szepnął mi prosto do ucha, a ja oblałam się kolejnym rumieńcem.

Powinnam być zadowolona, pół nocy wmawiałam sobie, że Kazik jest fajny i nasze spotkanie też będzie fajne i przez to spotkanie ja też stanę się fajna i bardziej atrakcyjna. Przypomniało mi się to wszystko i  dlatego, żeby nie zawieść oczekiwań Kazika, żeby nie pokazać mu , że  jestem całkiem  fajna postanowiłam choć raz spojrzeć mu w oczy. Byłam ciekawa czy wyczytam w nich zainteresowanie, o którym przed chwilą wspomniał. A może Kazik zobaczył we mnie tą wyjątkowość i niezwykłość, o której wiedziałam od dawna, ale dotąd nikt jeszcze tego nie zauważył? Odwróciłam głowę w jego stronę, a wtedy on nagle zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie. Poczułam jego miękkie, śliskie wargi na moich , tylko przez ułamek sekundy, ale to wystarczyło, bym poczuła przerażenie zmieszane z obrzydzeniem. Szarpnęłam się jak ktoś, kogo właśnie ugodzono jakimś ostrym narzędziem i wyskoczyłam zza stolika rozlewając moją niewypitą kawę prosto na kolana oszołomionego Kazika. W chwilę potem czmychnęłam z kawiarni słysząc za plecami przeklinanie i wyzwiska pod moim adresem.

 

VI  Powrót do pieluch.

 

Niefortunna randka z Kazikiem utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie jestem stworzona do bylejakości. Choć było mi bardzo wstyd, szczególnie za to, że wylałam na niego kawę, wmawiałam sobie, że ktoś tak niezwykły jak ja, nie powinien spotykać się ze zwyczajnym chłopakiem, który lubi pracę ochroniarza, a jego ulubionym zajęciem jest jazda na motorze. Co innego, gdybym spotykała się z Jarkiem, który jest nie tylko przystojny i miły, ale też z pewnością ma tak bogate życie wewnętrzne, że mogłabym się od niego uczyć. Tysiące razy wciąż od nowa analizowałam sytuację z pocałunkiem i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że coś takiego nie może dać przyjemności. Dwoje ludzi nie powinno spotykać się, by skupiać się na przytulaniu i pocałunkach, ale po to, by dzielić się swoimi odczuciami. Ciągle słuchałam jak dziewczyny opowiadają o swoich randkach skupiając się na cielesności, jakby na tym polegał związek dwojga ludzi. Już i tak po całych dniach musiałam słuchać o dolegliwościach mojej mamy związanych z jej ciałem, albo o potrzebach ciała Michała, albo o wyglądzie ciał moich klientek, dlatego uznałam, że jestem ponad to i mój partner, jeśli uda mi się takiego znaleźć też powinien skupiać się na pięknie ducha.

Takie myśli pomagały mi przetrwać pomimo porażki uczuciowej z Kazikiem, kiedy codziennie musiałam mijać go w drzwiach przy wychodzeniu z pracy. Od czasu naszego spotkania nie obdarzył mnie nawet jednym spojrzeniem, a ja byłam z tego zadowolona, bo tak naprawdę było mi wstyd, że zachowałam się jak idiotka i że oblałam go kawą na oczach ludzi siedzących w kawiarni. Wiedziałam, że dziewczyny z naszego działu szeptały o tym przez jakiś czas i śmiały się ze mnie dodając do zdarzenia kolejne wymyślone przez nie plotki.

Nie miałam pretensji do Kazika o to, że plotka o naszym niefortunnym spotkaniu rozeszła się po całym zakładzie, widziałam przecież, że kawiarnia była pełna ludzi, wśród których znalazło się kilka dziewczyn, które nie mogły sobie darować, by nie opowiedzieć wszystkim wokół jak to  niemowa Nina oblała kawą  ochroniarza Kazika, a kiedy on obrzucał ją obelgami uciekła nie obejrzawszy się za siebie.  Starałam się nie zwracać uwagi na szepty za moimi plecami, jednak bardzo mnie to bolało i obawiałam się, że dziewczyny opowiedzą o wszystkim Jarkowi, a on także będzie się ze mnie śmiał. Przez to wszystko nie śmiałam nawet spojrzeć na szklane drzwi, w których jak dawniej co jakiś czas ukazywał się Jarek, pozdrawiał wszystkie dziewczyny, a potem szeptał o czymś z czerwoną wiedźmą, by po chwili rozejrzeć się lękliwie za siebie, czy nie pojawi się ktoś, kto mógłby mu zwrócić uwagę, że w godzinach pracy nie powinien znajdować się na innym dziale.

