Drogi Antka.
Wszystkie drogi Antka prowadziły do tej jedynej,
rozstajnej, gdzie figurka świętej Barbary
z mieczem wyszczerbionym, jakby nigdy
nie był w użyciu.
Przyglądały się temu leniwe jęzory łopianu
i tłuste kiście dymu z pobliskiego komina,
który powiódł go w końcu ku ciemnym światom
rozjuszonego żywiołu.
Mali śmiałkowie o czarnych naciekach
wokół oczu próbowali okiełznać go
za pomocą strumyczków świateł
zawieszonych na czołach.
Światełko Antka było tylko lśnieniem pośród
tysięcy istnień upchanych w pokładach czasu.
Najbardziej martwił go fakt, że nie posiada
odpowiednich butów.
Poznał ją po wyszczerbionym mieczu.
Otuliła go drewnianym płaszczem, o który
opierały się latem pisklęta jarzębiny przydrożnej.
I pofrunęli.
Leżymy na balkonach
mamy piasek na stopach na stopach mamy
jeszcze piasek z plaży i klapki mamy
na stopach nasiąknięte wilgocią.
nad nami ptaki podobne do tych z dalekich
krain na niebie wszystkie ptaki są podobne.
w kieszeniach mamy kamyczki pachnące
przestrzenią.
zamykamy przestrzeń w kamyczkach
i w kieszeniach. nasz balkon jest osobnym
światem niepodobnym do innych światów
i do innych podobnych mu balkonów
a my jesteśmy dziećmi świata zamkniętego
w balkonie. podróż będzie w nas do
kolejnego spojrzenia na zatłoczony parking
gdzie kosz na śmieci jest samotnym jachtem
pełnym tego co z nas i z naszych marzeń.
Budujemy płoty
trawy biegną tumanami
ptaki lęgną się w podartych gniazdach
utkanych ze starych skarpetek.
dalekie morze wyrzuca resztki gumy
nadyma się z niej chmura
pęka kroplami potu.
łatamy płoty starymi opowieściami
o patykach zebranych w wąwozach
gdzie trupy wciąż pachną prochem
o bilbordach na których
uśmiechnięte dziewczęta
zatykają bułkami z wędliną
dziury w pustych oczodołach.
naprawiamy płoty drutami wystającymi
z ziemi wstrząśniętej i z kawałków ściany
pokrytej resztkami farby
w której wciąż mieszka ciepło-
strużka podobna do żyły
gdzie nadal tętni miłość.
lepimy druty z głosów małych dzieci
ich usta jak u lalek w markecie
produkowanych hurtowo.
budujemy płoty od strony lasu
i od łąki zdartej jak skalp z czarnej ziemi
od uśmiechniętych ludzi
i od zwierząt w klatkach
i od niewidomych i od niesłyszących
między powiekami
i aby odgrodzić własne oczy i uszy od głowy.
Wszystkie drogi Antka prowadziły do tej jedynej,
rozstajnej, gdzie figurka świętej Barbary
z mieczem wyszczerbionym, jakby nigdy
nie był w użyciu.
Przyglądały się temu leniwe jęzory łopianu
i tłuste kiście dymu z pobliskiego komina,
który powiódł go w końcu ku ciemnym światom
rozjuszonego żywiołu.
Mali śmiałkowie o czarnych naciekach
wokół oczu próbowali okiełznać go
za pomocą strumyczków świateł
zawieszonych na czołach.
Światełko Antka było tylko lśnieniem pośród
tysięcy istnień upchanych w pokładach czasu.
Najbardziej martwił go fakt, że nie posiada
odpowiednich butów.
Poznał ją po wyszczerbionym mieczu.
Otuliła go drewnianym płaszczem, o który
opierały się latem pisklęta jarzębiny przydrożnej.
I pofrunęli.
Leżymy na balkonach
mamy piasek na stopach na stopach mamy
jeszcze piasek z plaży i klapki mamy
na stopach nasiąknięte wilgocią.
nad nami ptaki podobne do tych z dalekich
krain na niebie wszystkie ptaki są podobne.
w kieszeniach mamy kamyczki pachnące
przestrzenią.
zamykamy przestrzeń w kamyczkach
i w kieszeniach. nasz balkon jest osobnym
światem niepodobnym do innych światów
i do innych podobnych mu balkonów
a my jesteśmy dziećmi świata zamkniętego
w balkonie. podróż będzie w nas do
kolejnego spojrzenia na zatłoczony parking
gdzie kosz na śmieci jest samotnym jachtem
pełnym tego co z nas i z naszych marzeń.
Budujemy płoty
trawy biegną tumanami
ptaki lęgną się w podartych gniazdach
utkanych ze starych skarpetek.
dalekie morze wyrzuca resztki gumy
nadyma się z niej chmura
pęka kroplami potu.
łatamy płoty starymi opowieściami
o patykach zebranych w wąwozach
gdzie trupy wciąż pachną prochem
o bilbordach na których
uśmiechnięte dziewczęta
zatykają bułkami z wędliną
dziury w pustych oczodołach.
naprawiamy płoty drutami wystającymi
z ziemi wstrząśniętej i z kawałków ściany
pokrytej resztkami farby
w której wciąż mieszka ciepło-
strużka podobna do żyły
gdzie nadal tętni miłość.
lepimy druty z głosów małych dzieci
ich usta jak u lalek w markecie
produkowanych hurtowo.
budujemy płoty od strony lasu
i od łąki zdartej jak skalp z czarnej ziemi
od uśmiechniętych ludzi
i od zwierząt w klatkach
i od niewidomych i od niesłyszących
między powiekami
i aby odgrodzić własne oczy i uszy od głowy.
Komentarze
Prześlij komentarz