Zza szyby
bańki deszczu tańczą podbijane wiatrem.
fontanna kwiatów układa się
w puchowy dywan w zagłębieniu kałuży.
dziewczyna przykłada zimny nos do szyby.
oddycha spadającym kwieciem.
deszcz tętni w jej żyłach.
śmierć stoi za jej plecami.
śpiewa głosem poranionego owada
uderzając o szyby.
ból zamieszkał w jej domu.
dziewczyna jest jego matką połyka go
szlocha w niej deszczem.
wyje zasypiając
gdy niebo wolno zlewa się z ziemią.
W parku
kobieta wpatruje w zygzak nakreślony
wykrzywioną dłonią.
tylko ona rozumie.
jej syn uśmiecha się wyszczerzając zęby.
widzi jasny promyk który przysiadł w jej włosach
niczym zwinna jaszczurka.
bawi się nim wzrokiem.
jaszczurka prześlizguje się po ramieniu
chowa się w gąszczu drzewa.
przy jego pniu przycupnął wózek
z kołami jak oczy olbrzyma.
na gałęzi dzikiej jabłoni usiadł szary gołąb.
chłopiec schronił się w ciszy jego skrzydeł.
W pewnym miejscu
liście grają na palcach poranionych gałązek.
śpiewają o ptakach które odleciały zeszłego roku.
dziewczynka domaga się lodów waniliowych.
niedługo liście odlecą i nadejdzie zima.
matka osłania głowę żałobną chustą.
na ulicy nie rozdają chleba.
tylko muchy rozbijają się o ściany budynków.
jeszcze liście grają bezduszną melodię.
nadchodzi burza.
dziewczynka nasłuchuje.
na ulicy upadł właśnie Anioł z przestrzeloną piersią.
bańki deszczu tańczą podbijane wiatrem.
fontanna kwiatów układa się
w puchowy dywan w zagłębieniu kałuży.
dziewczyna przykłada zimny nos do szyby.
oddycha spadającym kwieciem.
deszcz tętni w jej żyłach.
śmierć stoi za jej plecami.
śpiewa głosem poranionego owada
uderzając o szyby.
ból zamieszkał w jej domu.
dziewczyna jest jego matką połyka go
szlocha w niej deszczem.
wyje zasypiając
gdy niebo wolno zlewa się z ziemią.
W parku
kobieta wpatruje w zygzak nakreślony
wykrzywioną dłonią.
tylko ona rozumie.
jej syn uśmiecha się wyszczerzając zęby.
widzi jasny promyk który przysiadł w jej włosach
niczym zwinna jaszczurka.
bawi się nim wzrokiem.
jaszczurka prześlizguje się po ramieniu
chowa się w gąszczu drzewa.
przy jego pniu przycupnął wózek
z kołami jak oczy olbrzyma.
na gałęzi dzikiej jabłoni usiadł szary gołąb.
chłopiec schronił się w ciszy jego skrzydeł.
W pewnym miejscu
liście grają na palcach poranionych gałązek.
śpiewają o ptakach które odleciały zeszłego roku.
dziewczynka domaga się lodów waniliowych.
niedługo liście odlecą i nadejdzie zima.
matka osłania głowę żałobną chustą.
na ulicy nie rozdają chleba.
tylko muchy rozbijają się o ściany budynków.
jeszcze liście grają bezduszną melodię.
nadchodzi burza.
dziewczynka nasłuchuje.
na ulicy upadł właśnie Anioł z przestrzeloną piersią.
Komentarze
Prześlij komentarz