Przejdź do głównej zawartości

Posty

Nocą

Zrób dla mnie ołtarzyk George ty jedyna. stań przy kominku oddzielonym od wszystkich kontynentów. za życia i po śmierci jestem podróżnikiem w ciele w miłości w muzyce i w sercu które podróżowało oddzielnie zamknięte w szczelnym pudełku by zasnąć w preludiach ludów nucących melodie swoich przodków czy ołtarze wyginających palce do ostatnich zwojów nerwów oddadzą mi lata? dlatego zrób dla mnie ołtarzyk George ty jedyna. stań u wrót nieba duszą bez ciała miłością bez serca muzyką bez melodii zatańcz dla mnie walca. Nocą nasi Aniołowie leżą obok siebie a my wciąż boimy się podać sobie dłonie że to już na zawsze że zawsze będzie zawsze. Będąc na pogrzebie patrz na ubrania. nie bądź zbytnio ciekawa czy prywatny anioł opuścił na dobre nieboszczyka. a zmarły cierpiał na klaustrofobię. nazywał imieniem swój różnokształtny cień. choroby nie nazywał żadnym imieniem. nie patrz okiem wroga ani sercem przyjaciela będąc na pogrzebie. myśl o latawcac

Bazia - ostatnia z rodu skrzatów

Bazia, ostatnia z rodu skrzatów. I Wiele lat temu wielka, leśna kraina rozpoczynała się tuż za wsią, gdzie rozciągał się Las Górny, który jak zresztą sama nazwa wskazuje rósł na rozległym wzniesieniu. Na jego obrzeżach spotkać można było niskie drzewa orzechów laskowych, dzikie czereśnie i krzewy jeżyn, pomiędzy którymi królowały zielone pióra paproci i wysoka, trawa. Czym głębiej wchodziło się w Las Górny, tym drzewa i krzewy były wyższe. Spotkać można tu było wiele wszędobylskich białych brzóz, pod którymi swoje miejsca upodobały sobie śliskie maślaki, żółtawe kurki i wyniosłe, brązowe koźlarze na jasnych nóżkach. Obok brzóz spotkać było tu można wielkie olchy, pospolite graby, rozłożyste topole, a zaś w samym środku Lasu Górnego mieniły się czerwienią cudne drzewa jarzębiny. Las Dolny zaczynał sie u podnóża wzgórza, a królowały w nim wielkie buki o szarawej korze i potężne, olbrzymie dęby między którymi czaiły się włochate, zielono- rudawe mchy, niskie rośliny leśne i rzadka trawa,

Jak my do Europy wlazowali.

Jak my do Europy wlazowali. Niy mogły nastyknyć boroki szwoczki z bajtrowaniym tych kilometrow fan z gwiozdkami, ale kiery zdążoł, tyn mog se wywiesić na chałpie, abo kole firmy znak, że kiery, jak kiery, ale łon już we Europie je. Ale som tyż i tacy, kierzi godajom, że niy widzom w tym żodnej nowośći, bo przeca łoni już tam downo boli we tyj Europie i niy ma to dlo nich żodno dziwota. A dyć mój ujec Zefel tyż boł we Europie chocioż umrzoł dwadziyścia rokow tymu, przeca boł fojermonym, kiery zajechoł w delegacyjo aż do samego cesorza Wilusia. Toż boł w Europie , czy niy boł? A zaczyno sie łod tego, że fojermony ze Moszczynice chciały mieć nowo sikowka, bo ta staro to sie im już blank rozsuła. Toż zeszły sie piyrsze wszystki chłopy we szynku, coby sprawa łobgodać. Jako gasić łogiyń bez sikowki? – pado Hynio Brachmański – A ku tymu zbliżo sie festin majowy, przidom wszystki frelki pozaglondać jak gaszymy fojera. Coż robić, coż robić? – biadoliły fojermony. Nic, yno trza jechać w delegacy

Knif na utopca

Knif na utopca Boło to na wieczor za wsiom kole stawu, szoł se z torgu du dom Antek wroz ze babom, pełne tasze niesom, cojś se rozprowiajom, widzom,że po stawie trzi szlajfy pływajom. - Obejrz Antek szlajfy piykne utopione, chyba ich ktojś wyciep! Ach, jaki czerwione! – raduje sie baba i ku wodzie leci – Jedna bydzie dlo mie, a te dwie dlo dzieci. Jak yno podlazła, to narozki z toni wyskoczoł utopiec i podlecioł ku ni, ciągnie jom do wody, gymba mo jak żaba. Już pod wodom głowa styrczono mo baba. Antek wszystko widzi i leci jom bronić, ale go utopiec tyż ciągnie ju toni. Jednom rynkom baba flot za kudły łapie z wody jom wytargoł z utopkiym sie szarpie. Łoba wyskoczyli na trowa i teraz Antek i utopiec łokropnie sie pierom. Utopiec o zola ciepie przeciwnikiym, za chwila zajś Antek puczy go strzewikym. Roz jedyn, roz drugi ciągne w swoja strona. Skąd sie w Antku siła naroz tako wziyna?! Łoba majom bojle sine pod łoczami, łobuch bolom muskle. Dziwy nad dziwami! Aż

