Przejdź do głównej zawartości

Opowieść wigilijna





OPOWIEŚĆ WIGILIJNA





Pokój w starym domu. Na środku stoi stół, obok dzieci dekorują choinkę.

Z tyłu stoi chór.



Chór śpiewa „ Cicha noc”.



Babcia kręci się wokół stołu, mama przygotowuje kolację wigilijną. Dziadek siada na niskim krzesełku. Ruchem ręki przywołuje dzieci.



Dziadek:

Podejdźcie, opowiem wam coś zanim babcia i mama przygotują kolację. Jestem już stary i pamiętam wiele wigilii i tych spędzonych z waszą mamą, kiedy była jeszcze małą dziewczynką i tych wcześniejszych, gdy żyli jeszcze moi rodzice i dziadkowie. Gdy byłem małym chłopcem, takim jak ty Jacusiu [ dziadek głaszcze chłopca po głowie] mój dziadek zabrał mnie do lasu w wigilijny poranek, żeby ściąć niską sosenkę, taką, jak ta , która stoi tu obok, ale różniła się tym, że była żywym drzewkiem. Kiedy byliśmy w lesie zobaczyłem piękną choinkę na środku polany. Dziadek wyjął z koszyka siekierę i zaczął ją ścinać. Nudziło mi się, więc zacząłem rozglądać się po lesie. Wszędzie było biało, gdyż śniegu tego roku było dużo. Słońce schowało się za chmurami, a kiedy znów wyjrzało rzuciło na śnieg małe, czerwone promyczki. Wyglądało to jakby na śniegu zakwitły czerwone róże. Pobiegłem do dziadka, gdyż chciałem pokazać mu to cudne zjawisko, ale kiedy odwróciłem głowę czerwonych różyczek nie było już na śniegu.



Babcia [podchodzi do dzieci]:

Kiedy byłam mała babcia opowiadała mi starą legendę, że zawsze w wigilię na śniegu zakwitają czerwone różyczki. Pojawiają się one w miejscu, na które łaskawym wzrokiem spojrzy Matka Boska. Ale zobaczyć może je tylko ten, kto ma czyste serce. Zobaczyć może je dziecko, a ty dziadku byłeś wtedy dzieckiem o sercu czystym, jak to Dzieciątko w żłobku.



Mama wyjmuje z drewnianej skrzyni szopkę. Nuci : „ Przybieżeli do Betlejem”.

Do pokoju wbiega Ania.



Ania:

Mamo, mamo Adaś się zgubił!



Mama: Jak to?!



Ania:

Lepiłam dla niego bałwanka, nie zwracałam uwagi na to co robi. A potem , gdy odwróciłam głowę Adaś zniknął.



Mama [odwraca się do dzieci]:

Pobiegnijmy go szukać. Babciu, dziadku, wy zostańcie na wypadek gdyby wrócił.



Wszyscy wybiegają. Babcia płacze.



Dziadek:

Nie martw się na zapas. Jest wigilia. Nowo narodzony Jezus nie pozwoli na to żeby coś złego przytrafiło się Adasiowi.



Wbiegają dzieci i rodzice. Prowadzą Adasia.



Mama:

Schował się za domem. Ale nas przestraszyłeś synku!



Tata:

Dzieci zacznijcie przygotowywać stół. Aniu patrz do okna czy już aniołki nie zapaliły pierwszej gwiazdki na niebie. Jasiu włóż trochę siana pod obrus, Agatko przygotuj świece.



Dziadek:

Kiedy zasiądziemy do stołu trzeba pamiętać żeby nie było przeciągów. Pamiętam, gdy byłem mały zgasła nam kiedyś świeca przy kolacji wigilijnej. Tego roku zmarł mój ojciec.



Babcia:

Nie strasz dzieci. Lepiej zaśpiewajmy kolędę.



Wszyscy śpiewają „ Dzisiaj w Betlejem”



Adaś:

Widziałem kwiatek.