Zawsze zastanawiałam się o czym Jarek szepcze z czerwoną wiedźmą, od czasu jednak spotkania z Kazikiem zaczęłam obsesyjnie myśleć, że wiedźma opowiada mu o mojej wpadce z kawą. Kiedy więc nachylał się nad nią próbowałam wyczytać z ruchu jego warg o czym jej opowiada, a kiedy ruda się śmiała patrząc mu zalotnie w oczy miałam wrażenie, że właśnie opowiada mu o mnie. Przez to wszystko coraz bardziej nie znosiłam tej płomiennowłosej brygadzistki, a gdy dziewczyny wymieniały się kąśliwymi uwagami na jej temat cieszyło mnie to tak bardzo, że uśmiechałam się sama do siebie.

Mimo tych krótkich chwil zadowolenia coraz bardziej czułam się w mojej pracy nie na miejscu. Łapałam się na tym, że rankiem wychodzę z domu coraz później, potem zaś biegnę z wywieszonym językiem, jak cień przemykam przez drzwi wejściowe, potem zaś nie mogę doczekać się końca dniówki mając nadzieję, że nie wszyscy wciąż plotkują na mój temat i nie wszyscy chcieliby widzieć mnie poza zakładem. Kiedy Jarek pojawiał się w drzwiach opuszczałam nisko głowę i udawałam, że szukam czegoś na podłodze, gdyż byłam przekonana, że uważa mnie za idiotkę. Jedynie, kiedy nachylał się nad rudą nie zwracając uwagi na inne dziewczyny pozwalałam sobie na to, by mu się przyglądać. Jednak i ta ostatnia przyjemność, którą czerpałam z pracy w zakładzie została mi wkrótce odebrana, kiedy zauważyłam, że Jarek pochyla się nad czerwona wiedźmą w identyczny sposób w jaki Kazik nachylił się nade mną, gdy pocałował mnie w usta. Niestety nie pomyliłam się w swoich obawach. Pewnego razu Jarek przez krotki czas przylgnął bowiem do ust rudej, a potem jeszcze raz swoje wargi przytknął do czubka jej zadartego nosa. Naszły mnie mdłości, pozostałe dziewczyny nie zwróciły jednak uwagi na ruch Jarka, a może po prostu nikogo to nie zdziwiło. Zrozumiałam, że Jarek od dawna spotyka się z rudą, dlatego ich pocałunek nikogo nie zaskoczył. To była najgorsza chwila jaką przeżyłam od chwili przekroczenia po raz pierwszy progu tego zakładu, gorsza nawet od ucieczki z kawiarni, kiedy Kazik wyzywał mnie od najgorszych. Moje życie zupełnie straciło sens, jedyny człowiek, który wzbudził moje zainteresowanie okazał się kimś, kto przywiązuje wagę jedynie do ciała i to jeszcze do ciała osoby, do której czułam jedynie awersję. Od chwil,i gdy zobaczyłam ich pocałunek byłam jak robot Skupiałam się jedynie na tym , by dużo i dobrze szyć zarówno w pracy jak i w domu, gdy przychodziły klientki. Nic mnie nie cieszyło,nie oddawałam się nawet rozmyślaniom na temat sensu życia, nie zastanawiałam się nad tym, czy już niedługo nadejdzie czas, gdy wszyscy przekonają się o mojej wyjątkowości, nie wzywałam mojego niewidzialnego braciszka, ani nawet nie zastanawiałam się czy stoi w pobliżu gotów by dać mi jakąś dobrą radę. Poza pracą skupiałam się na pomaganiu mamie  i zamykałam oczy  na wszystko dzieje się wokół. Wieczorami, gdy Michał wracał do domu czasem próbował mnie rozśmieszyć robiąc głupie miny i opowiadając zabawne historie, które dla mnie wcale nie były zabawne. Od jakiegoś już czasu spotykał się z nową dziewczyną  Adą, której nie znosiłam, ponieważ była zarozumiała zołzą i nawet nie siliła się na to, by próbować być miłą dla mnie i matki. Mnie traktowała jak powietrze, bo uznała, całkiem zresztą słusznie, że w domu nie mam nic do powiedzenia. Dla matki starała się być w miarę uprzejma, choć wcale jej to nie wychodziło.