Wrysowani w łóżko

Portret pradziadka odbija się w lustrze teraz wypełnia pokój rozkłada swoje fajki po wszystkich szufladach. okrzyki wojskowe rozbijają się o szyby zmieniając się w miarowy tętent koni pogrzebanych pod fundamentem dalekiego miasta. stawia w rogu laskę i zardzewiały pyrlik z odciskiem szerokiej jak łopata dłoni. ujeżdża krzesło z odrapaną nogą. sadza na dywanie wszystkie swoje dzieci sznurując im usta szarobrunatną skibą ziemi podzieloną na dziewięć. nagle wszystko cichnie pod jego spojrzeniem. tylko gdzieś za plecami prawie niesłyszalny szelest fartucha kobiety z twarzą przeoraną skórzanym rzemieniem. Czarna Madonna z modlitewnikiem stoi ukryta w najciemniejszym kącie. Oglądam fasolę pamiętam jak z mamą łuskałyśmy fasolę. jej młode wydłubane w całości nie jak dziecko sąsiadki wiedźmy która miała nawet włosy przeklęte. to w nich tkwi diabeł który zrobił jej wielki brzuch. kominy biegły za dymem w górę pod miedzę jak nasze życie pod hałdą. tylko pan sztygar miał biały dym dlatego kobiet

Harleyowiec

Harleyowiec. – Która godzina? - sięgnęła po komórkę, która nie wiadomo czemu miała brzydki zwyczaj wpełzania między poręcz fotela i raz po raz trzeba było ją wydobywać wciskając dłoń w wąską szparę. - Jeszcze masz czas. Napijesz się herbaty? - matka była cierpliwa. Nigdy się nie denerwowała, ani kiedy córka chodziła po pokoju w tę i z powrotem oczekując na sanitarkę, ani gdy zrzędziła tak bardzo, że trudno było z nią wytrzymać. Wiedziała, że domownikom trudno się z nią współżyje, ale swoje zachowanie tłumaczyła tym, że osoba bardzo chora ma prawo do narzekania. Oni są zdrowi, mogą sobie chodzić gdzie chcą, robić sobie po całych dniach na co tylko mają ochotę, niech więc zrozumieją, że taka osoba jak ona jest w o wiele gorszej sytuacji, niż chociażby taka Stasia, która wciąż skarży się, że boli ją kręgosłup, albo , że nogi jej puchną. Biedny Jarek, wierzy we wszystko, nawet w to, że dziecko podczas gwałtownych ruchów sprawia jej ból. Głupia Stasia, nie potrafi docenić tego, co przyszł

Z winkszowaniym na Nowy Rok

Z wikszowaniym w Nowy Rok Kończom sie świąteczne chwile, do roboty czas sie kludzić, a za rok sie wszystko zmiyni i ubydzie trocha ludzi i przibydom nowe dzieci, mono lepszy mieć bydymy, a za rokow poranoście zmiyni sie oblicze ziymi. - Zaglondej Kinga wiela żech nazbiyrała piniyndzy za winkszowani! - asiła sie mało Marteczka - Od starki Any, od starzika Chimka, a tu od moji potki i jeszcze szekulady, a od ciotki Hildy apluzyny. Skończ sie przekazować swojimi geszyngami, a dej mi jeszcze trocha podrzymać - nerwowała sie Kinga Praje na to wszystko wlyźli mamulka i łoprzezywali Kinga - Dziołcho, dziołcho - chalatali - by cie tyż mogło byc gańba, juz trzisztwierci na łosiym, a tyś jeszcze niy boła powinkszować starzikowi, ani potce. Tak sie niy godzi w Nowy Rok. - A dyć dejcie pokoj mamulko - broniła sie dziołcha - wiycie żech prziszła dziepiyro rano ze Sylwestra, toż mom chyba prawie se cołki dziyń pospać. Jeszcze zdąża zonścć dyć do Trzech Kroli sie winkszuje. - Ja, ale do strzikow i po