Ślub już się odbył
będą tak siedzieć nieruchomo
aż do śmierci papieru.
z ich twarzy zwisają uśmiechy
muszą je utrzymać w szyku
żeby nie namieszały.
na sukni panny młodej
jest kilka żółtych plamek
w kształcie rączki i nóżki
i takie małe serduszko.
on patrzy na nią z czułością
we włosach nikły zarys pioruna
a może esy floresy
wyskakujące z głowy.
choć równo trzyma brodę
zdaje się nią potrząsać
jakby nie mógł doczekać się
niedalekiej przyszłości.
rodzice patrzą przed siebie
nie chcą przerzucać na nich
odwiecznych walk o przetrwanie.
niezapłacone rachunki
szybują dokoła wraz z liśćmi.
to była jesień przecież
najlepszy czas do zawarcia
czegoś co może odlecieć
by potem osiąść na śniegu.
dokoła ciotek krążą
bezpańskie koty a jeden
usiadł na twarzy wujka
który spod ziemi mruczy
i nic go już nie obchodzi.
a my w ostatnim rzędzie
z resztkami młodości w oczach
wyblakli jakby nas wcale
na swoich miejscach nie było.
Widzę po drugiej stronie ciebie
odchodzisz potykasz się na schodach
zostawiasz kawałek paznokcia pod progiem
szczekasz na psa w przedpokoju
zabierasz kurz z klatki schodowej
wraz z kłaczkiem którego od lat
nikt nie posprzątał.
widzę choć jeszcze tu stoisz pochylasz się
i mówisz że rozgnieciesz łzę
wetkniętą w podbrzusze na mojej fotografii
że zostanie tam mała ranka
będziemy ją oglądać gdy będziemy starzy.
potem patrzysz przeze mnie
a ja przez ciebie
po drugiej stronie ciebie
rozrywam próg by wydobyć paznokieć
wydrapuję wielką dziurę bo
papier i miłość tak łatwo zniszczyć.
będą tak siedzieć nieruchomo
aż do śmierci papieru.
z ich twarzy zwisają uśmiechy
muszą je utrzymać w szyku
żeby nie namieszały.
na sukni panny młodej
jest kilka żółtych plamek
w kształcie rączki i nóżki
i takie małe serduszko.
on patrzy na nią z czułością
we włosach nikły zarys pioruna
a może esy floresy
wyskakujące z głowy.
choć równo trzyma brodę
zdaje się nią potrząsać
jakby nie mógł doczekać się
niedalekiej przyszłości.
rodzice patrzą przed siebie
nie chcą przerzucać na nich
odwiecznych walk o przetrwanie.
niezapłacone rachunki
szybują dokoła wraz z liśćmi.
to była jesień przecież
najlepszy czas do zawarcia
czegoś co może odlecieć
by potem osiąść na śniegu.
dokoła ciotek krążą
bezpańskie koty a jeden
usiadł na twarzy wujka
który spod ziemi mruczy
i nic go już nie obchodzi.
a my w ostatnim rzędzie
z resztkami młodości w oczach
wyblakli jakby nas wcale
na swoich miejscach nie było.
Widzę po drugiej stronie ciebie
odchodzisz potykasz się na schodach
zostawiasz kawałek paznokcia pod progiem
szczekasz na psa w przedpokoju
zabierasz kurz z klatki schodowej
wraz z kłaczkiem którego od lat
nikt nie posprzątał.
widzę choć jeszcze tu stoisz pochylasz się
i mówisz że rozgnieciesz łzę
wetkniętą w podbrzusze na mojej fotografii
że zostanie tam mała ranka
będziemy ją oglądać gdy będziemy starzy.
potem patrzysz przeze mnie
a ja przez ciebie
po drugiej stronie ciebie
rozrywam próg by wydobyć paznokieć
wydrapuję wielką dziurę bo
papier i miłość tak łatwo zniszczyć.
Komentarze
Prześlij komentarz