Najczęściej przychodziła z Michałem wieczorem, potem zdawkowo witała się z matką, by po chwili zamknąć się za drzwiami pokoju mojego brata. Miałam nadzieję, że Michał wkrótce z nią zerwie i znajdzie sobie kogoś, kto przynajmniej zamieni klika słów z matką, kiedy przyjdzie nas odwiedzić. Mnie właściwie nie zależało na tym, by z nią rozmawiać, nie mówiąc już o tym, by się zaprzyjaźniać, kiedy więc zjawiała się w drzwiach naszego domu siadałam do swojej maszyny do szycia i oddawałam się pracy.

Podobnie było w pracy  do czasu, aż pewnego dnia w szklanych drzwiach pojawił się szef i poprosił mnie do biura. Zamarłam ze strachu, kiedy usłyszałam swoje nazwisko, pomyślałam bowiem, że za chwilę zostanę zwolniona..Szef miał bardzo poważną minę, wzrokiem uciekał gdzieś w bok, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma dla mnie dobrych wieści.

–         Przykro mi, pani Nino, - oznajmił bez ogródek – ale pani matka miała wylew. Przed chwilą dzwonił ktoś z pogotowia ratunkowego. Oczywiście, dzisiaj nie musi już pani wracać do pracy – dodał na pocieszenie.

Ja jednak wcale nie czułam się pocieszona. W pierwszej chwili pomyślałam, że jeśli matka miała wylew, to może być tak, że teraz będzie leżeć w łóżku, a ja będę musiała zmieniać jej pieluszki.

 

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk

Bebok - straszki śląskie

Bebok Starki i ciotki, opy i omy, somsiod i potka dobry znajomy, kożdy sztyjc straszy i yno godo, że zmierzłe bajtle, to bebok zjodo. Jak niy poschraniosz graczek z delowki, jak we Wilijo niy zjysz makowki, jak locesz, abo straszysz kamratki, jak klupiesz wieczor w dźwiyrze sąsiadki, to już cie straszom, że bebok leci. Zaroz wylezie i zeżro dzieci. Choć żejś go jeszcze niy widzioł wcale, bo sztyjc kajś siedzi som na powale, abo za ścianom szuści i klupie, abo spi w szparze w starej chałupie. Bebok w stodole, bebok je w rzece, a jak tam przidziesz, to łon uciecze. A je łoszkliwy, jak mało kiery, choć ni mo kryki, ani giwery. A jednak, bojom fest sie go dzieci, bo żodyn niy wiy, skoro przileci. Toż, kożdy dumo i rozważuje jak tyż tyn bebok sie prezyntuje. Czy łon je wielki jak kumin z gruby,   Abo, jak mrowca bebok łoszkliwy je mały, abo ciynki jak szpanga. Czy łon mo muskle i dźwigo sztanga, abo je leki jak gynsi piyrzi, abo si

Bajka o śwince po śląsku

Bajka o śwince                                     Babuć Kulo sie po placu babuć we marasie, rod w gnojoku ryje, po pije w kalfasie, kaj je reszta wopna i stare pająki, co się przipryczyły zza płota łod łąki. Gryzie babuć   wongel jak słodki bombony, po pije go wodom, kaj gebiz łod omy leżoł zmoczony. Woda zzielyniała, skuli tego bardzij mu tyż szmakowała. Zeżro wieprzek mucha,   ślywki ze swaczyny, po ym se po prawi resztom pajynczyny. Godali nom   oma, że nikierzi ludzie som gynau zmazani, choćby te babucie. Dejmy na to ujec, jak przidzie naprany, tyż jak wieprzek śmierdzi i je okulany. Śmiejymy sie z wieprzkow, ale wszyscy wiedzom- kożdego   babucia kiedyś ludzie zjedzą.