Jaś: Jaki kwiatek?



Adaś:

Tam za domem na śniegu, czerwony kwiatek.



[Wszyscy podchodzą do chłopca, przyglądają mu się.]



Mama:

Adaś ma czyste serce.



Jola:

Jak Dzieciątko nowonarodzone.



Dziadek: Zobaczył róże na śniegu. Błogosławione dziecko.



Mama:

Cicho! Zdawało mi się, że w drugim pokoju stuknęło okno.



Babcia:

To pewnie Dzieciątko przyniosło podarki. Siadajmy do stołu żeby Go nie przestraszyć.



Mama:

Dziewczynki, a po kolacji możecie wyjść na chwilę przed dom , żeby posłuchać z której strony szczekają psy.



Jolka:

Po co?



Tata:

Z tej strony, z której usłyszycie szczekani przyjdzie wasz przyszły kawaler.



Wszyscy śmieją się, zasiadają do stołu. Chórek śpiewa kolędę: „ Gdy śliczna Panna”

Komentarze

Gwara śląska najgryfniejsze wlazowania

Kuloki i hajcongi

Jak już przidzie styczyń to praje dycko je bioło za łoknym, aże bioło, autami ludzie niy poradzom wyjechać ze swojich placow skuli śniegu, a kaj człowiek sie yno niy podziwo, lotajom ludziska po szesyjach z roztomańtymi hercowami i inkszymi łopatami i łodciepujom te wielki hołdy. Wszyndzi je gładko i trza dować pozor jak sie idzie we ważnej sprawie na klachy do somsiadki, abo do roboty. A jak je zima w chałpach! Trza hajcować we wszystkich piecach, bo inakszy pazury łod mrozu ulatujom. Jo dycko myślach że nojlepszy sie majom ci, kierzi miyszkajom na blokach, bo dycko majom ciepło, niy muszom sie marasić wonglym, ani wachować piecow, coby w nich niy zagasło, ale ostatnio słysza, że i na blokach ni ma tak blank dobrze, bo bezmała som tam jakiś haje o liczniki przi tych fojercongach. A zajś jak kiery miyszko we swoji chałpie, to musi już na jesiyń sie o wongel starać, a w zimie niy umi se bez żodnej komedyje ponść z chałpy, bo zarozki we piecu zagaśnie i kaloryfer zamiast parzić po puk...

Przepisy po śląsku - Pikelsznita

Pikelsznita z ajerkoniakiym Pieczymy dwa biszkopty w bratrule – jedyn bioły i jedyn kakaowy. Oba mażymy ajerkoniakiym. Bierymy liter mlyka i warzymy dwa budynie śmietonkowe, mogymy tam dosuć trocha wanilie. Do krymu dodować po troszce ubitego fajnie masła, kierego bierymy kole szterdzieści deko. Sztyjc miyszać, coby sie cfołki niy porobiły. Krym mazać hrubo miyndzy biszkopty polote ajerkoniakiym i trocha po wiyrchu. Jak kiery rod, to może se to pomazać z wiyrchu polywom szekuladowom.

Bajka o śwince po śląsku

Bajka o śwince                                     Babuć Kulo sie po placu babuć we marasie, rod w gnojoku ryje, po pije w kalfasie, kaj je reszta wopna i stare pająki, co się przipryczyły zza płota łod łąki. Gryzie babuć   wongel jak słodki bombony, po pije go wodom, kaj gebiz łod omy leżoł zmoczony. Woda zzielyniała, skuli tego bardzij mu tyż szmakowała. Zeżro wieprzek mucha,   ślywki ze swaczyny, po ym se po prawi resztom pajynczyny. Godali nom   oma, że nikierzi ludzie som gynau zmazani, choćby te babucie. Dejmy na to ujec, jak przidzie naprany, tyż jak wieprzek śmierdzi i je okulany. Śmiejymy sie z wieprzkow, ale wszyscy wiedzom- kożdego   babucia kiedyś ludzie zjedzą.